Witajcie w drugiej części prezentacji historyjek poświęconych zamierzchłym miejscom pracy. Ostatnim razem skupiłam się na branżach gastronomicznej, handlowej i promocyjnej. Opisałam głównie te zdarzenia i procedery, które były piekielne wobec klientów. Dziś czeka nas zmiana klimatu, wybrałam bowiem wspomnienia sympatyczne i zabawne. Jeżeli więc w zeszłą niedzielę trzasnęliście drzwiami bloga i wyszliście oburzeni, mam nadzieję, że dziś wypijecie ze mną herbatę do końca. Enjoy!
Wojna na jedzenie
Jedną z unikalnych zalet pracy w gastronomii jest możliwość urządzenia bitwy na jedzenie, której żadna osoba o zdrowym rozsądku nie chciałaby rozegrać w swoim mieszkaniu. Kiedy dzień jest pochmurny, godzina późna albo klienci nie przychodzą, bo nie, pracownicy niczym myszy zaczynają harcować. W bitwach na jedzenie brałam udział w kilku miejscach pracy, a raz (?) jednym z walczących był sam szef. Nigdy nie braliśmy produktów, które narobiłyby ogromnych strat. Raczej warzywa, resztki i zwroty.
Energy drink dla dorosłych
W barach gastronomicznych najczęściej pracowałam latem, w czasie wolnym od szkoły. Kiedy robiło się gorąco, siła do wykonania setnej zapiekanki, kebabu czy hamburgera spadała niemal do zera. Dlatego szefowie pozwalali nam od czasu do czasu wypić piwo (i sami też pili). Niekiedy jedno zamieniało się w kilka. Raz zostałam z kumplami po zmianie i wypiliśmy tyle, że wracałam do domu krokiem tropiciela węży.
Wyspany pracuje lepiej
Kolejna sympatyczna regulacja w jednym z lokali gastronomicznych dotyczyła wypoczynku. Ponieważ 100% zatrudnionych studiowało, szef spodziewał się, że możemy przyjść wymęczeni ciężką nauką (AKA balangami w klubach). Jeżeli klientów nie było dużo, a na zamianie pracowały dwie osoby, jedna mogła pójść na zaplecze i spać do momentu, w którym odżyje. Nie wpływało to na jej wynagrodzenie.
Poczęstunek dla rodziny
Czy wynoszenie rzeczy z pracy jest kradzieżą? Oczywiście, że tak, ale kto nigdy niczego nie wyniósł? Raz jako hostessa promowałam salon meblowy. Ja i nowa koleżanka przechadzałyśmy się po pasażu handlowym, rozdawałyśmy krówki i zapraszałyśmy do odwiedzenia salonu. Krówki rozdawałyśmy jednak oszczędnie, by po pracy jak najwięcej zawieźć rodzinom. Nie trzy. Nie pięć. Raczej kilogram.
Proszę pana, złapał mnie kaszel
Jedną z moich pierwszych dorywczych prac była telefoniczna akwizycja i wciskanie biednym ludziom ubezpieczenia popularnej firmy (#gardzęakwizycją). Pracowałam z domu, miałam telefon firmowy i bazy numerów. Obok pracował mój ówczesny chłopak. Raz zadzwoniłam do kobiety i przypadkowo powiedziałam: dzień dobry, panie [damskie imię]. Chłopak parsknął śmiechem i zaczął mówić mi zabawne rzeczy, przez co i ja parsknęłam. Rozłączyłam się, wyśmiałam do końca i zadzwoniłam ponownie z przeprosinami, że złapał mnie kaszel. Usłyszałam: nieprawda, zaczęła się pani śmiać. Brutalne, ale szczere!
Coś miłego dla współpracowników
W każdej pracy, w której spotkałam osobę lub osoby, które polubiłam – ale tak naprawdę polubiłam – z myślą o niej/nich robiłam zabawne rzeczy, żeby umilić jej/im codzienne osiem godzin. W barze gastronomicznym pisałam głupie, wulgarne i śmieszne wierszyki i fraszki na karteczkach samoprzylepnych. Wieszałam je nad kasą, w miejscu niewidocznym dla klientów. Wszyscy bardzo je lubili i pytali, kiedy będą nowe. Z kolei w następnych pracach – agencji marketingowej i firmie pozycjonującej – pisałam absurdalne akapity w artykułach, żeby skopiować je koleżankom (S. i I.) i poprawić im humor. Dla S. napisałam tyle, że mogłabym wydać tomik głupich fragmentów artykułów. Oczywiście potem je kasowałam, wszak nie wysłałabym klientowi czarnego żartu w środku artykułu o dzieciach albo ubezpieczeniach.
Niedoszła panna młoda
Na koniec coś, czego chyba nigdy nikomu nie opowiedziałam, a już zwłaszcza zainteresowanej. W jednej z prac moim szefem był chłopak starszy o zaledwie kilka lat. Domyślenie się, że wpadłam mu w oko, nie zajęło mi wiele czasu. Jak tylko mógł, przyjeżdżał po mnie do pracy, odwoził do domu, przeciągle spoglądał mi w oczy i wypytywał o chłopaka, poszukując pęknięć (chwilowo żyliśmy w związku na odległość). Nie byłam zainteresowana, zwłaszcza że kochałam chłopaka. Skończyły się wakacje, wróciłam na studia i przestałam pracować. Kilka miesięcy później były szef związał się z inną pracownicą, a dziś są po ślubie.
