Po dwóch tygodniach przerwy od filozoficzno-rozrywkowych niedziel czas wrócić na właściwe tory. W najnowszym wpisie, który standardowo podzieliłam na trzy części, prezentuję wam… siebie, a dokładnie dziesięć dziwnych i nieoczywistych rzeczy, które sprawiają mi przyjemność.
Początkowo planowałam ustawić je od najlżejszego do najbardziej hardcore’owego, ale szybko zrozumiałam, że nie da się tego zrobić. Pierwszy powód to odmienne granice wrażliwości wśród ludzi, a drugi moja własna nieumiejętność ocenienia, które z zamiłowań jest dziwniejsze. Ostatecznie uznałam, że punkty ustawię losowo, a decyzję, przez które praktyki lepiej trzymać się ode mnie z daleka, pozostawię wam.
Enjoy!
1. Wędrówka w głąb tłumu
Zima to najmniej atrakcyjna pora roku, jeśli chodzi o tłumy i przedostawanie się z punktu A do punktu B. Nie tylko wszędzie stoją jarmarki świąteczne i kiermasze wszelkich rodzajów, które są wręcz wylęgarnią tłumów, ale także zmarzniętą trzodę o purpurowych policzkach i silnych wargach znaleźć można w ciepłych galeriach handlowych, kuszących szybkim dowozem do domu autobusach, kursujących nieco szybciej tramwajach i w zasadzie każdym możliwym miejscu niebędącym naszym domem
Doliczając do tego puchowe kurtki zajmujące dodatkową przestrzeń, wypchane zakupami torby i małe choinki, które raz w roku można otrzymać za darmo, jeśli się wstanie dostatecznie wcześnie i ustawi w kolejce sięgającej od rynku do Bielan, nie ma rady, żebyśmy w starciu z kilkoma takimi osobami nie zostali ściśnięci niczym sardynka w puszce. Wszyscy to znamy i wszystkich nas to równie mocno irytuje, prawda?
Niekoniecznie. Wśród podenerwowanych i złych na cały świat Polaków uchowałam się ja, dziwna osóbka, która tłumy wprost kocha. Przeszkadza mi oczywiście, kiedy ktoś idący z naprzeciwka postanowi staranować mnie koniem na biegunach zakupionym dla swojego dziecka lub przyłoży mi z rozpędzonego bara, żeby tylko szybciej dotrzeć do budki z grillowaną kiełbasą, ale cała reszta jest w porządku. Starcy wciskający się we mnie w autobusie, ludzie ściskający z obu stron, że aż nie można się obrócić ani wziąć głębszego wdechu, walka o skrawek drogi umożliwiającej opuszczenie autobusu – uwielbiam to!
Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że to dziwne, bo na co dzień moje granice osobiste działają w porządku – nie cierpię, jak mój rozmówca stoi za blisko i zawsze się w takiej sytuacji cofam. Czym anonimowe tłumy różnią się od pojedynczego człowieka i dlaczego mi w nich dobrze? Nie mam pojęcia.
2. Rysowanie długopisem po ciele
Niekonwencjonalny dotyk sprawiał mi przyjemność od zawsze. Pamiętam, że już w czasach przedszkolnych przychodziłam do taty i prosiłam, żeby gilgotał mnie w stopy. Gilgotki to coś, co bardzo trudno opisać. Uczucie nie nieprzyjemne, ale takie, którego nie da się znieść. A jednak, jako mała Olesia kładłam się na ziemi, dawałam tacie nogi i próbowałam jak najdłużej wytrzymać bez śmiechu i uciekania.
Wiele lat później, w gimnazjum, odkryłam nową formę dotykania ciała, która sprawiała mi ogromną przyjemność. Było nią rysowanie długopisem po ciele. Nietrudno było przekonać do tego koleżanki, które przez całe czterdzieści pięć minut lekcji z przyjemnością przelewały swoje malarskie talenty na moje ręce. Po takim seansie na skórze nie było ani centymetra wolnego miejsca, więc przenosiłyśmy się na drugą rękę, a czasem również na nogi. Uczucie wywoływane przez lekko ostry, lekko delikatny czubek długopisu na skórze było cudowne. Gdyby nie fakt, że znajdowałam w szkolnej sali, najchętniej zamknęłabym oczy i poddała się temu wrażeniu jak masażowi w najlepszym możliwym salonie SPA.
