Wierzycie w magię? Łapiecie się czasem na tym, że widzicie, słyszycie lub czujecie coś, czego na zdrowy rozsądek nie ma, ale każda komórka waszego ciała mówi, że jest inaczej? Moim zdaniem każdy w jakiś sposób wierzy w magię i wplata ją w swoje życie. Jedni wierzą w chrześcijańskiego Boga, drudzy w cały klan bogów, a jeszcze inni czczą naturę lub odprawiają voodoo.
Zresztą nie trzeba przynależeć do żadnych systemów religijnych, bo nawet uczucia takie jak miłość czy przyjaźń zawierają w sobie szczyptę magii, przybywając do nas nagle i z zewnątrz. Nie pytają o pozwolenie, po prostu rozprzestrzeniają się po ciele i zwijają w kłębek w naszych umysłach niczym chihuahua przy kaloryferze zimową porą. Magia istnieje również w atmosferze chwili, w zapachu, w smaku, w dźwiękach. W samotności i w tłumie ludzi. W oczach drugiej osoby i w wielu fizycznych miejscach, które nas otaczają. I nie mówię tu o Harrym Potterze i peronie 9 3/4, ale obrośniętym bluszczem domu, pieczarze nieśmiało wyłaniającej się zza zarośli czy zamczysku skąpanym we mgle.
Dziś zapoznam was z pięcioma miejscami, w których magię odnalazłam ja. Pięcioma dowodami na to, że ona naprawdę istnieje. Kolejna piątka tradycyjnie pojawi się za tydzień.
Świat skąpany w deszczu
Nie każdy deszcz jest magiczny. Jedne są wyłącznie zimne i mokre, irytująco przenikają przez ubrania i przylepiają je do skóry niczym ceratę wiszącą w obskurnym prysznicu we wspólnej łazience wakacyjnego kurortu. Drugie łączą się ze śniegiem, więc nie tylko zupełnie nas przemoczą, ale także zmrożą do szpiku kości i zafundują zapalenie płuc. Jeszcze inne będą złowieszczo zacinać maleńkimi kropelkami, wpadać do oczu i ust, zalewać ekrany smartfonów, przez co nie będziemy w stanie napisać żadnej wiadomości.
Jakie deszcze są więc magiczne? Przede wszystkim burzowe. Gdy niebo rozdzierają złociste błyskawice, a tuż za nimi podąża przerażający grzmot, na chwilę uwidacznia się granica pomiędzy światami: naszym i magicznym. Chmury są czarne i zwichrzone jak wata, do której pod naszą nieobecność dorwał się szczeniak. Wielkie i groźne krople dudnią o parapet lub o naszą głowę, jeśli w porę nie schowamy się w budynku. Jest strasznie i pięknie zarazem. Jest magicznie.
Choć sama od paru lat boję się burzy, czasem za nią tęsknię. Czytając nastrojową książkę, włączam na YouTubie dziesięć godzin thunder & rain sounds i zatracam się w dźwiękach. Czasem też pomagają mi zasnąć.
***
Gwieździste niebo
Gdybym tylko potrafiła rozpoznać wszystkie konstelacje na niebie, byłabym jednym z najszczęśliwszych ludzi na świecie. Póki co znam jedynie mały i duży wóz, więc można powiedzieć, że jestem na początku tej fascynującej astralnej drogi (szkoda tylko, że od lat nic się nie zmienia).
Nie załamuję się, bo kocham gwiazdy i kocham na nie patrzeć. Kiedy niebo jest czyste i czarne, złocistych punkcików wyskakuje coraz więcej i więcej. W takiej sytuacji najlepiej udać się na dach – cichutko, bo spółdzielnia wywiesza zakazy – i oglądać niebo z lepszej odległości. Z takiej, z której wystarczy wyciągnąć rękę tylko odrobinę mocniej, by zanurzyć palce w czarnej tafli nocnego nieba. Jeśli to nie jest magia, nie mam pojęcia, co innego mogłoby nią być.
***
Przejażdżka we mgle
Na początku przygody z blogiem opisałam swoje zmagania z kursem prawa jazdy. W skrócie przypomnę, że nienawidzę kierowania samochodem i wiem, że się do tego nie nadaję. Nieważne, ile osób i jak długo będzie mnie namawiać, pozostanę nieugięta. Jedni ludzie nie powinni pisać o słodyczach czy zajmować się polityką, inni prowadzić pojazdów – tyle w temacie.
