Najgorsze słodycze 2018 roku – bonus

Witam w ostatniej odsłonie zestawień naj… słodyczy z 2018 roku. Tym razem zaprezentowałam produkty nie najlepsze, nie bardzo dobre, nie dobre ani nawet nie przeciętne. Dokładnie przejrzałam każdy miesiąc w archiwum, by znaleźć największe paskudy, z jakimi w 2018 roku miała do czynienia moja biedna jama gębowa. Niektóre sterroryzowały mnie wyłącznie smakiem, inne pchnęły na granicę życia i śmierci również z uwagi na pozostałe aspekty, chociażby konsystencję.

Zagłębiając się w listę i opisy najgorszych słodyczy, miejcie na uwadze fakt, że każda osoba ma inny gust. Niniejszy tekst nie ma na celu obrażenia kogokolwiek – ani moich czytelników, ani producentów! Tym bardziej że jestem przekonana, iż część z zaprezentowanych produktów wam smakuje. Koniecznie napiszcie które pozycje trafiły do waszych serc i dlaczego. Zwróćcie uwagę na powody, dla których daną degustację uznałam za morderczą. I najważniejsze: nie zniechęcajcie się do marek ani ich wyrobów. Jeśli śledzicie blog regularnie, na pewno wiecie, że niektóre zaprezentowane tu słodycze pochodzą od producentów, których uwielbiam. Każdemu zdarza się wpadka – taka kolej rzeczy.

Dla uspokojenia emocji zapraszam do zapoznana się z zestawieniami najlepszych słodyczy 2018 roku:

Tę część zestawienia słodyczy z 2018 roku dedykuję stałym czytelnikom. Dziękuję, że jesteście!

Najgorsze czekolady 2018 roku

W niniejszej kategorii znalazły się cztery produkty. To dużo? Mało? Dwie czekolady uznałam za dramatyczne jeszcze przed zjedzeniem. Innymi słowy: wiedziałam, że degustacje nie będą niczym przyjemnym. Tabliczki nie miały szansy przypaść mi do gustu, ponieważ są doskonałym połączeniem tego, czego nie lubię. Jednak pozostałe dwie czekolady bardzo mnie zawiodły, bo rokowały dobrze.

Pierwsza czekolada, przez którą miałam ciarki na plecach, języku i umyśle, to Ghana 70% kakao + kwiat soli morskiej z serii Chocolate Story. Zapakowana w przepiękny kartonik, elegancka, przygotowana z największą dbałością pod względem surowców, a także zawierająca wprost idealną dla mnie ilość kakao niestety zniesmaczyła mnie ilością soli oraz jej postacią: bryłami wielkimi niczym skały. Gorzką czekoladę z Manufaktury Czekolady dostałam od taty, który nie wiedział lub nie pamiętał, że nie lu… że nienawidzę połączenia czekolady z solą. Taak, to był straszny dzień.

Fakt, że Johannisbeer Streusel poddała mnie ciężkiej próbie, nie jest niczym zaskakującym. Nie przepadam za silnymi kwasami w czekoladach, a sezonowa tabliczka marki Ritter Sport zdaje się ich promotorką. Czekolada mleczna jest taka, jak zwykle, zapowiadana w nazwie kruszonka zaginęła w akcji, krem zaś stanowi esencję piekieł. Czy mogłabym do niej wrócić? Hell no!

Wyobraźcie to sobie: dostajecie zagraniczną czekoladę w atrakcyjnym opakowaniu. Zagraniczną mleczną czekoladę. Zagraniczną mleczną czekoladę z karmelem. Na wieczór jej otwarcia czekacie jak na wyprzedaż słodyczy w Biedronce. W końcu nadchodzi ten moment, otwieracie opakowanie, a tam… kawał twardego i ziarnistego plastiku z nadzieniem o smaku rozczarowania. I to jest właśnie Join Karamela greckiej marki Ion. Może nie była najgorsza w 2018 roku, ale na pewno stanowiła jedno z największych rozczarowań.

