Ciekawość – pierwszy stopień do piekła?

Jeden z ostatnich dni grudnia, zimne i deszczowe popołudnie, plusk rozjeżdżanych kałuż przebijający się przez smętną muzykę rozbrzmiewającą w empetrójce. Stoję na przystanku tramwajowym, czekam na piętnastkę jadącą w stronę rynku i myślę. Za dwadzieścia pięć minut rozpocznie się lektorat z języka angielskiego, w którym nie chce mi się uczestniczyć. To już ostatnie zajęcia przed świętami, prowadząca zaplanowała luźne rozmowy o tradycjach i wierzeniach – zupełnie jak w liceum, gimnazjum, podstawówce, a pewnie i w przedszkolu. Nieważne, na jakim etapie życia się znajdujemy, niektóre rzeczy są niezmienne.

Do pójścia na zajęcia mobilizują mnie niechęć do wykorzystania jednej z pięciu, a właściwie to już czterech dopuszczalnych nieobecności, oraz przyjaciółka, której beze mnie półtorej godziny będzie się ciągnęło jak dziesięć. Mnie bez niej z pewnością by się ciągnęło.

Spoglądam na krople spływające po przezroczystej wiacie przystankowej i zaczynam dumać nad swoimi relacjami z ludźmi. Nie mam dużo bliskich znajomych, ale ci, których mam, są dla mnie naprawdę ważni. Lubię ich i lubię z nimi rozmawiać. Czasem nie mogę się doczekać, by dotrzeć na studia i usłyszeć, który dywan S. wybrała do pokoju gościnnego, i niecierpliwię się, by poznać opinię M. na temat filmu, który wczoraj razem obejrzeliśmy, ale było już za późno, by omówić wrażenia. To takie drobiazgi, takie nic nie znaczące rzeczy, a jednak mnie interesują. Naprawdę

jestem ich ciekawa.

I nagle zaczynam myśleć już nie tylko o swoich relacjach z ludźmi, ale o relacjach międzyludzkich w ogóle. W tle migoczą przednie światła nadjeżdżającej piętnastki, a ja szybkim ruchem wyciągam dłoń z rękawiczki i zapisuję w telefonie luźne myśli, by po powrocie do domu nadać im kształt.

Wsiadam i zajmuję zimny, bo plastikowy czerwony fotel, ale tym razem nieszczególnie mi to przeszkadza. Nadal zastanawiam się, dlaczego właściwie lubimy ludzi, których lubimy, i co ma to wspólnego z ciekawością. Wymyślam sytuację, w której stoję w sklepowej kolejce i nagle stojący za mną pan Władek zaczyna opowiadać, jak to w wakacje, przebywając w sanatorium Pod palemką, poznał miłą panią Krysię. I nawet wymienili się telefonami!

Znam siebie i wiem, jak bym się wówczas zachowała. Pomyślałabym, że to czubek – w końcu kto normalny opowiada o swoim życiu zupełnie obcym osobom? – lecz wyciągnęłabym z jednego ucha słuchawkę empetrójki i z zerowym zainteresowaniem udawała, że mnie to ciekawi. Zachowałabym dyplomatyczne milczenie i stała w bezruchu, żeby czasem potakiwaniem nie zachęcić pana Władka do dalszych wynurzeń. Wzrok utkwiłabym w podłodze. Zawsze tak robię, bo to pozwala się wyłączyć. Ktoś gada, gada, gada, a jak nucę w głowie piosenki albo rozpaczliwie myślę: dlaczego ja? dlaczego ja? DLACZEGO JA?!

Po dojściu do kasy i zapłaceniu uciekłabym, żeby tylko pan Władek nie zaczął opowiadać o czwartej poznanej pani. Bo oczywiście po historii z Krysią zdążyłby z detalami wyłożyć historie o dwóch kolejnych. Gnałabym przed siebie, nie patrząc pod nogi, byle szybciej, byle dalej. Za mną powiewałaby myśl: dlaczego tak bardzo nie interesuje mnie życie pana Władka, skoro ciekawi mnie kolor dywanu S.?

Relacje międzyludzkie opierają się na ciekawości

– stawiam luźną tezę i zaczynam szukać jej potwierdzeń i zaprzeczeń. Lubię osoby, z którymi spędzam czas, to oczywiste. Ale za co je lubię? Mówi się, że z ukochanym człowiekiem można milczeć, a przy tym i tak dobrze się bawić. W porządku, na pewno się da, ale dopiero na dalszym etapie znajomości. Przecież poznawanie się i docieranie polega na rozmowie, a rozmowa zawsze, ale to zawsze opiera się na ciekawości. Przynajmniej jeśli nam na rozmówcy zależy. Można bowiem prowadzić niezobowiązującą pogawędkę o pogodzie czy polityce, tak naprawdę nawet nie myśląc o tym, o czym się mówi.

