Opowiadanie: Opowieść o Dziadku Tralla

– Założę się, że tam nie wejdziesz! – rzuciła mu prosto w twarz Ania. Jej mina wyrażała absolutną bezkompromisowość, ale i coś jeszcze. Gdzieś w głębi ciemnobrązowych dziewczęcych oczu czaiło się wyzwanie. Czy się odważysz? Czy pójdziesz tam i pokażesz nam wszystkim, że jesteś wart przyjęcia do paczki?

***

Był piątkowy wieczór, ostatni dzień października będący jednocześnie świętem Halloween. Grupa piątoklasistów stała przed bramą wysokiego bloku, wbijając pełen drwiny wzrok w małego Grześka. Chłopiec był tu nowy. Choć w mieście pojawił się na początku roku, do klasy dołączył dopiero w połowie września i niełatwo było mu się wpasować. Borykał się z wieloma problemami, które sprawiały, że nie czuł się pewny siebie, a niski wzrost, piegowate policzki i cichy głos wcale nie ułatwiały mu zadania. Dawno temu, jeszcze w starej szkole, próbował zaprzyjaźnić się z kilkoma osobami, ale nic z tego nie wyszło. Wmówił sobie, że ponosi za wszystko winę i zaniechał dalszych prób. Po przeprowadzce do nowego miejsca mama poprosiła go jednak, by dał sobie szanse. Sobie i innym dzieciom. Dziś więc, stojąc na przeciwko potencjalnych przyszłych kolegów i próbując znieść ich wzrok, myślał o obietnicy danej rodzicom. Nie chciał ich zawieść. Czuł, że tym razem uda mu się być takim synem, z jakiego będą dumni.

Najbardziej pobudzona była Ania. To ona jako szefowa bandy wymyśliła cały test, korzystając z dawnej legendy, którą opowiadano na obozach i zielonych szkołach. Nie do końca wiedziała, czy chce Grześka w swojej grupie, ale postanowiła chwilowo o tym nie myśleć. Miała nadzieję, że stchórzy, a problem rozwiąże się sam, przy okazji dając jej i chłopakom powód do śmiechu. Odkąd z klasy odeszła Basia – córka dozorczyni, nie mieli nikogo do wykpiwania i zwalania winy za psikusy robione w czasie przerw. Kiedy więc wychowawczyni przedstawiła klasie nowego kolegę, Ania była zachwycona. Z nieba nam spadł – szepnęła do siedzącego obok Tomka i zatarła ręce.

Tamtego popołudnia nie wyszła na dwór, siadając nad kartką papieru i obmyślając najbardziej wredne i ośmieszające zadanie, którego przedstawienie reszcie umocniłoby jej pozycję liderki. Co nie było bez znaczenia, gdyż odkąd dosiadł się do niej Tomek – jej zastępca w bandzie, coraz agresywniej próbował przejąć pałeczkę. Twoje niedoczekanie! – myślała, patrząc, jak rozdaje kolegom kupione przez mamę batoniki lub pomaga im w lekcjach. Halloween miało wszystko zmienić. Miało stać się dniem jej triumfu i ostatecznego rozstrzygnięcia, kto jest jedynym i prawowitym szefem.

Dlatego teraz nie mogła się wycofać. Choć było jej żal patrzeć na przerażonego, bliskiego płaczu Grześka, nieugięcie powtarzała mu, że nie ma wyjścia. Stanęła przed chłopcem w rozkroku, skrzyżowała ręce na piersiach i wysoko zadarła brodę. Postawa ta wyrażała wszystko, co po zrozumieniu, jak mocno skrzywdzi nowego, nie chciało przejść przez jej gardło. Musisz – pomyślała żałośnie – jeśli nie poleci twoja głowa, poleci moja.

