Rzeczy, których nie rozumiem #2

Czasem w życiu trafiamy na rzeczy – postawy, zjawiska, cechy charakteru etc. – które wydają nam się zupełnie niezrozumiałe, a nawet zadziwiające w sposób negatywny. Niekiedy wprawiają nas w zakłopotanie i skłaniają do głębszej refleksji. I dlatego dziś przyjrzałam się różnym aspektom życia, które mogą nas… cóż, niemiło zaskoczyć. Przeanalizujmy wspólnie te fenomeny i zastanówmy się, dlaczego niektóre rzeczy się dzieją, choć równocześnie nie mieszczą się w głowie.

Uwaga: jest to ciąg dalszy wpisu o rzeczach, których nie rozumiem.

4. Religijny ateizm

Skoro nie wierzysz w żadnego boga, to po co obchodzisz święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy? – zapyta wyjątkowy sceptyk. Ja jestem w stanie zrozumieć, dlaczego to robisz. Fakt, że każdego dwudziestego czwartego grudnia nachylasz się nad talerzem z barszczem i dłubiesz w karpiu, żeby pozbyć się ości, nie jest podyktowany twoją wiarą czy niewiarą, ale tradycją, którą w rodzinie kultywuje się od lat. Nie dbasz o to, czy inni cieszą się z narodzin kogoś, kto zbawi świat, ale czerpiesz radość tu i teraz z obecności najbliższych, czasu, który nareszcie zwolnił, śniegu za oknem i prezentów będących symbolem pamięci.

Tu jednak kończy się granica mojego zrozumienia i zaczyna powątpiewanie w logiczność twoich decyzji. Od lat nie wierzysz, ale przystępujesz do bierzmowania? Uważasz, że żaden bóg nie istnieje, ale bierzesz ślub i przysięgasz przed jednym z nich swoją miłość i wierność małżeńską? Chrzcisz dziecko, by rozpoczęło życie w Bogu, którego uważasz, że nie ma? Nie wiem również, czy traktujesz te ceremonie poważnie, czy jednak robisz cyrk. Równie dobrze mógłbyś przecież przysięgać miłość i chrzcić dziecko w obliczu jednorożca.

Każdy ustanawia w swoim życiu priorytety. Dla mnie takim priorytetem jest życie w zgodzie z samą sobą. Staram się być dobra i nikogo nie krzywdzić, bo nie chcę, żeby ktoś skrzywdził mnie. Staram się nie kłamać i być szczera, bo nie chciałabym znaleźć się w sytuacji, w której ktoś relację ze mną zbudowałby na kłamstwie. Staram się być uczciwa – tak wobec innych, jak wobec siebie – odmawiając i nie zgadzając się na rzeczy, które godziłyby w to, kim jestem. Nawet jeśli sprawię ci czasem przykrość, nie podejmę się zadania, które zmuszałoby mnie do udawania kogoś innego. Właśnie dlatego nie rozumiem, po co pozujesz na osobę wierzącą, jeśli nią nie jesteś. Dla innych? Dla świętego spokoju? Dla powielenia schematu?

5. Niechęć do czekolady

Teraz lżejszy temat, nieco żartobliwy, ale równie niepojęty, co poprzednie. Nie lubisz czekolady? Aha. Czy dzisiaj jest pierwszy kwietnia? I nie mówię tu o osobach, które nie czują ciśnienia na czekoladę, które przejdą obojętnie obok limitowanej edycji lub nie poczęstują się kostką, gdy ktoś im zaproponuje. Sama często bywam każdą z tych osób. W stu procentach rozumiem, że można nie mieć na czekoladę ochoty, nastroju, dnia czy czegokolwiek.

Nie rozumiem za to, jak można jej nie lubić. Unikać produktów choćby częściowo nią pokrytych, jogurtów, którym towarzyszy czekoladowy sos, gorącego kakao w chłodny wieczór czy lodów z maleńkimi, brązowymi drobinkami. Dla mnie czekolada to synonim szczęścia – naprawdę, tak mi się właśnie kojarzy. Pomijając nawet smak, ale już sam zapach sprawia, że człowiekowi jest milej. Czy nie dlatego na świecie produkuje się kremy, żele pod prysznic, peelingi, balsamy i nie wiadomo co jeszcze, bazujące na czekoladzie właśnie? Cały świat ją wprost uwielbia, więc jakim sposobem ty, prawdopodobnie jeden jedyny człowiek na całej ziemi, możesz odczuwać niechęć? Jak to możliwe?

