Czy każdy człowiek ma pasję? #MyślFilozoficzna

Od jakiegoś czasu wspominam wam o zmianach, które przechodzę. W istocie dużo czytam, słucham i oglądam, a potem jeszcze więcej myślę. Zmieniam sposób patrzenia na wiele rzeczy. Obserwuję świat i wyciągam z niego wnioski na nowo. (Słowo-klucz, wszak ogólnie rzecz biorąc, robiłam tak zawsze). W związku z całym tym miszmaszem w głowie postanowiłam rozpocząć nową serię wpisów opatrzoną nazwą Myśl Filozoficzna. Będę się w niej dzielić odkryciami, przemyśleniami i uświadomieniami.

Po co na blogu nowy cykl filozoficzny, skoro jeden już mamy? Cóż, moim zdaniem Myśl Filozoficzna różni się od Dylematów Filozoficznych na poziomie założeń. Podczas gdy Dylematy~ były czymś niesprecyzowanym, co pojawiło się w mojej głowie, a czego nie miałam czasu ani okazji z nikim przegadać na żywo, o tyle Myśl~ wykształciła się jako coś raczej gotowego, potencjalnie trwałego. Jako nowe spojrzenie na świat.

Czy każdy człowiek ma pasję?

Czy każdy człowiek ma pasję?

Zawsze myślałam, że owszem – każdy człowiek ma pasję. Ten, kto nie ma, po prostu jeszcze jej nie znalazł. Czytając o organizacji swojego życia, dowiedziałam się jednak, że byłam w błędzie. Nie tylko nie wszyscy ludzie mają pasję, ale na dodatek bardzo dużo – większość?; tego nie jestem pewna – jej nie ma. I że to jest zupełnie w porządku, o ile dana osoba nie odczuwa w życiu braku. Można być szczęśliwym, żyjąc codziennością i szukając radości w rzeczach innych niż pasja. Tak oto zderzyłam się z faktem, iż coś, na co współczesność – z popkulturą, marketingiem, przemysłem samorozwojowym i pseudopsychocoachologią na czele – zdaje się kłaść nacisk, nie jest ani konieczne, ani każdemu potrzebne.

Zadanie szkolne: Co jest twoją pasją?

W trakcie lektury przypomniało mi się pewne zdarzenie z gimnazjum. Otóż dostałam na którejś lekcji zadanie polegające na opisaniu swojej pasji. Wróciłam do domu i długo myślałam. Po stworzeniu tekstu poszłam przeczytać go mamie i Mariuszowi. Mama pewnie była zachwycona, jak zwykle zresztą, ale to słowa Mariusza zapamiętałam do dziś. Podśmiechiwał się, że mam dar do wymyślania kompletnych bzdur i pisania o nich tak, że da się w nie uwierzyć.

Dar do pisania o bzdurach

Wtedy się wkurzyłam. Dlaczego tekst o MOJEJ PASJI miałby być opowieścią o bzdurach?! Dziś, kilkanaście lat po skończeniu gimnazjum, doszło do mnie, dlaczego zapamiętałam tamten śmiech. Mariusz miał rację, że w wypracowaniu opisałam bzdury. Zbieranie porcelanowych figurek i inne rzeczy, które – owszem – lubiłam, ale tylko tyle. Nic z tego nawet nie ocierało się o moją pasję.

Na dodatek dobrze o tym wiedziałam. Było mi jednak głupio, że nie wiem, co nią jest. Po pierwsze, jak można być takim debilem bez pasji?! Po drugie, pasją musi być coś spektakularnego i oryginalnego, więc moje zwykłe pisanie nie przejdzie. Jedno było pewne: skoro w szkole wymaga się ode mnie odpowiedzi na takie pytanie, oznacza to, że pasja jest niezbędna w życiu, a ja powinnam ją mieć. I to nie byle jaką.

Struktura i treść, pasja i sposoby realizacji

W książce Miłosza Brzezińskiego trafiłam na ciekawą koncepcję struktury i treści, która niejako odpowiada mojej wieloletniej koncepcji pasji i sposobów jej realizacji. Według autora struktura miałaby być tą właściwą pasją, a treść sposobami, w jaki ją spełniamy. W moim przypadku – jak wstępnie pomyślałam – pasją byłoby pisanie. Formami realizacji: opowiadania, wiersze, blog, pamiętnik etc.

Pisanie… ale czy na pewno?