Wśród paskudek z 2018 roku nie mogło zabraknąć miejsca dla Czekolady mlecznej bezglutenowej marki Chocokiss, czyli tabliczki z efektowną szatą graficzną i nazwą będącą pułapką na jelenie. Ona oraz jej siostry sprzedawane są sezonowo w Biedronce. Nieświadomi ludzie kupują je w prezencie dla bliskich, bo przecież taki ładny kartonik i nie zawiera glutenu, na pewno będzie super! Nie, nie będzie. Będzie antysuper, źle i tragicznie. Może się wręcz skończyć na wydziedziczeniu darczyńcy za podły gust.

Najgorsze cukierki i czekoladki 2018 roku

Nie jadam wielu cukierków i czekoladek, bo ich nie lubię. Nie z uwagi na smak – trafiają się przecież słodkości rewelacyjne, jak chociażby kulki Lindor marki Lindt – ale przez rozmiar. Tym bardziej dziwi mnie fakt, że podczas przygotowywania niniejszego zestawienia trafiłam na aż dwa produkty.

Pierwsze najgorsze czekoladki 2018 roku to Bajadera Hazelnut Almond Nougat. Kostki nugatu otrzymałam od taty, kiedy wrócił z Chorwacji. Po wyciągnięciu ich z opakowania od razu wiedziałam, że tego typu wygląd nie zapowiada niczego dobrego. Czekoladki marki Kras zostały stworzone z plastiku i mogą służyć jako alternatywa dla klocków drewnianych, ale na pewno nie nadają się do spożycia.

Japońskie słodycze. Te dwa słowa do dziś powodują u mnie gęsią skórkę, co w sumie nie powinno mnie dziwić, z racji iż ich degustacja odbyła się względnie niedawno: na przełomie listopada i grudnia 2018 roku. Gdybym miała wybrać najgorsze słodycze numer jeden – ze wszystkich rodzajów! – prawdopodobnie padłoby na niezidentyfikowaną hemoroidalną kulkę, którą zaprezentowałam w recenzji azjatyckich łakoci. Wolałabym umrzeć, niż przeżyć to ponownie.

Najgorsze batony 2018 roku

Batony czekoladowe to moja ulubiona forma słodyczy. Z nadzieniem, waflem, twardym dodatkiem, bakaliami, jednolite, wielozłożone, długie, krótkie, lekkie, ciężkie, whatever. Przygarnęłabym wszystkie. Niestety podejście to sprawia, że od czasu do czasu muszę zmierzyć się z czymś, przez co zapominam, jak się nazywam. W 2018 roku paskudnych batonów gościłam w ustach aż osiem.

Najgorszym batonem 2018 roku – oraz jednym z najgorszych słodyczy zaprezentowanych na blogu od dnia założenia! – jest ROM Cel Dublu marki ROM. Czekoladowy baton z kremowym nadzieniem rumowym upolowałam w Netto, czego do dziś nie mogę sobie wybaczyć. To dziadostwo składa się z pseudoczekoladowej papy, którą osoby urodzone w XX wieku bez trudu skojarzą z wyrobem czekoladopodobnym. Najgorszy jest fakt, że nadzienie daje radę, a całość wygląda naprawdę dobrze!

Jedną z marek, w których zakochałam się w 2018 roku, jest Purella Food. Odpowiada za produkcję niesamowitych i przepysznych wegańskich słodyczy. Surowe batony oraz pralinki skradły moje serce i pojawiły się w zestawieniu najlepszych. Ba! trafił się nawet unicorn smaku. Niestety w tej zdrowej rodzince jest jeden wyjątek. Istna czarna owca. Baton, który trudno nazwać choćby przeciętnym. Ewa Chodakowska Be Raw! Protein 38% to niejadalna skała o nijakim smaku. Chcę o nim jak najszybciej zapomnieć i nadal rozpływać się nad wariantami Healthy snack oraz Superfood bar.