Żadne opowieści nie cieszyły się wśród uczniów podstawówki takim poważaniem, jak te o duchach, potworach i innych straszydłach. Dzielono się nimi na wyjazdach integracyjnych, szkolnych dyskotekach, podczas toaletowych posiedzeń oraz w ramach „zabaw z dreszczykiem”, które polegały na opowiadaniu historii, a następnie wysyłaniu pojedynczego nieszczęśnika na wyprawę dookoła bloku. Po ciemku, gdyż jesienią i zimą o godzinie piątej robiło się całkowicie czarno. Jedną z takich opowieści, którą jednogłośnie uznano za legendę, jako że występująca w niej postać i większość wydarzeń istniały naprawdę – i to wcale nie w przeszłości, ale teraz – dotyczyła Dziadka Tralla*.

Dziadek Tralla był bardzo starym, liczącym nawet i dwieście lat mężczyzną, który nie pochodził znikąd, nie zmierzał donikąd, nie posiadał domu ani żadnej rodziny. Rzadko widywano go na dworze, a jeśli już, to tylko po zmroku. Snuł się wtedy ulicami, smętnie i cichutko śpiewając trallalallala. W ciemnościach rozpoznawano go po szerokim, ciężkim płaszczu, rozczochranych, od lat niemytych włosach oraz szeleszczących reklamówkach, z którymi nie rozstawał się absolutnie nigdy. Ludzie powiadali, że prędzej zrzuciłby z siebie płaszcz, ryzykując zamarznięcie, niż choć na sekundę puścił jeden z plastikowych uchwytów. W środku znajdowały się bowiem jedyne cenne przedmioty, jakie posiadał. Jego skarby, jego pamiątki, jego relikwia. Słoiki. Choć nikt ich nigdy nie widział, każdy wiedział, co zawierają, jako że Dziadka Tralla widziano zawsze i tylko wtedy, gdy zaginęło jakieś dziecko. To on był za owe zaginięcia odpowiedzialny. Łapał maluchy samotnie spacerujące w ciemnościach, zaciągał na strych bloku, gdzie koczował przez większość roku, ćwiartował i zamykał w słoikach. A potem chodził z nimi we mgle, dając o sobie znać delikatnym brzękiem szkła.

Ania wiedziała, że jeśli chce umocnić swoją pozycję i wymyślić test, jakiego nie wymyśliłby nikt inny, musi sięgnąć do którejś z okolicznych legend. Najlepiej do najstraszniejszej, najobrzydliwszej i budzącej największe emocje podczas każdego wieczorku grozy. Musi nawiązać do legendy o Dziadku Tralla, ożywić ją i sprawić, że nowy uczeń uwierzy tak mocno, jak wierzyli oni. A potem zmusić go, by mimo strachu i łez w oczach poszedł na strych, wyjrzał na dach, posiedział tam koło dziesięciu minut i wrócił, by opowiedzieć, czy widział przerażającego starca.

Kiedy przedstawiła ów plan swojej bandzie, wszyscy byli podekscytowani. Wszyscy oprócz Tomka, który trzymał się na uboczu i robił kwaśną minę. Nic więc dziwnego, że już następnego dnia podszedł do Grześka i udawał, że próbuje się z nim zaprzyjaźnić. Chciał przechytrzyć Anię i przygotować chłopca do wykonania zadania. Jeśli zagrywka przyniosłaby oczekiwany rezultat, Tomek strąciłby dziewczynkę z tronu. A potem odsunął się od Grześka, bo po co mu taki słaby kolega? Ewentualnie uczyniłby go swoim dozgonnym sługą, prawdziwym przynieś-wynieś podkreślającym tomkową wielkość. Na wprowadzenie planu w życie nie miał jednak zbyt wiele czasu. Od przedstawienia zadania dzieciom do Halloween było tylko sześć dni, przy czym nowy miał go usłyszeć na chwilę przed godziną zero. Wszystko zależało zatem przede wszystkim od losu.

