Rozładowywanie stresu i napięcia przebiega na wiele sposobów. Prawdę mówiąc, sądzę, że ile jest ludzi, tyle pomysłów na radzenie sobie z trudnymi sytuacjami. Grunt to znaleźć takie, które działają, a przy okazji nie wyrządzają nikomu – ani osobie z nich korzystającej, ani innym – krzywdy.
Ja mam kilka sposobów na radzenie sobie ze stresem. Żongluję nimi w zależności od ochoty oraz powodu i poziomu zestresowania. Mimo iż niektóre zdecydowanie są dziwne – nawet dla mnie – nie prowadzą do niczego złego, a więc oceniam je jako dobre.
Nadprogramowe porządki
Sprzątanie mieszkania mnie odpręża, acz zdecydowanie bardziej lubię chwilę tuż po, gdy przesuszone ręce błagają o nasmarowanie kremem, a mieszkanie świeci się i pachnie. Nie o takie porządki jednak chodzi. W chwilach nadmiernego stresu… sama generuję mały nieporządek, by móc go okiełznać.
To dziwne, ale kiedy potrzebuję zająć czymś głowę, najczęściej wyciągam wszystkie posiadane słodycze. Potem układam je rodzajami dokładnie w tych samych pudełkach, z których zostały wyciągnięte. Robię to wolno i pilnując, żeby wszystko stało równo, symetrycznie i w zgodzie z moją logiką. Rzadziej – ale jednak – robię to samo z ubraniami i szpargałami upchniętymi w różnych szafach.
Liczenie, sprawdzanie, kontrolowanie
Jeśli w stresowej sytuacji nie chce mi się robić przestrzennego bałagnu, zabieram się za listy. Czasami już istnieją – wówczas sprawdzam, czy są aktualne, uzupełniam je i dopieszczam – czasami tworzę je od nowa.
Nikogo nie zdziwi fakt, że moja ulubiona lista to lista posiadanych słodyczy. Z uwagi na codzienne korzystanie z niej jest aktualna i dopracowana. Żeby pozbyć się stresu, po prostu ją przeglądam i układam w głowie plan, kiedy i co zjem. Nie mniejszą radość jednak sprawia mi tworzenie list:
- filmów, które muszę obejrzeć,
- miejsc, które chcę odwiedzić,
- rzeczy, które chcę przeżyć,
- celów na najbliższy miesiąc/rok/whatever,
- zadań do wykonania przez resztę dnia lub tygodnia,
- zakupów,
- prezentów dla siebie i bliskich.
Zazwyczaj listy porzucam, gdy tylko zrobi mi się lepiej i paskudny nastrój zniknie. Czasem z nich korzystam, acz nie dopełniam terminów, które przewidywał pierwotny plan. Listy mają charakter czysto terapeutyczny. Są jak paczka chusteczek, którą się zużywa podczas płaczu, a potem wyrzuca.
Ściąganie rzeczy z listy
Skoro mamy sporządzanie list i aktualizowanie ich, to wypadało dorzucić również odhaczanie zadań. Wyżej napisałam, że większość list porzucam, jak tylko wydobrzeję, ale parę rzetelnie wypełniam.
Najważniejszym listami są harmonogram tygodniowy oraz lista zakupów. Harmonogram tygodniowy tworzę w notatniku, przepisując z papierowego kalendarza rzeczy, które muszę zrobić, a także dodając bieżące. Korzystam z tego systemu od lat i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Zawsze wiem, kiedy muszę:
- oddać zadanie w pracy, ponieważ jest deadline,
- iść do sklepu xyz, bo skończyło mi się coś, co jest tylko tam,
- zaszczepić Rubi,
- posprzątać mieszkanie,
- opłacić rachunki,
- zadzwonić z życzeniami do bliskich,
- iść na umówioną wizytę do lekarza,
- zrobić milion innych rzeczy, których wymienianie tu zajęłoby mi pół życia.
Listę zakupów realizuję dłużej, bo rozbijam ją na sklepy. Ponieważ jest potrzebna poza domem, nie tworzę jej na laptopie, ale w telefonie. Obecnie dzieli się sześć folderów: Carrefour, Biedronka, Lidl, Tesco, Drogeria oraz Inne. Jeśli coś się pojawia w Netto czy Auchan, a wiem, że będę to chciała, tworzę listę produktów, po dokonaniu zakupu zaś ją kasuję. Uważam, że mój system jest idealny.
