O czym marzysz? Odpowiada 6 kobiet w przedziale wiekowym 20-30 lat

Zainspirowana zdjęciem prezentującym pierścionek zaręczynowy, opublikowanym na Facebooku przez moich znajomych – nie pierwszym zresztą – postanowiłam poświęcić chwilę na rozważania o marzeniach. Na wstępie zadałam sobie pytanie, czy w XXI wieku marzymy nowocześnie i nieszablonowo? A może mimo zmian społecznych i kulturowych wciąż tkwią w nas, kobietach, te same pragnienia, co w naszych prababkach i prababkach naszych prababek? Czy cenniejsze są dla nas modne hasła samorozwoju i kariery zawodowej, czy jednak ognisko domowe i to, co nazywa się pełną rodziną?

Żeby dowiedzieć się, jaka jest społeczna tendencja, musiałabym przeprowadzić długotrwałe badania, dobierając wcześniej metodę, a potem bawić się w analizy (pamiętam to ze studiów, nic fajnego). Nie miałam potrzeby wgryzać się w temat aż tak bardzo. Nie chciałam jednak ograniczać wywodu do własnych przekonań. Zadecydowałam więc, że zadam to jednocześnie łatwe i trudne pytanie:

O czym marzysz?

kilku zaprzyjaźnionym i cudownym dziewczynom (serdecznie dziękuję Wam za wzięcie udziału w projekcie). Odpowiedzi zaprezentowałam bez wprowadzania poprawek czy też dokonywania jakichkolwiek innych ingerencji. Otrzymane wypowiedzi przeplotłam własnymi poglądami.

Zapraszam was do zapoznania się z całością oraz odpowiedzenia na to samo pytanie w komentarzu.

***

Określenie, czego chcę, jest i zawsze było dla mnie trudne. O wiele łatwiej mi powiedzieć, czego na pewno nie chcę. Tu niestety pojawia się pułapka, ponieważ przeciwieństwa rzeczy niechcianych niekoniecznie oznaczają chciane. Niektóre kwestie są mi obojętne albo o nich nie myślę. Wiem, że nie chcę być nieszczęśliwa. Ale czym jest dla mnie szczęście? Czasem się w tym gubię i sama nie wiem.

Marzę o własnym mieszkaniu – takim, które urządzę według własnych upodobań, i w którym założę rodzinę. Marzę o rodzinie – o mężu, dzieciach i psie. Marzę o dobrej pracy, która da stabilizację finansową i bezpieczeństwo. Chciałabym móc podróżować i móc dzielić się pięknymi przeżyciami z podróży i zdjęciami ze świata. Mam bardzo przyziemne marzenia i możliwe do spełnienia.

K., 27 lat

Są dni, w których mam wrażenie, że nie marzę już o niczym, bo wszystko, czego mi potrzeba, mam. Jeszcze parę lat temu moim ulubionym momentem świąt Bożego Narodzenia było otwieranie prezentów. Podobnie się czułam, gdy nadciągały imieniny czy urodziny. Co tym razem dostanę? Któregoś dnia wszystko się zmieniło. Od tamtej pory bardziej od prezentów oczekuję pamięci o mnie.

Niewiele osób wie, kiedy przypada data moich urodzin, więc jeśli danego roku dostanę życzenia od pięciu, czuję się szczęśliwa, bo wiem, że zadały sobie trud, by zapamiętać, wpisać do kalendarza, złożyć parę zdań z myślą o mnie. Myślę, że to może być jedno z moich marzeń – być na tyle ważna, by ktoś o mnie pamiętał.

Tak naprawdę marzę tylko o jednym: żeby być szczęśliwą. Na ten moment myślę, że szczęściem byłoby dla mnie życie bez presji, którą sama sobie narzucam i obsesyjnych myśli wszelkiego rodzaju. Poza tym, jak chyba każdy, marzę o miłości: szczerej i bezwarunkowej. Z rzeczy materialnych największym marzeniem obecnie jest własne mieszkanie – moje miejsce na ziemi, w którym czułabym się bezpieczna i w którym wszystko byłoby „po mojemu”.

