Z badań Polskiej Izby Mleka wynika, że pijemy mleka za mało. Nie tylko za mało, ale wręcz najmniej w całej Europie. Szukając konkretnych liczb, bo same stwierdzenia mogą być przecież bezzasadne, znalazłam parę artykułów, których autorzy informują, iż: „przeciętny Polak spożywa 181 litrów mleka i przetworów mlecznych, podczas gdy średnia w Unii Europejskiej to ok. 350-370 litrów rocznie” oraz „4 lata temu Polak wypijał rocznie 46 litrów mleka […],dziś tylko 31,5 litra”. Drugi artykuł opublikowano w 2011 roku, czyli teraz jest pewnie jeszcze gorzej.
Czy człowiek może pić mleko?
Ale jeśli mam być szczera, powyższe liczby nic mi nie mówią. Nigdy nie potrafiłam oszacować odległości, wag, liczb, wielkości… Ktoś zapytał mnie, czy 300 metrów do plaży to blisko czy daleko. A bo ja wiem? Plaża ma być pod domkiem wypoczynkowym i już. A boisko osiedlowe? Ile ono ma metrów? Kilkanaście czy powinnam już liczyć w dziesiątkach? Wróćmy jednak do mleka.
To, co mnie przekonuje, co sprawia, że wierzę, że ludzie tego biednego mleka nie chcą, to wypowiedzi na forach internetowych. No i te w realnym życiu, ale nieczęsto zdarza mi się rozmawiać o mleku (Cześć, jak masz na imię i co sądzisz o mleku?). Najczęściej ludzie nie kupują go, bo „nie są krowami”, a „mleko jest dla cielaków”. Człowiek w dzieciństwie pije mleko matki, a kiedy przestaje, nie powinien sięgać po żadne inne. Pokrętna logika, ale niech będzie. Lepsza taka argumentacja, niż „bo NIE!”.
Mleko jadło (piło? piło i jadło?) się za dzieciaka. Pamiętam smak kaszy manny z sokiem malinowym, owsianki, od której dostałam prawdopodobnie pierwszy w życiu pseudonim, zacierki, lanych kluseczek… Jakoś tak wyszło, że w domu nigdy nie było słodkich płatków, co zresztą odbiło się na moim dorosłym życiu, ale o tym innym razem. Tak więc jedni wzrastają w szacunku do swojego boga, inni w szacunku do sportu, muzyki rockowej, koczowniczego trybu życia… a ja wzrastałam w miłości do mleka i nauce, że jest ono zdrowe i jak najbardziej ok.
Picie mleka w dorosłości
Późna podstawówka, gimnazjum i liceum to czas braku czasu dla mleka. W podstawówce do szkoły nosi się szpanerskie kanapki w śniadaniówkach, a potem to już „no weź mamo, siara, daj lepiej pięć złotych, kupię sobie coś w sklepiku”. Na koniec przychodzą studia, opuszcza się rodzinny dom i mleko do człowieka w specyficzny, nostalgiczny sposób powraca.
Tak też było ze mną. Mleko zapukało do moich drzwi około roku temu i od tego czasu towarzyszy mi każdego dnia podczas śniadania. Przerobiłam wiele firm i półek cenowych, aż wreszcie zatrzymałam się na Łowickim UHT 2% (tak, wiem, lepiej świeże, ale zanim wypiję cały litr, zdąży się już popsuć, a jedyna rzecz, której nie lubię wyrzucać bardziej od pieniędzy, to jedzenie).
ALE dnia pewnego w osiedlowej Biedrze pojawiło się nowe mleko, produkowane dla Jeronimo Martins Polska – Biedronki właśnie, przez Okręgową Spółdzielnię Mleczarską w Łowiczu (a więc producenta Łowickiego). Nazywało się Mleko Prawdziwe, miało 1,5% tłuszczu, 44 kcal (na 100 ml; jak zwykłe 1,5%) i mniej niż 0,03 g laktozy na 100 ml, dzięki czemu mogło zostać opisane jako mleko bez laktozy. Ciemniejszy kolor sprawiał, że wyglądało, jakby ktoś zamoczył w nim kilka kulek Nesquika, a do tego miało słodziutki smak… zdecydowanie słodszy od mleka-mleka.