Czynności metodyczne
Nic tak nie blokuje złych myśli i negatywnych emocji, jak zapychanie umysłu zadaniami. Z tego powodu, gdy jest mi naprawdę źle, biorę się za rzeczy, które wymagają skupienia (?) i precyzji, a jednocześnie są oparte o doskonale znane kroki. Wykonywanie ich przypomina spacer drogą, którą szło się już milion razy. Nogi same niosą cię do celu, a ty nawet o tym nie wiesz. Myśli płyną gdzieś tam bokiem.
Moimi ulubionymi czynnościami metodycznymi są przerabianie zdjęć na bloga i robienie kolaży. Żadne z wymienionych zadań nie wymaga… nie wiem, skupienia w celu dobrego wykonania? Zamiast tego to one generują skupienie. Wciągają i zanim się obejrzysz, minie kilka godzin. W międzyczasie można oglądać głupie seriale, programy dokumentalne i inne rzeczy, na które nie trzeba patrzeć, żeby zrozumieć sens (pozdrawiam Rozmowy w toku, Trudne Sprawy, Ukrytą Prawdę itp.).
Przytulanie
Ostatnią rzeczą, która mnie uspokaja i poprawia nastrój, jest przytulanie. Przytulającym nie może być pierwsza lepsza osoba, ale nie musi to być wcale nikt na co dzień bliski. Wystarczy, że mam z tą osobą więź w danym momencie lub w danym okresie życia. Jeśli czuję, że naprawdę jest zainteresowana moim problemem i współczuje mi, rozluźniam się w jej ramionach i oddaję całą siebie, łącznie z bólem i smutkiem. Przez tę krótką chwilę musi być w stanie to wszystko udźwignąć. Później może zrobić z bagażem, co tylko chce. Wywalić na śmietnik, przemyśleć, zapamiętać, zapomnieć. Liczy się tylko moment przytulania.
Jedną z dwóch największych potrzeb przytulania w życiu dorosłym odczułam kilka lat temu, gdy rzuciłam studia i nie wiedziałam, czy dobrze robię. Była zima, a ja złapałam tak silną depresję, że wychodziłam z domu jeszcze rzadziej niż zazwyczaj. Z każdej strony słyszałam co innego i nie potrafiłam poradzić sobie z własną decyzją. W końcu porozmawiałam z mamą i wieczorami, gdy spadki nastroju były najbardziej odczuwalne, zaczęłam przychodzić do niej. Kładłam głowę na jej kolanach i płakałam, a ona mnie głaskała. Czasem przytulone oglądałyśmy filmy. Nie rozmawiałyśmy. Po prostu byłyśmy.
Lubię kontakt fizyczny z osobami, na których w jakiś sposób mi zależy. Przytulanie traktuję jako coś intymniejszego niż siedzenie na kolanach, czy nawet całowanie. Sądzę, że całować można kogoś, kogo się lubi albo na kogo ma się ochotę, a przeżycie to nie musi być ani znaczące, ani wiążące. To po prostu coś cholernie przyjemnego. Z kolei przytulenie jest oddaniem siebie i przyznaniem się do słabości. Mam wrażenie, że osoba, która mnie przytula, czuje moje serce i odczytuje myśli. Nie lubię tego rozdawać.
Gwoli ścisłości, przyjazny uścisk i przytulenie to dwie zupełnie inne rzeczy.
***
Jakimi metodami radzicie sobie ze stresem wy?
Ja gdy mam cuesku stresujące albo nerwowy okres ksruje się ćwiczeniami całe dnie. Dwugodzinna jazda na rowerze stacjonarnym pod górę albo szybki marsz w koło miasta do sklepu położonego byle jak najdalej od domu ok średnio 20 km na nogach w obie strony … muszę się zmęczyć fizycznie żeby na trzeźwo przemyśleć to ci gnębi mnie psychicznie.
Gdy przychodzi czas egzaminów to sprzątam zamiast powtarzać coś co powinnam zanim się zabiorę za naukę – prym wiedzie mycie okien które bardzo mnie relaksuje i sprawdzanie zapasu jabłek – czy nie zmarzly, nie zaczęły się psuć ! To mnie wycisza i pozwaplal racjonalnie spojrzeć na problem!