– Założę się, że tam nie wejdziesz! – rzuciła mu prosto w twarz Ania. Jej mina wyrażała absolutną bezkompromisowość, ale i coś jeszcze. Gdzieś w głębi ciemnobrązowych dziewczęcych oczu czaiło się wyzwanie. Czy się odważysz? Czy pójdziesz tam i pokażesz nam wszystkim, że jesteś wart przyjęcia do paczki?

Grzesiek nie mógł odmówić. Nie tylko nie chciał zawieść mamy i taty, ale naprawdę bardzo zależało mu na zdobyciu pierwszych w życiu przyjaciół. Na myśl, że kiedyś będzie stał wśród nich jak równy z równymi, robiło mu się cieplej na sercu. Nogi pozostawały jednak zimne. Zimne i ciężkie, jakby ktoś wsadził je do miski i zalał betonem. Choć chłopiec nie należał do tych strachliwych, sądził, że potrafi odróżnić prawdę od kłamstwa. Słowa Ani brzmiały zaś jak najszczersza prawda.

Jeśli Dziadek Tralla mieszkał na strychu, na tym strychu, Grzesiek nie mógł tam pójść. Jak mógłby dobrowolnie oddać się dwustuletniemu psychopacie? Nie chciał zostać pokrojony na części i spakowany do słoików, które przez kolejne setki lat starzec nosiłby w przetartych plastikowych reklamówkach. Wiedział jednak, że nie ma wyjścia. Oszacował swoje szanse, a z szacunków tych wynikało, że jest duże prawdopodobieństwo, iż Dziadek Tralla mieszka w innym budynku. Na pewno nie ma go tu, na pewno jest gdzieś indziej – powtarzał sobie zatem, wchodząc po schodach. Ania odprowadziła go aż do dziesiątego piętra, by sprawdzić, czy nie stchórzy. Cała reszta czekała na dole. Kiedy dziewczynka odwróciła się, by odejść, zobaczył w jej oczach coś dziwnego… poczucie winy? Niewiele mu to jednak pomogło. Na trzęsących się nogach i z szeroko otwartymi oczami dotarł na środek zupełnie ciemnego korytarza. Po lewej stronie znajdowało się małe okienko, które – według zaleceń pomysłodawczyni – miał otworzyć. Wiedział, że stanęła kilka pięter niżej i nasłuchuje. Jeśli chłopiec nie wykona zadania, na nic zda się dotychczasowa katorga. Złapał więc za klamkę i pociągnął. Drzwiczki nie stawiały oporu, jakby ktoś regularnie otwierał je i zamykał. Czy to on? Czy to Dziadek Tralla wchodzi tędy do swej noclegowni? Myśli same pojawiały się w grześkowej głowie, już nie potrafił nad nimi zapanować. Po wyjrzeniu na dach zauważył jednak, że nie ma tam niczego strasznego. Ciemność, trochę gwiazd na niebie, jakieś satelity, małe kominki i ptasie odchody. Pomiędzy tym wszystkim świstał zaś bardzo zimny, przeszywający do szpiku kości wiatr. Ale to tyle. Żadnych strachów czy potworów, a już na pewno żadnego Dziadka Tralla. Grzesiek odetchnął. Wiedział, że to oznacza tylko jedno: wygraną. Stał więc, napawając się świeżym powietrzem i nie zwracając uwagi na to, że zimno wysusza jego wargi i rozrzuca półdługie włosy. Był po prostu szczęśliwy.