Takie relacje jednak to żadne relacje – podobne łączą mnie z sąsiadami. O, dzień dobry, jaki piękny dziś mamy dzień. Taak, wracam ze studiów. Niee, Rubi siedzi w domu. Równie dobrze mogliby mnie zapytać, czy wczoraj wsadziłam do ucha ogórka, a odpowiedziałabym im tak samo uprzejmie i z tą samą obojętnością. W bloku, gdzie do mieszkań najczęściej dociera się windą, musi obowiązywać jakiś regulamin rozmów.

Zbawieniem jest książka albo telefon, wtedy niczego mówić nie trzeba, ale jeśli sąsiad tak wyczekująco patrzy, wręcz wwierca w nas wzrok, trudno nie ulec presji i nie zapytać, czy podoba mu się nowo odmalowana brama.

Prawdziwe relacje

muszą się więc opierać na ciekawości, innego wyjścia nie widzę. Nie mogę się doczekać spotkania z S., bo nie mogę się doczekać, kiedy mi powie o dywanie. Interesuje mnie jej dywan, bo ją lubię. A lubię ją, bo jest miła i interesuje się mną i moimi sprawami – to wzajemność. Naprawdę starałam się znaleźć przykłady przeczące tezie o ciekawości jako warunku koniecznym prawdziwej relacji, ale nie potrafię. Romanse i seks bez zobowiązań? Jasne, tu nie trzeba mówić. Ale nadal nie pozbywamy się ciekawości – ciekawości ciała partnera, ciekawości reakcji na nasz dotyk, ciekawości tajemnicy i nieznanego.

Kupujemy bliskim prezenty, bo chcemy sprawić im radość, ale też jesteśmy ciekawi, jak zareagują. Uprzejmie pytamy, jak się czują, ale uprzejmość ta nie jest udawana, jak w przypadku rozmowy z sąsiadem. Naprawdę nam zależy, by wiedzieć. Kiedy oglądamy film, tuż po jego zakończeniu dzwonimy do przyjaciela, bo zjada nas ciekawość, co sądzi o bohaterach. A także chcemy się podzielić własną opinią, bo wiemy, że przyjaciel nas akceptuje i szanuje zasadę wzajemnej ciekawości – interesuje go nasza opinia.

Ciekawość a ciekawskość

Można zatem powiedzieć, że wiele – większość? – relacji podszytych jest ciekawością. Niektóre z nich opierają się jednak na błędnie rozumianej ciekawości, czyli ciekawskości – chęci poplotkowania o czymś, odkrycia skandalu, zrobienia afery. Prawdziwa relacja nie może być zbudowana na tej drugiej, bo nie daje ludziom bezpieczeństwa i stabilności.

Co zaś się tyczy zwykłej ludzkiej ciekawości, nie sądzę, by kiedykolwiek była grzechem (tytułowe powiedzenie powinno raczej doczytać ciekawskości). Gdyby jej zabrakło, nie mielibyśmy przyjaciół i partnerów, bo nikogo nie obchodziłoby nasze życie i czulibyśmy się samotni. Ludziom potrzebna jest uwaga, ale prawdziwa uwaga, a także zainteresowanie ich poglądami.

Na szczęście umiejętności słuchania i bycia ciekawym nie trzeba się uczyć, mamy to w sobie. Już w dzieciństwie chcemy poznawać świat, bo jesteśmy go ciekawi. A potem idzie jak z płatka. Na otaczającą nas rzeczywistość patrzymy przez okulary zainteresowania, od ważnych dla nas ludzi oczekując wzajemności. I myślę, że trudno będzie się z tym nie zgodzić, bo czyż nie z ciekawości przeczytaliście dzisiejszy wpis?

20 myśli na temat “Ciekawość – pierwszy stopień do piekła?

