Chihuahua to rasa, której powstanie owiane jest tajemnicą, a mnogość hipotez każe przypuszczać, że puste miejsce w psiej historii nigdy nie zostanie zapełnione. Do dziś bowiem nie wiadomo, z krzyżówki jakich ras powstał chihuahua, jak doszło do spotkania tych ras, ani co działo się w latach 1500-1800.
Skąd pochodzi chihuahua?
Jedyną rzeczą, co do której zgadzają się głosiciele większości hipotez, jest miejsce pochodzenia – Meksyk. Stamtąd wywodzi się nieistniejąca już rasa techichi, w której najwcześniej upatrywano bezpośredniego przodka współczesnego chihuahua. Tam pojawili się również hiszpańscy konkwistadorzy, którzy mogli przywieźć na swoim statku jakąś nieznaną, małą rasę psów z Europy. Niewielkie zwierzę, pokonawszy ocean, mogło również przybyć z Chin, gdzie już wtedy specjalizowano się w tworzeniu psich miniatur.
Z racji tego, iż nie sposób rozstrzygnąć, która historia jest prawdziwa lub której do prawdy najbliżej, przedstawię wszystkie po kolei. Sami oceńcie, która brzmi najbardziej przekonująco.
Pochodzenie chihuahua: Ameryka (Meksyk)
Najwcześniejsza i najbardziej popularna hipoteza wiąże powstanie chihuahua z Meksykiem. Nie odwołuje się do żadnych morskich podróży, ani też innych kontynentów. Podaje, iż od IX wieku na terenie Meksyku żyły małe, dzikie psy, które udomowili Toltekowie. Nadali im nazwę techichi (teh-CHEE-chee) i traktowali jako zwierzęta ofiarne, których zabijanie na ołtarzu miało zapewnić przychylność bóstw. Pieski te były bardzo podobne do współczesnego chihuahua, choć nieco większe, wyłącznie długowłose i prawdopodobnie – jak podają przekazy – nieme. Dzięki roli, jaką pełniły w społeczeństwie Tolteków, nie musiały pracować, jak psy pozostałych ras.
Niektóre źródła podają, że jednocześnie traktowane były jako pożywienie. Sytuacja zmieniła się w XIV wieku, kiedy Toltekowie zostali podbici przez Azteków, a techichi stał się psem mistycznym, posiadającym zdolność przeprowadzania ludzkich dusz na drugą stronę, widzenia przyszłości oraz wchłaniania ludzkich chorób i złych uczynków. Tym sposobem zajął kluczowe miejsce w nowej kulturze, a szczególnie religii.
Techichi – rytualny pies Tolteków i Azteków
To jednak, co dobrze i wzniośle brzmi w teorii, niekoniecznie jest takie w praktyce. Przynależenie techichi do sfery sacrum nie oznaczało dla niego specjalnego dobrego traktowania, lecz okrutną śmierć, podczas której dokonywało się oczyszczenie człowieka. Najczęściej miało to miejsce w trakcie palenia zwłok. Na stos wrzucano wtedy psa, koniecznie w kolorze rudym, aby przejął grzechy zmarłego i umożliwił mu pójście do świata zmarłych – krainy Mictlan – w czystości.
Kolejną okrutną praktyką było chowanie zwłok wraz ze świeżo zabitym, złotowłosym pieskiem. Wierzono bowiem, iż techichi w kolorze żółtym – symbolizującym u Tolteków i Azteków śmierć – są przewodnikami duchów i łącznikami między światem żywych i umarłych. Zabicie pieska musiało jednak nastąpić jak najszybciej po śmierci człowieka, aby obie dusze zdołały się odnaleźć. Czasem zamiast psa w grobie zakopywano figurkę. Była to praktyka rzadka i ryzykowna, ale konieczna dla osób, które z jakiegoś powodu nie mogły pozwolić sobie na posiadanie własnego techichi.
Znaczna większość społeczeństwa Azteków dbała jednak o to, by w ich domostwie znajdował się choćby jeden psi osobnik, na wypadek choroby czy śmierci członka rodziny. Bogatsi posiadali oczywiście większą ich liczbę. Ciekawy przykład stanowi Montezuma II, czyli ostatni władca aztecki, który popadł w paranoiczny strach przed śmiercią, a raczej przed zgubieniem drogi do Mictlan. Aby temu zapobiec, zgromadził w swym pałacu setki techichi.
