Kinder Bueno to jeden ze słodyczy, które przez ostatnie lata uważałam za pyszne, ale niepraktyczne. Pyszne – wiadomo, z uwagi na smak. Niepraktyczne zaś, ponieważ leciutka budowa batona sprawia, iż żołądek i psychika nie rejestrują treści. Przynajmniej moje. Zupełnie inaczej zapisuje się we mnie spożycie Snickersa czy nawet lżejszego w budowie Pawełka. W efekcie mimo zamiłowania do kompozycji smakowej Kinder Bueno nie miałam ochoty kupować batona i tracić na niego czasu.
Ochota na degustację po latach przerwy – wszak od ostatniego spotkania i recenzji na livingu minęło prawie siedem lat – przyszła mi na początku tego roku. Postanowiłam upolować klasyczne Kinder Bueno i przekonać się, czy po zmianie gustu i spadku tolerancji wobec poziomu słodyczy w deserach pozostanę przy zachwycie klasykiem Ferrero. Za wersją białą nie przepad(ał)am, toteż tej nie wzięłam.
Kinder Bueno baton
Niektóre słodycze zaprezentowane na blogu po latach od pierwszej recenzji okazują się inne. Mają nowe składy, wartości odżywcze czy gramatury. Ale nie Kinder Bueno. Orzechowy batonik – zaprojektowany dla dzieci, ale promowany jako dla dorosłych – mimo upływu czasu pozostaje taki sam. Miła odmiana.
Kinder Bueno marki Ferrero dostarcza 572 kcal w 100 g.
1 batonik Kinder Bueno waży 21,5 g i zawiera 123 kcal.
Klasyczny baton Kinder Bueno ma dwa paluszki, waży 43 g i dostarcza 246 kcal.
Na pewno chcielibyście wiedzieć, jak aktualnie odbieram aromat Kinder Bueno. Prawdę mówiąc, ja też. Niestety z bliżej nieokreślonego powodu nie poświęciłam kwestii zapachu ani jednego słowa. To i tak lepsze niż niezapisanie notatki, którego ofiarą padłam kilka miesięcy później. Wówczas udało mi się odtworzyć zapiski, bo byłam świeżo po degustacji. Z kolei podczas tworzenia recenzji Kinder Bueno pamiętałam już tylko kluczowe odczucia. Doświadczenie aromatu nie załapało się do wspomnień.
Kinder Bueno jest batonem bardzo ładnym, smukłym, zgrabnym. Dopracowanym i eleganckim. Od zewnątrz zapamiętałam je idealne. Wnętrze natomiast zaskoczyło mnie ciemnawą, szarawą barwą. Krem pełny ciemnobrązowych punkcików przywodzi na myśl masę orzechową bądź cappuccino. Byłam przekonana, że jest jasny, beżowy. W starej recenzji i na opakowaniu rzeczywiście taki jest. Hmm.
Na mlecznej czekoladzie znajdują się cienkie linie czekolady ciemnej, zapewne deserowej. Polewa jest nietrwała i topi się w palcach nawet w chłodnych miesiącach roku (baton jadłam w niepogodnym dniu kwietnia). Ferrero zastosował ją wyłącznie symbolicznie, toteż jest cietniuteńka. Daje się poznać jako elastyczna niczym plastelina, co wyjaśnia łatwe topnienie w palcach. Można ją ściągnąć zębami jak niezastygniętą masę. Z uwagi na cienkość trudno cokolwiek powiedzieć o konsystencji. Smak oddaje słodką plebejską mleczną czekoladę, czyli dokładnie to, czym polewa jest.
Brak treściwości Kinder Bueno wynika z zastosowania lekkiego wafelka i połączenia go z innymi lekkimi tworami. Choć zapamiętałam wafel jako cienki, po latach przerwy odnotowałam względną grubość. Grubawawawość. Mimo marginalnej stetryczałości przyjemnie chrupie. Smak pozostaje w ukryciu.
Sercem batona Ferrero jest krem. Daje się poznać jako gęsty, tłusty, mulisty i drożdżowawy. Prawdziwie masowy, mimo rozmiaru treściwy. Przyjemnie oblepia buzię. Niestety smakiem włada cukrowość. Za nią stoi mleczny orzech laskowy. W tle utrzymują się gorycz i sztuczność tegoż orzecha.
Popularny baton Kinder Bueno od Ferrero oferuje przyjemne zestawienie konsystencji i smaków. Chociaż najwięcej miejsca – 54% – zajmuje krem, mleczną czekoladę czuć wyraziście. Jest plebejska i urocza. Miło zaskakuje również wafelek, który zapamiętałam jako twór cienki i jednoznacznie lekki, tymczasem raczy zęby i żołądek subtelną grubością. Najeść się nie sposób, niemniej zawsze to coś.
Pomimo wielu zalet drzewiej wielbione Kinder Bueno nie utrzymało miejsca w zestawieniu słodyczy o idealnych smakach. Nawet kiedy spożywa się baton w całości, spod czekoladowości i mleczności orzechowego kremu przebija się goryczka sztuczności orzechów laskowych. Krytyczną wadę natomiast stanowi cukrowość, która wprost morduje. Gdyby nie fakt, iż do testu wyciągnęłam z folii dwa paluszki, drugiego bym nie zjadła, tylko komuś oddała. Cóż za rozczarowanie.
Ocena: 3 chi
Skład i wartości odżywcze:
Opis: Wafel pokryty mleczną czekoladą wypełniony delikatnym mleczno-orzechowym nadzieniem (54%).