Czym innym zaś jest podróżowanie pojazdami, towarzyszenie kierowcy. Najlepiej zająć miejsce z przodu, gdzie magia oddziałuje lepiej. W radiu powinny lecieć spokojne utwory, z repertuaru Massive Attack lub Royksopp. Reszta leży po stronie natury. Za oknami rozchodzi się mgła. Jest tak gęsta, mleczno-popielata i przejmująca, że nie widać niczego. Przednie światła świecą na oślep, a auto rozpędza się w nieznane. Jeśli na drodze pojawi się sarna, człowiek lub zwalone drzewo, nie uda się go ominąć. Ale magia sprawia, że nic podobnego się nie dzieje. Jest bezpiecznie i nierealnie.
***
Jesienny spacer
Jesień różne ma oblicza. Wietrzne, deszczowe i błotniste, ale również słoneczne, liściaste i złociste. To drugie ma kształt kasztanów i żołędzi, zapach orzechów prażonych w miodzie oraz karmelu, temperaturę oscylującą w granicach 15 stopni, szeleszcząco-świszczący dźwięk natury. Słońce ogrzewa policzki, pozwala po raz ostatni w ciągu roku rozpiąć kurtkę. We włosach buszuje wiatr. Targa nimi i rozwiewa na wszystkie strony, lekko irytując, a lekko bawiąc. W kieszeni tkwi chusteczka higieniczna, z nosa przy mocniejszych ruchach głowy zsuwają się przeciwsłoneczne okulary. W ręku ciąży smycz psa, który – mimo obowiązujących zakazów – już dawno został spuszczony i wesoło biega po liściach, szukając zakopanego pod nimi obiektu do wytarzania się.
Po spacerze obowiązkowo wraca się do domu na kubek gorącej czekolady albo herbaty z cytryną. Zostawia się magię za drzwiami, i to nie wiadomo na jak długo, bo piękne jesienne dni są jak rozkapryszona kotka – przychodzą i odchodzą wedle własnego uznania.
***
Pałac z kryształu
Zima. Najbardziej znienawidzona przeze mnie pora roku, a jednocześnie jedyna taka, która potrafi zamienić świat w pałac z kryształu. Jakkolwiek dziadowsko i oklepanie to zabrzmi, dzisiejsze zimy nie są takie, jak dawniej. Nie chodzi tu jedynie o nostalgię i ciepłe myśli o dzieciństwie, ale również – albo przede wszystkim – o zmiany klimatyczne. Czy współczesne dzieci wiedzą jeszcze, co to jest śnieg? Nie, nie jest to pięciomilimetrowy proszek, który po parunastu minutach od powstania przeistacza się w błoto. Śnieg to kilkumetrowe zaspy, odmarznięte palce i nosy, szczękanie zębami i łzy zamarzające na rzęsach.
Śnieg to zjeżdżanie na sankach z osiedlowej górki, wyjazdy z rodzicami na narty, tarzanie się i wskakiwanie do gorących źródeł, budowanie grożących zawaleniem igloo. Obecnie z pięknej i mroźnej pory roku zostało już tylko kilka pięknych i mroźnych dni. Takich, w których nie ma wiatru, a powietrze pozostaje w bezruchu. Na termometrze widać kilkanaście stopni na minusie, ale dzięki braku wiatru – i magicznej aurze – nie jest nieprzyjemnie. Połowa twarzy chowa się za szalikiem, głowę okrywa wielka puchata czapa. Pod śniegowcami głośno skrzypi śnieg, który przy okazji mieni się i skrzy jak diamenty. Dookoła widać tylko biel. Białe auta i białe budynki, biali ludzie, na których wciąż sypią się z nieba białe płatki. Kryształowy świat.