Innym przejawem wykorzystywania magicznych zdolności zwierzęcia było składanie go w ofierze bogom, podobnie jak czynili to wcześniej Toltekowie. Tym razem jednak trzymano psy w świątyni, gdzie przez całe ich życie były doglądane, pielęgnowane, rozpieszczane. Nie miały styczności z nikim, poza kapłanami, a oddawanie życia miało być dla nich największym honorem.
Oprócz okrutnych obrzędów religijnych, Aztekowie posiadali również lżejsze praktyki. Wierzyli na przykład, że przyłożenie psa do chorego miejsca pozwala uśmierzyć ból. W tej sytuacji nie musiał jednak zostać zgładzony, by spełnić swą leczniczą funkcję.
Techichi po najeździe Hiszpanów na Azteków
Po 1500 roku Azteków najechali Hiszpanie, którzy nie zwrócili uwagi na małe pieski. Niektóre źródła podają, że rozpoczął się wtedy krótki okres, w którym zaczęto jeść techichi. Wiadomo bowiem, że Aztekowie, jak i inne współczesne im cywilizacje, traktowali psy jako pożywienie.
Techichi należał do wyjątków nie tylko ze względu na religijny status, ale także na rozmiary, przez które nie dałoby się nim najeść. Jednak w czasach, gdy na meksykańskich ziemiach pojawili się najeźdźcy, a Aztekowie zaczęli głodować, nie można było wybrzydzać. Zresztą wtedy – jeżeli wierzyć przekazom – nawet Hiszpanie spożywali pieski techichi.
Lata 1500-1800 – niewiadoma w historii chihuahua
Okres między 1500 a 1800 rokiem to lata wielkiej niewiadomej dla historii powstania chihuahua. Przez ten długi czas techichi mogły zdziczeć, ale równie dobrze mogła przejąć je kolejna cywilizacja, tak jak wcześniej miało to miejsce w przypadku Tolteków i Azteków. Jeśli owa ścieżka ewolucji jest prawdziwa, musiało na niej dojść do skrzyżowania techichi z inną rasą, choć niekoniecznie amerykańską.
W latach 1600-1800 na terenie Meksyku przebywali bowiem przedstawiciele wielu różnych kultur, w tym ponad dwieście szczepów Indian, a także pracownicy z Chin oraz, przez krótki czas, niemieccy osadnicy. Chihuahua może być zatem wynikiem połączenia się techichi i jakiegoś mniejszego, krótko- bądź bezwłosego psa. Trzeba bowiem pamiętać, że techichi był długowłosy, natomiast współczesny chihuahua dostępny jest w obu wersjach – zarówno krótko- jak i długowłosej.
Dowody na istnienie takich małych, krótkowłosych piesków znaleziono na terenie południowozachodniej części Stanów Zjednoczonych. Nie wyklucza to jednak możliwości przybycia miniatury z Chin lub Europy. Tu dochodzimy jednak do granicy pierwszej hipotezy.
Dowody na istnienie techichi w Ameryce
Źródłem udowadniającym istnienie techichi w Ameryce, a także potwierdzającym tezę o ich religijnej roli w kulturze Azteków, są groby rozsiane na terenie całego Meksyku oraz odnajdywane w nich szkielety małych psów, tuż obok dużych, ludzkich. Malowidła na kamieniach świątyni w Huejotzingo potwierdzają zaś związek techichi jeszcze z Toltekami. Sama świątynia została wybudowana przez franciszkańskich mnichów ok. 1530 roku, ale jako materiałów użyli oni głazów pochodzących z piramid Cholula, pozostałych po cywilizacji Tolteków. Głazy te przedstawiają różnorakie obrazy, w tym chi-podobne psy – zarówno całe sylwetki, jak i same głowy.
