Nadeszła jesień, nieuchronnie zbliża się zima. Jest coraz mroźniej, ciemniej i wilgotniej, przez co niezbyt przyjemnie. Złapała mnie standardowa minidepresja, która jak buldożer zbiera po drodze wszystkie małe problemy, powiększając je do rozmiarów biustu Dolly Parton, ale przy okazji do głowy napłynęły mi filozoficzne pytania bez odpowiedzi. O ile jednak ten pierwszy fakt niezbyt mnie cieszy, o tyle drugi się przydaje – można stworzyć coś nowego w ramach niedzielnego wpisu niejedzeniowego.
Zalążek myśli o dzisiejszym temacie pojawił się podczas pisania tekstu halloweenowego, kiedy to przeglądałam zdjęcia z przeszłości. Byłam na nich ja… ale jakby nie ja. Oczywiście pamiętam, kiedy i w jakich okolicznościach każda z fotografii powstała. Ba! potrafię odtworzyć uczucia, które mi wówczas towarzyszyły. Nie wiem za to, w jakim stopniu ich bohaterka jest dzisiejszą mną. Tak oto powstało pytanie:
Czy jestem tym, kim byłam?
W niniejszym wpisie chciałam się zająć mną – każdy z was zaś może to zrobić ze sobą – uskuteczniając coś w rodzaju darmowej autopsychoanalizy.
Zainteresowały mnie trzy główne kwestie:
1) Wiek a ciągłość tożsamości
2) Zmienne wybory
3) Metamorfozy wyglądu
By nie wrzucać ich do jednego worka, każdą omówiłam w osobnym punkcie.
1. Wiek a ciągłość tożsamości
O wieku pomyślałam podczas przeglądania zdjęć z dzieciństwa. Czasem – ni stąd, nie zowąd – nachodzi mnie myśl, że jestem dokładnie tą samą Olgą, którą byłam, gdy świętowałam piąte czy piętnaste urodziny. Kiedy ktoś mówi, że wydoroślałam, spoważniałam albo zrobiłam inną dotyczącą dorosłości rzecz, coś się wewnątrz mnie buntuje. Dokładnie pamiętam, jakie uczucia towarzyszyły mi, gdy siedziałam pod stołem w dawnym domu i rozmyślałam o ulubionym bohaterze bajki. Przysięgam, że pamiętam! I przypisuję tamtej Oldze te same emocje, które nachodzą mnie dziś.
Z jednej strony kilku- i kilkunastoletnia Olga miała problemy i rozterki, które dziś mnie śmieszą. Bo byłam mała i niedoświadczona, bo nie znałam prawdziwych problemów, bo dostałam karę na komputer i obraziłam się na mamę. Z drugiej zaś strony moje przeszłe życiowe wybory – wszystkie, łącznie z decyzją o kupieniu lodów czekoladowych zamiast waniliowych – wciąż są mi w jakiś sposób bliskie. Nigdy nie myślę, że były żenujące, zawstydzające bądź durne. Głupie – czasem – ale traktuję je wówczas w pobłażliwy sposób. Czuję zbyt wielki związek z dawną sobą, by się za nią wstydzić. Albo wręcz odwrotnie: są sprawy, o których nadal nie chcę nikomu opowiadać, mimo iż zostawiłam je daleko za sobą i niby obecnej mnie nie dotyczą.
2. Zmienne wybory
O ile w poprzednim punkcie doszłam do wniosku, że przeszła ja to ta sama osoba, co obecna ja, o tyle w kontekście zmiennych wyborów najszybciej przyszło mi założyć, że jednak stara ja to niekoniecznie ja.
Dziś – z perspektywy czasu – widzę, jak wiele rzeczy zrobiłam źle, nieroztropnie, nie tak lub bezsensownie. Drugi raz nie postąpiłabym tak samo. Ba, sądzę nawet, że nawet bez teraźniejszej wiedzy nie podjęłabym tych samych decyzji. Mniej we mnie szalejących hormonów, więcej zaś asertywności, mniej dookoła ludzi szepczących do ucha dobre rady, więcej osób dorosłych, które wydają bardziej przemyślane opinie. Biorąc zatem pod uwagę fakt, że nasz charakter i my składamy się w dużej mierze z własnych wyborów, powinnam nazywać 5-, 10- czy 15-letnią Olgę sobą?
Zanim odpowiedziałam: nie, napłynęła kolejna myśl. Przecież nawet rzeczy, które zrobiłam wczoraj, dziś mam ochotę zrobić inaczej. Mało tego, czasem nawet po wypowiedzeniu słowa po cichu nienawidzę siebie za brak powściągliwości. Dopuszczam się rzeczy, które nie są moimi wyborami, po prostu… czasem tak wychodzi, i tyle. Skoro byłam bliska założenia, że nie jestem nastoletnią Olgą, musiałabym jednocześnie przyznać, że nie jestem nawet tą sobą sprzed pięciu minut, a to bez sensu.
