Internet to ciekawe miejsce. I dziwne. Z uwagi na anonimowość pozwalamy sobie na większą swobodę. Mówimy (piszemy) więcej, kłócimy się częściej, obrażamy innych bez namysłu. Głupim zachowaniom rzadko towarzyszy refleksja. Skoro ludzie nie wiedzą, że to ja, to po co mam się powstrzymywać? Krótko mówiąc: w internecie czujemy się bezkarni i wszechmocni. To wolność słowa w krzywym zwierciadle.
Ale nie tylko anonimowość wiąże się z dziwnymi zachowaniami. Niewłaściwe bądź niezrozumiałe w moim mniemaniu treści ludzie publikują także pod swoimi nazwiskami, chociażby na Facebooku czy Instagramie. We wpisie skupiłam się na zdjęciach, podając trzy rodzaje, których wrzucania do sieci nie pojmuję.
(Upokarzające) zdjęcia dzieci
Klasyka gatunku. Mam dziecko – chcę się nim pochwalić i podzielić własnym szczęściem z całym światem. Rozumiem to, ponieważ sama lubię opowiadać o Rubi i pokazywać jej zdjęcia nowo poznanym osobom. Jestem w stanie zaakceptować nawet fakt, że bohaterem 99% opublikowanych na Facebooku fotografii jest właśnie dziecko. Oraz że nowe fotki – każda taka sama, jak poprzednia – pojawiają się kilka razy dziennie. Jeśli nie mam ochoty patrzeć, to takiej osoby nie obserwuję, proste.
Sprawa się komplikuje, gdy wśród zdjęć pojawiają się okazy z – delikatnie mówiąc – niekorzystnymi ujęciami. Zaczynając od nagich dzieci, które zaraz trafią do kolekcji samotnych panów z wąsem, po oślinione twarze, zasikane pieluchy i głupie miny uchwycone z zaskoczenia. Jestem pewna, że rodzice nie wrzucają ich swoim pociechom na złość – współczuję, jeśli tak – niestety nie zmienia to faktu, że zupełnie nie myślą, iż dziecko jest odrębną jednostką i może mieć coś przeciwko wkroczeniu w świat internetu z połową twarzy uwaloną czekoladową kaszką. Sprawa wygląda jeszcze gorzej, gdy dziecko ma lat naście, czyli jest w drażliwym wieku, w którym wygląd i akceptacja otoczenia są dla niego cholernie ważne.
Zdjęcia słodyczy na tle magazynów o fitnessie
Bycie fit i życie podporządkowane trzymaniu czystej michy to niesłabnący hit ostatnich lat. Ludzie lubią pokazywać, jak ich zdrowy lifestyle wpływa na organizm i samopoczucie. Jednocześnie nie chcą rezygnować z małych przyjemności (słowo-klucz: małych). Po milionie godzin spędzonych na siłowni i litrach wylanego z prawej pachy potu pozwalają sobie na kostkę czekolady, która albo jest super-hiper-ekstra-mega zdrowa (ma źródło w wymionach chińskiego yeti), albo im nie smakuje, bo składa się z plebejskiego cukru i tłuszczu. Strapieni kondycją popularnych słodyczy z ulgą wracają do swoich czystych mich.
Ale nie tak prędko! Zanim to nastąpi, muszą wrzucić na Instagram fotkę tej niezdrowej i kalorycznej rzeczy, której skubnęli – skubnęły, bo to dotyczy przede wszystkim kobiet – zaledwie skrawek. Pod tłustą czekoladę, przesłodzonego batona bądź pełnego polepszaczy wafla podkładają magazyn o fitnessie… i voila! A ja się pytam: po co?! Poważnie, to nie ironia (możne trochę). Co mają na celu zdjęcia słodyczy na tle okładek z idealnymi kobietami, które ostatni raz jadły czekoladę w wieku pięciu lat? To samo tyczy się zdjęć z długimi szczupłymi (chudymi) nogami i rozrzuconymi wokół słodyczami. Czy to oznaka, że jesteś lepsza, bo jesz i nie tyjesz? A może posiadłaś umiejętność jedzenia nogami?
