Już wy dobrze wiecie, na co dziś pora. Jeżeli nie, podpowiadam: na kontynuację opowieści o 10 rzeczach, które wkurzają mnie podczas robienia zakupów. W pierwszej części poskarżyłam się na aspekty dotyczące samych sklepów – np. rozmieszczenie produktów na regałach – oraz ich pracowników. Dziś do listy nienawiści dołączam parę smaczków związanych przede wszystkim z innymi kupującymi.
A zatem w sklepach i zakupach denerwują mnie również:
Stare baby, które parkują wózkiem w moim tyłku, kiedy stoimy przy kasie
Ten aspekt nienawiści mogłabym rozszerzyć na wszystkich, którzy mnie w sklepie szturchają, popychają, potrącają lub zdają się nie zauważać, że stoję przy regale i coś wybieram. Rozumiem, że wyglądam jak dziesięciolatka, a bez makijażu nawet jak siedmiolatka, ale ludzie… trochę szacunku do drugiego człowieka. (Od jakiegoś czasu czekam, aż piekielny klient potrąci mnie trzy razy. Potem biorę lekki zamach i odpycham koszyk, wózek, torebkę czy inny przedmiot, którym byłam potrącana).
Dzieci, które dotykają moich zakupów i mnie
Za młodymi przedstawicielami homo sapiens nie przepadam w żadnej sytuacji i byłabym wdzięczna, gdyby trzymali się ode mnie z daleka. Moja niechęć wzrasta jednak podczas zakupów, gdy rodzice mają swoje pociechy gdzieś – byleby nie darły twarzy – i pozwalają im robić wszystko, łącznie z naciskaniem paluchem na moje delikatne zakupy, przebieganiem obok w tę i z powrotem, potrącaniem mnie i deptaniem. Ughr.
Brak produktu, po który jechałam z drugiego końca miasta
Na dodatek w deszczu. Pomimo gorączki. Ignorując zbliżające się powódź i tornado. Wstrzymując sraczkę. Albo nawet gorzej: brak sklepu, który na mapach Google zdecydowanie istnieje (#odido #stokrotka #lewiatan). Czasem dzwonię do supermarketu i pytam, czy jest dany produkt, niestety wielokrotnie otrzymywałam odpowiedź, że nie (a był, tylko sprzedawcy są ślepi) albo że pracownicy punktu informacyjnego nie mogą opuszczać stanowiska. Racja, picie kawki i piłowanie paznokci jest ważniejsze od zyskania klienta.
Presja błyskawicznego pakowania zakupów, bo przy kasie stoi stu innych klientów
Ponieważ kupiłeś milion delikatnych jogurtów i tysiąc kruchych batoników, umieszczenie ich w torbie nie jest łatwe ani szybkie. Musisz to jednak robić pod okiem zniecierpliwionych sklepowych zombie, które najchętniej ukamienowałyby cię lub podpisały podanie o przyznanie ci zakazu wstępu do tegoż przybytku sprzedaży. W efekcie czerwienisz się, pocisz i nerwowo popuszczasz w majtki.
Nowoczesne koszyki typu lidlowego lub biedronkowego
Ani tego badziewia nieść, ani pchać przed sobą, ani ciągnąć za sobą. Żeby coś włożyć lub wyciągnąć, trzeba wykonać ćwiczenia bardziej absorbujące i męczące niż skalpel Chodakowskiej. Do tego po wyłożeniu zakupów na taśmę przy kasie musisz jeszcze powiedzieć sto razy przepraszam, żeby ludzie się przesunęli i umożliwili ci odstawienie koszyka na miejsce. Alternatywą jest olanie koszyka i noszenie zakupów pod pachami, w zębach oraz między udami, w efekcie czego po kilku miesiącach masz ręce wyrwane z barków i wiszące do kolan (przynajmniej sięgniesz do wyższych półek), zęby widujesz najczęściej podczas mycia sztucznej szczęki, a twój chód skłania znajomych do pytania, czy w poprzednim życiu byłeś kowbojem.
***
To by było na tyle. Znacie już wszystkie sklepowe wnerwienia, które towarzyszą mi podczas zakupów. Czy któreś sytuacje dotyczą również was? A może macie zupełnie inne problemy, gdy przekraczacie magiczne rozsuwane drzwi? Podzielcie się swoimi zakupowymi frustracjami w komentarzu.
Wszystkie powyższe sytuacja irytują również moją osobę. Nie wiem co gorsze…. ludzie wjeżdżający na Ciebie przy kasie wózkiem, dzieciaki siedzące w koszykach i macajace wyłożone przez Ciebie zakupy na taśmę czy sprzedawcy odgarniający opłacony już towar żeby móc skasować kolejnego klienta … zgroza
Nie mam pomysłu, w jaki sposób można by usprawnić proces kasowania produktów, żeby każdy był zadowolony. Z jednej strony pospieszanie osoby pakującej swoje skarby jest chamskie i stresujące dla tej osoby. Z drugiej strony czekanie, aż ta osoba wszystko mądrze poukłada, sprawiłoby, że ludzie w kolejce czekaliby rok. Może Ty masz pomysł?
Nie ma to jak rozpocząć dzień od porządnego hejtu!