Nie przepadam za wysiłkiem fizycznym :P Za to sprawdzanie zapasu jabłek brzmi jak coś dla mnie. Mycie okien jest ok, acz praktykowałam dopiero dwa razy w życiu (odkąd wyremontowałam mieszkanie, pilnuję stanu jego czystości).
Mnie niestety sprzątanie nie odstresowuje, a szkoda :/ W sumie to nie wiem, co w moim przypadku najlepiej działa, być może to seriale i filmy na yotubie, no i przeglądanie fotek na insta ;)
Ostatnio chciałam zrobić spis posiadanego jedzenia, ale minęła mi wena, gdy zajrzałam do pierwszej szafy pełnej różnych makaronów i wafli :D
Mnie seriale nie zawsze relaksują. Wymagają poświęcenia zbyt małej uwagi, przez co nadal myślę o tym, o czym nie chciałam. Z kolei przeglądanie fotek na Insta potrafi wciągnąć na długie godziny, więc można powiedzieć, że w pewien sposób wpływa na chwilowe odprężenie.
Seriale oglądam w większości po angielsku, więc muszę się trochę bardziej skupić, też wiele zależy od serialu. Z fotkami na insta masz całkowitą rację ;)
Hmm, rzadko oglądam coś po angielsku. Tylko jak bardzo mi zależy, a jeszcze nie wyszło tłumaczenie.
Ja oglądam głównie na Netflix, a że lektor mnie denerwuje, a na napisy nie lubię patrzeć, muszę trochę bardziej skupiać się na tym, co mówią :D
Coś polecisz z Netflixa? Też mam :)
Lubię Stranger Things i Riverdale (to już obejrzałam i czekam na nowe odcinki), zaczęłam niedawno Dark, ale mi nie idzie (usypia mnie to i nie mogę złapać wątku :P). Lubię też takie bardziej kulinarne – Chef’s Table, Cooked, A cook abroad i nic innego nie przychodzi mi do głowy na obecną chwilę.
Stranger Things obejrzałam pierwszy sezon i nie zrobił na mnie wrażenia. Dark odpuściłam po kilku odcinkach.
Nie odbieraj tego źle, ale jest nawet nazwa na Twój sposób radzenia sobie – osobowość anankastyczna 😉
Nie odebrałam tego źle :) Rzeczywiście bardzo dużo rzeczy się zgadza. Poza ścisłym podporządkowaniem do norm społecznych, obyczajowych itp. Tu zdecydowanie działam w zgodzie z własnymi poglądami – nie zawsze są kompatybilne z „poprawnością społeczną”.
Słyszałam, że niektórych uspokaja sprzątanie bo wowczas mogą się wyładować lub odreagować, zająć czymś myśli :)
Moją Mamę uspokajaja kwiaty, które uwielbia ;)
A Ciebie?
Widzę, że nie tylko mnie relaksują porządki. Kiedy jestem naprawdę zdenerwowana, mogę posegregować wszystko – od ubrań przez książki aż po takie drobnostki jak kolorowe cienkopisy.
O tak!
My na stres potrzebujemy dobry serial, dobry trening i skomplikowany przepis na ciasto do wykonania xD
Hmm, a jakiego rodzaju jest to stres najczęściej? Wam pewnie łatwiej, skoro macie siebie i możecie się wspierać.
Do tej pory były to głównie egzaminy na uczelni czy rozmowy o pracę : ) Zdecydowanie wsparcie najbliższej osoby uspokaja najbardziej :)
Rozumiem. Ja od towarzystwa wolę samotność. Kwestia wieloletniego przyzwyczajenia. A może mojej natury?
Pod większością mogę się podpisać. Dodałabym jeszcze gotowanie i jedzenie.
Gotować nie lubię, odpada. Ale za to rozumiem :)
Nie mogę wyjść z podziwu, jak podobnie podchodzimy do różnych rzeczy.
Zawsze, jak mam problem/stres/boli mnie coś, to sprzątam. Ewentualnie robię trening. Kolejną rzeczą jest robienie notatek (czyli to kroczenie utartą ścieżką – czytam podręcznik, zakreślam zakreślaczem, a potem przepisuję do zeszytu lub na kartki). Często słucham przy tym muzyki, by zagłuszyć myśli.