Zdjęcia szczupłej sylwetki z grubym komentarzem
Ten punkt dotyczy mężczyzn w jeszcze mniejszym stopniu niż powyższe. Oni raczej nie wrzucają na portale społecznościowe swoich zdjęć, z których są naprawdę zadowoleni i do których przygotowania rozpoczęli godzinę przed tym, zanim w ogóle wzięli do ręki aparat, opatrując je niewybrednym komentarzem. Za to kobiety to uwielbiają. Publikują fotografie, na których wyglądają przepięknie, a potem opatrują je uwagami, że są brzydkie, grube, krzywe, stare, zmęczone i w ogóle better nie patrzeć, żeby nie mieć złych snów.
Po raz kolejny pytam: po co? Jeśli naprawdę nie jesteś z siebie zadowolona, zrób coś z tym. Nie możesz czegoś zmienić – np. nie podoba ci się, że masz dwoje oczu, a nie stać cię na dorobienie trzeciego – pracuj nad samooceną i polub swoje wady. Jeżeli zaś publikujesz zdjęcie, żeby się wyżalić, że źle wyglądasz, albo poprosić o poradę, umieść takie, na którym naprawdę źle wyglądasz (które obrazuje twój problem). Fałszywa skromność – lub jakąkolwiek nadamy temu nazwę – jest okropna.
***
A was jakie zdjęcia publikowane w sieci irytują najbardziej?
Mnie najbardziej irytują zdjęcia z wyjazdów za granicę wrzucane co rusz pomimo tego że wyjazd był 200 lat temu … co jest oczywiste wnioskując po wyglądzie danej osoby na fotce a pod nią opis znowu na Karaibach !!!! Itp. Żal
Zdjęcia z drogich restauracji, na których jest talerz i twarz modelki/la albo urocze foty z kieliszkiem albo butelka alkoholu z wymowną
Miną …
Na szczęście nie obserwuję nikogo, kto wrzuca fotki z wakacji sprzed 200 lat :D Prawdę mówiąc, na FB nie oglądam zdjęć w ogóle, a na Insta śledzę niecałą (i w miarę ogarniętą) setkę.
Chyba nie ma rodzaju zdjęć, które mnie denerwują, a te dla mnie nudne po prostu szybciej przewijam (mam na myśli instagram), a sama wstawiam raczej tylko fotki jedzenia, którego to dotyczy mój blog. A idei wstawiania zdjęć o których piszesz nie rozumiem i chyba nie natknęłam się na takie ze słodyczami na tle fit magazynów :D
Nie natknęłaś się?! Ojj, podlinkuję Ci z tysiąc, to zaraz się określisz :P
Może przegapiłam albo nie zwracam uwagi… Na instagramie obserwuję osoby, których życie lub internetowe poczynania w jakimś stopniu mnie interesują, widocznie wśród nich nie ma takich fit słodyczoholików :P
W tej chwili nie jestem w stanie powiedzieć czy są takie zdjęcia…. rzadko kiedy oglądam ;)
Nie masz Instagrama, prawda? A FB?
Już się bałam, że będzie coś o wrzucaniu zdjęć swojego żarcia na insta. xD Bałam się, bo te to właśnie lubię. Nawet brzydsze, ale czasami są fajne pomysły, a co mnie denerwuje? Bo ja wiem? Nie trafiam na dużo takich aż denerwujących, za to mnóstwo takich, które mnie nie interesują i których sensu nie rozumiem, ale domyślam się, że wrzucający coś tam sobie chciał… wrzucić.