Kolejna marka, którą kocham, to MARS. Choćby nie wiem ile obleśnych edycji limitowanych wypuścił z rzędu, wciąż będę mu dawać kolejną szansę. (No dobra, do czasu. Podobnie było z Nestle, aż w końcu miarka się przebrała). Niestety moje słowa nie są czystą teorią, z racji iż od kilku lat sezonowe batony MARSa nie powalają smakiem ani jakością. W 2018 roku rozczarował mnie Mars Brownie. Ani to brownie, ani smaczne. Idź pan w… krzaki bzu z takimi nowościami.

Ten, kto próbował batoniko-ciastka Papita, wie, że produkt marki Solen nie jest najwyższych lotów. Lata wręcz tak nisko, że w sklepach osiada na półkach blisko podłogi. Czy to znaczy, że nie można oczekiwać po nim przyzwoitości? Wręcz przeciwnie! Warianty klasyczny oraz kokosowy są na tyle sympatyczne, że mogłabym do nich wrócić. Za to Papita z ciastkiem pokrytym mleczną czekoladą, karmelem i drażami zakleja zęby wściekle twardym i gumowym karmelem, trąci margaryną i irytuje drażetkami. Sorry, ale jako miłośniczka karmelu nie mogę tego zlekceważyć.

W zestawieniu najlepszych batonów pojawił się przepyszny, tłuściutki i gliniasty Turron Blando, dziś zaś pora na jego bliskiego kuzyna: Turron de Alicante. Produkt marki własnej marketu HiperDino wydał mi się tak dziwny, że aż nie wystawiłam mu oceny. To się je? Tym się rzuca na odległość? A może twardego jak s*%&#@&%n turronu używa się do samoobrony? Nie mam pojęcia. Wiem za to, że produktu o poziomie twardości cegły nie powinno się wkładać do ust, a tym bardziej przeciwstawiać zębom.

Zmiany Zmiany to moja ulubiona marka surowych batonów. Po piętach depcze jej Bombus Natural Energy, jednak serce twardo obstaje przy słodyczach z Polski. Do tej pory każdy baton – z małym wyjątkiem w postaci Petardy – wkradał mi się do serca. W różnych stopniu, ale zawsze przynajmniej trochę. Niestety wypuszczony w 2018 roku baton kawowy Agent Cooper przerwał bajeczny łańcuszek i maksymalnie mnie obrzydził. Było mi niedobrze, źle i czułam się zszokowana faktem, że to produkt marki Zmiany Zmiany. Mimo iż kocham kawę, nie byłam w stanie zjeść nawet połowy batona. Ughr. Dziękuję za eksperyment, ale wróćmy już do poziomu smakowego poprzedników, dobrze?

Zdrowia w życiu nigdy zbyt wiele, zwłaszcza gdy może być tak pyszne jak batoniki Pamir Mulberry Bar. Te niewielkie figowe nicponie marki Saintly w absolutnie przepięknych opakowaniach można upolować m.in. w Żabce. Czy jednak warto? NIE! Są słodkie na potęgę, na dodatek cukrowo, a do tego przypominają obrzydliwy twór apteczny. Jeśli życie wam miłe… i tak dalej.

Ostatni najgorszy baton 2018 roku na pewno wielu w was próbowało, część pewnie go kocha. Mowa o Lionie Latte, czyli – moim zdaniem – najgorszym Lionie ever. Zacznijmy od tego, że jakość słodyczy marki Nestle w ciągu ostatnich lat drastycznie się pogorszyła, co odbiło się szczególnie na Kit Katach i ich czekoladzie. Pal licho jednak, przecież polewa na Lionie nigdy czekoladą nie była. (Nie wierzycie? Sprawdźcie na opakowaniu). Smak nadzienia w tej limitowanej edycji woła o pomstę do nieba. Kilo cukru, kostka margaryny i domieszka czegoś niezidentyfikowanego. Nope, ja już podziękuję.