Niby moja koncepcja pasji jest zbieżna z zaproponowaną przez Brzezińskiego, aaale nie do końca. Słowo „struktura” bowiem jawi mi się jako coś większego, o wiele odleglejszego niż „pasja”. Wtem zaświtała mi myśl, że może moja pasja wcale nie jest strukturą, tylko… treścią! I że można na nią spojrzeć z większej odległości. Sprawdzić, co kryje się za kurtyną. Tam dopiero znaleźć prawdziwą pasję.

Doszłam do ciekawego wniosku. Otóż od momentu, w którym ustaliłam, że moją pasją jest pisanie – nie pamiętam kiedy, ale dawno – pomniejsze atrakcje sprawiające mi radość traktowałam jako hobby. Przykładowo za hobby uważałam fotomodeling, czytanie książek. Gdyby zniknęły z mojego życia, byłoby mi przykro, ale pewnie zastąpiłabym je czymś innym. Natomiast bez pisania nie byłoby mnie. Odebranie mi pisania jest równoznaczne z wycięciem istotnego dla mojego ja kawałka mózgu. Co jednak, jeśli zarówno pasja, jak i hobby są jedynie wspólnymi treściami struktury, którą jest coś zupełnie innego?

Kreowanie historii

Stawiając sprawę w nowym świetle, uznałam, że moją pasją może wcale nie być pisanie, lecz kreowanie/opowiadanie historii/opowieści. Realizuje się poprzez: pisanie (zapisywanie historii), fotomodeling (kreowanie historii ciałem, mimiką), występowanie przed kamerą (w Trudnych sprawach i innych wybitnych produkcjach), czytanie książek (zbieranie materiału do przemyśleń), rozważania filozoficzne etc. W alternatywnym ujęciu rozważania filozoficzne potraktowałam jako osobną, drugą pasję.

Gdyby nowe spojrzenie było prawdą, oznaczałoby, że mogłabym żyć bez pisania. Wystarczyłoby zastąpić je kreowaniem historii w inny sposób: na zdjęciach, w tańcu, filmach, rozmowach…

***

Ciekawa perspektywa. Nie twierdzę, że prawdziwa. Na pewno warta głębszego rozważenia, przy czym już w ciszy i samotności. Chciałam się nią jednak podzielić z wami jak najszybciej, żebyście także zyskali okazję do poddania refleksji swoich pasji. A raczej tego, co za pasje uważacie. A nuż odkryjcie, że rozpala was coś zupełnie innego. Dostrzeżecie drobne sygnały, które latami ignorowaliście. Albo stwierdzicie, że nie macie pasji ani nie jest wam potrzebna do szczęścia – bo to też jest w porządku!

28 myśli na temat “Czy każdy człowiek ma pasję? #MyślFilozoficzna

  1. Czy pasją może być Harry Potter? :’D przysięgam, bez tego nie wyobrażam sobie życia, czytam całą serię na okrągło i zbieram wszystko co z tym związane :D
    Z innych takich pasji wydaje mi się, że mogę zaliczyć pod to horrory i creepypasty, pisanie (najbardziej lubię pisać powieści i właśnie jakieś straszne historie, więc to w jakiś sposób się łączy z creepypastami), muzyka – czy to śpiew, czy gra na pianinie, czy nawet zwykłe słuchanie na słuchawkach, ale bez muzyki nie wyobrażam sobie życia, a na koniec dodam jeszcze sport: Krav Maga i pływanie to dwie moje główne pasje, Krav maga jest co prawda świeża i może póki co bezpieczniej nazwać je moim hobby, ale pływanie kocham od dziecka i wiem że woda to mi żywioł ^^
    Dodalabym jeszcze jedną rzecz, mianowicie ratownictwo medyczne – czuję że to co robię płynie z pasji, wydaje mi się że też mogę to nazwać pasją ^^
    Ogólnie bardzo ciekawy pomysł na wpis! Zmusza do refleksji, będę teraz nad tym siedzieć i się zastanawiać co jest moja pasja a co nie :D

    1. Hmm, naprawdę myślisz, że każda z wymienionych „pasji” jest pasją sensu stricto? Napisałaś tak z rozpędu czy po głębszym namyśle?

  2. Akapit 'Kreowanie historii’ dał mi do myślenia. Myślę, że faktycznie można tak to ująć. Wtedy można by uznać, że moją pasją, a przyjemniej czymś co sprawia mi przyjemność, jest szeroko pojęte tworzenie: pysznego ciasta, planu wycieczki, koncepcji marketingowej czy aranżacji pomieszczenia. A jeśli ta koncepcja jest błędna, to cóż pasji nie mam, a jedynie hobby, które od pasji rozgraniczam.