A., 28 lat

Żyjąc w domu rodzinnym, marzyłam o swoim kawałku ziemi – mam mieszkanie, które urządziłam po swojemu i które jest moim azylem. Marzyłam o zwierzaku, którego pokochałabym całym sercem – nie mogłam trafić na lepszego od Rubi. Marzyłam o skończeniu studiów, bo wychowałam się w przekonaniu, że edukacja jest ważna – zdobyłam tytuł magistra. Marzyłam o pracy, do której chodziłabym z przyjemnością – trafiłam na nią przy pierwszym podejściu, co stanowi zlepek szczęścia (bycia we właściwym miejscu we właściwym czasie) i umiejętności.

Marzyłam, by pasja związana z pisaniem była doceniania – zakładając blog, za namową i przy wsparciu przyjaciela, trafiłam w dziesiątkę. Marzyłam, by odkopać zaniedbany w liceum fotomodeling – schowałam obawy do kieszeni i zaczęłam chodzić na sesje. Marzyłam, by nie zaniechać czytania książek, co zawsze kochałam – każdego miesiąca czytam co najmniej trzy nowe. Marzyłam o niezależności, którą mam. Czy w tym obrazku czegokolwiek brakuje?

Cześć, przedstawię się. Jestem szczęśliwą dwudziestopięciolatką. Podkreślam szczęśliwą, ponieważ cała reszta mojej biografii pewnie dla większości społeczeństwa zdawałaby się sugerować co innego. Nie mam domu (na własność), męża, ani dzieci. Dlatego w związku z przyjętym schematem społeczeństwa coś jest ze mną nie tak. Co za to mam? Wiele planów, które dzięki uporowi i konsekwencji realizuję, ciekawe życie, które rzeczywiście przeżywam, a nie tylko egzystuję z dnia na dzień i zadowolenie, które daje mi moja praca. Zapomniałam dodać, że słowo praca mogę skutecznie zastąpić słowem pasja, bądź postawić między nimi znak równości. Rodzina? Jak najbardziej, inni bliscy ludzie są w życiu ważni i nie wyobrażam sobie nie mieć ich wokół. Dla mnie jednak niemożliwością jest stworzenie relacji kiedy to z naszą własną samemu ze sobą czegoś brakuje. Dlatego stawiam na siebie, aby w przyszłości przekuć to w coś większego, nie spieszy mi się, czas płynie, ale nie ucieka jeśli jest właściwie spożytkowany.

M., 25 lat

Żyję po swojemu i zgodnie z własnymi przekonaniami – to dla mnie wartość nie do przecenienia. Nie od jednej osoby słyszałam, że moja asertywność przekracza normę i jest godna pozazdroszczenia. Oczywiście w niektórych sytuacjach i wobec pewnych ludzi jeszcze mi jej brakuje, ale jestem tylko człowiekiem. Nie marzę, żeby być kimś innym, bo jestem dokładnie taka, jaka chcę być. Nie udaję nikogo i nie czaję się ze swoimi przekonaniami. Nie jestem religijna. Mało tego, parę lat temu wystąpiłam z Kościoła. Parę osób pytało, dlaczego to zrobiłam i co mi to właściwie dało. To tylko jedna z cegiełek w murze życia w zgodzie ze sobą i własnym sumieniem.

Nie chcę mieć dzieci – nie lubię ich. Nigdy nie byłam imprezowiczką, choć słyszałam opinie, że młodzi powinni się wyszaleć. Nie wstydzę się przyznać, że najlepiej czuję się w domu. Nie uważam się za nudziarę ani osobę nieśmiałą, wręcz przeciwnie! Wiem, ile jestem warta. Nie marzę o rzeczach, którymi zadręczałabym znajomych, powtarzając, że nigdy ich nie zdobędę i jestem przez to taaaka nieszczęśliwa. Kiedy mam marzenie, które naprawdę chcę spełnić, sięgam po nie. A czasem marzę o rzeczach, których wcale nie chcę realizować – w danej chwili lub w ogóle.