3. Metamorfozy wyglądu
Ten wątek dotyczy głównie kobiet – tak się utarło. Gdy rozstajemy się z chłopakiem, zmieniamy pracę lub szkołę albo po prostu zamykamy pewien etap życia, ciągnie nas do zmian. Chcemy ściąć włosy, przefarbować się, zmienić styl ubierania, inaczej się malować, kupić sobie coś wystrzałowego i w jakiś sposób odciąć się od starej siebie, której nie udało się osiągnąć sukcesu, czyli celu, cokolwiek nim było.
Kobieta – mężczyzna pewnie też, mamy równouprawnienie – przechodzi w życiu wiele metamorfoz. Sama lubię zmiany i ciągle wpada mi do głowy coś nowego. Zazwyczaj hamuje mnie albo suma pieniędzy, jaką trzeba by w ten nowy pomysł włożyć, albo czas (przykładowo ścięcie włosów zajmuje kilka minut, z ułożeniem kilkanaście, ale za to wyhodowanie ich ponownie…!). Kiedy jednak decyduję się na przemianę i częściowo zrzucam starą skórę, przez pewien okres nie chodzę po ziemi, ale unoszę się nad nią – kocham ów stan euforii, niezachwianej wiary w siebie i poczucia własnej wartości!
Ostatecznie nie sądzę, by zmiana opakowania miała wpływ na zawartość pudełka. Każdego dnia, dzięki pozostałym wpisom na moim blogu, czyli recenzjom, utwierdzamy się w przekonaniu, że znaczenie ma skład, prawda? A składem człowieka jest jego charakter, usposobienie, nastawienie do życia.
Pozostałe kwestie tożsamościowe
Na koniec przedstawię parę pytań, które nie dają mi spokoju. Dotyczą sytuacji ekstremalnych, w których – w wyniku szoku, choroby i tak dalej – może zmienić się tak wiele, że dana osoba staje się… kimś innym? No właśnie. Pytania zostawiam otwarte, do dyskusji.
1) Czy jeśli ulegnę wypadkowi i stracę kończyny bądź inne części ciała, będę innym człowiekiem?
2) Jeżeli zostanę zgwałcona lub porwana, jeżeli to samo stanie się z członkiem mojej rodziny, czy po wszystkim będę w stanie zachować ciągłość tożsamościową?
3) Kiedy nadejdzie starość i dopadnie mnie demencja, w gorszym przypadku alzheimer, czy wtedy – nie pamiętając nikogo, nawet samej siebie – wciąż będę jedną i tą samą osobą?
Faktycznie zmieniałaś czesto kolory włosów :). Ja tak myślałam kiedyś nad sobą,czy się zmieniałam na przestrzeni lat. Doszłam do wniosku,że tak i to nie na lepsze:( bo stałam się bardziej poważną osobą,bez cienia szaleństwa. Kilka lat wstecz byłam wiecznie uśmiechnięta,nie bałam się zaszaleć a teraz ciągle poważna ,zestresowana:(
Dorosłość niesie ze sobą stres i powagę, niestety. Mnie też brakuje beztroski dawnych lat, ale w gruncie rzeczy muszę przyznać, że lubię się z obecną mną. To chyba najważniejsze – być pogodzonym ze sobą i wybaczać sobie słabości i niedociągnięcia.
Poruszyłaś istotny temat.. W życiu spotyka nas wiele: tego dobrego o którym chcemy pamiętać ale również tego nieprzyjemnego, takich chwil o których chcielibyśmy zapomnieć. Bez względu na to czy to było, jest czy będzie miłe, czy też nie, każde takie wydarzenie ma na nas jakiś wpływ, sprawia, że się „kształtujemy”, zdobywamy wiedzę, doświadczenie, dojrzewamy…. To normalne, że niektore rzeczy po latach zrobilibyśmy inaczej bo z biegiem lat inaczej patrzymy na różne sprawy, inne rzeczy stają sie naszymi priorytetami… ale taka jest kolej rzeczy bo dojrzewamy, zyskujemy doświadczenie, wyrabiamy sobie zdanie i mamy już wyrobione zdanie na jakiś temat.
Ciężka choroba, wypadek w którym ucierpieliśmy na zdrowiu z pewnością wpływa na naszą psychikę: w zależności od tego jak jesteśmy silni może załamać lub dodać siły, jednak według mnie nie sprawi, że „Asia stanie się córką sąsiadki – Matyldą”. Asia pozostanie Asią, tylko może zamkniętą w sobie, smutą, bardziej wrażliwą, a może bardziej nieczułą…. albo zrozumie, że wcześniej marnowała swoje zycie, Bóg dał Jej kolejną szansę i postara się ją wykorzystać jak najlepiej…
Hmm, doszłyśmy do podobnego wniosku, czyli że jesteśmy sobą bez względu na to, co może nam się przytrafić. Tyle że ostatnie pytania nadal nie dają mi spokoju. Może nie stanę się córką sąsiadki, gdy ktoś wymorduje mi rodzinę, a mnie zgwałci i okaleczy, nie stracę również przez to mojej przeszłości, porzucę za to dotychczasowe pasje, marzenia, plany, zmienię nastawienie do życia i świata, zamknę się na ludzi, w ogóle przeobrażę się w kogoś innego. Nie twierdzę, że na pewno, ale przecież są takie przypadki.