Potwierdzenia związku techichi z ziemią amerykańską można szukać także w liście Krzysztofa Kolumba do króla Hiszpanii. Gdy podróżnik dobił do wyspy – dzisiejszej Kuby – poinformował króla o odnalezieniu małego, udomowionego, niemego (nieszczekającego) psa. Warto również wspomnieć, że kiedy świat poznał już chihuahua w jego współczesnej postaci, archeolodzy odkryli grób azteckiego księcia, a w nim posążek psa niezmiernie do niego podobnego. Przeczy to twierdzeniu, jakoby figurkami miały się zadowolić wyłącznie najbiedniejsze osoby, ale – jak pisałam na początku – powstanie chi, wraz z historią jego przodków, jest jedną wielką zagadką.
Chihuahua – ewolucja pieska preriowego?
Przy okazji hipotezy wiążącej powstanie chihuahua z Ameryką warto wspomnieć także o dodatkowej, całkowicie nierealnej jej wersji, której przedstawiciele upatrują przodka chihuahua w piesku preriowym. I wszystko byłoby w porządku – zwierzęta te mieszkają na pustyniach południowych stanów USA oraz Meksyku, są bardzo żywiołowe, osiągają niewielki wzrost, a także zamieszkują podziemne nory – gdyby nie fakt, iż są to… gryzonie! Nie warto więc wskazywać na żadne różnice i podobieństwa między oboma zwierzakami, gdyż należą do innych gatunków, a ich skrzyżowanie byłoby niemożliwe. Pieski preriowe są zresztą nazywane „pieskami” wyłącznie potocznie, a ich prawdziwa nazwa brzmi „nieświszczuk”.
Hipoteza ta wzięła się prawdopodobnie z informacji, że techichi skrzyżował się z perro chihuahueno (dosłownie: pies z Chihuahua), pierwotnie zamieszkującym dzikie tereny gór stanu Chihuahua. Zwierzę miało okrągłą głowę, krótki i szpiczasty nosek, duże stojące uszy, smukłe łapy zakończone długimi pazurami, a ponadto mieszkało w dziurach wykopanych w ziemi. Być może ktoś przekręcił tę opowieść, czyniąc z perro chihuahueno pieska preriowego. Ponadto samym terminem perro chihuahueno posługiwano się do określania wszystkich małych psów, które znajdowano po 1800 roku na granicy Meksyku i USA.
Kliknij po więcej hipotez: Pochodzenie chihuahua – hipotezy: Europa, Azja, Afryka
O Boże dziewczyno! Ale żeś się wstrzelila z tym wpisem, przecież nie zdradzilam Tobie gdzie będę spędzać urlop… :>
Właśnie na lotnisku w Berlinie zjedlismy Meybone od Ciebie :)
W Meksyku? Jak tak, to nie wracaj bez co najmniej jednego chihuahua dla mnie!
Nie za dużo pieprzu? :)
Ale fajne,nie miałam pojęcia,ze historia małego pieska moze być taka ciekawa :0 Myślałam,ze chi to na tyle popularna rasa,ze wiadomo wszytko o ich pochodzeniu.Alw biedne były,jak robiliśmy z nich ofairy albo zjadano :(
Każda historia jest ciekawa, jak się ją dobrze opowie (ale jestem skromna :P). A tak poważnie, to rzeczywiście chi są wyjątkowe, bo sięgają korzeniami do Azteków. A Azteków chyba każdy zna i lubi.
