10 perwersyjnych przyjemności #2

Witajcie w świecie nietypowych przyjemności, gdzie zwykłe doznania przenikają granice rutyny, otwierając drzwi do nowych doświadczeń i fascynujących – niekiedy nawet elektryzujących – odkryć. W tym artykule przedstawię wam kolejne zaskakujące sposoby na czerpanie radości z życia, które wykraczają poza utarte schematy i zapewniają niezapomniane chwile pełne niespodzianek. Gotowi na ekscytującą podróż po nietuzinkowych rozkoszach? Mam nadzieję, gdyż nadszedł czas na odkrycie niezwykłych sposobów na rozkoszowanie się codziennością!

fot. Brenda Clarke (Flickr)

4. Szkatułka obrzydliwości

Szkatułka obrzydliwości to nazwa nadana przez mojego byłego chłopaka małej drewnianej skrzynce, w której od czasów dzieciństwa (przedszkola) przechowuję… cóż, dla większości ludzi rzeczywiście obrzydliwości. Są tam wąsy zwierząt, które miałam – kotów: Lejdi i Karmela, psów: Azy i Rubi, pazury: jeden Azy, kilka Rubi, parę kocich, strup Rubi (z rany, po której ma bliznę) i jej zęby, oraz tego typu odpadki ciała.

Posiadanie i ciągłe uzupełnianie szkatułki tłumaczę sobie tym, że jak kobieta rodzi dziecko, też zachowuje pewne jego… pozostałości. Dla przykładu, moja mama ma specjalne plastikowe pudełka z imionami swoich córek, w których znajdują się: bransoletki ze szpitala, które dostałyśmy po urodzeniu, zasuszone pępowiny, opakowania po kliszy wypełnione mleczakami, pukle włosów z czasów przedszkolnych. Nie wątpię, że część z was, może nawet większość, w tej chwili krzywi się i przełyka pawia, ale dla mnie to normalne. Tak jak moja mama kolekcjonowała mnie, tak i ja kolekcjonuje moje „dzieci”.

fot. Sayot (Flickr)

5. Wąchanie ostrych zapachów

Oto jedna z perwersyjnych przyjemności, którą spora część z was na pewno zrozumie. O ile istnieją zapachy, które jednoznacznie odstraszają – pleśń, szambo, pokój, w którym ktoś długo gotował kalafiora – o tyle istnieją i takie, które mimo swej ostrości i pozornej okropności, w rzeczywistości odurzają i uzależniają. Dla mnie źródłami takich zapachów są: stara butwiejąca drewniana chata (zapach znany z wrocławskiego parku Szczytnickiego), zakład szewski, gęsta farba do płotów, lakier do paznokci, paliwo, skóra używanych końskich siodeł, nowe buty klejone specyficznym klejem.

Kiedy przechodzę obok budowy, gdzie właśnie coś się maluje, przystaję i głęboko oddycham. Kiedy kupię nowe buty, do których produkcji użyto tego dziwnego i ostrego kleju, nie mogę przestać przykładać ich do nosa i wciągać powietrza pełnymi płucami. Kiedy idę na studia i przechodzę obok zakładu szewskiego, z trudem się powstrzymuję, by nie wejść i nie ocierać się o ściany. Są to zapachy, które pragnę mieć wokół siebie. Nie ciągle, by nie spowszedniały, nie chciałabym również sama nimi pachnieć. Marzy mi się, by każdy zamknąć w niewielkiej buteleczce i otwierać, gdy najdzie mnie narkotyczna ochota.

fot. Till Westermayer (Flickr)

6. Głupie testy

Nie wiedziałam, jak nazwać ten zbiór perwersyjnych przyjemności, więc zdecydowałam się sięgnąć po określenie głupie, bo testy, które wam przedstawiam, naprawdę nie są zbyt mądre. Wspominałam o nich kilka razy w recenzjach gęstych deserów typu Grand Dessert, pisząc, że często (zawsze) obracam plastikowy kubek do góry dnem, patrząc, czy zwartość nie wypadnie. I nie robę tego byle gdzie i byle jak, ale nad klawiaturą lub nad własną głową, jeśli jestem z daleka od laptopa.

Bym się zadania podjęła, warunek jest jeden: muszę być pewna na 90%, że zawartość nie wyleci. W końcu nie chcę ani zachlapać mojego ukochanego i drogiego sprzętu, ani lecieć do łazienki, by myć głowę. Po co to zatem robię? Po raz kolejny muszę odpowiedzieć: nie wiem. Najwyraźniej podoba mi się owo 10% ryzyka, że może jednak deser wypadnie i zdarzy się katastrofa.

