Opowiadanie: Wizyta babci

Tego roku urodziny mojej przyjaciółki wypadły w zimie. Dawniej, w okresie bliskości między nami i ochoczego pielęgnowania relacji, rokrocznie celebrowałyśmy jej szczególny dzień w samym środku gorącego dnia. Teraz zaś, kiedy szłam do jej domu szczelnie owinięta szalem, kurcząc się z zimna wewnątrz ocieplanego płaszcza, aż nadto czułam symbolikę chłodu pomiędzy nami. Nie pamiętałam jej adresu ani twarzy. Nie pamiętałam nawet, kim jest. Świętowanie urodzin w lecie skończyło się dla nas bezpowrotnie.

O dziwo na uroczystość nie zostałam zaproszona sama. Mogłam zabrać, kogo tylko chciałam. Przystanęłam więc w zaśnieżonym ogródku przed domem przyjaciółki i ulepiłam babcię. Zbudowałam ją ze świeżo napadanego śniegu, wspomnień i tęsknoty. Była blada jak pod koniec życia, skurczona i mała, ale uśmiechnięta. Spojrzała na mnie przyjaźnie i pozwoliła poprowadzić się do ciepłego wnętrza, skąd dochodziły odgłosy życia – śmiechy, okrzyki, pobrzękiwanie naczyń.

Przyszłyśmy jako ostatnie. Choć dom był duży, przyjaciółka przeznaczyła dla gości mało miejsca. Dookoła niewielkiego okrągłego stołu zbitego z palet bądź znalezionych gdziekolwiek desek przechadzały się sępy, próbując znaleźć najbardziej komfortowe miejsce, najmniej wymagające siedzenia tuż przy drugiej osobie. Niestety nie dało się takiego znaleźć. Kiedy wszyscy usiedliśmy, każdy uczestnik urodzin miał ramiona przyciśnięte do ramion sąsiadów tak bardzo, że nie sposób było określić, gdzie zaczyna, a gdzie kończy się pojedyncza osoba.

Miejsca przydzieliła nam przyjaciółka. Mnie posadziła pomiędzy swoją nową mną a chłopakiem. Z trudnością robiłam dobrą minę do złej gry. W rzeczywistości, gdybym tylko mogła decydować, usiadłabym gdziekolwiek indziej. Nienawidziłam osoby, którą dostałam za sąsiada na najbliższe godziny. Chłopaka, który niszczył życie tej, którą niegdyś kochałam, i który stał się jedną z wielu kości niezgody pomiędzy nami. Nie powiedziałam jednak niczego. Tego dnia z mojego gardła nie wydostał się ani jeden dźwięk. Nie odezwałam się nawet wtedy, kiedy przyjaciółka wysłała moją babcię do pokoju obok, bo przy stole zabrakło miejsca.

Pokój urodzinowy bezpośrednio przylegał do pokoju telewizyjnego, stanowił pomieszczenie przechodnie. We framudze zamiast drzwi znajdowały się staromodne wisiorki z drewnianymi koralikami. My widzieliśmy babcię, a ona nas. Została posadzona w wygodnym miękkim fotelu, równie starym co ona. Przed nią stał sędziwy telewizor, wielkie pudło z XX wieku. Na ekranie leciało coś, co oglądają starzy ludzie. Coś, co cieszy nawet tych, którzy mają chorobę Alzheimera. Wystarczy, by było kolorowe i głośne. Taki zresztą był powód, dla którego przyjaciółka wyłączyła babcię z urodzin: choroba. Twoja babcia i tak niczego nie zrozumie – pomyślała niemal na głos, patrząc mi prosto w oczy, po czym wzruszyła ramionami i wypchnęła starą kobietę z pokoju przygotowanego do świętowania.

Babcia siedziała przed telewizorem wyraźnie zadowolona. Faktycznie niczego nie rozumiała. Co jakiś czas wesoło do mnie machała i patrzyła zaciekawiona, co robimy. Odmachiwałam, odwzajemniając uśmiech, choć serce pękało mi z rozpaczy. Czy wyłącznie kogoś z życia usprawiedliwia fakt, że nie jest w stanie tego zrozumieć i doznać przykrości? Może w teorii. W praktyce wystarczy spojrzeć w ufne oczy starego człowieka, który cieszy się, że przebywa wśród ludzi, ale nie rozumie, że przebywanie to odbywa się w sposób pośredni, bo tak naprawdę nikt go nie chce. Już za życia został wyrzucony na śmietnik.