Wiele lat później, na studiach, udało mi się nawet namówić chłopaka, żeby pokolorował mnie całą. Do dziś mam zdjęcia z tego przedsięwzięcia, których – z wiadomych powód – pokazać nie mogę. Zdradzę wam tylko, że rysunek zaczynał się na twarzy, a kończył na nogach. Był to efekt rentgenowski, chłopak bowiem interesował się medycyną i rysował wszystko, co znajdowało się pod skórą. Na twarzy była szczęka, później przełyk, żołądek i tak dalej. Cienkimi kreskami zaznaczył każdą najdrobniejszą żyłkę. Co za uczucie!
3. Uciskanie miejsc, które bolą
Skoro już jesteśmy przy ciele, przedstawię wam jedną z nieoczywistych przyjemności, które od najmłodszych lat czynię sobie samej (i wiem, że nie jestem w tym odosobniona). Mowa tu o lekkim masochizmie i powodowaniu, że coś, co zaczęło boleć, boli jeszcze bardziej. Z zestawienia wyłączam chory żołądek, zapalenie gardła i inne wewnętrzne dolegliwości – to są miejsca, których bólu nie jestem w stanie kontrolować, a więc ból ów mnie nie bawi. Gdybym mogła sprawić, by brzuch nie płonął ogniem nigdy więcej, naprawdę bym to zrobiła.
Tu zaś chodzi o subtelniejsze sprawy, jak ból zęba, niewielka ranka, duży siniak, wciskanie nogi w kant biurka. Zamiast zostawić wrażliwe miejsca w spokoju, ugniatam je i dociskam, męczę i dręczę. Co mi to daje? Nie mam pojęcia. Na dobrą sprawę wiem, że szczypanie, kłucie i pieczenie wcale nie są dobre, a jednak odczuwanie ich sprawia mi przyjemność.
***
Część druga: 10 perwersyjnych przyjemności #2
Część trzecia: 10 perwersyjnych przyjemności #3
Olga…jesteś dziwna :D Tłumy to dla mnie masakra! Już nie raz zemdlałam od nadmiaru ilości ludzi. Nie lubię ludzi, jestem totalnie aspołeczna i takich sytuacji jak tłok w autobusie czy na chodniku unikam jak ognia! Co do długopisu…ja też to uwielbiam, ale nie tak aby mnie ktoś malował, a raczej mazanie wyłączonym długopisem. Często prosiłam o to siostrę, mamę czy przyjaciółkę, a ona gapiła się na mnie jak na idiotkę. To jest takie przyjemne <3 Albo placem! Uwielbiam jak ktoś mi palcem jeździ po plecach, ach <3 XD
A ostatniego nie skomentuję :P
Nigdy nie zemdlałam, ale zawsze chciałam, bo ciekawi mnie uczucie, jakie towarzyszy utracie świadomości. A aspołeczność kojarzy mi się raczej z unikaniem kontaktu z ludźmi – werbalnego, wzrokowego – niż z unikaniem samych ludzi. Ja też jestem w dużej mierze aspołeczna, zresztą bardziej niż ktokolwiek odwiedzający mojego bloga, ale wśród ludzi, których nie znam i którzy tylko mnie mijają, czuję się dziwnie dobrze. Oczywiście muszę się od nich odciąć barierą mp3 i/lub czytanej książki.