Co ciekawe, z reguły takie bezlaktozowe cuda kosztują więcej od zwykłych (Łowickie UHT 2% ok. 3 zł; lidlowe bez laktozy 1,5% ok. 3,50 zł; Alma lepiej nie wiedzieć), a Biedra zażyczyła sobie jedynie 1,99 zł! A ja, odkąd spróbowałam tego mleka, postanowiłam nigdy więcej nie tknąć innego.
Za każdym wypadem do Biedronki brałam po 2-3, tak na wszelki wypadek (raz miałam wypadek z burzą – otwieram rano mleko, a tam ser; dzięki mojemu chomiczemu nawykowi otworzyłam drugie, które okazało się dobre). Ale życie nie jest takie proste. Oj, nie jest.
Mleko bez laktozy z Biedronki
[Właściwa akcja wpisu:] Jest ranek. Otwieram lodówkę, oko wędruje na sam dół, a tam mleko – sztuk dwie. It’s Biedra time! Po śniadaniu biorę płócienną torbę na zakupy i idę. W Biedrze brak wielu produktów, no nic, montowali terminale, może nie zamówili towaru. Powtórka z rozrywki za dwa dni. Krytyczne oko widzi dwa mleka, powieka nerwowo drga. Idę do Biedry, a w Biedrze mleka jak brakowało, tak brakuje.
– Przepraszam. Mleka bez laktozy to nie ma chwilowo, czy już nie będzie?
– Nie będzie. Było tylko do wyprzedania ostatniej sztuki.
PANIC ALERT. Nie ma… nie będzie… CO?! Szybkie spotkanie z mamą, w której również zaszczepiłam miłość do Mleka Prawdziwego, a ona przekazuje mi zgubne informacje, iż w Biedrze rynkowej, a także innej miejskiej, naszego mleka brak.
W tym momencie świat legł w gruzach, a Mikołaj okazał się być spoconym sąsiadem z naprzeciwka. Ale że była środa, a w środy bywam w Pasażu (bo Środy z Orange i te sprawy), postanowiłam zabrać mniejszą torbę płócienną i skoczyć do tamtejszej Biedronki. Na pewno będą, wezmę cztery, wszystko skończy się dobrze.
Plac Grunwaldzki… Biedra… są! Ostatnie dziesięć sztuk. Dziesięć. Dziesięć. I potem koniec. Wezmę cztery i wrócę po resztę. A jak ktoś wykupi? No to biorę wszystkie. Ale jak tu wziąć tyle kartonów, jeśli ma się jeden mały płócienny worek i niezbyt dużo mięśni? Całe szczęście, że na Środy z Orange nie jeżdżę sama. I całe szczęście, że istnieją ludzie wprawieni w pokonywaniu mojego stuporu (o tym innym razem).
– Co będziesz brała cztery? Bierz wszystkie dziesięć!
Niektórych rzeczy nie trzeba mi dwa razy powtarzać. Ale w zamian za to później trzeba chodzić po Pasażu, jeść obiad (sushi!) i oglądać Strażników Galaktyki (totalnie nie mój film; btw, polecam wpis: Rzeczy, które nas wyrażają) z dziesięcioma litrami mleka u boku, w których zawartość laktozy nie przekracza 0,03 g na 100 ml (aż strach pomyśleć, co by było, gdyby przekraczała).
Zapasy mleka UHT bez laktozy w domu
W chwili obecnej na drzwiach mojej lodówki powinna wisieć informacja: może zawierać więcej niż śladowe ilości mleka, a błogiego i pełnego spokoju życia nic nie zakłóci przez kolejnych kilka tygodni (wolę nie myśleć, co będzie potem).
Osobom o podobnych pomysłach i poziomie zdesperowania życiowego polecam alternatywne sposoby wykorzystania zgromadzonych zapasów mleka:
Ponadto:
- Mlekiem przygnieciesz natrętną muchę.
- Mleko zastąpi poduszkę mniej wymagającym.