Kliknij po ciąg dalszy: 10 dowodów na to, że magia istnieje #2
***
Doceniasz moją pracę? „Postaw mi kawę” i pomóż rozwijać blog – dla Ciebie i innych osób. Dziękuję :)
Bardzo fajny temat!I zgadzam sie z tymi wszystkimi przykładami :) Szkoda tylko,ze nie ma juz właśnie tego prawdziwego,dużego śniegu..,ja go pamietam jeszcze z dzieciństwa,ale teraz te zimy juz nie sa takie jak kiedyś…
Za tydzień, jeśli nie wyczerpię Twoich przykładów – a na pewno nie! – napisz, w czym Ty widzisz magię. Jestem ciekawa :)
Kiedy przeczytałam pierwsze zdanie od razu pomyślałam o magii właśnie jako uczuciach, w danej chwili, innych ludziach, Świętach, sercu, duszy innego człowieka ale i też magii, którą mają w sobie pory, roku czy niektóre miejsca – są tak piękne, niezwykłe, że aż magiczne ;) Oczywiście to nie wszystko o czym pomyślałam :) Czytam dalej i tak jakbyś czytała mi w myślach :)
Zgadzam się ze wszystkimi przykładami, które wymieniłaś :) Niestety nie każdy potrafi lub nie chcę odkryć magię, którą mają w sobie te miejsca, chwile – ludzie często na nie narzekają a już w szczególności na śnieg… chociaż nie lubię zimy to śnieg zimą musi być a już zwłaszcza w Święta – szkoda, ze już kilka razy było tak, że w Święta tego śniegu brakowało ;/ W zimie dla niektórych magiczny może być kot, który grzeje jak kaloryfer lub ciepły koc a przy tym mruczy uroczo ;)
Jesień to przepiękna pora roku – lubię spacerować kiedy na drzewach, alejkach w parku są kolorowe liście – może to głupie ale lubię ich zapach, lubię zapach jesieni (chociaż wolę zapach wiosny)…. i ten przyjemny dla ucha odgłos kiedy stanie się na kupce takich liści ;) Mi tylko brakuje psa, którego chciałabym mieć ale mama ze względu na ogród się nie zgadza.
Wspomniałaś również o jeździe we mgle – bardzo pięknie to opisałaś… tak nastrojowo i magicznie :) Według mnie taka jazda ma nie tylko w sobie magię ale również i tajemniczość a i jazda w deszczu, kiedy z radia lecą spokojne utwory ma w sobie magię ;)
Deszcz… od dziecka lubiłam kiedy pada i lubiłam burze. Przyznaję – jak byłam mała to podobnie jak moja siostra, kiedy była burza bałyśmy się przebywać same w pomieszczeniu (nasłuchało się opowieści jak to piorun wpadł przez gniazdko do okna, że stanie w oknie podczas burzy może przyciągnąć piorun itp.) ale lubiłam dni burzowe i deszcz. Czułam tę magię, magiczną a zarazem tajemniczą atmosferę. Krople deszczu odbijające się o szyby w oknach i parapety, jego cichy a czasem głośniejszy szum, odglos burzy, ta cisza i spokój w domu, chwila zadumy, refleksji… a kiedy jest już po wszystkim ten cudowny i orzeźwiający zapach powietrza, ozonu..
Zaczęłam od końca ale mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko ;) Tak jakoś wyszło :) Bardzo fajny wpis – jestem ciekawa, czy w kolejnej części znajdzie się kilka „typów” o których myślę ale o których tutaj nie wspomniałam i na razie nie wspomnę. Poczekam i zobaczę :)
Dzięki za super komentarz!
Mnie też najbardziej brakuje śniegu w święta. Zawsze liczę, że jednak spadnie, ale cóż… Niedługo będziemy jeść karpia, a zza okna pachnieć będzie bzem ;) Tak w ogóle w zimie wcale nie śnieg jest najgorszy, tylko mroźny wiatr, który zaniża temperaturę odczuwalną. Jak powietrze stoi, jest ok.
W jesieni bardziej od liści na drzewach lubię liście pod nogami, właśnie przez szelest. Zapach uwielbiam – mieszankę zapadających w sen drzew, ziemi, mgły i palonych na ogródkach liści.
Samochód… masz prawko, czy też jeździsz z kimś?