Przeczytałam: ,,Powstanie Chihuahua” i zabrzmiało mi to jak… przepis na jakieś dobre ciacho. :D W sumie szkoda, że takiego nie ma, chętnie bym sobie takiego spreparowała, bo jak wiesz kocham zwierzęta i ich brak w moim domu rodzinnym z powodu niechęci rodziców do trzymania zwierząt w domach jak i moim ,,studenckim” mieszkanku, no bo… wiadomo mnie smuci. Po studiach wyjadę do Wrocka, wynajmuje mieszkanie, przygarniam jakiegoś malca i idziemy na wspólny spacer… do Biedry. :D
Chihuahua jako ciasto? To chyba po 1500 roku, jak Hiszpanie najechali na Azteków. Ci drudzy wpieprzali psy na surowo, a Europejczycy – wielcy cywilizowani panowie – zapiekali sobie mięso w cieście. Może któryś z nich to Twój praprapradziad :P
Bardzo fajny wpis :) Mi się ta rasa podoba zwłaszcza te długowłose ale krótkowłose też są słodkie :) Z kolei mojej mamie się nie podobają przez wyłupiaste oczy ale każdemu podoba się co innego :) Pamiętam, że jak byłam mała po obejrzeniu filmów z tymi pieskami chciałam mieć swojego chihuahua :) Oczywiście nie do noszenia w torebce ;)
Ja wolę krótkowłose, choć podobają mi się obie wersje. Wielkie uszyska, wyłupiaste oczy i szczurze pyszczki to chyba to, co kocham w nich najbardziej – mama się nie zna :P A jeśli chodzi o marzenia o chi, to nigdy nie chciałam mieć swojego psiaka. Wpadłam na to dopiero na studiach, po czym po prostu zrealizowałam plan. I do torebki czasem Rubi chowam, zwłaszcza jak wchodzę z nią do Lidla, żeby nikt się nie zorientował. Wystaje tylko głowa :P
czekałam na ten post odkąd wstawiłaś zdjęcie Swojej perełki na Insta <3 I kurde… chciałam być buntowniczką, coś zhejtować, ale chichuahua są takie cudowne i niewinne… Ale biedne miały pokręconą historię! Kto by pomyślał, że taką genezę na licencjat da się wyciągnąć… Gdybym wiedziała wcześniej! A zdjęcie Rubi … kurde mam identyczny kocyk! Podpierdzieliła mi skubana, ale co mi tam… takiemu bóstwu odstąpiłabym i trzy :D Co do nazwy… wstyd, ale do końcówki gimnazjum mówiłam na nie kieszonkowce… nie złośliwie czy coś… Ale kiedyś zbierałam prenumeratę ,,mój pies" i pierwszą gazetę jaką kupiłam to właśnie z tą wybitną rasą. Niestety na okładce zamiast zapamiętać dziwne piszącą się nazwę… zhiapamiętałam polskie słowo: kieszonkowiec. Później w każdej rozmowie powoływałam się na to określenie xDD Nikt nie wiedział o co mi chodzi… Skapnęłam się dopiero jak zobaczyłam teledysk do piosenki: Chihuahua… oj dostałam faktycznie napadu chichot :D
O, wspomniałaś licencjat. I dobrze, bo to właśnie fragment :D Najlepsze były przygotowania do egzaminu. Wiedziałam, że nikt mnie nie zapyta o nic związanego z pracą, bo nikt niczego nie wiedział o chi. Co do nazwy… ja z kolei nie wiedziałam, jak się ją czyta, więc przez całą młodość mówiłam „cziczułaczuła” (serio :D).
pocieszyłaś mnie! Ej, a mogę w takim razie zapytać o czym pisałaś go… Bo jeżeli o chi, to wymiatasz! no, no faktycznie czi czuła i to razy dwa :D
Oczywiście, że o chi! A dokładniej: obecność chihuahua w popkulturze.
genialny, zazdroszczę, że wymyśliłaś sobie tak dobry temat! Ja jestem durna i wzięłam: Edukacyjna rola bajki na kanwie porównania klasycznych bajek ezopowych, ze współczesnymi. Skąd ten pomysł? Czysta durnota =.=…. A teraz o czym piszesz magisterkę? :) albo… napisałaś? :D
Nie taki zły temat, czego chcesz? Magisterkę piszę o ethosie ruchu narodowego (polskiego) ;)
żałuję mocno =.=
Wow! Bardzo ambitny temat i kurde ciężki moim zdaniem! Moja współlokatorka startowała z ramienia tej partii do sejmiku. Ma obsesje na jej punkcie… ale Ciii bo mnie udusiła w nocu, jakby się dowiedziała :D
Mam jednego takiego znajomego. Na szczęście jest inteligentny, więc można z nim pogadać jak z człowiekiem. Nawet mimo skraaaaaaaaajnie odmiennych poglądów.
niestety, ona i jej znajomi, rzadko idą na kompromisy w tematach politycznych, już wolę przemilczeć :)
W życiu bym nie wpadła, że ta rasa może pochodzić z Meksyku, ja bardziej myślałam, że z Chin, ale nie wiem dlaczego :)
O Chinach będzie wzmianka w jednej z kolejnych hipotez :) Może dlatego, że Chiny jako pierwsze zajmowały się, a wręcz specjalizowały, tworzeniem ras miniaturowych.