    1. Chyba pasja jest kategorią tak nieuchwytną, że nie ma innej miary od oceny własnej. Szkoda. Chciałabym maszynę, która przeskanuje mnie całą i da odpowiedź na absolutnie każde pytanie fizyczne i psychiczne.

  3. Nie mam pasji, za to z pasją oddaję się różnym czynnościom. Jeśli efekt jest lepszy, niż założyłam, i mało tego- uzyskam go mniejszym nakładem pracy niż przewidziałam- uznaję tę daną dziedzinę w której działałam, za obszar w którym mam realne szansę odnaleźć coś więcej, niż hobby/zainteresowanie/sposób na nudę. Do tego dochodzi stopień zadowolenia z wykonanej czynności: jeśli stan w jakim znajdę się po- wprawia mnie w euforię/mega zadowolenie/dumę/radość..lub uspokaja/wycisza/”ugniata” natrętne myśli- zawęża mi to pole na którym szukam. A nie ukrywam-chciałabym znaleźć. Dla mnie pasja jest bliska terminowi „talent” lub..ciężka praca z odrobiną łutu szczęścia. Podam przykład: moj chłopak (#nieszukajdaleko). Nie umie się wypowiadać. Tzn ma problem z doborem słów, opowiada niedbale, nie potrafi streścić filmu (on zabił tego a tamten poszedł za tym drugim i wzięli łopatę tego z poprzedniej sceny) /#mistrzrecenzjiwnatarciu/, spoilery to chleb powszedni. Ale gdy mówi o górach.. o jeny. Mogłabym słuchać godzinami.
    Bardzo podoba mi się Twoj wniosek dotyczący pasji jako historii którą opowiadasz- cudownie obrazowo ujęte, działa na wyobraźnię i zachęca do prób ujęcia pasji jako czegoś więcej, niż jedna jedna dana dziedzina. Zgadzam się, może tak być, że pasja to ogół, jakaś szerszy obszar, po którym poruszając się działamy pewnie, jakby w bezpiecznej strefie, nie ma miejsca na błąd i jest to cudowne przekonanie, że każdy kolejny krok zbliża do celu. Wspaniały pomysł na cykl, oby więcej tak ciekawych tekstów :)

    1. Również w książce, którą przeczytałam, pasja jest blisko związana z talentem. Talent zaś to coś, co sprawia nam na tyle dużo przyjemności, że jesteśmy gotowi brnąć w to mimo niepowodzeń, podczas gdy inni odpuszczają. Ba! talent został tam ujęty DOKŁADNIE jako „ciężka praca z odrobiną łutu szczęścia”.

      Dziękuję :)

      1. Serio? Nie miałam pojęcia, jestem pewna, że nie czytałam książki, na którą się powołujesz, ale zbieg okoliczności! Jestem mega zaskoczona :D Co do talentu..myślę, że talent można przekuć w pasję, oczywiście nie mam na myśli ignorantów, leni i ludzi, którzy sądzą, że talent załatwi za nich całą sprawę..takie odkrycie (talentu w sobie, w jakiejś dziedzinie) otwiera chyba zupełnie nowe drzwi i zmienia światopogląd na wiele spraw, nie tylko związanych z poczuciem sensu własnej egzystencji ale też z postrzeganiem spraw codziennych/ludzi wokół/z analizowaniem wydarzeń i interakcji z ogólnie pojętym otoczeniem.
        To ja dziękuję :) Wpis niesamowity i sprawił, że drugi dzień nad tym dumam ;)

        1. Zdecydowanie bliższa jest mi koncepcja, w której talent jest predyspozycją, którą trzeba rozwijać, inaczej nie uczyni z człowieka nikogo wyjątkowego. Nie wystarczy urodzić się, mieć talent, i tyle. Myślę, że nadal sporo osób opowiada się za drugą koncepcją, w której talent albo się ma, albo nie, a praca nad nim nie ma znaczenia, ew. ma drugorzędne.

  4. Pasja to u mnie synonim hobby. Chyba trochę przesadzasz, że nie byłoby cię gdyby ci je zabrano. Nawet jeśli mamy je rozróżniać. 😉Byłabyś smutna, może się nudziła, ale byłabyś! A jak nie pasja to przecież co innego? Są ludzie, którzy ich nie mają i żyją. Ja swoją mam. To muzyka, 🎸 a po tym co napisałaś znaczyłoby, że mogłabym ją wyrazić inaczej. Filmem? 🎥 Wątpię. Bez muzyki wolałabym się zabić. 🎵 Jak dobrze, że świat jest jej pełny!! 😌

    1. „Chyba trochę przesadzasz, że nie byłoby cię gdyby ci je zabrano.” „Bez muzyki wolałabym się zabić.” – Aha.