ODPOWIEDŹ DO ZUZY, która napisała niżej (bo znów nie mogę dodać komentarza…): Pumeksu przecież używa się do zrogowaciałych pięt, bo on zdziera naskórek! Twoja babcia to sadystka, wybacz. Do zmycia długopisu z rąk wystarczy cierpliwość i gąbka. Poza tym moja mama też nie przepadała za faktem, że chodzę „wytatuowana jak w więzieniu”, ale nie czepiała się i nie zakazywała mi praktyk malowania po rękach.
Hahah, cenie w tobie te szczerosc! Ja nie lubie dzikich tlumow, mam ludzioklaustrofobie! No, ale sa ludzie, ktorzy to lubia :) Ale za to, tak jak ty, kocham malowanie dlugopisem! Zawsze z kolezankami sobie malowalysmy rece, a potem jak przychodzilam do babci, to sie na mnie zloscicila i tarła ręce pumeksem(a to juz nie bylo takie przyjemnie). Kurcze, ja tez chce byc tak wymalowania anatomicznie! Juz sobie wyobrazam te czache na twarzy xdd A co do trzeciego-jezeli mnie cos boli, to taki masaz danego miejsca, uciskanie, gniecenie, rzeczywiscie pomaga. Chwile poboli bardziej, ale po chwili przestaje :) Juz z niecierpliwoscia czekam na czesc druga!!!
Jesteś zdecydowanie inna ode mnie ;) Tłumów nie lubię a szczególności jak jeszcze jest ścisk, duszono i ciasno – może powietrza zabraknąć. Mazanie po własnym ciele? Wolę mieć czyste :) I uciskanie bolących miejsc (wtedy boli jeszcze bardziej) też mi nie sprawia przyjemności… Jestem ciekawa co będzie dalej :)
Był kiedyś odcinek Uwagi, w którym przedstawili historię źle zorganizowanej studenckiej imprezy, na której ludzie w tłumie zaczęli tracić przytomność, bo właśnie nie mogli oddychać, a dwójkę zadeptano.
rysowanie długopisem po ciele <3 tak!
Już dawno nikt po mnie nie rysował, niestety przyjaciółka ze studiów nie lubi :(
Ciekawa z Ciebie osoba, ale to wiedziałam już wcześniej :) Czekam na kolejne części :D
Co do tłumów w autobusie to ja je lubię tylko wtedy, jak siedzę i patrzę na ten tłum z wygodnej pozycji. To samo mam w pociągach – bardzo lubię siedzieć w wygodnym przedziale gdy poza nim jest tłum – wtedy bardziej doceniam, że siedzę :)
Malunki po rękach u mnie w szkole były modne, ale to co zrobił Twój chłopak musiało być ciekawym doświadczeniem :)
Dręczenie lekko uszkodzonych miejsc na ciele to dla mnie obce zjawisko – byle się dotknę i mam siniaka, więc mogę powiedzieć, że moje ciało dręczy się samo :D
Ja z kolei lubię patrzeć z autobusu, jak ludzie nie zdążają dobiegnąć albo stoją i marzną, a mi wygodnie i cieplutko :P Siniaki wyskakujące po mocniejszym dotknięciu to jednostka chorobowa, tylko nie pamiętam nazwy. Moja mama tak ma na całym ciele, a ja na nogach. Nie było dnia, żebym miała ładne i kobiece nogi, zawsze są w połowie zielono-niebieskie.
Też to lubię – może nie jak marzną, ale jak się spieszą, aby dobiec, takie emocje wtedy można poczuć :D
Domyślam się, że to nie objaw zdrowia, u mnie to efekt lekko schorowanej wątroby. Latem bardziej uważam, żeby móc chodzić w krótkich ubraniach, a zimą to mi wszystko jedno i nie zwracam na siniaki uwagi, choć czasem się nie da :/
Ła tam, ja w lecie chodzę w szortach i prezentuję zielono-niebieskie nogi :D W ogóle o tym nie myślę. Jak się komuś nie podoba, to niech nie patrzy. A jak ktoś biegnie do autobusu, zawsze zaciskam kciuki.