Skład: czekolada mleczna 31,5% (cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, mleko odtłuszczone w proszku, masło odwodnione, emulgator: lecytyny (soja); wanilina), cukier, olej palmowy, mąka pszenna, orzechy laskowe (10,8%), mleko odtłuszczone w proszku (8,5%), mleko pełne w proszku (5,5%), czekolada 1,5% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyny (soja); wanilina), kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, emulgator: lecytyny (soja); substancje spulchniające (wodorowęglan sodu, wodorowęglan amonu), sól, wanilina. Składniki mleka: 19,5%.
Kalorie w 100 g: 572 kcal
Wartości odżywcze w 100 g: tłuszcz 37,3 g (w tym kwasy tłuszczowe nasycone 17,3 g), węglowodany 49,5 g (w tym cukry 41,2 g), białko 8,6 g, sól 0,272 g.
Gdzie kupić: Lidl, Biedronka, Żabka, Leclerc, Auchan, Carrefour
Cena: 2,65-3,19 zł
Wstęp jest niczym wyczytany z mojej głowy.
Pyszne, ale NIEPRAKTYCZNE. Jem i nie czuje, że jem dlatego… nie jem. Nie wiem czy to ma sens co piszę, ale niestety z tego względu raczej go omijam, bo co z tego, że dobre jak zapominam o nim po minucie, a w brzuchu burczy nadal.
Ale smakowo to klasyk i top.
I właśnie dlatego Kinder Bueno jest tak słodkie – żebyś nie zapomniała, że zjadłaś.
Łamiesz mi serce :( Dla mnie wciąż jest idealny w kwestii smaku, ale ze względu na małą treściowość kupuję sporadycznie.
O dziwo jest to jeden z niewielu (jedyny?) produktów z linii Kinder, które nawet Marcinowi nie siadły.
Ja baaardzo rzadko jadam Kinder bueno, ale nie przez niepraktyczność – ja i tak raczej nie najadam się wafelkami, prędzej już jakimś batonem z orzechami – a przez jego cenę :D ale jakis miesiąc temu dostałam bueno w prezencie i wciąż bardzo mi smakowało, choć mam wrażenie że kiedyś zachwycilo mnie bardziej :D
Oczywiście cena słodyczy także ma znaczenie w kontekście moich wyborów.
Uwielbiam i to jeden z moich ideałów smakowych, acz ukazuje to nasze różne podejścia do słodyczy :D Dla mnie słodyczami nie powinno się najadać, one mają być ,,nadto” jako np. deser po obiedzie na dobitkę, gdy napada chcica na coś słodkiego. Traktuję je jak dodatek i dlatego pewnie żadne pralinki, czy cukierki, które działają Ci na nerwy, ja osobiście lubię. Co kto lubi :)
Niezmiernie rzadko miewam ochotę na „słodką dobitkę” po niesłodkim posiłku, stąd różne podejścia. Gdybym po obiedzie miała zjeść Kinder Bueno czy cukierka, równie dobrze mogłabym postawić na kawałek kiełbasy, kromkę chleba czy jajko. Ten sam poziom ochoty i uciechy.
Ty i kiełba? To ironia, czy coś mnie ominęło? :D
Co prawda to był tylko pierwszy lepszy przykład, ale rzeczywiście w tym roku wróciłam do mięsa, a kiełbę zawsze lubiłam :)
Skąd decyzja o niejedzeniu i powrocie do mięsa? :) Być może o tym pisałaś i przeoczyłam.
Decyzja o niejedzeniu mięsa była etyczna. Docelowo nie będę jadła wcale lub będę jadła okazjonalnie – mam czas na ustalenie tego. Chwilowo zajmują mnie ważniejsze sprawy, mianowicie własne zdrowie.
Mam podobne odczucia – niby pyszny, a jednak nie chce się go jeść. Tak z innej beki to mam sugestię techniczną. Odkąd na zdjęciach pojawił się znak wodny, ich jakość mocno spadła przez zwiększoną kompresję. Wygląda to tak, jakby zdjęcia były dwukrotnie zapisywane jako JPG, być może drugi raz jest zapisany w nie najwyższej jakości.
Dzięki za uwagę. Nie chcę poświęcać blogowi więcej czasu, niż poświęcam obecnie, więc musi tak zostać.
Spoczko, rozumiem :3
Od dziecka uwielbiałem smak wszystkich produktów Kindera, ale już wtedy coś mi w nich nie pasowało. Przede wszystkim fakt, że Twój żołądek nie czuje batona Bueno jest obecny w praktycznie wszystkich produktach tej marki (jedynie z Maxi Kingiem tak nie mam). Kolejną rzeczą jest cena, wszystkie Kindery są tak bardzo nie warte swojej ceny, że to szok. Już bardziej wolę kupić sobie jakąś tanią tabliczkę czekolady niż to. No ewentualnie ten Maxi King, jak dla mnie tylko ten produkt ratuje tę firmę.
Dzięki za komentarz, niemniej element marketingu szeptanego poszedł do śmieci :)
Aj karamba. Tyle że to nie marketing szeptany a jedynie pozycjonowanie strony :P Nie mniej jednak, komentarz zostawiłem wyrażając moje prawdziwe odczucia co do produktów tej firmy.
Marketing szeptany z linkami jest jedną ze strategii pozycjonowania strony, więc wszystko się zgadza ;)