Najgorsze wafle 2018 roku

W zestawieniu najlepszych batonów i wafli wspomniałam, że 2018 rok był dla mnie waflowo obfity, ponieważ sporo przebywałam z osobą, której ulubionym rodzajem słodyczy są wafle właśnie. Dzięki temu do zestawienia najgorszych produktów trafiło ich naprawdę dużo.

Kupować słodycze i jednocześnie pomagać potrzebującym? Idealne rozwiązanie. W teorii inicjatywa powstania i promowania Wafelka kakaowego w czekoladzie od Krasnala Pomagajka z Wrocławia jest świetna. Ale co z praktyką? Kiedy przyjrzymy się uważnie, okryjemy, że kiedy płacimy 1,80 zł za wafel, do chorych dzieci trafia… 5 gr. Resztę zabierają do kieszeni dystrybutor i/lub producent. Mało tego! Wafel marki Magnolia to jedno z największych obrzydlistw, jakie można znaleźć na polskim rynku. Został wykonany z drewna, rani podniebienie, ma kiepski skład i smakuje nijak. Chcecie pomagać? Zjedzcie smaczną czekoladę Millano, Milki albo Wedla, a pieniądze przeznaczone dla dzieciaków, zwierzaków czy innych potrzebujących wpłaćcie prosto na konto wybranej instytucji.

Moją waflową marką numer dwa jeden i pół jest I.D.C. Polonia. Dwa wafle tego producenta zdobyły unicorna smaku, dwa się o niego otarły, a i resztę mam głęboko w serduszku. Dopiero w 2018 roku na tym idealnym obrazku pojawiło się pęknięcie. Jest nim Lusette smak Cappuccino, na szczęście limitowany. Kruchością, chrupkością i polewą nie odstaje od braci, za to krem… uhuhu, człowieku jeden z drugim! To czysta gorycz zalana czystą cukrową słodyczą plus syntetyczne cappuccino. Nic gorszego.

Ten wafel jest mi tak obojętny, że nawet go nie pamiętam. Ponieważ jednak zdobył zaszczytne 2 chi, postanowiłam uwzględnić go w rankingu najgorszych słodyczy 2018 roku. Snack Milch-Haselnuss Vollkornflakes to batonik a la knoppersowy, który można upolować w sklepach sieci Społem, Auchan, a pewnie także innych marketach. Mimo iż jadłam go na długo przed końcem terminu ważności, wydał mi się stary, stwardniały i smakowo żaden. Zaoszczędźcie zaskórniaki i tego wafla marki Manner nie bierzcie.

W 2019 roku i kolejnych latach wystrzegajcie się także Spoko Wafelka o smaku orzechowym. Propozycję marki Wacuś znajdziecie również z nadzieniem kakaowym, jednak to orzechowa jest wyjątkowo paskudna, dlatego postanowiłam przestrzec was przede wszystkim przed nią. Nie wiem, do kogo Wacuś kieruje swoje wyroby, ale raczej nie do ludzi naprawdę zainteresowanych słodyczami i mających jakikolwiek gust. Są tak niskobudżetowe – złe jakościowo, kiepskie smakowo i odpychające wizualnie – że aż przykro.

Wafle z Lidla z całą pewnością nie są najgorszymi z jedzonych przeze mnie w 2018 roku, ale za to stanowią jeden z największych zawodów. Apeninky z kremem kakaowym oraz wariant z kremem orzechowym to wafle bardzo, bardzo kiepskie jakościowo. Są styropianowo-stetryczałe, jakby leżały miesiąc bez opakowania i zwietrzały. Do tego wafle marki Tastino z Lidla smakują piekielnie cukrowo, jak to większość słodyczy z tego marketu. Wersja mleczna jest niewiele lepsza. Jeśli szukacie godnych uwagi odpowiedników, wybierzcie się do Biedronki po Alpino czekoladowe i orzechowe – wymiatają!