      „Są ludzie, którzy ich nie mają i żyją.” – Przeczytałaś mój wpis czy nie bardzo? :)

      Co zaś się tyczy hobby, to zupełnie co innego niż pasja. Zresztą nie „według mnie”, a po prostu. Zakochanie to nie miłość, nielubienie nie nienawiść, a hobby nie pasja.

  5. Z ciekawości aż sprawdziłam sobie jakie definicje ma oficjalnie słowo ,,pasja”. Jeżeli ty Olga określasz tym słowem rzeczy, bez których nie wyobrażamy sobie życia (innych oczywiście niż podstawowe ludzkie potrzeby), to również nie powiedziałabym, że każdy człowiek ma pasję. Wydaje mi się, że ludzie mają po prostu zainteresowania, niektórzy je rozwijają bardziej, a inni mniej, a zaangażowanie w jedno z nich może być związane ze skrajną osobowością; chodzi mi o to, że są ludzie, którzy we wszystkim trzymają swego rodzaju ,,złoty środek”, poświęcając podobną ilość energii na pracę, rodzinę, sen, zainteresowania, zapychacze itd., ale są również osoby, które angażują się dużo mocniej, nie rozdrabniają się. Myślę patrząc na siebie, bo od zawsze mam tendencję do przesadzania; kiedyś fascynowało mnie bieganie długodystansowe, biegałam kilkanaście godzin praktycznie każdego tygodnia przez parę lat, czytałam o tym nieustannie, zimą wstawałam o 5:30, by pójść pobiegać przed szkołą. Było to związane co prawda również z moimi zaburzeniami odżywiania, ale nawet one w tamtym okresie przestały być takie ważne jak wcześniej. W tamtym okresie naprawdę myślałam, że bieganie jest moją największą życiową pasją… aż do czasu, gdy skręciłam kostkę. Pomimo wyzdrowienia w parę tygodni, nigdy już nie powróciłam do biegania, bo zbliżająca się matura sprawiła, że praktycznie każdą wolną chwilę spędzałam na nauce, która stała się tak jakby moją nową pasją. No ale czy pasją mogę nazwać coś, co zmienia się z czasem?
    Jeśli zaś chodzi o Ciebie i pisanie… myślę, że jesteś z naprawdę niewielu osób w dzisiejszym świecie, która rzeczywiście ma coś, na co słowo ,,pasja” jest najlepszym określeniem. W dodatku u Ciebie wiąże się to z talentem oraz spełnieniem zawodowym. Wydaje mi się jednak, że większość ludzi spędza głównie czas w pracy czekając, aż się skończy, a po niej wyszukuje sobie jakiejś odskoczni od szarej codzienności, typu czytanie, sport, gry komputerowe itd.
    Temat jest bardzo skomplikowany…

    1. A jeszcze odnosząc się do ostatniego podpunktu wpisu: nawet w piramidzie potrzeb Maslowa jest potrzeba samorealizacji. Czy pasji nie można tutaj potraktować jako synonimu? Wydaje mi się, że to by pasowało. Ciekawe jest też to, że ilość sposobów na samorealizację jest praktycznie nieograniczona i nie musi to być jeden konkretny. Ktoś może realizować się w malowaniu kwiatów równie skutecznie, co w zarzynaniu świń.

      1. W książce, dzięki której podjęłam temat pasji, autor napisał, że póki trzymasz się środka i nie jesteś gotowy na jakiś czas przegiąć i oddać się czemuś bardziej niż reszcie, póty nie będziesz w niczym najlepszy. Rzeczy, w których człowiek chce być lepszy niż inni, wymagają poświęcenia innych dziedzin życia. Podkreślam: nie na zawsze. Wystarczy do momentu, aż coś osiągniesz. Nie myślałam o tym długo (jeszcze ;)), ale raczej się z tym zgadzam.

        Myślę, że pasja nie jest synonimem samorealizacji. Uważam natomiast, że jest jednym z elementów samorealizacji. Na samorealizację składają się również rzeczy, których nie lubisz, ale czynią cię lepszym człowiekiem, i dlatego się na nie decydujesz.