Innego typu głupimi testami są zabawa z gazem lub suszarką. Ta pierwsza ma miejsce, gdy przystępuję do gotowania obiadu, odkręcam gaz i chcę go zapalić, ale palnik nie łapie iskry z zapalniczki. Po parunastu sekundach, kiedy czuję niebezpieczny zapach, wyłączam palnik, ale w ramach ryzyka nadal strzelam zapalniczką w powietrzu, bo a nuż opary wybuchną (nawet nie wiem, czy to fizycznie możliwe przy tak małej ilości gazu). Z suszarką zaś chodzi o to, że gniazdko, do którego ją podłączam jest lekko zepsute i gdy odłącza się od niego sprzęt, ten czasem kopie. Nie jest to mocne kopnięcie, poza tym trzeba dotknąć obu metalowych bolców wtyczki, żeby je poczuć. Normalny człowiek po prostu odłożyłby suszarkę na miejsce, ale ja od czasu do czasu przykładam wtyczkę to nadgarstka, żeby resztki prądu przekazały skórze delikatnie bolesną, a przede wszystkim wywołującą umiarkowany stres iskrę.

fot. Scott Schiller (Flickr)

7. Robienie zdjęć dziwnym rzeczom

Ostatnią rzeczą na dziś jest opowieść o mojej kolekcji obrzydliwych zdjęć. Na początku muszę zaznaczyć, że nie robię ich po to, by szokować czy ośmieszać ludzi, w ogóle nie robię ich z planem wrzucenia do internetu i stania się „fajną”. Trzymam je dla siebie, w specjalnym folderze na dysku zewnętrznym. Nie oglądam ich, nie robię sobie z nich tapet, nie drukuję. Wystarczy mi sam fakt, że je robię i mam.

A co owe zdjęcia przedstawiają? Jako pierwszy na myśl przychodzi mi nieżywy gawron, który leżał z rozłożonymi skrzydłami i wyglądał ciekawie. Nie mogłam przejść obojętnie, nachyliłam się więc i zrobiłam zdjęcie. Innym razem zobaczyłam na przystanku tramwajowym starszego mężczyznę, który miał na kciuku pieprzyka wielkości dorodnej wiśni, na dodatek porośniętego gęstym włosem. Wyciszyłam telefon, żeby nie aparat nie wydawał dźwięków, a potem pstryknęłam parę zdjęć, by uchwycić tę dziwną narośl. Ponadto fotografowałam zepsute owoce, które znalazłam w domu dziadków, własne siniaki i rany oraz tego typu niegroźne, ale dziwne rzeczy.

***

Część pierwsza: 10 perwersyjnych przyjemności #1
Część trzecia: 10 perwersyjnych przyjemności #3

37 myśli na temat “10 perwersyjnych przyjemności #2

  1. „Szkatuła obrzydliwości” – przyznam, że dość nietypowy i oryginalny pomysł na zbieranie pamiątek :) Taka szkatułka rodem Rodziny Adamsów :D
    Tak samo zdjęcia – „martwy gawron”.. dość nietypowe ale kto co lubi ;)

  2. Ja tylko zrobiłam jedno obrzydliwe zdjęcie i to tuż po zabiegu swojej buzi w środku jak wygląda :P. Ja nie lubię ostrych zapachów ,mam bardzo wyczulony węch za chwilę mnie boli głowa a inne nieprzyjemne zapachy powodują mocny odruch wymiotny. To ja mam szkatułkę przyjemności ,ale trzymać pazurki czy wąsy swoich kotów o nie:P

    1. Robiłam zdjęcia aft w buzi, ropy w uchu i dziurki po kolczyku smiley.

      W szkatułce przyjemności jest jedzenie, czy może narzędzia wieczornych uciech? :D

      1. Wspomnienia z czasów szkolnych,pierwsze skarpetki i czapeczka Jasia,zdjęcia osób które kocham:)

  3. Co do szkatułki… jak ja się cieszę, że jedyne rzeczy jakie moja mama pozostawiła sobie z czasów mojego dzieciństwa to zdjęcia i czapeczka z kwiatkiem. :P Wyobraziłam sobie przez Twoje „usprawiedliwianie się” szkatułkę w kształcie małej trumny (wtf), w której jakaś kobieta trzymałaby pępowinę dziecka. Moja wyobraźnia wkracza na dziwne obszary, ale sam pomysł na szkatułkę jakoś mnie nie dziwi – przynajmniej nazwa dość adekwatna. :P
    Zapach już z założenia nie może być nie do wąchania! Trzeba wąchać co się da i koniec.