Drogie dinozaury, stęskniłyście się za wyrobami czekoladopodobnymi? Nie musicie już wylewać łez, wystarczy zamówić przez internet zagraniczny wafel Balaton niegdyś lubianej przeze mnie marki Nestle. To kupa – w każdym znaczeniu – jakże pysznego margarynowego polewiszcza i słodkiego dla bioder cukru. Bierzcie i chrupcie z tego wszyscy, oto bowiem powrót do korzeni naszych.

Ten wafel uznała za najgorszy? Zwariowała! Tak, moi drodzy, według mnie Princessa Salty Caramel Planeta Singli Edition to paskuda jakich mało. Marka Nestle psuje się, gnije i obniża loty z roku na rok. Jedynymi jadalnymi Princessami są owocowe edycje limitowane w białej czekoladzie. Cała reszta – z powszechnie wielbioną kokosową księżniczką – to połączenie stetryczałości i cukru.

Najgorsze ciastka 2018 roku

Moje słodycze numer jeden to batony czekoladowe, słodycze numer dwa zaś ciastka. Niestety i wśród nich od czasu do czasu trafia się prawdziwy pasztet. W 2018 roku znalazłam aż cztery.

Od lat zastanawiałam się, jak smakują Pure Butter Shortbread. O brytyjskich maślanych herbatnikach uczyłam się na angielskim w podstawówce, gimnazjum i liceum. Zawsze, gdy zbliżał się okres bożonarodzeniowy i omawialiśmy angielskie tradycje, pojawiały się one. W końcu ciastek marki Walkers Shortbread spróbowałam dzięki koleżance z pracy, która przywiozła je z Anglii. O smaku mogę napisać tyle, że wolałabym wrócić do liceum na kolejne dziesięć lat, niż zjeść dziesięć sztuk tego… wyrobu.

Jestem kobietą, więc cenię ładny wygląd swojej twarzy. Jestem też człowiekiem, który wie, że twarz to naturalna wizytówka i głupio byłoby poznawać ludzi, uśmiechając się do nich połową uzębienia. Nie wspominając już o utrudnionych czynnościach typu jedzenie czy rozmawianie. To niestety czeka osoby, które skuszą się na wegańskie ciastka Fun cookies BiO fajne ciasteczka Ryżowe. Przysięgam, że nie wiem, jak coś równie twardego i niejadalnego może istnieć. Ciastka marki Ania smakują słodkim do bólu syropem – i niczym więcej – a gryzienie ich powoduje wibracje wewnątrz czaszki. To nie może być produkt spożywczy.

Fani amerykańskich markiz Oreo, zamknijcie oczy. W 2018 roku najobrzydliwszymi ciastkami okazały się między innymi urodzinowe Oreo Birthday Party. Nie ukrywam, że nigdy nie byłam fanką owej serii, ale tym razem Mondelez przesadził. Biały krem trzeszczy od cukru, jest tłusty i margarynowy. Herbatniki dają radę kakaowością, jednak i w nich znajdziemy pełno cukru. W efekcie całość to jedna wielka cukrowa bomba, która z umieszczonym w opisie karmelem ma niewiele wspólnego.

Moim największym odkryciem 2018 roku jest turecka marka ETi, której oddałam serce i sporo monet. Obecnie jest to jeden z moich ulubieńców wśród producentów plebejskich słodyczy. Niestety w jego asortymencie można znaleźć jedno paskudztwo. Albo nie, gorzej: jedną serię paskudztw. Mam na myśli herbatniki z pianką Puf o smakach: kokosowym, truskawkowym, melonowym, wielokolorowym (?), kakaowym. Nie wiem, kto wymyślił tę kupę… pyszności, ale nie chciałabym owej osoby poznać. Jestem też pewna, że sama nie spróbowała ani sztuki, bo inaczej nie pozwoliłaby na dalszą produkcję.