6. Niechęć do zwierząt

Zwierzęta są kapryśne, stanowią problem podczas wyjazdów czy nawet dłuższych wyjść z domu, traci się na nie pieniądze, śmierdzą, są brudne, linieją i uczulają. Oprócz tego zwierzęta są również cudowne, wierne, oddane i bezinteresownie zakochane w swoim właścicielu. Jak zatem możesz powiedzieć, że ich nie lubisz? Rozumiem, że nie pałasz miłością do wszystkich żyjących stworzeń – ja też mam gatunki, od których wolałabym trzymać się z daleka. Ale żeby nie lubić absolutnie wszystkich?

Zawsze mi się wydawało, albo po prostu tak zostałam wychowana, że osoba nie lubiąca zwierząt to osoba zła, samotna lub zgorzkniała. Od razu na myśl przychodzi mi Cruella de Mon bądź de Vil, zamknięta w swojej pięknej posiadłości z tymi wszystkimi futrami, zasuszona, pomarszczona, wiecznie wkurzona i z fajką z ręku. Dlatego też niechęć do zwierząt uważam za co najmniej dziwną. Pupile – szczególnie te większe i domowe (czytaj: psy i koty) – stają się częścią naszych rodzin, naszymi najbliższymi, naszymi dziećmi – tak właśnie. Dbamy o nie bowiem, jak o najmłodszych. Wycieramy im łapki po spacerze w deszczowy dzień, przygotowujemy obiadki, kupujemy zabawki i łakocie. Rozpieszczamy je i kochamy, bo po to właśnie istnieją. Żeby być ubóstwiane, żeby dawać nam radość i rozjaśniać najbardziej pochmurne dni.

Jak więc wobec tak wielkiej dawki słodyczy okrytej futrem (lub nie) możesz przejść obojętnie? Nie, więcej nawet – jak możesz jej nie lubić?

Ciąg dalszy: Rzeczy, których nie rozumiem #3

12 myśli na temat “Rzeczy, których nie rozumiem #2

  1. Chyba mogę przyznać, że zgadzam się w całości z tym postem. Co do czekolady, to sama jej nie jem (jestem bądź co bądź hipokrytką, bo dziś na śniadanie miałam jogurt z dodatkiem czekoladowych kulek), ale wiem jak smaczny to produkt i po prostu sprawdzam siłę swej woli. A odnośnie zwierząt, to raz miałam nawet sytuację, kiedy jakaś paniusia nakrzyczała na mnie, że rozdaję ulotki odnośnie akcji „Zerwijmy łańcuchy”. Aha, ja taka zła. :|

    1. Jak mozna miec komus za zle, ze chce pomagac zwierzetom czy w ogole komukolwiek? Tego tym bardziej nie rozumiem.

  2. Ja mam kolegę, zatwardziałego ateistę, który obchodzi wszystkie święta religijne – WTF? XD
    Szkoda chłopaka bo pośmiewisko z siebie robi…

    1. Co rozumiesz przez „obchodzi”? Raczej że siedzi przy stole w Wigilię, czy święci jajka, palmę, sypie głowę popiołem itp.? ;>

          1. Też się łamię opłatkiem z Rodzicami, a gdyby pójście ze święconką miało charakter rodzinno-towarzyski – też bym poszła, czemu nie. Nie mówiąc już o tym, że Rodzicom i Teściowej zawsze sprawiam prezenty na Gwiazdkę. Przecież to sprawia im przyjemność i absolutnie nie jest dla mnie hipokryzją – mimo, iż jestem niewierząca.

            1. Prezenty to dla mnie kwestia pamięci i miłości do bliskich, a nie wiary czy niewiary. Opłatkiem ateiści łamią się… ja wiem?… bo tradycja? Ciężko mi powiedzieć, ale też co roku to robię. Do kościoła bym jednak nie poszła, nawet w charakterze rodzinno-towarzyskim. Wolę iść z nimi na spacer do parku czy dookoła osiedla, niż do świątyni, w której jednak powinno się przebywać wierząc, ew. podczas wydarzeń typu komunia, ślub, pogrzeb, których nie da się inaczej obchodzić.

    1. Cały czas mam nadzieję na komentarz od osoby, która mi wytłumaczy, jak można nie lubić czekolady ;)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.