        Co do talentu, rzuć okiem, co odpisałam beaufort. W tej książce było też trochę o koncepcji talentu. W ogóle było o tylu rzeczach, że mogłabym zapełnić swoimi rozważaniami na blogu każdy dzień pełnego roku, jak nie więcej :D

        1. Z osiągnięciem mistrzostwa w danej dziedzinie rzeczywiście poświęcenie jest kluczowe, ale to moim zdaniem już zupełnie inny temat. Nie każdemu zależy na byciu w czymś najlepszym; już trzymając się mojego przykładu z bieganiem, mnie fascynowało samo bieganie, a niekoniecznie poprawianie wyników czy bicie jakichś rekordów.
          To prawda, że samym talentem nie zawsze idzie osiągnąć tyle, co ciężką pracą, ale dzięki samej pracy również nie będzie się wybitnym.
          ,,Talent zaś to coś, co sprawia nam na tyle dużo przyjemności, że jesteśmy gotowi brnąć w to mimo niepowodzeń, podczas gdy inni odpuszczają. Ba! talent został tam ujęty DOKŁADNIE jako „ciężka praca z odrobiną łutu szczęścia”. ”
          Z tym się absolutnie nie zgadzam. Choćby podam przykład z własnego podwórka: mój starszy brat miał wielki talent szachowy. Z niewielką ilością bardzo wymuszanych na nim szkoleń został mistrzem Polski i wysoko zaszedł w światowych mistrzostwach. W jego klubie było jednocześnie mnóstwo młodych osób spędzających całe dnie na analizie partii, nauce debiutów i trenujących z pełnym zaangażowaniem, którzy nie osiągnęli nawet w połowie tyle co on.
          Przykład jeszcze bardziej przeczący tezie z książki: geniusze muzyczni, artystyczni. Dzieci w wieku dwunastu lat zadziwiające matematycznym zmysłem profesorów.

          1. Wcześniej moooże bym się zgodziła, ale po lekturze książki nie zgadzam się ze stwierdzeniem „dzięki samej pracy również nie będzie się wybitnym”. Moim zdaniem przeceniasz znaczenie talentu w życiu. Talent to predyspozycja, zalążek, a nie dar z niebios niezbędny do bycia kimś w danej dziedzinie.

            Weź pod uwagę fakt, że talentowi muszą też sprzyjać okoliczności. W niesprzyjających warunkach talent się nie rozwinie. Geniusz muzyczny czy matematyczny zostaje geniuszem dopiero po latach, gdy dojdzie do jakiegoś poziomu. Wcale nie jest nim od początku (na początku może mieć predyspozycje do bycia geniuszem, jasne). Zanim dojdzie do czegoś, długo ćwiczy. Nie bierze umiejętności ot tak, z powietrza. Wątpię, żeby Twój brat trzy raz zagrał w domu, odkrył talent, potem zupełnie nie ćwiczył, pojechał na zawody i wygrał.

            1. ,,Talent to predyspozycja (…)”
              Dokładnie. W zdecydowanej większości dziedzin, pewne predyspozycje są konieczne, by osiągnąć stopień dobry, a co dopiero mistrzostwo. Możesz być najbardziej zaangażowanym koszykarzem, ale jeśli masz metr pięćdziesiąt w kapeluszu, nie pojedziesz na olimpiadę. Możesz kochać śpiewać, ale pomimo ćwiczeń nie zostaniesz drugą Marią Callas. I tak w nieskończoność…
              Ja nie mam na myśli tego, że talent (czyli po prostu predyspozycje w mojej definicji) to jedyna rzecz konieczna do sukcesu, bez której nic nie osiągniemy, a która zapewni nam wieczne szczęście. Po prostu chodzi mi o to, że niestety pewnych rzeczy takie jak wrodzone umiejętności i cechy nie przeskoczy się ciężką pracą. Nie wszystko jest możliwe, choćbyśmy starali się najbardziej na świecie.

              1. Aaa, to tak. „Możesz wszystko!” jest bolesnym bullshitem marketingu :P Są rzeczy, których nie osiągniesz, choćbyś poświęcił im całe życie.

