Opowiadanie: Karnawał wojenny

Plan na tę sobotę był oczywisty. Jak tylko usłyszałam, że w rynku odbędzie się karnawał i zarazem uroczyste pożegnanie okrętów wojennych, wiedziałam, że muszę wziąć udział w tym wyjątkowym wydarzeniu. I tak oto znalazłam się na terenie jednej z knajpek w centrum miasta. Stałam nieruchomo w zewnętrznej części pod zadaszeniem, nie mając zamiaru wejść. Z uchylonymi ustami wlepiałam oczy w dekoracje pokrywające statki. Oszołomiona i pełna podziwu. Nie spodziewałam się, że jednostki wojenne będą wyglądały tak bardzo… niewojennie. Festiwalowo. Pięknie.

Okręty były ogromne. Ustawione jeden obok drugiego wypełniały całą wolną przestrzeń rynku. Dzięki opuszczonym kotwicom i znikomym w tym dniu falom zdawały się nie ruszać ani o milimetr. Pomyślałam, że wyglądają jeszcze lepiej niż ozdobne wrocławskie kamieniczki. Chyba po raz pierwszy naprawdę doceniłam kataklizm sprzed kilku lat, w wyniku którego miasto zostało zalane wodą morską i niejako stało się przedłużeniem morza. Od tamtej pory, aby dostać się z budynku do budynku, trzeba było korzystać z miejskich łodzi.

Nie wiem, czy zdobieniom statków przewodził wspólny motyw. Zauważyłam jednak, że wyglądają tak, jakby podczas ich tworzenia inspirowano się taliami kart: zwykłą i tarota, a także wystrojem domów strachów i wesołych miasteczek. Wszystko było mroczne, demoniczne, złowieszcze. Z boków okrętów wystawały maski błaznów wykrzywione w złośliwym uśmiechu. Maszty pyszniły się rzeźbionymi ornamentami przedstawiającymi dantejskie sceny. Całość przypominała mi moje najpiękniejsze, a zarazem najstraszniejsze sny. Nie mogłam oderwać wzroku.

My, zwykli obserwatorzy, dostaliśmy cały dzień na podziwianie groźnego piękna okrętów. Kolejnego dnia flota miała wyruszyć prosto na wojnę, z której część – a może większość – żołnierzy nie wróci. Ich statki, z błazeńskimi maskami przestrzelonymi armatnimi kulami, spoczną na dnie morza. Czułam smutek, myśląc o losie tych wszystkich, częściowo bardzo młodych ludzi mających wejść na pokład. Nie wypadało jednak powiedzieć tego na głos. Nie w dniu karnawału, w którym obowiązywały podziw, zachwyt i duma narodowa.

Aby nie zdradzić przed innymi uczestnikami wydarzenia sprzecznych emocji i nie popsuć uroczystego nastroju, wycofałam się w głąb terenu okalającego knajpkę, dokąd pobiegła Rubi. Nie zdziwił mnie fakt, że na betonowym podłożu pojawiły się zagłębienia. Ani że podczas sztormu zalała je woda morska. Właściciele kawiarni i restauracji nawet nie próbowali się jej pozbyć. Osuszanie chodników, placów i innych powierzchni położonych tuż przy morzu byłoby syzyfową pracą. Poza tym wszyscy przywykli do wszechobecności niewielkich bajorek tworzących się na lądzie.

Rubi biegała niebezpiecznie blisko bajorka, żywo zainteresowana czymś, co znajdowało się wewnątrz. Bałam się o nią, gdyż zbiornik był wąski i otoczony sporymi, położonymi jeden obok drugiego głazami. Najwyraźniej ktoś zdecydował się przechytrzyć morze i w miejscu odnawiania się kałuży stworzyć oczko wodne, skądinąd bardzo ładne. Gdyby Rubi wpadła albo wskoczyła do wody, mogłaby się zaklinować między głazami. Wystarczyłoby, żeby w panice wzięła głęboki oddech, a udusiłaby się wodą. Utonęłaby.