Ja w lecie też się zbytnio nie zakrywam (akurat wolę spódniczki), ale jak mam większy poziom zasinienia, to się wszyscy patrzą :D A nie chcę wzbudzać w zainteresowania swoimi siniakami, więc w okresie wiosenno – letnim trochę bardziej uważam, żeby niepotrzebnie się nie „obijać” :P
Ja mam ten problem, że nawet nie wiem, kiedy się obijam, bo o nic specjalnie nogami nie walę, a siniaki i tak zawsze mam.
W sumie na nogach to ja też mam siniaki zawsze, ale te na rękach bardziej zwracają uwagę i w ręce się staram nie uszkaszać :D
Mi ręce oszczędziło. Siniaki czepiają się wyłącznie nóg ;)
To masz trochę lepiej ;)
Mi ostatnio na kręgosłupie wyszły – już chyba nie mają gdzie się ukazywać :D
hahaha nigdy nie śmiałam wątpić, że jesteś niezwykle ciekawą i perfersyjną osóbką :D Ostatni podpunkt jak zaczęłam czytać to mi się nawet słabo zrobiło… I musiałam się położyć… Ale już się otrząsnełam i odpowiem na inne 1) Ja kocham obserwować ludzi, kocham, ale w tłumach chodzić? Hmmm… chyba tak bo lubię czuć się częścią jakiejś społecności. Choć czasami to wykańcza :) Co do 2) kocham mazać do tej pory ręcę ( teraz już nie jak w dzieciństwie), ale często zapisuję sobie coś by nie zpaomnieć. Niestety na studiach już to nie wypada i mam przypał. Gilgotek w nogi nie znoszę :)
Słabo? Bez przesady, nóg ani rąk sobie nie urywam. A u ludzi co konkretnie lubisz obserwować?
na serio, ale to nie Twoja wina. Tylko moja bo ze mnie taka klucha, wystarczy, że moja wyobraźnia szaleje. Na religi dwa razy mdlałam: raz na filmie z Faustyną jak jej krew zaczęła płynąć z czoła w upały jak robiła w polu, drugi raz jak opowiadała katechetka o aborcji. Niestety, miękka dupa ze mnie. Ale położyłam się na dosłownie 2 sekundy i było okej :) Jak był odcinek szkoły o dziewczynie, że się przejadła… też mało nie zemdlałam… brak słów.
U ludzi wszystko! ZAchowania, stosunek do innych ludzi, na co się patrzą, jak są ubrani, co jedzą, jak chodzą… Dlatego centra handlowe kocham nie dla sklepów tylko dla ludzi :)
Dwa razy w szkole było mi tak słabo, że myślałam, że zemdleję – raz w gimnazjum, raz w liceum. Oba zdarzenia miały miejsce na biologii, jak braliśmy pracę serca, żył i tętnic. Na dodatek w gimnazjum puścili nam film z zastawkami w roli głównej…
idz… ja to pewnie zeszłabym na palpitację… ja w podstawówce musiałam wyjść z sali bo manekina z wnętrznościami wnieśli. Sam nie byłby taki straszny, ale to co opowiadałaby o nim nauczycielka, na pewno obudziłoby moją wyobraźnię…
Eeee hmmm a ja nie wiem co napisać he:P No dziwna dziwna ale każdy lubi co innego. Mnie osobiście tłumy przerażają nie lubię tego natłoku ludzi. Nie ma foremki w kształcie chihuahua i co teraz może być foremka piesek?