- Mlekiem zalejesz ogórki kiszone w przypadku problemów z wypróżnieniem.
- Mleka możesz użyć po goleniu.
- Mlekiem uciszysz Cygana grającego na harmonii tuż pod twoim oknem.
- Mleko możesz dyskretnie schować do torebki.
- Mleka możesz się napić, jeśli masz ochotę na mleko.
- Mleka możesz się napić również wtedy, gdy nie masz ochoty na mleko.
Pozdrawiam i zachęcam do podzielenia się własnymi pomysłami na wykorzystanie dziesięciu litrów mleka.
Ponadto zalecam przeczytanie wpisu: Historia pewnej miłości
Ludzki układ pokarmowy nie jest przystosowany do trawienia cukru – laktozy, umiejętność ta zanika stopniowo wraz z dorastaniem. Są na świecie pewne grupy etniczne obdarzone mutacją pozwalająca trawić laktozę przez całe życie jednak to rzadkość. Mleko zawiera również kazeinę białko które jest głównym budulcem rogów i kopyt jest ona trawiona przez podpuszczkę i ludzki układ pokarmowy chyba raczej jej nie trafi no chyba że komuś rosną rogi i kopyta. Więc ze względu na ten cukier i białko można po wypiciu większej ilości mleka spędzić dzień na sedesie.
Ludzki organizm w ogóle jest nieprzystosowany do robienia wielu rzeczy, ale cały czas ewoluujemy i przystosowujemy się. Rzuć okiem na statystyki, ile osób jednak trawi mleko. Poza tym najlepiej przekonać się na samym sobie – pić i obserwować, co się dzieje. A jeśli dzieje się coś złego, a mleko smakuje, to zawsze można przerzucić się na bezlaktozowe, tyle że biedronkowe już odpada
Ja nie trawie mleka (bez laktozy tez nie), generalnie kawa z z mlekiem = wychodek. Za to swietnie rosna mi kopyta, jak zapominam uzyc pumeksu do piet. Rogow jeszcze nie szukalam ;>
Ale to, czego człowiek nie trawi w mleku, to właśnie laktoza. Jak możesz nie trawić mleka bez niej? :P
Kazeiny też nie trawi i po niej może mieć biegi w określone miejsce. Ludzkie mleko zawiera albuminę w przeciwieństwie do krów i budulca kopyt. Myślę że natura miała jakiś cel stwierdzając że jak mamy zęby to lepiej jeść mięso niż pić mleko. Jeżeli już mówisz o ewolucji:P
Ile ludzi, tyle opinii – na przykład wegetarianie pewnie nie zgodziliby się z mięsną teorią. Ja uważam, że ludzie są wszystkożerni, tylko żywić trzeba się z głową, no i przede wszystkim warto poznać własny organizm.
Ja po prostu nie moge pic mleka, kefirow, maslanek… cos w nich jest i tyle, nie zaglebiam sie co :D Jogurty spoko, ale mleko i tak dalej… nie, no lepiej nie :D
Ja też lubię mleko i nic złego mi po nim nie jest.Ostatnio na nowo zakochałam się w owsiance. Zawsze gdy jem mleko na śniadanie moja mama patrzy na mnie z obrzydzeniem (ma uraz z dzieciństwa dotyczący kożuchów na ciepłym mleku). Z czasów bycia weganką pamiętam jednak fakt, że mleko i sery zawierają wydzielinę ropną z zainfekowanych wymion krów, które przemysł mleczarski traktuje jak maszynki do produkcji mleka, dlatego czasem gdy sobie to wyobrażę odrzuca mnie od niego. No i mam też problem z wypiciem ciepłego mleka na wsi, takiego dopiero co wydojonego. Jakoś tak mnie obrzydza.
Oj, prosto od krowy też bym chyba nie wypiła. Jeśli zaś chodzi o kożuchy, to zawsze mnie obrzydzały, szczególnie że moja mama je namiętnie zjadała. Dziś sama je jem :P
W mojej na szczęście jeszcze jest :D
Taak, bo się okazało, że przywrócili :P