    Też uwielbiam robić dziwne zdjęcia! Pamiętam kiedyś (około 15 lat?) z przyjaciółką znalazłyśmy martwego ptaka i byłyśmy nim zafascynowane (to tak w odniesieniu do gawrona), ale… nie spodziewałyśmy się, że jej o rok starsza od niej sąsiadka… przyniesie jej go do domu bo „chyba wam się spodobał”. Teraz wystarczyłoby cyknąć fotę. xD
    Btw mój instagram jest zbiorem bezsensownych zdjęć, ale tych „ładnych” (według mnie), a na dysku… to już inna historia, haha. :D

    1. Jak byłam młodsza (4-6 klasa), marzyło mi się, żeby po śmierci mojego psa zachować jego czaszkę i ustawić ją dla ozdoby i pamięci o psie na parapecie mojego pokoju. To się nazywa dziwactwo!

      A historia o ptaku przypomniała mi, że z przyjaciółką prowadziłyśmy w dzieciństwie (też klasy 4-6) różne śledztwa na podwórku. Raz znalazłyśmy pod blokiem kości i stwierdziłyśmy, że to na pewno ludzkie. Ja ich nie mogłam zabrać, bo miałam psa, ale ona nie miała zwierząt. No i zawinęłyśmy te kości w szmatki i leżały u niej koło łóżka pewnie przez parę miesięcy, aż je znalazła jej mama i się wkurzyła.

  4. Hahahh, No teraz to mnie rozbawilas! Wcale nie krzywilam sie przy szkatulce! A zapachy ja tez kocham ostre! Szcegolnie piwnicy… I teraz poznalam tajemnice obracania kubeczow z jogurtem… Naprawde, poprawilas mi humor :D

  5. Szkatułkat mnie nie dziwi, skoro traktujesz zwierzaki jak swoje dzieci (jak większość ludzkich kocich/psich mam). Moje dzieciaki też maja swoje bransoletki, pepowiny, starsza ma pukiel włosów po pierwszej wizycie u fryzjera (fryzjerka sama pytała czy chcę podczas ciecia i dała mi w woreczku) i wcale nie uważam tego za obrzydliwe. No może pazury bym odpuściła. A tak to ok. Obrzydliwe to by było jakbym zbierała ich zeschnięte smarki albo stare pampersy z niespodzianka np pierwsza kupka.

    Do zapachów dodałabym zapach markera i rozpuszczalnika. I chemi domowej typu cif, domestos albo udrażniacz do rur i to taki drażniący mega.

    Apropo prądu to miałam tak w domu rodziców ze starą pralka, wiedziałam gdzie jest obita i zawsze przykładałam podświadomie palec żeby mnie kopneło.

    A co do ostauniego to robie tak z surowym ciastem chociaż niekoniecznie nad głową i nie chodzi o pianę z białek ani bitą śmietanę.

    Także niech żyja perwersy!

    1. jeszcze zapomniałam o zdjęciach. Kilka lat temu miałam taką manię.. Robiłam zdjęcia np rozjechanym ptakom, menelom na ławce itd. Odkąd chodze na spacery z dzieciakami mi przeszło. :) Ale zainteresowanie takimi rzeczami córa przejęła (niestety) po matce. Ostatnio pół godziny patrzyła na gołębia pozbawionego głowy i nie mogłam jej odciągnąć… Albo opowiadała jak podczas spaceru z przedszkola widziała rozjechanego kotka z flakami na wierzchu. :)

    2. Jesteś pierwszą osobą, która zrozumiała moje zbieractwo i sama zbiera. Szacunek! Nie jesteśmy na tym świecie same ;)

      Marker – takkk! Rozpuszczalnik nie wiem, jak pachnie. A może wiem, ale nie kojarzę go po nazwie. Domestosów i innych takich nie lubię – drażnią nos i tyle.

      Prąd <3 Czasem też się strzelam tym takim "zapalnikiem", który siedzi w zapalniczkach. W gimnazjum chłopacy rozwalali stare zapalniczki i pstrykami dziewczyny. Parę takich strzelaczów mi zostało z tamtych czasów.

      A nad czym odwracasz ciasto?