Normalnie to nigdy byśmy się nie zastanawiały nad tym jaka jest historia piesków chihuahua i byśmy się nie spodziewały, że będzie taka ciekawa :) Swojego ukochanego nie składaj w ofierze :P
Póki co to samą siebie składam w ofierze, żeby Rubi była szczęśliwa :P
Nigdy nie interesowałam się tą rasą, dlatego też zdziwiłam się, że nie ma ona dokładnej historii powstania. Ciekawe jak brzmią kolejne hipotezy, ale ja już teraz mogę powiedzieć, że patrząc tylko na wygląd najbardziej pasuje mi na psiaka z Meksyku :D
Mnie też, ale to pewnie dlatego, że to tej hipotezy się przyzwyczaiłam.
Nigdy nie zastanawiałam się nad pochodzeniem żadnej psiej rasy, gdyż nigdy nie miałam swojego psa, więc fajnie coś ciekawego poczytać :)
A Rubi jest przeurocza i ma taki mądry wzrok :)
Nie wiem, czy mądry :P Ja tam widzę dużo dziecięcego szaleństwa, pragnienie zabawy i przeogromne pokłady miłości. No ale ja znam jej charakter, to oceniam inaczej.
Zapewne jest taka jak piszesz, wcale w to nie wątpię (widziałam jej szaleńczość chociażby na filmikach na insta :D), ale jednocześnie może mieć w sobie mnóstwo życiowej mądrości :)
Zastanawiam się ilu ludzi posiadających rasę X, wie o niej tyle, co jest tu podane. Jasne, po co ściemniać, dla mnie zbyt dużo faktów i nieraz musiałem się wracać do akapitu wcześniej, ale ja przecież czworonoga nie mam.
Cziczułaczuły, kieszonkowce – jak zwał tak zwał. Przecież to bez znaczenia. Jest trendy, fajnie wychodzi na fotkach. Czasem mam wrażenie, że ludzie posiadają psa bo… fajnie mieć jakiegoś. Tak jak fajnie mieć zawsze jakaś czekoladę w szafce. A potem schroniska pękają w szwach.
U siebie na osiedlu, o czym pisałem już pewnie, mam gościa z – jak mniemam – hodowla Yorków. Śmiesznie wygląda takie stadko 5-6 pociech biegających dookoła właściciela ;)
Bo zwierzaka trzeba kupować z głową. Każdego, nie tylko psa czy kota. Żal wspominać o rodzinkach, które kupują dziecku zwierzaka na urodziny, ale ten się szybko nudzi, bo jak to z psem trzeba na dwór? Jak to nie można pojechać na wczasy i zostawić go w domu? Zwierzę to cholerna odpowiedzialność. Szczególnie takie, które zajmuje trochę miejsca i żyje dłużej niż dwa lata. Jak ktoś prowadzi życie pozadomowe, imprezowe i swobodne, nie dla niego takie zobowiązania. Ja np. nie wyobrażam sobie wyjechać nawet na tydzień gdzieś dalej i zostawić Rubi samą. Nawet jak będę jechała za granicę, wyrobię jej paszport i nie ma zmiłuj, jedzie ze mną.
U mnie na osiedlu znam tylko jedną panią z hodowlą, ale kotów, więc z nimi nie wychodzi :P Jak ktoś hoduje psy, nawet małe, to raczej w domkach jednorodzinnych, czyli nieco dalej. W mieszkaniu to się jednak takie stworzenia męczą.
Wow! Ale tekst! Wspaniały! Czytając go czułem się jak na wykładzie :) Świetnie napisana historia. Dodam, że dla mnie pies to zwierzę i nie interesuję się ani historia poszczególnych gatunków, ani w ogóle żadnym psem. Twoja historia przykuła moja uwagę na dłużej niż 5 minut, co jest absolutnym rekordem mojego zainteresowania psami w ogóle :) Gratuluję i dziękuję. Nigdy nie wiem, kiedy zdobyte dzięki Tobie informacje mogą się przydać :D Podryw na wiedzę o Chihuahua byłby intrygujący :D „Hej! Mam na imię Artur i wiem coś, czego jeszcze nie wiesz… Zaintrygowana?”
…albo wystąpisz w teleturnieju i pytanie za milion będzie się wiązało z pochodzeniem chi!