Moje marzenia są wręcz idealistyczne. Chciałabym robić zawrotną karierę jako doradca biznesowy – realizować ambitne projekty, odnosić sukcesy i być docenianą. Móc się rozwijać i robić coś wyzywającego. I najlepiej zarabiać przy tym bardzo dobrze (niekoniecznie jak najwięcej). Z drugiej strony bardzo chciałabym mieć rodzinę – kochającego męża i dzieci. Byłaby to moja ostoja spokoju, pełna miłości, akceptacji i rozmowy. Normalności. Z bardziej zwariowanych rzeczy, chciałabym zwiedzać świat – USA, Amerykę Południową, całą Europę, Tajlandię, Japonię, Sankt Petersburg i Izrael. Obserwować ludzi, poznawać kulturę, chłonąć piękną architekturę i krajobrazy oraz smakować lokalną kuchnię.

O., 22 lata

Chyba obecnie marzę o tym, żeby było po prostu dobrze. Żebym była w miarę zdrowa – na tym polu trochę trzeba by poprawić, jednak brak mi motywacji. Żebym czuła się pewnie pod względem finansowym – wiele zależy od pracy, zleceń i tak dalej. Żeby na mojej drodze pojawiało się jak najmniej sytuacji spontanicznych i nieprzewidywalnych – nienawidzę ich! Żebym nie popełniała głupich błędów.

Nie znam osoby, która nie chciałaby wieść szczęśliwego życia, ale znam sporo osób, które same nie wiedzą czego chcą od niego. To trudne pytanie i sama najchętniej wolałabym, jak struś zakopać głowę w piasek niż zmusić się do głębszych refleksji. Dlaczego to nastręcza mi aż takiego zakłopotania? Może dlatego, że to pytanie wiąże się z przyszłością, którą nie jestem w stanie ogarnąć myślami, a nawet całą swoją wyobraźnią. Niedługo muszę obrać drogę życiową, którą zamierzam kroczyć, a tak szczerze nie mam pojęcia, która byłaby najodpowiedniejsza. Oczywiście mam jej pewne projekcje, ale dawno zauważyłam, że co innego chcieć a móc. Życie to nie scenariusz, w którym jak w teatrze wystarczy odegrać swoją rolę. Spotykamy na nim mnóstwo trudności i przeciwności, dlatego aż tak mocno jestem przeciwna dalszemu planowaniu. Fatalnie znoszę porażki… Ba! Dostaję szewskiej pasji, gdy nagle moje plany biorą w łeb, dlatego też od pewnego czasu staram się nie wybiegać z żadnymi dalekosiężnymi zamiarami w przyszłość. Cierpię na nieuleczalnie chorą ambicję i wątpię, czy kiedykolwiek będę z siebie zadowolona. Nie jestem w stanie wyimaginować idealnej recepty na życie, ponieważ zmieniałaby się średnio co pewien okres czasu od mojego ,,widzi mi się”. Nigdy nie będę w stanie zapanować nad swoim życiem i tego jestem pewna tak samo jak opamiętania się kiedykolwiek całego świata, ale dawno powierzyłam swoje życie komuś innemu. Pewnie zabrzmię banalnie, a w niektórych automatycznie zacznie gotować się krew skazując mnie tym samym za zaściankowość poglądów, ale taka prawda, że wiara jest moim jedynym źródłem bezpieczeństwa, na której mogę całkowicie polegać. Zamiast dążyć do przewidywalnego i bezpiecznego życia, staram się z dnia na dzień coraz bardziej ją poznawać i pogłębiać. Wiem, że moje życie w Bogu może być wspaniałą przygodą tu na Ziemi, ale żeby tak było muszę zboczyć z dobrze znanych mi ścieżek. Powinnam tylko uważnie się rozglądać. Gdyby nie Bóg to z ręką na sercu mogę powiedzieć (napisać?), że już by mnie nie było. A skoro jestem na przekór własnej woli to pozostaje mi tylko ufać. To ukojenie dla mojej duszy mieć świadomość, że Ktoś nad tym wszystkim czuwa, a zwłaszcza nade mną. Ja widzę Jego prowadzenie i liczne drogowskazy jakie stawia na mojej drodze, jednak często buntuje się co leży w mojej naturze. Zazwyczaj jednak wracam z podkulonym ogonem. Niech sobie ludzie myślą o mnie co chcą, jeżeli mają z tym problem to nie moja sprawa i niech oni się denerwują. Oni nie przeżyją za mnie mojego życia! Ja odnalazłam światło i żyję jego promieniami co ładuje mnie energią do życia i działania. Nie wiem co przyniesie przyszłość, ale wiem, że o to zatroszczy się Ktoś lepiej ode mnie. Najlepiej na świecie.