Idąc w kierunku Rubi z zamiarem wzięcia jej na ręce, zauważyłam, co ją tak bardzo zainteresowało. Pod jeden z kamieni właśnie wpłynął niewielki czarny wąż wodny. Miał około dwudziestu centymetrów długości i był grubości markera. Nie znałam się na wężach i nie wiedziałam, czy i co może zrobić tak małemu psu jak Rubi. Przyspieszyłam kroku, by natychmiast ją stamtąd zabrać.

Rubi zaparła się przednimi łapami o brzeg głazu i postawiła uszy w sposób świadczący o czujności i gotowości do zrealizowania planu. Wiedziałam, że za moment zanurkuje głową w wodzie, próbując złapać węża. Czas zwolnił. A może to ja zatrzymałam się w pół kroku? Coś mi powiedziało, iż nie powinnam ingerować w tę scenę. Jedyne, co mogłam zrobić, to stać i obserwować.

Chociaż moje myśli zdążyły przybrać formę dziesiątek pytań i obaw, w rzeczywistości przygotowania Rubi do zanurkowania trwały kilka, może kilkanaście sekund. Wtem zanurzyła w wodzie całą głowę wraz z uszami. Wytrzymała pół minuty nieruchomo, wpatrując się w łeb węża wystający spod kamienia. Zanim doszło do mnie, że pod wodą nie będzie mogła nabrać świeżego powietrza, wykonała błyskawiczny ruch w przód i pochwyciła węża.

Wyciągnęła głowę z wody, a ja dostrzegłam, że trzyma gada w przednich zębach, mocno je zaciskając. Skojarzyłam ten widok z wężem lądowym miażdżącym w szczękach właśnie upolowaną mysz. Kiedy rozległ się wyraźny trzask czaszki, Rubi wypluła ofiarę i spojrzała mi w twarz. Miała szeroko otwarte oczy, pełne zdumienia i dezorientacji. Na miodowym futerku tuż przy pyszczku połyskiwały krople krwi.

Szczere zdziwienie Rubi było ujmujące. Prawdopodobnie żadna z nas nie miała pojęcia, że w tym małym ciałku skrywa się pierwotny zew polowania. Poczułam, że jest to ważna, przełomowa chwila. Jakby po dziewięciu latach życia Rubi odrzuciła szczenięcą niewinność i stała się dorosłym psem. Dzieliłyśmy ten moment, przeżywałyśmy go razem. Wezbrała we mnie ogromna duma. W tamtej chwili pokochałam ją jeszcze bardziej.

W tle nadal rozgrywał się karnawał. Do rynku przybywali nowi ludzie, by podziwiać wojenne okręty i w nastroju dumy narodowej żegnać załogi. Dla mnie jednak cała ta uroczysta historia straciła na znaczeniu. Wojny były, są i będą. Nie popierałam tej ani nawet nie wiedziałam, jaki ma cel. Przyszłam jedynie patrzeć na statki, chłonąć ich piękno. Tymczasem odkryłam, że przed sobą mam coś znacznie ważniejszego i namacalnego, prawdziwego.

Mała bojowa metamorfoza, której stałam się świadkiem, była dla mnie tym samym, czym prawdziwy bój wojenny dla patriotów. Wzięłam Rubi na ręce i mocno przytuliłam. Nadszedł czas powrotu. Wsiadłyśmy do łodzi miejskiej płynącej w kierunku domu – naszej małej ojczyzny. Jedynego miejsca na świecie, które warto ochronić.

***

Opowiadanie powstało na podstawie snu 21 lipca 2021 roku.

6 myśli na temat “Opowiadanie: Karnawał wojenny

  1. I co dziwne, to ci się śniło rok przed, co miało się zdarzyć 24 lutego.

    Nie powiem, mocno psychodeliczny sen co i samo opowiadanie.

  2. Jestem ciekawa kataklizmu który zatopił 2/3 polski… To strasznie fajne mieć taki dar zapamiętywania i opisywania tak poetycko choćby nielicznych snów!

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.