      1. Nad podłogą żeby było co sprzątać ;)

        Apropo zdjęć to właśnie wróciłam od dentysty-sadysty z paskudnego rwania (torbiel sie zrobił i trzeba bylo szybko) więc może chcesz zdjecie? Żartuje ale córa co rusz mi każe pokazać. ;P

  6. Moja mama nigdy nic mojego nie kolekcjonowała, więc nie przekazała mi takiego genu zbieracza w odniesieniu do pozostałości istot żywych.
    Co do zapachów, to z tych o których piszesz lubię tylko zapach paliwa. Zapach lakieru bardzo mnie denerwuje, więc paznokcie wychodzę zazwyczaj malować w odległe miejsce od miejsca, w którym planuję potem przebywać. W niektórych sytuacjach lubię jeszcze zapach starych chat – jeśli nie są ekstremalnie „nasiąknięte” wilgocią ;)
    I jeszcze co do zdjęć, to raczej nie robię ich dziwnym rzeczom, ale nie tak dawno fotografowałam właśnie swoje siniaki, lecz nie do specjalnego folderu, ale żeby porównywać tempo ich pojawiania się, ewaluacji i znikania :D

    1. To się nie zrozumiemy, szczególnie jeśli chodzi o zapachy. Ja bym mogła wetknąć sobie w dziurki od nosa po jednym lakierze i tak chodzić :P

  7. aj… przy tym wpisie, nie miałam już żadnych trudności by utrzymać równowagę :D Ale nie powiem, jesteś dość kontrowersyjną osobą choć myślałam, że ja jestem inna :) Cieszy mnie, że się tego nie wstydzisz i jesteś taka pewna siebie :) Chciałabym tak, ale chyba spaliłabym się ze wstydu. Ale zdradzę Ci pare szczegółów: kocham wiele takich dziwnych zapachów m.in. spalenizny, świeżej upranej bielizny ( zwykle też często wypranych rzeczy), zapach skóry człowieka innego ( o ile nie smierdzi potem, ale niektóre potrafią być przyjemne xDD), lakierów, markerów, pisaków, wiele jest takich :)
    Co do kolekcjonowania to od 1 liceum do początku 2 roku studiów zbierałam papierki po słodyczach, chipsach lodach… w wielgaśnych workach na poddaszu. Nawet jak byłam na studiach to przywoziłam całe te śmierdzące worki byle dołączyć je do kolekcji. Niestety mój tato z mamą z oczywistych powodów, wyrzucali je o co urządzałam im awantury :D Teraz jak na to patrzę to dziwie się, że nie zaskarżyli mnie o samonellę, ale wtedy czułam dumę z tego :) Z zbierałam też metki, ale w końcu pewnego dnia miałam dosyć i je wywaliłam :) Mam też uzależnienie nieusuwania żadnych pilków, bo przecież zawsze można je pomieścić na kompie… komp mi muli i już zabuliłam całą pamięć- co brat powiedział, że choćbym zainstalowała całą serię simsów, to nikt by nie zaspamował tak pamięci. Na święta obiecał mi dysk wymienny xDD
    Testów nie robię… kiedyś otarłam się przez własną ciekawość o śmierć, od tamtej pory dostałam nauczkę :)
    Lubię oglądać zdjęcia, ale sama je robić nie za bardzo :) Do studiów miałam odruch, że jak jakakolwiek maskotk upadała mi na podłogę to ją szybko brałam na ręce klepałam po plecach by się nie udusiła i przepraszałam. ( Być może dlatego, że jak kiedyś spadłam to zaczęłam się dusić, i gdyby nie rodzice- udusiłabym się.) To tyle na razie :D bo napiszę drugą notkę pod twoim wpisem xDD

    1. Nie ma się czego wstydzić, a już na pewno nie siebie. Pamiętaj, że z takimi sobą, jakimi jesteśmy, będziemy musieli żyć do końca życia. Wypadałoby się zatem ze sobą zaprzyjaźnić i zaakceptować dziwności. Przedstawienie ich światu i mówienie o nich głośno to tylko część drogi do akceptacji lub wyraz już zaakceptowanej tożsamości.

      Ja też zbierałam różne dziwne rzeczy, ale papierków po jedzeniu nie. Teraz trzymam Rittery i Questy, ale te drugie chyba wywalę. Z Ritterów planuję sobie zrobić jakąś wystawkę na ścianie po remoncie.