Niee, kombinuj. Chcę chihuahua :)
Dziwne. Nienormalne. Perwersyjne. Aberracja. Anomalia. Wyjątek. Pokręcone. Wynaturzone. To tylko określenia tego co w danym momencie, w danym kontekście, w danej grupie ludzi jest inne. Nic więcej. Pod warunkiem, że nie szkodzi innym jednostkom, nie ingeruje w ich strefę psychiczną i nie narusza ich barier fizycznych za ich zgodą, nie jest ani złe ani dobre. W XIX wieku kobiety walczące o prawo do głosowania były traktowane jak nienormalne, a noszenie sukienek odsłaniających kostki było „niemoralne”. W szerszym jednak kontekście, z innej perspektywy, z perspektywy czasu staje się akceptowalne, zrozumiałe, być może nawet wartościowe. Jak dla mnie w tym co piszesz nie ma nic „dziwnego”. Jest to Twoja reakcja na określone bodźce zewnętrze, do której masz pełne prawo. Według mnie to co piszesz jest przede wszystkim odważne! Nie łatwo przed sobą przyznać się do zachowań lub uczuć odbiegających od „normy”, a co dopiero powiedzieć to na głos! Dla mnie osobiście to co piszesz jest ma przede wszystkim ogromną wartość. Pozwala mi samemu zajrzeć w głąb siebie i zapytać czy ja na pewno też tak nie mam… Uczciwie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy :) :) P.S. Jak na razie to 2/3 ;)
Masz rację, że wszystko zależy od czasów, miejsca i tak dalej – od kontekstu. To, co nazywam „dziwnym”, nazywam tak właśnie dlatego, że dziwne jest dla osób, między którymi żyję. A czy wyznania są odważne? Na pewno. Trochę mi zajęło zastanawianie się nad tym, czy warto tak się otworzyć, ale doszłam do wniosku, że się siebie nie wstydzę. Nietypowymi upodobaniami nie wyrządzam nikomu krzywdy, więc dlaczego miałabym je ukrywać?
Hmm Olga, Olga.. dałaś mi do myślenia z rana. Aż musiałam odejść od komputera, zaparzyć kawę i usiąść jeszcze raz żeby Ci odpisać. tłumy hmm lubie tłum ale jako obserwować zachowania, reakcje ludzi, uwielbiam je odgadywać (zaskakująco często mam rację, co lubię wykorzystywać:)), ale być w tłumie osób? Nie lubię.. szczególnie przeraża mnie, nie cierpię tłumów roznagliżowanych ludzi np na basenie, na plaży. Unikam takich miejsc jak moge. Mąż ze mną się opalać nie pojedzie (tymbardziej, że nie lubię spędzać wakacji leżąc) :) drugie: pisanie po rękach też nigdy w życiu i denerwuje mnie jak moja córa maże się po rękach, nogach, twarzy, później to domyć brrr! Tak samo jak nigdy nie lubiłam przyklejanych tatuaży na ciało. Trzecie ja nie lubię, chociaż jak boli mnie np ząb i przestaje to go często naciskam i spr czy jeszcze boli czy już nie (zazwyczaj od nowa zaczyna). Tak więc tutaj raczej z niczym się nie utożsamiam, czekam na następne :)
PS. wiedziałam, że jesteś nietuzinkowa. :) Co niedzielę mnie tylko w tym utwierdzasz. Uwielbiam Twoje niedzielne posty, cały tydzień na nie czekam :)
Opowiedz coś o tych tłumach. Co lubisz obserwować i co udaje Ci się najczęściej odgadnąć. Bardzo lubiłam socjologiczne przedmioty na moich studiach.
Roznegliżowane tłumy albo tłumy w lecie, spocone i śmierdzące, to już inny temat. Nienawidzę ich i się brzydzę. W ogóle brzydzę się wielu rzeczy. Nawet napić się ze wspólnej szklanki z wieloma ludźmi się brzydzę (nawet z rodziną).
Sztuczne tatuaże jako dziecko kochałam, teraz to już trochę wieś. Ostatnim razem przykleiłam sobie taki w niewidocznym miejscu i było ok, bo ja mogłam zobaczyć, a inni nie wiedzieli ;)
kurde napisałam wczoraj dłuuuuugi komentarz i mi go nie dodało, a pisałam na telefonie wieczorem, więc zrezygnowałam. Od teraz będe pisać tylko z komputera i kopiowac przed opublikowaniem.