Najgorsze chrupki 2018 roku

To ironia losu, że choć chipsy i chrupki jem raz na pół roku, i tak znalazłam coś, co idealnie pasuje do zestawienia najgorszych słodyczy 2018 roku. Z drugiej strony fakt ów wcale nie jest dziwny. Już w chwili sięgania po tę ciekawostkę wiedziałam, że – ujmijmy rzecz elegancko – nie pozostawi mnie obojętną.

Walkers Salt & Vinegar stanowią odpowiednik spotykanych w innych regionach świata Lay’sów, jako iż marka Walkers Snack Foods została przejęta przez Frito-Lay. Oryginalne nazwy zostawiono tylko po to, by jelenie kupowały narodowy przysmak, nie wiedząc, że od dawna znajduje się w obcych mackach. (Podobnie jest w Polsce z Wedlem, czyż nie? Zróbcie test i zapytajcie rodziców albo dziadków o dobrą polską markę). O smaku Walkersów Salt & Vinegar napiszę tyle, że są NAPRAWDĘ octowe.

Najgorsze desery mleczne 2018 roku

Czy to możliwe, że również w moim ukochanym dziale nabiałowym znalazły się paskudy godne potępienia? Niestety tak. W 2018 roku pojawiło się na rynku parę deserów mlecznych, puddingów i jogurtów, które sprawiły, że rozważałam rzucenie się na tory kolejowe. Powstrzymała mnie jedynie nadzieja, że w przyszłorocznym zestawieniu pojawi się mniej. Jeśli nie, tory mam blisko domu. Wątpię, by dokądkolwiek się wybierały. Ja też nigdzie nie idę. Aktualnie jest za zimno.

Jestem fanką Mullera i Ehrmanna. Choćby nie wiem co mi ci dwaj producenci zaserwowali i przez jakie piekło mnie przeczołgali, i tak dam im następną szansę. Prawdziwość owego stwierdzenia mogłam sprawdzić na początku 2018 roku podczas degustacji limitowanych deserów piankowych WinterTraum: a la Zimtstern, Mandel-Spekulatius, Mohn-Marzipan, a la Bratapfel. Szukałam ich długo. Cholernie długo. Zanim skolekcjonowałam wszystkie, zwiedziłam sto Żabek i Fresh Marketów. Większość deserów kupiłam podwójnie, ale nie wszystkie mogłam, bo daty ważności chyliły się ku końcowi. Tyle trudów, stoczonych bitew i przelanej krwi tylko po to, by okazały się mdłymi, żelowo-glutowatymi pomiotami szatana pełnymi plastikowych dodatków i mdłych posmaków. I po co ja żyję?

Ale to nie koniec popisów Ehrmanna. W 2018 roku postanowił dać mi popalić dwukrotnie. Po szalenie pysznych WinterTraumach zostałam uraczona Almighurtem „Nach heimischer Art” Omas Apfelkuchen. Miał to być jogurt zainspirowany domowymi wypiekami babci i jej pyszną niedzielną szarlotką. Nie wiem, jak złą kucharką musiała być babcia pana Ehrmanna, ale po zjedzeniu jabłecznikowego Almighurtu z całą pewnością stwierdzam, że wolałabym nigdy nie spożyć żadnego ciasta, niż wmusić w siebie choćby kawałek tego czegoś, czym został zainspirowany deser mleczny.

Przy tej pozycji spodziewam się fali oburzenia, ale nie boję się stawić jej czoła. Kolejnym najgorszym deserem 2018 roku jest sprzedawany w Biedronce Mousse Alpine Milk Chocolate. Początkowo sądziłam, że będzie przez chwilę i zniknie na zawsze, jednak to paskudztwo wraca jak bumerang. Pozornie lekki, a w rzeczywistości ciężki i tłusty pudding marki Milka jest tak słodki, że nie czuć w nim niczego poza cukrem, a zęby aż dzwonią o siebie z przejęcia. Na własne nieszczęście kupiłam trzy sztuki, co daje o dwie za dużo. (Jedną jestem w stanie zaakceptować na potrzeby recenzji). Nie tknę go nigdy więcej, nawet przez opakowanie. Jeśli pracownik Biedronki zastawi puddingami Milki regał z papierem toaletowym, prędzej przerzucę się na podcieranie czterech liter liśćmi, niż wezmę karton w ręce.