  1. Z ciekawosci przeczytane, z ciekawosci! Czytajac przeanalizowalam kazde zdanie-to jest prawda! Powinnas zostac jakims filozofem albo przynajmniej napisac ksiazke! Ciekawosc to taka,, mala rzecz,, nad ktora sie nie zastanawiamy i nie zdajemy sobie sprawy ,ze to one. Ludzie, ktorych lubi nas poprostu interesuja i tyle! ;)a tym czasem to ona w nas to powoduje!
    A ciekawskosć, to, (tak jak napisalas) zupelnie inna bajka! Teraz uswiadomilam sobie blad w tym przyslowiu! Jak bede sie z kims sprzeczac, ze ten cytat nie ma sensu,to bede go odsyłać do tego posta – na pewno zmieni zdanie ;)

    1. Widzisz, minęłam się z powołaniem, albo po prostu urodziłam się o kilka(naście) wieków za późno :P

  2. Lubię czytać wszelkie Twoje rozmyślania, ale te dzisiejsze szczególnie do mnie trafiły, bo sama nie raz się zastanawiam czemu moje przyjaciółki nazywam przyjaciółkami właśnie :) To fascynujące, że mogę rozmawiać z dziesiątkami osób z rzędu, a akurat przy Niej poczuję te wzajemne wibracje, pomyślę: To mój człowiek!, choć właściwie niewiele nas łączy. I tak niezmiennie od lat, jedna-dwie bliskie osoby max, a z resztą ludzi mogę pogadać, ale nie umiem udawać, że interesuje mnie ich życie jeśli faktycznie tak nie jest. Dlatego właśnie nie sprawdzam się w towarzystwie czy na imprezach, ale trudno, tacy jak ja też muszą istnieć :D
    Świetny post ze świetnym zakończeniem ^·^

    1. Dziękuję. Też lubię się zastanawiać nad tym, dlaczego lubię ludzi, których lubię. I dlatego, że na co dzień raczej izoluję się od żywych ludzi (nie mylmy ich z internetowymi znajomościami), lubię podumać nad swoimi relacjami ze światem.

  3. Tak, ciekawość to podstawa, bo bez tego wielu rzeczy nawet nie zaczęlibyśmy robić. Ale jakby tak jeszcze o tym pomyśleć, to na przykład my, jako bliźniaczki przebywające ze sobą praktycznie 24h na dobę wiemy o sobie wszystko. Nawet po oglądnięciu jakiegoś filmu nasze spostrzeżenia na jego temat rzadko kiedy się różnią, czy po zjedzeniu jakiejś słodkości chcemy wspólnie opisać nasze wrażenia to i tak są one przeważnie dokładnie takie same. Jednak mimo wszystko zawsze z ciekawością zadajemy sobie te pytania wiedząc jakie otrzymamy odpowiedzi :)

    1. Interesuje mnie relacja bliźniaczego rodzeństwa. Napisałabym o tym tekst… gdybym tylko miała rodzoną drugą połówkę.

  4. ech… Dobija mnie to w jaki sposób pięknie piszesz, zawsze uświadamiam sobie wszelkie moje braki xDD Ale artukuł naprawdę świetny. Szczerze, nie zwróciłam na to uwagii, że ciekawość może być formą, budulcem, podstawą przyjaźni… Z jednej strony mnie to bardzo cieszy, bo jestem niegrzecznie bardzo ciekawska, ale z drugiej strony smuci… Bo mam tak jakby przyjaciółkę, ową współlokatorkę… Ale to głównie ona o sobie opowiada… Ja znam wszystkich jej znajomych, jej przeszłość nawet tajemnice… a ona moje? Chyba nie… Ja pytam codziennie jak się czuję… ona mnie na całych studiach z 3 razy. Moi rodzice wściekają się na mnie za to i mówią, że to zaślepienie… Ale cóż poradzę. Jestem ciekawska, lubię obserwować ludzi, często mam słuchawki na uszach, ale nie słucham wcale muzyki tylko dookoła… Więc dla mnie to byłoby głupie nie rozmawiać z nią o niej… A, że ona mnie o nic nie wypytuje- przyzwyczaiłam się chyba. To nawet wygodnie nikomu z niczego się nie tłumavzyć. Ale koniec bo się rozgdałam. Notka jak pode mnie, otworzyłaś mi nowe horyzonty :D

    1. Znam to uczucie, bo od kilku lat, kiedy umawiam się z mamą na spacer, czy w ogóle jak się gdzieś spotykamy, ciągle mówi tylko ona. Ani nie pyta, co u mnie, ani szczególnie się nie zainteresuje. Kilka razy jej to wypomniałam, ale w gruncie rzeczy przestało mi to przeszkadzać. Nie mam takiej jednej prawdziwej osoby, której mogłabym się wygadać. Pod tym względem w moim życiu jest definitywny brak.