Do przytulenia podchodzę podobnie, choć bardzo rzadko tak rozumianego przytulenia doświadczam. Dla mnie jest to akt, mówiący „Obronię Cię przed całym światem, tu jesteś bezpieczna”.
List nigdy nie robiłam – frustrowałby mnie fakt, że tych rzeczy nie zrealizuję. Ale porządkować (np. Słodycze :D) lubię.
Dlatego tak się polubiłyśmy. Łatwo nam było złapać wspólny język, bo podobnie patrzymy na wiele spraw. Zresztą wiesz… :)
<333
Nienawidzę sprzątania, zmywania, robienia czegoś z brudnymi rzeczami, ale nie mogę usiedzieć spokojnie, gdy np. piloty od telewizora leżą na stole krzywo, nie tak, jak powinny. Na moim biurku leży tyle różnych, rozrzuconych rzeczy, że biurka nie widać, ale to bałagan, a nie brud i w dodatku „bałagan” tylko dla kogoś z zewnątrz, bo ja doskonale wiem, pod jakimi kartkami kryje się jakiś konkretny ołówek. Lubię więc pilnować i przekładać swoje rzeczy w tym bałaganie. Muszę też mieć porządek w lodówce, szufladach ze słodyczami.
Kocham liczenie i listy. Ja jednak preferuję formę papierową (to pewnie wiąże się z rysowaniem itp.), do której przyzwyczaiłam się przez… Mamę. Ona ma problemy z pamięcią i odkąd pamiętam prowadzi kalendarze, a listy zakupów pisze na rachunkach.
Jeśli o czynności metodyczne chodzi to u mnie też jest to obrabianie zdjęć, ale na pewno nie kolaże. Lubię jednak różne drukowanie zdjęć, wklejanie itp. Mam np. zrobiony taki album ze zdjęciami z restauracji, w których jadłam coś fajnego.
Przytulać się nie cierpię. Ogólnie jestem jakaś „niedotykalska”, ale uwielbiam np. jak Luna na mnie leży. Nawet jeśli jest to pchanie się na szyję, podduszanie mnie i wpychanie kłaczków w nos i usta. Ależ to brzmi, haha. Przebywanie z Luną mnie uspokaja.
Tak samo jak niecisza. Koniecznie muzyka albo politycy na TVN. Może się to wydać dziwne, bo słucham głównie death i black metalu (chociaż nie lubię dzielenia muzyki na gatunki, ale to tak żeby przybliżyć), a politycy przeważnie się kłócą, no ale… To tak w tle, oglądanie tu się nie liczy. O, właśnie. Oglądanie / czytanie mnie nie uspokaja, bo często za bardzo się angażuję.
Uspokaja mnie jeszcze uczenie się słówek. Lubię przeglądać słownik polsko-angielski od… chyba odkąd wygrałam taki w podstawówce.
Oprócz tego kocham przeglądać zdjęcia w internecie.
Kiedyś, gdy miałam strasznie dużo nauki, a co za tym idzie przymus siedzenia nad książkami i zeszytami, uspokajało mnie ćwiczenie na siłowni. Nigdy nie byłam typem wyciskającym, bo ze mnie osoba nie za silna i raczej leniwa, ale uspokajało mnie przewalanie sztang o najniższych wagach. Czynności powtarzalne, ruch (ale taki, żeby zbytnio się nie umęczyć), haha. Skończyło się, gdy skończył się i ten wytężony wysiłek umysłowy. Tak patrzę, że aktywność fizyczna wiele osób uspokaja. Mnie taki zwykły sport obecnie raczej by stresował (a z górami mam jak z filmami i książkami – nie uspokajają, a pozytywnie pobudzają).
PS Zorientowałam się, że czasem robię się za leniwa, by pisać komentarze, ale… czytanie blogów i wpisów na instagramie mnie uspokaja. <3 Zwłaszcza uwielbiam czytać recenzje jedzenia rano, przy kawie, gdy wiem, że mam wyjść z domu na jakąś wstrętną pogodę.
Wychodzi na to, że pod względem… nawet nie wiem, jak to nazwać. Nastawienia do życia? W każdym razie w tych sposobach na uspakajanie się jesteśmy całkiem podobne. U mnie jedynie odpada przeglądanie zdjęć. Czuję się zirytowana faktem, że to bardzo wciągające zajęcie, więc oddaję mu się, gdy muszę zabić czas, a nie mam ochoty na inne rodzaje „aktywności”.