Nie potrafiłam skupić uwagi na wydarzeniach rozgrywających się tuż przy mnie. Chociaż napierające z lewa i prawa ramiona sąsiadów fizycznie osadzały mnie przy urodzinowym stole, myślami byłam w pokoju obok. Nie pomagał fakt, iż nikt niczego do mnie nie mówił. Słów nie wypowiadałam i ja. Byłam jak niewidzialna. Być może zaproszenie dostałam przypadkiem. Przyjaciółka umieściła mój adres na liście omyłkowo i zbyt późno zorientowała się o błędzie. A może wysłała go wiele lat wcześniej, kiedy jeszcze byłam dla niej ważna. Sięgnąwszy pamięcią kilka chwil wstecz, uzmysłowiłam sobie, że gdy weszłam, nawet się ze mną nie przywitała. Do tej pory byłam przekonana, że to ja, otwierając drzwi, wniosłam do domu zimowy chłód. Myliłam się. Chłód był już w środku i czekał na mnie.

Im mniej chciałam być w pokoju z tymi ludźmi, tym mniej rzeczywiście byłam. Brak najmniejszej uwagi ze strony dawnej przyjaciółki sprawiał, że kurczyłam się i kurczyłam, by wkrótce zniknąć i pojawić się przy babci – w pokoju osób niechcianych. Tam niestety dokonałam kolejnego przykrego odkrycia, kurczyła się bowiem i babcia. Zapadała się w sobie, malała i marniała. Papierowa skóra przypominała już tylko kalkę. Nogi zniknęły, a zaraz po nich ręce. Kiedy tułów przestawał istnieć, wzięłam babcię na ręce, by zachować cokolwiek.

Zbudowałam ją ze świeżo napadanego śniegu, wspomnień i tęsknoty. Była blada jak pod koniec życia, skurczona i mała, ale uśmiechnięta. Kiedy jednak zaczęła znikać, zrozumiałam swój błąd. Nie powinnam była zabierać jej do domu i próbować zatrzymać w miejscu, które nie było jej miejscem. Pozostawiając w tyle bawiące się towarzystwo, bez płaszcza i szalika wyszłam do ogrodu. W ramionach pozostała mi już tylko mała kulka śniegu. Byłam bliska płaczu, ale załamanie nie przyniosłoby niczego dobrego. Musiałam działać i jak najszybciej odbudować babcię.

Klęcząc w śniegu i marznąc, godziłam się z prawdą, że nie istnieje sposób na przywrócenie babci istnienia i zachowanie jej przy sobie, wśród żywych. Kiedy ktoś odejdzie, trzeba uporać się ze stratą. Można odbudować tę osobę ze wspomnień, ale zawsze będzie wyłącznie namiastką, obrazem. I zawsze będzie musiała zostać tam, gdzie jej nowe miejsce – daleko za oknem, pośród śniegu mieniącego się jak iskry w spojrzeniu i uśmiechu, którymi obdarowywała nas za życia i które kochaliśmy.

***

Opowiadanie powstało na podstawie snu 25 lutego 2022 roku.

5 myśli na temat “Opowiadanie: Wizyta babci

  1. To opowiadanie przeczytałam w inny sposób (nie czytam ich chronologicznie). Od początku że świadomością, że to sen. Jednocześnie caly czas odczytywałam je również w inny sposób – jako opowiadanie. Wiedząc, że to sen, miałam świadomość, że sny są właśnie takie – dziwne, pniryczne, niewytłumaczalne. Natomiast podczas odbioru ww tekstu jako opowiadanie, byłam niesamowicie zdziwiona, jakimi meandrami i bezdrożami podąża ludzka (Twoja) wyobraźnia.
    Wielki szacun, Olgo 👍za wszystko

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.