Na koniec jeszcze jedna pozycja biedronkowa. Najgorszy deser mleczny 2018 roku znalazłam wśród produktów przeznaczonych dla dzieci (biedne, nieświadome niczego stworzenia…). Jest to zestaw jogurtów bananowych Milk minis Banane, a bonusowo dorzucam podobny zestaw kaszek Milk minis Grieß – Vanille. Oba twory są dostępne w ofercie marki Humana. Wbrew nazwie ze słowem human mają niewiele wspólnego, z racji iż nadają się raczej do karania psa za złe zachowanie. Nie warto wydawać na nie nawet złotówki, a co dopiero 7 czy 10 zł (mniej więcej tyle kosztują). Pfe.

***

I jak, za które słodycze mnie zlinczujecie, a za które przybijecie piątkę? Koniecznie napiszcie w komentarzu nazwę produktu, którego pojawienie się na liście najgorszych słodyczy 2018 roku was oburzyło. Zdradźcie też, jakie paskudy trafiły do waszych ust w ostatnich dwunastu miesiącach. A może wciąż mace w zapasach coś, czego boicie się otworzyć, bo macie złe przeczucia? Dajcie znać, co to takiego, żebyśmy ponarzekali lub pośmiali się wspólnie.

26 myśli na temat “Najgorsze słodycze 2018 roku – bonus

  1. Zlinczuje Cię za baton proteinowy chodakowskiej :P

    Reszty nie jadłam poza lionem – faktycznie obrzydliwy, i musem milki – fu….

  2. O niee, tylko nie Lion! Ja go kocham! :D jak dla mnie to jeden z najlepszych Lionów :D Princessa też mi bardzo smakowała, z chęcią odbiorę od Ciebie cały zapas ^^no i Oreo… Dobrze wiesz co o nim myślę, to nawet nie będę strzępić języka xD turron też jadlam i mi bardzo smakowal,ale fakt – to jest twardsze niż kamienie. Dla mnie najwiekszym paskudztwem tego roku były ciastka Eti, z tą pozycją podpisuje się z calego serca :p dorzuciłabym jeszcze – niestety :p- hity white choc delight, bo naprawdę mi nie smakowaly xD poza tym okropny jest belriso o smaku pieczonego jabłka i jeszcze taki deser pierot (nie jestem pewna nazwy) orzechowy (to jest w takim dziwnym, czarnym kubeczku). I jeszcze kinder country… Jadlam w tym roku i tylko utwierdzilam się w przekonaniu, ze go Noe lubie :( oo, i jeszcze bio herbatniki w kształcie zwierzaków od ani – sama mąka i margaryna w smaku, chociaż w składzie jest olej kokosowy :p nie polecam!

    1. Też nie lubię Kinder Country, acz nie zaliczyłabym go do najgorszych słodyczy. Raczej do nijakich. Hity kocham, więc łamiesz mi serce. Ponieważ jednak ja łamię Twoje Orełami, nie mam Ci za złe :P Na turronie nie połamałaś zębów? Masakra.

        1. Cóż, ja już jestem w tym wieku, w którym trzeba wybierać: krakersy i brak uzębienia albo zęby i same budynie.

  3. Nie jadłam większości z tych przysmaków, teraz widzę, ile rozczarowań mnie w życiu ominęło :D Za to Balatonów mam jeszcze kilka z Budapesztu – nie pamiętam, czy tego o którym piszesz jadłam, a jeśli nie, to mam w szufladzie (kupiłam wszystkie smaki ze sklepu, też takie w wersji bardziej przypominającej Liony, w sumie to nie wiem, po co mi one :P Smakiem i mnie nie zachwyciły, zdecydowanie wolę Knoppersy.
    Ja już nie pamiętam, jakie słodycze rozczarowały mnie w minionym roku, chyba za mało jem nowości.