6. Oo tak tu sie zgodze! Też wyglądam na mlodszą niz w rzeczywistością, więc jeśli dla baba we mnie wejdzie to ja tu jestem tą gowniara ktora jest bezczelna i to zawsze moja wina >.<
7. Tego na szczęście nie doświadczyłam :) lubie dzieci i one przeważnie lubią mnie… Pewnie dlatego że sama wyglądam jak dziecko xD
8. Tak!!! Tu sie podpisuje rekami i nogami!! Najpierw nastawiam się na coś ze cos kupie, mam na to mega ochotę, a potem się okazuje ze tego nie ma. Raz tak mialam w auchan z batonikami cadbury, nie było ich nigdzie w jednym sklepie i chcialam o nie zapytac jakiejs pani z obslugi ukladajacej czekolady, a ona nawet nie pozwoliła mi dokonczyc pytania tylko od razu burknęła ze u nich nie ma takich rzeczy -,- od tego czasu nie robię zakupow w tym auchan, mam jeszcze 3 inne w poblizu,a tej wrednej baby nie chce juz spotkac.
9. To tez prawda. Czasem cenie sobie powolnych kasjerow. A jesli kasjer szybciutko Ci wszystko skasuje to nie dosc, ze musisz wszystko pakowac, to jeszcze w miedzyczasie trzeba zaplacic…
10. Ooj tak, te koszyki są okropnie niewygodne! Wole takie tradycyjne i nieduże które można nosić w łapkach.
W sumie z tych 10 punktów zgadzam się ze wszystkim oprócz z tym i dzieciach :) ja bym jeszcze dorzucula moment, kiedy w kasie okazuje się ze Twojego produktu nie ma w bazie danych i nie możesz go kupić, bo nie da się go zczytac. Albo kiedy jestem na zakupach z mamą i ona ma pieniądze i przy kasie nagle odchodzi bo czegos zapomniala,a ja ze stresem patrze jak kolejka do kasy się zmniejsza a jej jeszcze nie ma :D ojj zakupy to ciężką sprawa… Ale i tak je uwielbiam ^^
O nie, zapomniałam o minusie zakupów z kimś, kto nagle sobie o czymś przypomina i zostawia cię w tej niezręcznej i stresującej sytuacji :D Ponadto NIENAWIDZĘ chwil, w których staję do kasy, bo wydaje się w miarę pusta. Wtem okazuje się, że gość ze mną zajmuje miejsce dla żony, która właśnie nadciąga z koszem wypełnionym toną pierdół.
Ja dodałabym jeszcze konieczność wrzucania monety do koszyka. Nigdy nie noszę że sobą drobnych i zawsze strasznie mnie irytuje, że nie mogę skorzystać z normalnego, dużego wózka.
Natomiast zastanawia mnie punkt 7. Swoich dzieci nie mam i rozumiem, że można ich nie lubić. Często wśród ich przeciwników tudzież innych fanów stron typu spotted madka spotykam się z takimi opisami zachowań w sklepie. Ja natomiast żyję w jednym z największych polskich miast, często bywam w przeróżnych marketach i innych miejscach w których bywają rodziny z dziećmi i nigdy przenigdy nie spotkałam się z takimi zachowaniami. Rozmawiałam ostatnio na ten temat że znajomymi w pracy i wszyscy też podzielają mój pogląd. Z ręką na sercu nie spotkałam się nigdy z tym, że dziecko wyje a rodzic nie stara się go nawet uspokoić, z tym że zaczepia innych ludzi czy pcha ręce do nie swojego koszyka. Zastanawiam się czy to ja żyję w jakiejś alternatywnej rzeczywistości czy może osoby nielubiace dzieci jednak trochę to wszystko wyolbrzymiają :)
Nigdy nie biorę dużych wózków, więc na szczęście problem monet mnie nie dotyczy. W pełni Cię jednak rozumiem. Zawsze płacę kartą, wobec czego gotówka nie jest mi potrzebna i jej nie noszę.
Z uwagi na niechęć do dzieci na pewno jestem bardziej wyczulona na ich złe zachowanie. Myślę, że osoba z rodziny alkoholowej też bardziej przykłada wagę do mijanych na ulicy pijaków itd. Może wysyłam złe wibracje. Nie kłamałam jednak, pisząc o piekielności dzieciaków w sklepach.
9 punkt to jest to co wkurza nas najbardziej :D Jak jesteśmy na zakupach we dwie to spoko, raz dwa i spakowane ale jak jesteśmy osobno a zakupy robimy na cały tydzień to jest dramat xD
Kurczę, Wy macie cztery ręce do pakowania. Oszustki! :P
Ja te koszyki do ciągnięcia to akurat całkiem lubię :P
Z kolei denerwuje mnie jeszcze jak ktoś pakuje bardzo powolnie zakupy (wymagajace więcej zachodu jogurty czy desery bym zrozumiała :P) i dopiero jak już wszystko jest gotowe, przystępuje powolnie do szukania pieniędzy lub karty :P A wczoraj widziałam, jak jednej pani przede mną w kolejce, pani kasjerka łapą dotknęła bułki, gdy chciała je policzyć :/
Ucho koszyka do ciągnięcia w Lidlu ma kilometr. Już lepszy jest biedrowy, choć nadal zły.
Fuj. Ja z kolei widziałam ludzi układających bułki bezpośrednio na taśmie, i to nie raz :'(
Ja wolę lidlowe, a najbardziej lubię te z kaufa, bo niedawno w naszym wymienili na nowe i sprawnie jeżdżą.
Też to widziałam, albo bułki luzem w koszyku wśród innych, pełnych zarazków rzeczy – dla mnie to niewyobrażalne. Dziwi mnie też to, że rodzice dają dzieciom suchą bułkę do jedzenia w nieumyte ręce :P
Suche bułki sama jadłam, najczęściej na zakupach z babcią, więc to mnie nie dziwi. Zresztą wychowałam się w czasach, gdy z drzewa zrywało się brudne jabłka i jadło brudnymi rękami. Nikt nie umarł, wszyscy mieli się świetnie. To także Twoje czasy, więc trochę dziwi mnie komentarz.
Bułek w koszyku nie widziałam, za to chleb – jak najbardziej. Fuj, fuj :P