Opowiadanie: Świat przestał istnieć

– Przedawkowałem. Proszę, pomóż mi – powiedziałeś, błagalnie patrząc mi w oczy. Wyszedłeś z pokoju pełnego bawiących się, tańczących ludzi, a ja wyszłam za tobą. Hipnotyzujące światło diod LED, zmieniające kolory w rytm energicznej muzyki, zniknęło za masywnymi drewnianymi drzwiami poprzecinanymi szybami mającymi kolor i wzór plastrów miodu. Nie przejechałam po nich palcem, jak robiłam to w dzieciństwie, ale pamiętałam delikatną szorstkość powierzchni szkła.

Lekko zgięty w pasie szedłeś w stronę łazienki. Powoli, ledwo trzymając się na nogach. Miałeś purpurową skórę i wytrzeszczone oczy. Przez spuchnięte wargi z trudem przechodziły słowa. Krztusiłeś się, nie mogłeś złapać powietrza. Czego ode mnie oczekiwałeś? Jak mogłam ci pomóc? Nie wiedziałam nawet, że coś wziąłeś. Ani co. Byłam pewna, że nie tańczysz ze mną, bo wolisz siedzieć przy stole, rozmawiać z dawno niewidzianymi znajomymi.

Kiedy walcząc o powietrze, osunąłeś się na zimne kafelki w łazience, upadłam na kolana tuż przy tobie. W głowie huczały mi twoje dawne słowa, żeby do nikogo nie dzwonić. Żeby czekać, cokolwiek by się działo. A gdyby jednak trzeba było wykonać telefon, wybrać tylko jeden, bezpieczny numer. Tylko gdzie podziały się nasze telefony? Nikt w tym domu niczego nie wiedział. Rozmowy prowadziło się z trudem, próbując pochwycić uwagę rozmówcy, zanim jego myśli przepłyną z jednej krainy do drugiej. Już niemal nie pamiętałam, że kiedyś imprezy wyglądały inaczej.

Klęcząc na podłodze, z bezsilności uderzałam pięściami w podłogę. Chociaż powinnam była, nie czułam bólu. Obserwowałam, jak twoje oczy nieruchomieją. Utkwiłeś wzrok w jakimś punkcie na suficie, choć nie sądziłam, byś cokolwiek naprawdę widział. Dokąd powędrowały twoje myśli? Gdzie byłeś, skoro nie ze mną w łazience? Co robiłeś, kiedy nienawidziłam samej siebie za to, że nie wiedziałam, co robić?

Zgubiłam cię. Moje oczy zaszły łzami. Widziałam obrazy jak przez mgłę. Ciebie leżącego na kafelkach cichej łazienki w domu pełnym imprezujących, niezwracających na nas uwagi ludzi. Naszą wspólną przyszłość w wymarzonym domu. Wyjazd w odwiedziny do twoich rodziców wiosną i długo planowane wakacje latem. Wszystko się rozmazywało. Twój uśmiech pojawiający się zawsze wtedy, kiedy wchodziłam do pokoju. Twoje spojrzenie pełne troski i ciepła. Twoja ręka wyciągnięta w moją stronę, żebym podeszła i się przytuliła.

Nasze śmiechy z ostatniego weekendu rozbrzmiewające w pamięci zastąpił twój urywany, charczący oddech. Coraz szybszy, płytszy. Nie mogłam dłużej czekać w milczeniu. Przestała mnie obchodzić zasada niewzywania pomocy, której zobowiązałam się przestrzegać dawno temu, w innych okolicznościach. Miałam wrażenie, że w innym życiu.

Zaczęłam krzyczeć, ale im głośniej wołałam o pomoc, tym głośniejsza stawała się muzyka. Rozbrzmiewała już nie tylko w dużym pokoju, w którym ludzie tańczyli, pili i świętowali. Była wszędzie. Wypełniała pomieszczenia i wnęki. Wprawiała w drżenie porcelanową zastawę stojącą w szafkach kuchennych. Przeczesywała włoski zdobionego dywanu, po którym tańczyły bose stopy dziesiątek osób. Wdzierała się w szczeliny między drewnianymi deskami. Przemykała nimi jak tunelami, by po chwili wypełnić fugi płytek w korytarzu. Naparła na drzwi łazienki niczym silny wiatr. Zatrzasnęły się z hukiem.