Na pewno te wymienione przez Ciebie mogłyby mnie denerwować, gdybym na nie często trafiała. Jeśli o pierwsze chodzi to prawie w ogóle na nie nie trafiam (FB używam tylko w celach wymuszonych, że tak powiem „załatwianie spraw”, gdy nie ma innej możliwości, np. napisanie za darmo do rodziny z USA, bo sms kosztował by za dużo). Za to instagram… taak. W ogóle jakoś trudno jest mi pogodzić ze sobą zdrowy tryb życia, zdrowe odżywianie się nie dla szpanu, siłownię i np. „wreszcie czas na deserek <3333" i kostka Milki. Całe działanie takiej osoby jest dla mnie niezrozumiałe, nie tylko zdjęcie. No bo, jak ktoś się odżywia tak bardzo, bardzo zdrowo, bo tak lubi (a nie się zmusza), to chyba takie zwykłe słodycze nie powinny mu smakować…? A skoro lubi takie słodycze, to po co takie halo robić, jakoś przesadnie się ograniczać i w ogóle? Nie wiem, ja w ogóle jestem inna, bo jakoś nie chciałoby mi się żyć fitnessem, a potem zjeść tylko (aż?) kostkę czekolady. Nawet jeśli chodzi o magazyny fitness… wolałabym iść poćwiczyć, a nie przeglądać zdjęcia. Chociaż fakt, to gdybanie, bo obecnie się rozleniwiłam, magazynów nigdy nie lubiłam, a jedzenie czekolady kończę na kostce tylko, gdy jest paskudna (albo gdy tabliczka ma wielkość kostki), a wtedy… nie ma czym się chwalić i problem z głowy. Chyba że to takie motywacyjne ma być: "zjem tylko odrobinkę, bo chcę wyglądać jak pani z magazynu, bo gdybym pozwoliła sobie na więcej, będę obleśnym grubasem". Tak na serio to takie szpanerskie zdjęcia w sumie mogą mieć jakieś podłoże, ale nie sądzą, by było czymś pozytywnym. Często za to trafiam na zdjęcia przeładowanych owsianek itp., które mają być hiperzdrowe, a na środku topi się np. kostka Milki. To mnie denerwuje, ale też chyba nie tyle zdjęcie, co fakt, że takie jedzenie jest dla mnie nie do pomyślenia (moje podejście do jedzenia, a czekolady itd. jest specyficzne) i wydaje się dla szpanu (topiąca się kostka może i wygląda smakowicie, ale w całej ciepłej misce się jej raczej nie poczuje, a… po co?).
Spokojnie, do publikowania zdjęć żarcia niczego nie mam (i doskonale wiem, że to robisz, bo zostawiam Ci komcie ;>). Co prawda mnie nie uśmiecha się fotografowanie każdego posiłku, ale jak jem coś wyjątkowego albo pysznego, to czemu nie? Shushi zawsze fotografuję, bo jest ładne i efektowne :)
Kostka czekolady w owsiance, kaszce, budyniu czy czymkolwiek – o nie, tego nie rozumiem! Jak ją wymieszasz, nie czujesz smaku. Nie wymieszasz, masz na jedno ugryzienie, a reszta znów jest „zwykła”. Poza walorem estetycznym nie widzę w tym niczego wartościowego. Pandy tak jedzą, trzeba by poprosić o wytłumaczenie :P
O nie, każdego posiłku to niee. Jednak lubię swoje dziwne kombinacje uwieczniać i do takiego zeszytu też wklejać jako przepisy (żeby pamiętać). Ja obecnie, jak zamawiam do domu sushi, to nie fotografuję, bo zawsze trzy te same rolki (i wyglądają tak samo).
PS Ostatnio na instagramie widziałam obleśny filmik: miska owsianki i na to położona Milka Oreo, miękła, a ktoś wbijał w to łyżeczkę i tak przebijając się przez tabliczkę zagarniał owsiankę. Myślałam, że zwymiotuję, jak to oglądałam.
Podsyłaj mi obrzydlistwa, lubię je :D Nie ma nic cudowniejszego od wyciskania kilkucentymetrowego napuchniętego prychola z ropą. Owsianka-obsranka to przy tym nic.