    1. Zgryzaj z Balatonów polewę i niespiesznie się delektuj. To moja dobra rada, prosto ze szczerego i życzliwego serduszka ]:->

  4. Hehehe, prawie niczego z wymienionych pyszności nie jadłam, thx god. MIałam tylko wąptliwą przyjemność skosztować puffa – nie wiem, kto to zrobił takie g***o i co miał na myśli wypuszczajac takie coś na rynek; to jest totalnie ohydne :( Apeninków też nie lubię, jak zresztą wszystkich lidlowskich wyrobów – mają jakiś dziwny posmak, nie wiem, co to i z czym jest związane, ale z zamkniętymi oczami rozpoznam tastinowe wyroby. I nie zjem. Ale princessa – pycha!!!! Najlepszy ich wafelek od dłuższego czasu, a jestem bardzo wybredna w kwestii wafelków, tą wersję zjadłam jednak z dziką przyjemnością :-)

    1. Słodycze z Lidla mają tragiczny poziom cukrowości. Nawet ciemne czekolady. W moim odczuciu to ich największa wada. Wyrobów czekoladowych nie da się jeść, bo zęby wypadają ze strachu. Do tego wafelki są stetryczałe.

      Dlaczego Puf powstał i kto do tego dopuścił? Oto jedno z największych pytań mojego życia.

    1. „Gorsze” to bardzo ogólne stwierdzenie. Pod względem smaku rzeczywiście jadłam gorsze proteinowce, np. od Activlab. Rany, to dopiero passskudy. Z kolei propozycja Chodakowskiej budzi grozę konsystencją. Jest kamieniem, a nie produktem spożywczym.

    2. To może inaczej… takie, które mniej mi smakowały z tą różnicą, że ja patrzyłam ogólnie. Spróbowałam za mało proteinowców aby oceniać pod tym kątem. Tego od Chodakowskiej, którego mialam nie zapamiętałam jako kamień – może inna partia. Podobno wyszedł kolejny proteinowiec – migdałowy

      1. To zapytam jeszcze o wagę batona. Jadłaś wersję 40- czy 60-gramową? Ktoś mi napisał, że się różnią.

    1. W sumie to i dobrze, że nie jadłaś. Zachowałaś zdrowie psychiczne :P Jakie ciemne czekolady lubisz?

  5. Większości na szczęście nie jadłam, ale linczuję Cię za Princessę, naprawdę uważam, że jest świetna.

    Nie przychodzi mi teraz na myśl nic wyjątkowo obrzydliwego co jadłam w tym roku, ale w obecnym obawiam się arachidowej czekolady z Biedry i nowej Magnetic z Orito. Nie wiem po co takie rzeczy kupuję…

    1. Cóż to za filozoficzne pytanie? A po co ja kupiłam Pufy, Spoko Wafelki albo baton ROM Cel Dublu? Jak coś siądzie w głowie, trzeba ulec, nie ma rady :P Tych dwóch tabliczek, o których wspomniałaś, wcale bym się nie obawiała. Pewnie co najmniej jedna jest od Millano, zgadłam?

  6. Ale się tego nazbierało :D
    My akurat batonika proteinowego od Chodakowskiej lubimy i kupujemy go dość często ale tylko wersję 40g a nie 60g :)
    Najgorzej wspominamy szczególnie te pianki od Eti, to było największe okropieństwo :P Już nawet wolałybyśmy zjeść jeszcze raz Liona Latte :D

    1. Słyszałam, że wersja 40-gramowa różni się od 60-gramowej i że jest lepsza. Macie porównanie?

      Który smak Pufów jadłyście?

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.