A., 24 lata

I tak najzupełniej po ludzku marzę o kimś, z kim będę mogła to moje poukładane i dziwne życie dzielić. Właściwie to chyba jedyna rzecz, której mi brakuje. I też nie zawsze. Dopiero jak nadejdzie chłodny wieczór albo przydarzy mi się coś szczególnego – dobrego lub złego – a ja mogę o tym napisać co najwyżej znajomym. Oczywiście cenię znajomych, ale nie zapełnią oni pewnej luki.

Chciałabym być dla kogoś na tyle ważna, żeby chciał dzielić ze mną swoje radości i smutki. Żeby nie wstydził się mnie i akceptował wraz z inwentarzem dziwactw, psychoz i przyzwyczajeń. Żeby kochał Rubi tak, jak kocham ją ja. Żeby podzielał moje wartości – przynajmniej te, które są najistotniejsze (nie toleruję nietolerancji!). Żeby rozumiał moje pasje i chciał w nich uczestniczyć. Żeby tłumaczył mi swoje i zachęcał do włączenia się. Żeby pozwolił mi zostać w różowej bańce, płynnie do niej przenikając, ale jednocześnie został jedną nogą poza nią – ktoś musi utrzymać nas przy ziemi. Żeby każdego dnia patrzył na mnie wzrokiem, po którym poznam, że jestem dla niego jedyna na świecie. I żebym któregoś dnia to ja była dziewczyną, która wrzuci na Facebooka zdjęcie z pierścionkiem na palcu.

O., 27 lat.

9 myśli na temat “O czym marzysz? Odpowiada 6 kobiet w przedziale wiekowym 20-30 lat

  1. Moim największym marzeniem jest by jak najdłużej zachować zdrowie. Zarówno psychiczne jak i fizyczne, bo bez tego ani rusz …. jako nastolatka marzyłam o tym co Ania 24l. Z ostatniego wpisu w twoim poście. Dzielę jej cechy charakteru i ambicje opisane wyżej. Zawsze dążyłam i dążę do perfekcji. To najgorsza cecha. Chora ambicja niszczy wszystko! W szczegolnosci Radość z małych rzeczy i wdzięczność szczęście za to co ma się obecnie ( nawet się tego nie dostrzega … W pędzie za przyszłością ) a to co teraźniejsze nie wróci i już nas nie ucieszy …. Dzielę więc z Ania 24l. wszystkie cechy ppza wiara od której Dawno już odeszlam.
    Ale najważniejsze jest obecnie zdrowie psychiczne. Dziś wiem jak trudno o pomoc gdy umysł płata Ci figle. Ty przypisujesz to na kanwę zmęczenia pracą, depresja … nikt nie potrafi ci pomóc. Ty myślisz że swirujesz ze to powrót dawnych zaburzeń odżywiania … Od jakiegoś czasu traciłam zmysły i to dosłownie. Wszyscy wysłali mnie do psychiatry. Straciłam pracę bo odstawalam od otoczenia. Smutna, depresyjna, wybuchowa, bez koncentracji. Najgorsze było znudzenie nauka i pracą która miała być moja pasja. Zaniku pamięci bóle głowy senność. Teraz potrafię zasnąć nawet idąc ulicą …. za nim doszli co mi jest i zdiagnozowali Hashimoto wydałam pieniądze na terapię i neurologa i straciłam kawał życia na walkę z objawami neurologicznopsychiatrycznymi które leżały u podloża źle funkcjonującej tarczycy …
    Teraz na chwile obecna nie jestem w stanie się uczyć pracować. Zapewne będę sama z kotami na starość :(
    Marzę o tym by znaleźć siłę nie poddać się i odzyskać świadomość! Swoje ja i sprawność umysłu :) I zdrowie ….