      Co do upadku, trzy razy w życiu upadłam na plecy tak, że mi się na chwilę odbiły płuca i myślałam, że umrę. Sądzę, że to samo stało się z Tobą. Gardło jakby się na chwilę blokowało i chcesz rozpaczliwie złapać powietrze, a nie możesz. A jak już możesz, to wchodzi do płuc niewiele i strasznie charczysz. To naprawdę okropne uczucie i za każdym razem byłam przekonana, że umieram. Nigdy tak jak wtedy nie zależało mi na tym, żeby przeżyć. Pierwsze dwa razy miały miejsce w przedszkolu i upadłam plecami na schody, po czym po nich tymi plecami zjechałam. Trzecim razem (gimnazjum) kolega podstawił mi nogę na lodowisku i za całej siły walnęłam plecami o lód.

      1. znowu nie mogę dodać komentarz więc pousuwam minki, może to coś da.

        masz całkowitą rację, ale włącza się u mnie oczywista blokada w głowie: Co ludzie powiedzą. Zbytnio przejmuję się opinią ludzką niestety i nie umiem wyluzować. Dlatego często taka pospinana łażę, jakbyś już ten kij mi w dupę dawno wsadziła.

        Hahaha jak zrobisz, koniecznie wstaw zdjęcie na IG :) Ja miałam taką wystawę z jogurtów pitnych, ale u mnie to był sposób na rozkarzenie pleśni, więc zrezygnowałam po ok.4 latach.

        Tak to samo się ze mną stało, aż na samą myśl robi mi się gorąco. Ja chyba też miałam tak nie raz, bo pamiętam samo duszenie, ale tylko raz pamiętam kontekst. Mieszkałam jeszcze w bloku i tato zamontował pomiędzy przedpokojem a kuchnią taki drążek do podciągania. Nie mogłam go dosięgnąć więc podstawiłam taboret. Kiedy złapałam się rękami, on się odkleił od ściany i spadł ze mną, a ja na taboret wyrznęłam po czym na ziemie. Rodzice przylecieli. Myślałam, że się uduszę. Od tamtej pory drążków unikam jak ognia. Ale jakbym spadła tak ze schodów, prędzej na samą myśl bym umarła jak od uduszenia. Szacun młoda.

  8. Co do szkatułki… Ja zęby swoich psiaków (te mleczne), jak znalazłam to też zawsze chowałam. :D Swoje z resztą tak samo.:D Szkatułkę jedną też mam – ale od małego brzdąca chowam tam wszystkie pamiątki – jakieś wierszyki, które miałam mówić na dzień mamy/taty etc., jakieś znalezione na dworze karty, bilety, kulki – wszystko to, co w zasadzie nigdy mi się nie przyda i, co powinnam wyrzucić. :D

    Robienie dziwnych zdjęć? xd Ja tak w sumie nie mam. :D Pamiętam jak tata mojej przyjaciółki robił wszędzie gdzie był (prawie) zdjęcie swoich butów. :D

    PS.: Ostatnio, w tym tygodniu (xd) napisałam, że na szczęście jeszcze nie trafiłam na spleśniały jogurt/deserek… aż do wczoraj, bueh, chciałam wypróbować deserku z ciecierzycy i czegoś tam jeszcze, otwieram, a tu piękne plamki pleśniowe, zagnieżdżone i takie meeeechate.

    1. Takie rzeczy, jak Ty w szkatułce, ja trzymam w kartonach po butach. Mam ich kilka, więc zajmują całą szafkę. Niby powinnam je wywalić, ale jakoś czuję, że są zbyt ważne dla mojej tożsamości ;) Mam tam bilety, znalezioną kulę bilardową, liściki pisane na lekcjach, wycinanki, muszelki, kamyki…

      Fajnie z tymi butami :D Taki artystyczny projekt. Coś z nimi potem zrobił?

      P.S. Obrzydliwe. Ciesz się, że przynajmniej je zobaczyłaś, a nie zorientowałaś się dopiero podczas jedzenia. To drugie jest dużo gorsze.

  9. Tutaj wklejamy nasz komentarz do pierwszej części, gdzie nadal nie możemy dodać komentarza :P

    Nienawidzimy tłumów i nie sądziłyśmy, że ktoś może tak to lubić xD Ale rysowanie po ciele długopisem? :D Lubimy takie delikatne łaskotanie, szczególnie na plecach ale konkretnie na czubek długopisu się nie rozdrabniamy :) A uciskanie miejsc, które bolą możemy poniekąd zrozumieć od strony fizjoterapeutycznej, jednak to nieco się różni od Twoich doznań no i jest to wykorzystywane w celach czysto leczniczych :P

    A co do drugiej części to wiemy, że niektórzy lubią wąchać takie dziwne, ostre zapachy (czyt. nasza siostra), nas natomiast nawet lakier czy zmywacz do paznokci niesamowicie drażni :P Jedyny „inny” zapach jaki tolerujemy to zapach nowej książki ;)
    Tej Twojej szkatułki to za żadne skarby nie chciałybyśmy otworzyć, a na folder ze zdjęciami też nie chciałybyśmy się natknąć :P

    1. Jesteście stanowczo zbyt normalne. Proszę się natychmiast poprawić i wymienić co najmniej trzy dziwactwa każdej z Was, czyli łącznie sześć.