– Idziemy po niego? – zapytał Krzysiek. Odkąd Ania wróciła na dół przed blok, minęło dwadzieścia minut. Dzieci podejrzewały, że Grzesiek zemdlał ze strachu albo uciekł drugą klatką. Ale czy wtedy nie zobaczyliby, jak wychodzi? Ania wzruszyła ramionami. Poczekajmy jeszcze trochę – powiedziała. Nie było jej do śmiechu, kiedy żartowali, że nowy pewnie narobił w portki. Cały czas patrzyła bowiem na Tomka, którego twarz z każdą kolejną minutą nieobecności Grześka wyrażała coraz większą pychę. Miała ochotę uderzyć go w tę głupią minę, odwrócić się i pójść do domu na tosty z ketchupem. Wiedziała jednak, że jako liderka musi podjąć się powrotu po chłopca. Głupek – wycedziła przez zęby, po czym weszła do bramy. I tak nigdy nie chciałam być w tej beznadziejnej paczce – powiedziała do siebie, gdy nikt nie mógł jej już usłyszeć.

Grzesiek spojrzał na zegarek. Z tej radości i podekscytowania nie zorientował się, że minęło aż dwadzieścia minut. To dwa razy tyle, ile miałem wytrzymać! – ucieszył się. Zeskoczył ze stopnia pozwalającego wyglądać przez okienko i udał się w stronę schodów. Po drodze usłyszał stłumiony odległością kilku pięter głos Ani. Grzesiek, kurde, jesteś tam?! – krzyczała. Chciał jej odpowiedzieć, ale przypomniał sobie, że zostawił otwarte okno. Gdyby teraz wrzasnął choć jedno słowo, usłyszeliby go mieszkańcy dwóch ostatnich pięter i niechybnie zadzwonili po policję. Od kilku tygodni bowiem na windach wisiał bezwzględny zakaz wychodzenia na dach. Taki głupi nie jestem, żeby rezygnować z nowej paczki na rzecz aresztu domowego – pomyślał. Dlatego też zawrócił i zaczął biec do okna. Im szybciej, tym lepiej. Nie zauważył jednak, że chwilę wcześniej rozwiązała mu się sznurówka. Runął jak długi na ziemię, tracąc dech w piersiach. Obrócił się na plecy, usiłując doprowadzić się do porządku. Ogarnęła go panika. Od upadku minęło kilka sekund czy może kilkanaście minut? W końcu jednak udało mu się złapać oddech. Rzęził i dyszał, ocierając załzawione oczy. Zapomniał już, że wrócił, by zamknąć okno. Po prostu chciał stamtąd jak najszybciej iść – do świata pełnego światła, do nowych przyjaciół, do domu… gdziekolwiek. Wstał, opierając się o ścianę, i ruszył. Coś jednak było nie w porządku. Wokół niego panowała idealna cisza. Nie słyszał już Ani wołającej go z dołu, ale nie słyszał też wiatru. Zupełnie jakby ktoś… Obrócił się i zobaczył zamknięte okno. Nie zamierzał się jednak dowiadywać, kto lub co je zamknęło.

Już miał zacząć biec, gdy nagle ciszę przebił delikatny dźwięk. Coś znacznie cichszego niż szept, lżejszego niż oddech, subtelniejszego od dzwoneczków. Dźwięk, którego nie dało się pomylić z niczym innym na świecie. Dźwięk, którego realności Grzesiek był tak pewien, że nie potrafił wykonać żadnego ruchu. Był to brzęk leciutko odbijających się o siebie słoików.


* Pierwowzór postaci Dziadka Tralla zapożyczony został z historii opowiedzianej przez koleżankę w czasach podstawówki. Za liczne modyfikacje oraz obecny wygląd (i postaci, i historii) odpowiada tylko i wyłącznie moja fantazja. Proszę nie kopiować i tak dalej.

3 myśli na temat “Opowiadanie: Opowieść o Dziadku Tralla

  1. Hahahahahaha :)
    Powiem Ci, że czytałam to opowiadanie dopiero teraz, jest 15:41, jasno i pięknie, ale z racji tego, że jestem w domu sama i że mieszkam, jakby nie patrzeć, na DZIESIĄTYM PIĘTRZE, to trochę mi się skóra na plecach zjeżyła… :D :D :D

    Brawo. Udało Ci się :D

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.