Zmienia nas każdy dzień,
Zmienia nas każde zdarzenie – pozytywne i negatywne,
Zmieniają nas poznani ludzie.
Pytanie tylko jak mocno.
Pijanego żula mijamy z obojętnieniem. Płaczące dziecko powoduje, że się zatrzymujemy. Katarzyna z liceum, dla której byliśmy gównem, teraz – po założeniu konta na FB – nagle zaprasza nas do znajomych, pisząc „hej! co tam? mnóstwo lat!”. Spotykamy rodziców najbliższego kolegi (od podstawówki) po 8 latach. Okazuje się, że kolega ów… jest już żonaty. Ma nawet córę. A telefon nie dzwonił.
Zmienia nas wynik badań krwi dziadka, zmienia nas zawał wujka. Zmienia nas złamana ręka siostry, którą jakiś pojeb potracił – będąc pijanym – na przejściu dla pieszych.
Zmienia nas wszystko. Zmieniamy się sami. Często uciekając przed jedną traumą, pakując się w drugą. Walka z nałogiem, walka z… Ścinamy włosy, zakładamy szersze spodnie. By tylko nie dostać obrzydzenia, patrząc w lustro. Tamten Marcin już nie żyje, teraz jest inny. Pytanie tylko czy inny znaczy właściwy. Czy nie stajemy się zwyczajnie niewłaściwym człowiekiem w niewłaściwej skórze.
Romanse, randki, piasek wbijający się w stopy przy blasku księżyca, zdrady, rozwody, znienawidzenie. Wzajemne przenikanie się cechami złymi i dobrymi.
Czy jestem tą samą osobą? Właściwie to jaką jestem osobą? Czy odnalazłem własnego siebie czy może do tej pory służyłem za marionetkę w rękach nieodpowiednich osób?
O kurczę, jaki ładny komentarz. A jeszcze ładniejsze jest w nim to, że nie mam odpowiedzi na żadne z pytań (skądinąd raczej retorycznych, więc to nieistotne). Mogłabym dopisać go jako zakończenie moich przemyśleń. Dziękuję.
Wszystko co się dzieje w życiu w jakimś stopniu nas zmienia. Osobiście, chociaz nie zmieniłam się zbytnio wizualnie (jeszcze nigdy nie fatbowałam włosów – jedynie obcinam je i zapuszczam na zmianę, zmieniając troche fryzurę) czuję, jak bardzo zmieniłam się wewnętrznie z różnych powodów. Myślę, że najwięcej zmienia poważna choroba – ona często pokazuje co jest naprawdę ważne w życiu. Nie wiem jaka bym się stała, gdybym straciła kończynę (na pewno nieszczęśliwa i nie wiem, czy chciałabym w ogóle wówczas żyć ), ale co do Alzheimera i innych chorób neurodegeneracyjnych, to one chyba zmieniają człowieka najbardziej – nie umiem sobie wyobrazić jak to jest żyć, być może nie mając świadomości istnienia…
A co do kolorów Twoich włosów, to wg mnie w naturalnym Ci najładniej :D
Alzheimer zmienia nie tylko osobę dotknięta chorobą dla niej samej (nie wie, kim jest), ale także dla innych (zmienia się jej charakter, np. staje się agresywna i porywcza). To bardzo trudne przeżycie dla wszystkich w rodzinie i bliskim otoczeniu.
Dziękuję. Teraz czekam, aż zejdzie mi szamponetka (gówno miało się szybko zmyć, ale cóż… zostało na stałe ;)), choć już mnie świerzbi, żeby zrobić coś kolorowego :D
Myślę, że zmiana jest naturalną rzeczą, która była jest i będzie towarzyszyła w życiu każdego z nas. Ciężko jest czasem jednak powiedzieć czy to Ty się zmieniasz czy to świat wokół Ciebie. Chyba jedno i drugie. Nawet jeśli bedziesz sie bronić rękami i nogami przez zmienianiem siebie, swoich przyzwyczajeń czy swojego wyglądu – prędzej czy później zmiana nastąpi niezależnie. Z wiekiem możesz zmienić wygląd, sama pisałaś o wypadku, choć może być on mniej drasyczny – np. potkniesz się i złamiesz rękę albo stracisz ząb. CIACH! zmiana. Twoje preferencje do czekolady mogą się zmienić i przerzucisz się na … mięso? :D Co wtedy?
Grunt to chyba znaleźć we wszystkim jakąś równowagę i akceptować przede wszystkim siebie takim jakim się jest a jeśli chcesz zmiany – to nie na podstawie innych tylko z własnej potrzeby!
Cudny komentarz, dzięki :)