      Zapachu nowych książek nie lubię, ale kocham zapach starych.

      Dziękuję za zachowanie komentarza z pierwszej części i wklejenie go tu :) No i przepraszam za niedogodności, oby zniknęły jak najszybciej.

  10. Ta szkatułka!!! Ble fuj fuj i nie wiem co jeszcze, ja raczej jestem obrzydliwa co do takich rzeczy. Powiem CI że naprawdę masz bardzo nietypowe przyjemności

  11. Ta część ze szkatułką i Twoją mamą co nieco mnie przeraziła. Moja mama trzyma mój „koński ogon” z komunii i to w sumie wydaje mi się obrzydliwe XD Namawiam ją aby go wyrzuciła, ale zaschnięte pępowiny, zęby ojoj… level hard! :D

    Ja lubię zapach benzyny :P

    Też czasami robię dziwne zdjęcia np. ludziom w sklepie którzy mają „stylowe” wdzianko :D

    1. Czemu obrzydza Cię warkocz z komunii? Mnie brzydzą tylko cudze włosy w odpływie wanny albo na kostce mydła. Na całe szczęście mieszkam sama.

  12. Dziś 1/4 :) Uwielbiam ostre zapachy. Wychowałem się na podwórku warsztatu samochodowego i przez lata nie mogłem zrozumieć po co w pomieszczeniu, w którym odpala się samochód jest kanał wentylacyjny. Tyle cennego zapachu ulatywało w nicość… Pozostałe „dziwactwa” wzbudzają we mnie czułe wspomnienia. Jedno o bohaterze powieści Nicka Cave’a, drugie o rysowniku i pisarzu Rolandzie Toporze. Pierwszy kolekcjonował pozostałości drugi obserwował rzeczywistość z punktu widzenia, który odbiegało od ogólnie przyjętych standardów. Dla mnie nie są to objawy odchyleń od normy, tylko otwartości umysłu na to co nie do końca zgodne z ogólnym poczuciem estetyki. A to rzecz, jak wiadomo, nie wartości moralnych ale gustu :) Ja w martwych gawronach nie gustuję :D Pomijając fakcik, że nie rozpoznałbym gawrona nawet żywego :)

    1. Podziel się zatem swoimi dziwactwami, dodaj coś do mojej listy. Też będę mogła sprawdzić, ile punktów nam się pokryje :) Albo nie, cofam. Stwórz własny wpis, a ja z chęcią go przeanalizuję!

  13. Też robię dziwne zdjęcia! Często w busie zamieniam sie w paparazzi i strzelam foty dziwnym/śmiesznym ludziom, podobnie z martwymi zwierzętami, nawet sie pochwale martwym ptaszkiem, którego jakiś czas temu znalazłam na balkonie http://pre12.deviantart.net/bb2b/th/pre/i/2014/187/0/f/born_to_die_by_topielica666-d7pg8qo.jpg :D Poza tym często mi sie zdarza pstrykać zdjęcia jakimś losowym rzeczom. Z wycieczki do Krakowa przywiozłam sporo zdjęć śmietników i studzienek kanalizacyjnych itp rzeczy ^^ Pamiętam też, że jak chodziłam do podstawówki to codziennie przez kilka miesięcy przechodziłam obok martwego kota i mogłam obserwować jak postepuje jego rozkład. Szkoda, że wtedy nie miałam aparatu xD
    A zapachem lakieru do paznokci czy farby mogłabym sie narkotyzować bez końca. Uwielbiam też stępchły zapach piwnicy i garażu, gdzie zawsze pachnie benzyna, olejami i smarami, czy innymi specyfikami. A mój absolutnie ulubiony zapach to zapach dymu z ogniska. To jest moje prywatne milion na dziesięć.

    1. Świetna ta fotka. Przy okazji przypomniałaś mi, że w gimnazjum też biegałam z aparatem i robiłam zdjęcia śmietnikom, drzewom, ławkom i tak dalej. Niektóre nawet jeszcze mam!

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.