W tym samym momencie ucichł mój krzyk, zupełnie jakby zatrzaśnięte drzwi podzieliły świat na dwie krainy: chaotycznego dźwięku i perfekcyjnej ciszy. Czułam, jak gardło zaciska mi się mimo nadal szeroko otwartych ust. Wołałam o pomoc z całych sił, nie wydając jednak dźwięku. Nie byłam w stanie wykrzyczeć, wypowiedzieć, wyszeptać ani słowa. A ty umierałeś. Razem z tobą umierało moje serce.

Dotknęłam twojej dłoni. Była wiotka i chłodna. Modliłam się, by chłód pochodził od kafelków. Nadal leżałeś nieruchomy. Ty również przestałeś wydawać dźwięk, choć nie zauważyłam kiedy. Sprawiałeś wrażenie niemal spokojnego, pogodzonego z rozgrywającą się sytuacją. Jedynie otwarte usta i wytrzeszczone oczy, uparcie wpatrujące się w sufit, zdawały się dowodzić, że jeszcze tam jesteś i walczysz.

Nie mogłam wstać. Moje nogi były jak z waty. Choć uderzałam w nie pięściami, drapałam i szczypałam skórę, zupełnie ich nie czułam. Fizycznie nie czułam już niczego poza bólem serca, które rozpadało się na miliony kawałków. Byłam pewna, że gdyby w łazience rozchodził się dźwięk, usłyszelibyśmy, jak brzęczy, krusząc się na kafelki.

Skuliłam się i położyłam obok ciebie. Oparłam głowę na twojej piersi. Dokładnie tak, jak przez ostatnie lata, kiedy leżąc na łóżku w twoim mieszkaniu, oglądaliśmy wspólnie filmy i seriale. Zadarłam na siebie twoją bezwładną rękę. Otuliłam się nią. Splotłam swoje palce z twoimi. Palcem wskazującym drugiej ręki kreśliłam ci na klatce piersiowej kształt serca. Jeden za drugim, bez ustanku. Obserwowałam, jak złoty pierścionek, który miał być początkiem naszej przyszłości, połyskiwał w zimnym białym świetle łazienkowej żarówki.

Nie odnalazłam cię myślami, ale sama także dokądś się udałam. Nie wiedziałam dokąd ani na jak długo. Nie zauważyłam przez to, w którym momencie zgasło światło. Kiedy wróciłam, już go brakowało. Wszystkiego było coraz mniej, niczego więcej. Najpierw dźwięku, potem czucia w ciele, w końcu światła. Bałam się, co zniknie następne.

W końcu zasnęłam. Czerń wewnętrznej strony powiek zlała się z nieprzeniknionym mrokiem panującym w łazience, a może również poza nią. W tej pustce i ciszy świat zaczął rozpadać się na kawałki jak wcześniej moje serce. Chwilę później nie było już niczego. Dźwięku muzyki ani ciszy dzwoniącej w uszach. Chłodu kafelków podłogowych ani resztek ciepła leżących na nich ciał. Jasności białego światła żarówki ani ciemności spod powiek. W bezkresnej nicości raz jeszcze błysnęło coś złotego. Potem świat przestał istnieć.

***

Opowiadanie powstało na podstawie snu 17 lutego 2023 roku.

2 myśli na temat “Opowiadanie: Świat przestał istnieć

  1. Jeśli tylko wyobrażałaś sobie umieranie bliskiej osoby na Twoich rękach, to masz niesamowicie dobrze rozwiniętą wyobraźnię. Jeśli musiałaś to przeżyć, współczuję. (nie)przypadkiem dość dobrze oddałaś w tekście traumatyczny dzień który przeżyłam prawie 8 lat temu. Dziękuję, bo chce o tym dniu i osobie którą pożegnałam jak najdłużej pamiętać

    1. Nie byłam w sytuacji takiej jak opisana. Po przeczytaniu Twojego komentarza jest mi niezmiernie przykro, że musiałaś to przeżyć. Nie mam na tę okoliczność właściwych słów.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.