Piorun przez gniazdko do okna? Whaaat?! :D Dźwięk deszczu walącego w szybę jest okej, ale w parapet to już muzyka <3
Od tyłu, ciekawy sposób. A czemu tak? ;>
Super komentarz? Jaki on tam super ale dziękuję za uznanie :)
Nie dziwię się, że niektóre pieski i dzieciaki lubią wskakiwać w górę takich liści – odgłos jest bardzo przyjemny ;) Nie jestem małą dziewczynką ale jak spaceruję jesienią po parku, czy nawet wyjdę do ogrodu to lubię stawać w miejscach, gdzie tych liści jest więcej (o przyjemnym odgłosie napisałam w komentarzu wyżej) ;)
Nie mam prawka i ze względu na moją wadę wzroku to raczej tego prawka mi nie wydadzą – jeśli jeżdżę to z kimś ale to tylko te dłuższe trasy na większe odległości. Osobiście wolę inne środki transportu czyli rower i moje nogi ale nie zawsze one sie sprawdzają :P
Takie historie słyszałam ;) Mama mi kiedyś mówiła, że gdzieś kogoś tak piorun zabił ale czy to prawda??? Tego już nie wiem? ;) Co do deszczu to w ogóle jego odgłos jest przyjemny – ten szum za oknem i krople deszczu wpadające w kałuże również :)
Hm… skończyłaś na zimie i chciałam wypowiedzieć się na jej temat a jak już skończyłam to naszła mnie refleksje odnośnie innych punktów i już tak poszło ;)
Niech każdy nazywa swoją magię jak chcę, ale ja w nią wierzę. Są takie momenty, chwile, dzięki którym czujemy, że ten świat nie jest tak banalny jak mogłoby się wydawać. Istnieje coś więcej.
Pamiętam do dziś taki mglisty jesienny wieczór/noc. Mieszkałam jeszcze z rodzicami wtedy. Wyszłam z domu wieczorem i dosłownie nie dało się popatrzyć przed siebie. Mgła była tak gęsta, że widziało się tylko kształty. Księżyc w pełni świecił tak mocno, że noc stała się skąpana w żółtych odcieniach. Coś niesamowitego! Istna magia… Czułam się jak w innym świecie i pamiętam ten wieczór/noc do dziś. Ciekawe czy takie zjawisko jeszcze się powtórzy…
Pozdrawiam :)
Och, chciałabym iść w takiej mgle na spacer.
Uwielbiam złotą polską jesień. Taką kiedy czuć już lekki mrozek, ale słońce nadal pięknie świeci, a oczy bolą od czerwieni i pomarańczu na drzewach. To zaraz koło słonecznej wiosny moja ulubiona pora roku. Dlatego zgadzam się, że to magiczny widok. Zima? Tolerowana przeze mnie tylko kiedy jestem w górach i wtedy może być nawet śniegu po sam pas. W innym przypadku każdy jeden płatek śniegu wywołuje u mnie skrzywienie na twarzy jak podczas jedzenia pralinek z wiśniowym likierem albo batona z adwokatem.
Ja lubię i batony z adwokatem, i praliny z likierem, i płatki śniegi w mieście. Góry – niet. Chyba że siedziałabym w drewnianej chacie przy kominku i 24/7 łoiła grzane wińsko na zmianę z herbatą z rumem, aż moje wrzody dostałyby wrzodów :P
A tak mało ludzi docenia to, co jest wokół nas… Post świetny. :)
A co do magii takiej troszkę innej – ja nadal czekam na mój list z Hogwartu. :D
Dzięki :) Na list chyba trochę za stara jesteś. Zresztą ukradł go wredny, kurduplowaty i gruby syn sąsiadów, widziałam.
To prawda świat jest pełen magi, trzeba tylko umieć to dostrzec :) Czasem traktujemy to wszystko jako oczywistość, albo wręcz utrapienie, a ja myślę o ludziach, w miejscach, w których nie ma typowej zimy, nie ma śniegu widząc biały puch na pewno dostrzegają magie :)
O, jestem ciekawa opinii takiej osoby. Mogłaby zostawić komentarz.
Wiele chwil w naszym życiu jest magicznych i choć każdy może definicję magii układać według siebie to na pewno każdy ją kiedyś odczuł :) Niektóre rzeczy, miejsca, sytuacje są już dla nas tak normalne, że czasem możemy nie dostrzegać ich wyjątkowości.
Czasem nawet przez normalność przebija się magia. Sto razy idziecie tą samą ulicą i widzicie tylko stare budynki, ale za sto pierwszym wydarzy się coś niecodziennego i dostrzeżecie ją.