Tak w skrócie apropo obserwacji to takie proste sytuacje np idzie babka z mężem pod Kauflandem, idą z wózkiem zapakowanym do pełna zakupami, gdzieś tam na wierzchu leżą chipsy. Mówię do męża (założymy się, że wszystkie zakupy wyładuje do bagażnika a chipsy weźmie do samochodu i zacznie jeść a mąż odwiezie wózek? Tak zrobiła. Męża wracając do auta zatrzymała dwójka znajomych też para, mówię do mojego Mattka, zakład, że nawet nie wysiądzie z auta, tylko kiwnie głową, po czym odwróci się i dalej będzie wpierdzielać chipsy? I tak zrobiła. :) Mój mąż w takich sytuacjach stwierdza, że mam dar jasnowidzenia ;p Mogę tak przewidywać o każdej osobie, wystarczy, że poobserwują ją kilka minut. Dodam, że babka nie była gruba czy coś. Normalna babka, przed 30
Czytam i jestem e lekkim szoku.Można lubić tłum?,malować długopisem swoje ciało? gdzie ja nie lubię jak mi choć odrobinę się pobrudzą dłonie atramentem,celowe uciskanie chorego miejsca dla mnie masochizm . Za to cenię ludzi szczerych:)
Ja nie znoszę mieć brudnych rąk, zwłaszcza tłustych – to już najgorzej, ale długopisowych rysunków nie kategoryzuję jako brudu.
Nie zgodzę się tylko z tłumami, ja ich nie znoszę, nie cierpię gdy ktoś narusza moją przestrzeń osobistą, gdy ktoś obcy (i nie tylko :DD) mnie dotyka, wstrętne dziecko stojące za mną w kolejce dziubie w plecy, a starszy pan depcze po butach, ludzie wręcz wywalają mnie z autobusu, a kobieta biorąca na ręce niemowlaka brudzi mi całą kurtkę jego butami całymi w błocie.. Pozostałe dwie sprawy bezapelacyjnie dotyczą i mnie. Długopisem też często bazgrałam po rękach sama, a uciskanie bolących miejsc jest dziwnie fajne :D
A szkielet musiał być interesujący hahaha :DD
Nienawidzę dziubania w plecy i deptania po butach. Kolejka to trochę o innego, tu dodatkowo w grę wchodzi podenerwowanie długim oczekiwaniem na dojście do okienka, czy czegoś tam. Tłumy to zupełnie inny świat, ale nie potrafię wyjaśnić, czemu je lubię.
Za tłumami, gdzie czuję się jak w bohater Matrixa, nie przepadam. Cały chodnik zajęty, a Ty jeden idziesz w przeciwnym kierunku. To samo na schodach… nienawidzę. W tramwaju/ autobusie, dlatego wolę miejsce przy drzwiach. Wolę wejść i wyjść po 12 razy, na 12 przystankach, niż być sardynką w środku.
Naciskanie na bolące miejsce, ma chyba jakieś podłoże neurologiczne. Coś na zasadzie „Panie doktorze, boli mnie jak dotykam”. Nie jesteś odosobnionym przypadkiem. Tu chyba wchodziła w grę potrzeba wydobycia z organizmu tych hmmm nie endorfin tylko tego drugiego. Takiej serotoniny, blokującej ból. Pobudzającego stresu, legalnej efedryny.
O nieee, a ja nie cierpię wychodzić i wchodzić. Moje miejsce zdecydowanie jest wśród sardynek :) A dotykam się nie po to, żeby przestało boleć, tylko żeby bolało. To chyba coś innego, stawiam na masochizm.
Nie tylko ty popłakałaś się – masz rację piękna inicjatywa :)
A może najwyższy czas upiec jakieś pierniczki, ubrać choinkę? Może pojedź do mamy wcześniej (jeśli możesz), pomóż Jej w przygotowaniach – może wtedy poczujesz całą magię Świąt? Z jednym muszę się jednak zgodzić – jako dziecko bardziej sie to odczuwało. Nie wiem czy ma tak każdy ale ja odnoszę wrażenie, że robię się na to za stara… dzieci inaczej spoglądają na Świat – może właśnie brakuje tego dziecięcego oka, kiedy wszystko było proste, piękne a Święta magiczne?