  2. To bardzo skomplikowane pytanie, ale jakbym miała wymyślić jedno największe marzenie, to byłaby to duża wygrana – taka, żeby zapewniła mi bezpieczeństwo finansowe do końca życia :) Poza tym chciałabym odwiedzić Galapagos i wybrać się na trekking do Mont Everest Base Camp i wokół Annapurny ;)
    O zdrowiu nie marzę, za to nad nim pracuję, bo od marzenia nic mi się nie poprawi, ale wiem, że mam na nie przynajmniej częściowy wpływ. Nie marzę też o ślubie i dziwię się, jak 2 dniowa uroczystość wymagająca tyle zaangażowania i stresu może kogokolwiek cieszyć :D Nie uważam, aby ślub był niezbędny do stworzenia szczęśliwego związku (choć cywilny na pewno ułatwia wiele kwestii życiowych), ale jeśli kogoś to cieszy, to nie mam nic przeciwko – nie lubię tylko takiego przekonania o jego niezbędności :P Imprezy także mnie nie cieszą i jakoś dobrze mi z tym – wolę gdzieś wyjechać na weekend ;)

  3. Można marzyć o wielkiej karierze i sławie w swojej dziedzinie ale jednak z czasem te marzenia trzeba wypośrodkować i realnie podejść do tematu. Na tą chwilę oprócz zdrowia, moim marzeniem (a właściwie to naszym, bo kiedyś o tym z Angeliką rozmawiałyśmy) jest pracować w branży, która będzie sprawiać mi dużo przyjemności. Abym wstając rano do pracy robiła to z uśmiechem na twarzy. Do tego chciałabym dostawać takie wynagrodzenie aby spokojnie starczało mi na wygodne życie we Wrocławiu oraz mogłabym finansowo pomóc moim rodzicom kiedy oni już przejdą na emeryturę. Chciałabym aby w tym czasie nie musieli się przejmować pieniędzmi tylko zaczęli naprawdę cieszyć się życiem. Na koniec będę ogromnie szczęśliwa kiedy równie dobrze powiedzie się reszcie rodzeństwa. Bardzo chcę w przyszłości spotykać się z nimi wszystkimi na rodzinnych imprezach i słyszeć o ich sukcesach tych większych jak i tych mniejszych, a nie żeby naszym głównym tematem było narzekanie, złość i smutek albo co najgorsze zazdrość, że komuś się powiodło i komuś nie.

    1. Czy ja wiem, czy do marzeń trzeba podchodzić realnie? Według mnie marzenia są po to, by popuścić wodze fantazji. Realne i możliwe do wykonania powinny być za to plany.

      Po Waszym komentarzu, ale również zebraniu własnych poglądów, zaczęłam się zastanawiać, na jakim etapie życia zaczynamy marzyć przyziemnie: o pracy, pieniądzach, stabilizacji. Wyobrażacie sobie, żeby marzyło o tym jakieś dziecko? Może takie, które wychowuje się w kiepskich warunkach i nie ma swobody bycia po prostu dzieckiem.

      1. Ja zauważyłam że już gdzies od pół roku jestem na etapie przestawiania priorytetów. Cieszę się z tego bo dojrzałam a ż drugiej strony to znak że człowiek ma już swoje lata ….

  4. Nie wiem kimjest autorka ostatniego wyznania,A.24l alejako K. 26l podpisuję się pod tym obiema rękami! Zaś autorce tego fragmentu wpisu chciałabym przekazać,że ma cudowny język wypowiedzi i bardzo przyjemnie czyta się jej twórczość.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.