Część trzecia: Obleśne, zabawne i piekielne historie z pracy #3
***
Jakie historie zawodowe wspominacie z rozczuleniem? Co lubiliście bądź nadal lubicie w swoich miejscach pracy? Robiliście dla współpracowników miłe rzeczy? A może to oni robili śmieszne drobnostki dla was? Dziś na tapet bierzemy wszystko, co sympatyczne, więc dorzućcie coś od siebie!
W wojnie na jedzenie nie chciałabym uczestniczyć, jakoś mnie to odrzuca :p
Z kolei piwa w pracy na pewno bym nie piła – po prostu go nie lubię :D wolałabym już walnąć sobie kawkę albo energetyka żeby stanąć na nogi ^^ miło za to ze strony tego szefa który pozwalał Wam spać, od razu się cieplej robi na duszy człowiekowi :D haha krówki to i ja bym wzięła do domu :D Wasz szef się o tym potem nie dowiedział?
Co odpowiedziałas tej pani która zarzuciła Ci że się śmiałas? :D dobrze że to rozmowa przez telefon bo na żywo byłoby jeszcze gorzej :p
Chętnie bym przeczytała te Twoje żarty i wierszyki z pracy ^^
A ten chłopak to jakiś pies na baby normalnie :D Moze był zdesperowany i za wszelką cenę chciał sobie kogoś znaleźć :p
Oj czekam niecierpliwie na kolejną część z obleśnymi historiami ^^
Piwa nie piliśmy w celu postawienia zwłok na nogi, tylko wstawienia się. Tutaj kawa nie pomaga ;>
O krówkach nikt się nie dowiedział.
Nie mogłam zrobić niczego ponad przeproszenie :P Kontynuowałam zatem wciskanie ubezpieczenia.
Może któregoś dnia wrzucę żarty z pracy :)
Wojna na jedzenie nie podoba mi się. I nie chodzi tu nawet o samo wyrzucanie jedzenia (wiadomo, że resztki ida na straty), ale to by się jakoś w moim przypadku kłóciło z podejściem do jedzenia, osobowością i… obrzydzałoby mnie rzucanie się czymś, co moze ktoś sobie wylizywał, wypluł czy coś.
Nie wyobrażam sobie… pracy przy kebabie, frytkach czy czyms na trzeźwo, haha. Nie dałabym rady, padłabym trupem.
Śmieszne krótkie teksty – świetna sprawa!
Czułabym się niekomfortowo, gdyby podrywał mnie szef. Przeglądając CV mógł sobie nieźle w kandydatkach przebierać… hm, prawie jak portale randkowe lub te programy, gdzie są konkursy na żonę, haha. Sytuacja trochę dziwna, ale jak teraz z jedną z pracownic jest w związku i są szczęśliwi, to chyba dobrze, że tak się ułożyło.
Sympatyczne rzeczy związane z pracą…? Huehue. Nie wiem niestety, czy pisanie tekstów reklamowych dla organizacji związanych z kościołem podchodzi bardziej pod obleśne czy zabawne. Nie było mi do śmiechu, czułam do siebie obrzydzenie, że jestem fałszywa. Śmieszyły mnie za to materiały, na jakich musiałam pracować.
Pisząc dla Zottera z kolei dowiedziałam się o żarcikach, jakie on wykręcał, np. wydanie czekolad w opakowaniach z grafiką srajtaśmy jako kpina z zapasów na pandemię oraz tabliczki z golasami. Jako zwykły konsument z polski pewnie bym się o tym nie dowiedziała, bo w naszym kraju to budzi za duże kontrowersje.
Jestem ciekawa… może ja jestem po prostu nudziarą, że nic fajnego / śmiesznego przytoczyć nie umiem? O tak, pewnie tak.
Pracowałam w barach wydających jedzenie z okienka. Nie zbieraliśmy niczego po ludziach. Fuj, czymś takim też bym się nie rzucała. To były resztki z kuchni.
Nie jesteś nudziarą, tylko nie pracowałaś wśród ludzi :)
Jestem nudziarą i wybieram otoczenia, gdzie jest jak najmniej osób. Z pracą, jak ze szkołą. Śmiechy, żarciki – spoko, ale proszę, dalej ode mnie. Ale ja się ze sobą nie nudzę. To „nudziara” jest napisane w takim ogólnym postrzeganiu.
Dobrze, że napisałaś ostatnie zdanie, bo już zakładałam buty, żeby skopać Ci tyłek.
Nic śmiesznego z pracy nie przychodzi mi do głowy na obecną chwilę, ja chyba zbyt nudne życie prowadzę :P Rzucanie się jedzeniem mnie nie bawi, picie piwa nie zachęca, regeneracja po imprezie by mi się nie przydała, bo nigdy dużo nie imprezowałam. A w obecnej pracy najbardziej chyba podoba mi się to, mam wolne środy (w inne dni za to pracuję dłużej, żeby wyrobić etat :P). Ogólnie to niesamowicie nudny człowiek ze mnie :P
Ciekawa rzecz z tymi środami. Tak chcesz czy tak po prostu jest w Twojej firmie?
Chcę. Milej mi się pracuje z myślą o wolnej środzie ;)
ja to mogłabym chyba o tym książkę napisać tyle tego było XD jak się pracuje w IT to tak się zbiera… HP nawet odpaliło konkurs, trzeba podesłać śmieszną historyjkę z roboty w IT i można wygrać np Surface serweroweopowiesci.pl/
Podziel się jakimiś! :D