    2. Zgadzam się z ostatnimi słowami. Także i ja zauważam, że większość z nas to chomiki na kołowrotku… żyje się od pon. do piątku zapominając, że „żyje się” nie wegetuje… :( ja się na tym łapałam latami aż popadłam w stan wegetacji trwałej. Tzn powtarzanie non stop schematu dnia nie tygodnia pracy :/ to tragedia ludzkości. Życie przebiegające bez satysfakcji, przeciekające przez palce aż do momentu kiedy człowiek nagle budzi się z letargu z myślą „przegrałem swoje życie”…
      Ja myślę, że budzę się w porę. Jest mi w tym ciężko, bo straciłam swoje „ja” i już nie wiem kim jestem, co lubię, co mnie cieszy, żyjąc latami w trybie chorych automstyzmów … zdecydowanie zatem bez pasji a nawet hobby

      1. To nie „powtarzanie non stop schematu dnia nie tygodnia pracy” stanowi problem. Schemat jest ważny dla mózgu. Mózg został tak zbudowany, że we wszystkim szuka uproszczeń, żeby zużywać jak najmniej energii na pierdoły, dlatego kocha nawyki, stereotypy, porównania etc. Problemem jest jakość schematu, która już leży w rękach autora.

        1. Oczywiście, że schematy są ważne. Ja no bardzo lubię swoją rutynę- nazywam te codziennie powtarzające się czynności rytuałami, brzmi ładniej i nie dobijam się niepotrzebną nomenklaturą :) Zgadzam się, że mózg szuka uproszczeń, do tego robi przesiew zbędnych informacji, żeby nie właściciel nie zwariował, to zdaje się naturalny instynkt przetrwania. Absolutnie nie uważam,że to tragedia ludzkości..powiedziałabym, że wrecz przeciwnie!

          1. Wątek codziennych rytuałów – z tą właśnie nazwą – został poruszony szeroko (przy nawykach i nawyczkach). Jeśli interesują Cię takie tematy, myślę, że weszłabyś w książkę jak dzik w szyszki :P

              1. I teraz mamy drobny problem, booo przeczytałam trzy książki jedna za drugą i z każdej wzięłam trochę wiedzy :P Pierwsza to „Życiologia”, druga „Głaskologia”, trzecia „Wy wszyscy moi ja”. Najbardziej treściwa jest trzecia, w niej też znalazło się najwięcej porad, które można w fajny, nieagresywny sposób wpleść w codzienność.

                1. ”Życiologię” ma kumpela, pożyczy mi na długi weekend :D Za 2 pozostałymi tytułami pogrzebię;) dzięki!

  6. „Od jakiegoś czasu wspominam wam o zmianach, które przechodzę. W istocie dużo czytam, słucham i oglądam, a potem jeszcze więcej myślę. Zmieniam sposób patrzenia na wiele rzeczy. Obserwuję świat i wyciągam z niego wnioski na nowo. (Słowo-klucz, wszak ogólnie rzecz biorąc, robiłam tak zawsze)” przeżywam teraz dokładnie to samo. Po latach marazmu i samoudreczenia … ?! Zmarnowałam całą młodość. Minęła bezpowrotnie, ale wreszcie czuję? Że zaczynam żyć. A zaczęłam także od poradników.
    Przeanalizowałam na chłodno samą siebie. Spojrzałam na swoje życie z boku, jako obserwator dochodząc do wniosku, że jestem głupia, bo pod nosem mam wszystko czego pragnęłam, co mnie dawną cieszyło (natura, dom, zwierzęta, widok…) a nie doceniałam tego… ciągłe już nawykowe niezadowolenie z życia owładnęło mój umysł, ale koniec z tym. Dziś uczę się cieszyć codziennie tym ci mam. Zaczynam dzień w dobrym nastroju w śpiewie ptaków, szumie drzew i pól, zapachu rzepaku :) żyje to najważniejsze :)
    A na rozluźnienie powagi komentarza dziś dostaje od losu kolejną rzecz jakiej brakowało w moim otoczeniu :) IKEA otwiera w moim rodzinnym mieście swój 400 sklep 😁 żyć nie umierać :)
    Ja nie mam pasji. Nigdy nie miałam tak myślę, czytając ten wpis. Ani przed tym chorym okresem mojego życia ani tym bardziej już po. Może ją kiedyś odnajdę. Nie raczej w to wątpię? Skoro szybko tracę zapał i radość z czegoś to chyba w moim przypadku realizacja w jednej dziedzinie jest wykluczona. Przebywanie na łonie natury to jest tylko stały element mojego życia i mnie. Duszę się w budynkach. Ale czy to można nazwać pasją ? Raczej nie

    1. Bardzo podoba mi się stwierdzenie: „ale koniec z tym. Dziś uczę się cieszyć codziennie tym ci mam. Zaczynam dzień w dobrym nastroju w śpiewie ptaków, szumie drzew i pól, zapachu rzepaku”. Trzymam kciuki za wytrwałość w postanowieniu :)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.