      1. z mamą mam odwrotnie, robi wywiad z tatą na temat mojego życia :) Rodzice to mi się udali, gorzej z szczerymi przyjaciółmi. Szkoda, że nie mieszkasz bliżej, ja to próbowałabym Cię ciągnąć za język, ale wiem, że jestem przez to męcząca więc może to i lepiej :)

        1. Niełatwo pociągnąć mnie za język. Tak się przyzwyczaiłam do życia sama ze sobą, że trudno mi się otwierać.

  5. Otóż to! Wszystko opiera się na ciekawości, do której nie potrzeba ani trochę „ciekawskości”.
    To dziwne, ale unikając kontaktu z ludźmi, jestem bardzo ciekawa ludzi. Oczywiście tych, na których mi zależy, jak i tych, którzy są po prostu ciekawi / to, co robią jest ciekawe. Nawet tak patrząc na blogi… ile razy zdarzyło się nam wszystkim czytać o produkcie, który zupełnie nas nie obchodzi, bo ciekawi nas autorka wpisu i to, jak daną rzecz ona postrzega…
    Jednak czasem to i ciekawość może nas nieźle władować: np. zaciekawimy się kimś i wejdziemy w jakiś związek, który okaże się katastrofą. Chociaż równie dobrze można powiedzieć, że to samo życie jest tym pierwszym stopniem. :D

    1. Masz rację. Szczególnie w dobie Internetu można się ciekawić kimś dlatego, że po prostu jest ciekawy, nie wchodząc z nim w relację (jedynie czytając jego bloga, oglądając kanał na YT). Jednocześnie mamy złudzenie, że doskonale znamy tę osobę, choć nigdy nawet nie widzieliśmy jej na oczy.

  6. Hmm.. Ciekawa teoria :) W sumie trochę tak jest. Myślę, że lubimy niektórych ludzi, bo jesteśmy zainteresowani ich opinią na dany temat. Ale z drugiej strony chcemy też trochę ograniczać tą ciekawość pewną przewidywalnością. Spodziewamy się co powie nam ukochana osoba i za to ją kochamy, bo gdyby zaskakiwała nas swoimi poglądami, bylibyśmy ich ciekawi, ale też moglibyśmy ją uznać za totalnego dupka..

    1. Rzeczywiście tak jest. Na etapie zakochania chcemy poznać drugą osobę jak najlepiej, żeby potem już ją znać i nawet będąc daleko od niej, przewidywać, co by czuła/myślała/mówiła w danej sytuacji.

  7. Dziękuję Ci za ten tekst. przeczytałem go z zapartym tchem, oczarowany Twoim sposobem narracji. Temat, który poruszasz nigdy specjalnie mnie nie interesował, ale zaciekawił, dzięki sposobowi w jaki go przestawiłaś. Atmosfera jesiennego spleenu i wpleciona scenka, jakby żywcem wycięta z filmu Kieślowskiego, sprawiły że zacząłem się zastanawiać nad „ciekawością”. W moim życiu odruch dociekania, drążenia, wątpienia, ekscytowania się zjawiskami mi bliżej nieznanymi został zniszczony niemalże do zera. Zostałem ukształtowany z poczuciem winy za każdy objaw ciekawości, która do dziś jawi mi się jako niezdrowe zainteresowanie. A przecież to bzdura. Pomijając jej wypaczoną formę jaką jest plotkarstwo, ciekawość jest wspaniałym narzędziem do poznawania świata i do poszerzania wiedzy o nim. Jest wspaniałą cechą, która jedna sobie ludzi, zbliża do siebie. Bez szczerej i pozbawionej cynizmu ciekawości nie da się zbudować bliskich relacji z kimkolwiek. Ciekawości duszy, ciała, codzienności, zainteresowań etc, etc… Przykład z ogórkiem jest genialny! Wyobrażam sobie, mojego przyjaciela któremu mówię, że właśnie siedzę sobie z ogórkiem w uchu :D Hahahhaa Przyjaciel wie. Przyjaciel rozumie :) Nic nie musiałbym tłumaczyć. Ten tekst przeszedłby do historii. Ktoś zupełnie inny niczego by w tym surrealistycznym stwierdzeniu nie dostrzegł poza objawami zaniku zdrowego rozsądku. Tak też sobie myślę, że dopóty dopóki interesuje mnie jakikolwiek dywan, w jakimkolwiek przedpokoju, jakiejkolwiek osoby to ta osoba jest dla mnie wyjątkowa. Czwarta kobieta pana Władka nie poruszy nawet mojej brwi, w obliczu mojego braku zainteresowania jakimkolwiek aspektem jego osoby. Pozdrawiam serdecznie!

    1. Dzięki za własna przemyślenia, jak zwykle :) Mogę zapytać (w sumie i tak już już sobie pozwoliłam zapytać), skąd to poczucie winy? Mocno katolicka rodzina, czy coś innego?

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.