Z jednej strony się zgadzam – po co publikować takie zdjęcia? – ale z drugiej strony to obrazuje, jak zakompleksionym społeczeństwem jesteśmy i jak bardzo tkwimy w mentalności „ja Wam pokażę, kim ja jestem”. Jak bardzo musimy dowartościować swoje ego poprzez poniżenie innych lub usłyszenie pochwały. Wszyscy nadajemy się na psychoterapię :D :D :D
Taki to już z nas nienawistny naród :) Zakompleksiony, konserwatywny i samolubny. W kupie jesteśmy inni od innych, a odrębnie każdy lepszy od każdego.
W kwestii drugiej kategorii absolutnie królowali niejaka deynn i jej narzeczony majonez. Propagowali niby taki healthy fit lifestyle, nie spać zapierdylać, diete czymać, a na insta szampaniki i hamburgerki. Paczcie hejtery jaki hajlajf! Chwała Posejdonowi, że społeczeństwo się na nich poznało
Nie słyszałam. Napiszesz coś więcej? ;>
My na przykład nie lubimy kiedy ktoś wstawia zdjęcia ran, bo skaleczył się w palec, miał operację czy walnął głową w ścianę… :P Albo zdjęcia bałaganu w pokoju czy w całym mieszkaniu xD Tego też nie rozumiemy :P
E, to ja wolę rany od tych trzech rzeczy, o których napisałam. Mam bzika na punkcie wyciskania pryszczy i podobnych obrzydlistw, więc zakrwawione wiszące mięcho mi nie przeszkadza :P
Oj zgadzam się z Tobą mnie wkurza jeszcze wstawiania miliona zdjęć swoich zwierząt ,albo zakładanie im oddzielnego konta litości. Wstawianie nie aktualnych zdjęć bo fajnie wyglądałam i szczupło kilka lat temu,po co fałszować aktualny obraz?
Zwierzęta są jak dzieci – na prywatnych profilach nie mam wobec nich żadnych zastrzeżeń, nawet jeśli „zapychają” prawie całą galerię. Zakładanie im osobnych profili jest nieco… zabawne :) Ale też mnie nie oburza.
Publikowanie zdjęć siebie z dzieciństwa rozumiem, ale siebie sprzed paru lat, i to ni z gruchy, ni z pietruchy, rzeczywiście budzi pytanie: po co?!
A mnie w ogóle denerwuje publikowanie zdjęć i dokumentowanie każdej minuty swojego życia… Idę do kawiarni/restauracji/gdziekolwiek (!) , widzę parę, chłopak z dziewczyną siedzą razem przy stoliku i nawet nie zamienią ze sobą słowa, nie spojrzą na siebie, bo są zajęci publikowaniem fotki na ,,insta/snapie”, z komentarzem ,,Jaki cudowny wieczór z moim …/moją…”. Pomińmy fakt, że zamiast cieszyć się właśnie tym wieczorem, tą chwilą, swoją obecnością, rozmową… no normalnie po ludzku być ze sobą, to wolą obwieszczać w tym czasie całemu światu co właśnie robią… pomimo że tak naprawdę w ogóle z tego nie korzystają. Jak dla mnie- w ten sposób dają do zrozumienia, że ważniejsi są obcy ludzie na instagramie (followersi) niż ta druga połówka, z którą właśnie przebywają. Smutne. Naprawdę smutne.
A tak w ogóle to post bardzo mi się podoba :) I te Twoje przemyślenia na temat trzeciego oka w punkt! :D
Cóż zrobić, takie czasy. Moja siostra ma 15 lat i do jednej ręki przyrośnięty smartfon, do drugiej tablet. Korzysta w czasie posiłków, zajęć w szkole, spotkań ze znajomymi, a nawet w kąpieli. Myślę, że jest dokładnie takim typem człowieka, o jakim napisałaś. Jak czasem uda nam się coś razem porobić, tradycyjnie snapuje albo pisze na konferencji na FB. Mnie takie „bycie w dwóch światach naraz” nie rusza, więc niech się bawi. Mamę irytuje.
Ach, dzięki :D