Nie chcę piec pierników, bo nie będę ich potem jadła. Choinki też nie mam ochoty ubierać, bo nie miałabym jej gdzie postawić (planuję zrobić remont w czasie wakacji, może wtedy będzie inaczej). Moja mama mieszka na przeciwko mnie, ale pomagać jej w świętach nie mam z jednej prostej przyczyny: mieszka tam moja siostra, której obecności nie mogę znieść.
Czy mi sie wydaje, czy umknął ci moj komentarz, drugi od gory? ;>
Nie umknął, tylko nie mogę dodać odpowiedzi :( Problemy z blogiem. Odpisałam Ci w komentarzu wyżej, u Natalie. Myślałam, że zobaczysz, bo to było najbliżej Twojego.
Co do tłumów… nie lubię ich w moim mieście. Sporo twarzy kiedyś tam się już widziało, a ludzie gapią się na mnie jak na nie wiadomo co. Nie cierpię tłumów na początku bardziej znanych szlaków, nienawidzę tłumów na np. Krupówkach. Kocham miejsca odludne, ale… czasami rzeczywiście jest taki tłum, który lubić można. Podoba mi się takie wtopienie się w tłum, bycie anonimową, nie istnieć dla ludzi wokół.
Co do rysowania po ciele… ojj, ja kiedyś zawsze coś sobie na ręce rysowałam i marzyłam o takim tatuażu, ale skończyło się na tym, że w życiu takiego nie zrobię… za to na plecach za parę miesięcy a i owszem. :D
Rysunek na całym ciele brzmi co najmniej świetnie!
Dotykanie bolących miejsc… skąd ja to znam? I za każdym razem sama siebie tym irytuję.
Już nie mogę doczekać się kolejnych części.
O właśnie, dlatego lubię tłumy. Anonimowość. Tłum na szlaku, gdzie idzie się po samotność, niekoniecznie by mi odpowiadał, ale na koncercie już tak.
Jaki tatuaż chcesz? I jak duży? :)
Smok na połowie pleców. :D
Będzie bolało!
Tłumy? O nie! Uciekam od nich jak najdalej. Lubię mieć przestrzeń wokół siebie.
Zauważyłam po zdjęciach i opowieściach na blogu :)
Yyy.. Nie mogę napisać nic innego niż to, że jesteś dziwna! Początkowo nastawiłam się na post w stylu „to wcale nie jest dziwne, też tak mam!”, ale nie ;)
Hmm :P
Kazdy ma swoje dziwaki :) Fajny pomysł w tym rysowaniem po ciele :) Ja tak czasem robiłam jak mój P. obok mnie zasypiał, podwijałam mu koszulkę i zostawiałam list na skórze:)
Gdzie? ;>
Ta część z malowaniem po ciele wnętrzności. Łał! Z chęcią bym to zobaczyła :) A jak się później zmywałaś to woda była cała niebieska?
Nie pamiętam, ale musiała być :)
Hahaha…. Jesteś wyjątkiem. :D Ja nienawidzę tłumów, jak ktoś obcy mnie dotyka, szturchnie przypadkiem lub przez przypadek we mnie wejdzie. :/ Kolejki to jakaś masakra. :/
Co do drugiego to masz tak jak ja z drapaniem. Od małego babcia mnie drapała po pleckach i tak jest do dziś. :D Tylko przychodzę do mamy. ;) Można to porównać do masażu. Takie odprężenie, mega przyjemność. ;)
Trzecie czasem i u mnie się zdarza, chociaż staram sb nie sprawiać bólu, też zależy co to, czy siniak czy duża rana. ;)
Noś paralizator, zawsze będziesz miała wokół siebie dużo wolnej przestrzeni :P
Mnie babcia godzinami masowała po plecach, najprzyjemniejsze było uciskanie punktów wzdłuż kręgosłupa.