10 perwersyjnych przyjemności #3

Przyjemność może przybierać niezwykłe formy, w tym takie, których nie uświadczy się w codziennej egzystencji przeciętnego normalnego człowieka. I dlatego w tym jakże fascynującym artykule zapraszam was do odkrycia nietypowych przyjemności, które mogą dostarczyć niezapomnianych przeżyć i wzbogacić wasze dni o wyjątkowe doznania. Gotowi na wyprawę w świat nietuzinkowych źródeł przyjemności? Jak to się mawia w kręgach osób wyrafinowanych: zakładam kiecę i lecę, a wy ze mną. Enjoy!

fot. Zdenko Zivkovic (Flickr)

8. Operacje na ciałach bliskich

Ostatnią część wpisu przedstawiającego dziesięć (moich) perwersyjnych przyjemności zacznę od operacji, które przeprowadzam na najbliższej rodzinie i w których jestem mistrzem. Kiedy komuś wyrośnie wyjątkowo paskudny pryszcz, wągier lub kaszak, doskonale wie, do kogo trzeba iść. Jeśli komuś drzazga wejdzie tak głęboko, że nie sposób jej wyjąć, też wie, do czyich drzwi zapukać.

Nie tylko odziedziczałam po tacie operacyjne sprawności manualne i magiczne dłonie, ale również mam w sobie wewnętrzne uwielbienie do babrania się w takich ohydztwach. Kiedy chłopak miał na plecach pryszcze, mogłam mu je wyciskać godzinami (aż tyle nie miał, niestety). Kiedy mój tato spalił się na raka i schodziła mu z pleców skóra, z przyjemnością obierałam go jak pomarańczę. Kiedy mojej mamie wyskoczył dziwny pryszczo-kaszak, też ja się z nim siłowałam. I jeśli w przyszłości ktoś z moich bliskich nabawi się wyjątkowo okropnej rany i będzie trzeba się nią zająć, zrobię to z perwersyjną przyjemnością.

fot. Markus Grossalber (Flickr)

9. Operacje na własnym ciele

Zamiłowania do operowania ciał nie ograniczam wyłącznie do innych ludzi, różnorakie zabiegi uskuteczniając także na sobie. Od najmłodszych lat uwielbiam zdrapywać strupy – im większy, tym lepszy – kontemplując delikatny ból i szczypanie. Nie stosuję żadnych maseczek ani innych podejrzanych kosmetyków na twarz, wolę wyciskać sporadycznie zasiedlające czoło wągry palcami.

Raz zdarzyło mi się nawet całkowicie zdrapać pieprzyk z pleców, ale to było niechcący i po winie. Zorientowałam się, że coś jest nie w porządku, jak zaczęła lecieć krew. Następnego dnia zadzwoniłam do taty z pytaniem, co mam robić i czy dostanę raka. Powiedział, że nie i że jemu też się to zdarzyło. Przestałam więc panikować i odpuściłam. Po kilku daniach okazało się, że skóra doskonale pamięta miejsca szczególne, bo pieprzyk odrósł.

Wracając zaś do zaplanowanych i świadomych operacji, najbardziej dumna jestem z usunięcia kurzajki. W drugiej klasie szkoły podstawowej, gdy w ramach wychowania fizycznego chodziłam na basen (pożałowania godny, jeśli chodzi o stan czystości), załapałam się na dwie sztuki, które wymrożono w szpitalu. To pozwoliło mi się zorientować, jak kurzajka wygląda i co odpowiada za jej rozprzestrzenianie (rdzeń). Kiedy więc parę lat później, pod koniec podstawówki, na stopie pojawiła się nowa, maleńka narośl, zmasakrowałam jej ścianki nożyczkami do paznokci, a rdzeń wyrwałam pęsetką. Po kilku dniach na skórze nie było śladu, a ja zostałam oficjalnym domorosłym chirurgiem.

fot. Rubbermaid Products (Flickr)

10. Doglądanie położenia przedmiotów

Znów nie byłam pewna, jak nazwać ten dział perwersyjnych zachowań, więc zdecydowałam się na doglądanie położenia przedmiotów. Mowa o kompulsywnej praktyce, której oddaje się wielu ludzi, a którą w wyjątkowo zaawansowanym stopniu podpatrzyłam u licealnej polonistki. To jest zresztą nie tylko praktyka, ale i choroba, obsesja, natręctwo, z którymi powinno się walczyć. Każdy przedmiot, a przynajmniej znaczna większość, ma u mnie swoje miejsce. I nie jest to mniej więcej takie miejsce, ale dokładnie to miejsce.

Nie cierpię, gdy ktoś przestawia rzeczy, które stoją w równym rządku, odwraca je. Tak samo nie cierpię, gdy ktoś mnie odwiedza i dotyka przedmiotów, które stoją na półkach. Nie ufam gościom i wiem, że jeśli podniosą daną rzecz, nie uda im się odstawić jej w ten sam sposób. Książki muszą być dociśnięte do tylnej ściany regału, drzwi szafek domknięte, a klej ustawiony etykietą do przodu – ja to wiem, ale oni nie.

Ponadto jestem spokojniejsza, gdy przedmioty leżą równolegle do prostych krawędzi i w ustalonym przeze mnie porządku. Najczęściej ich nie dotykam i pozwalam, żeby zarastały kurzem, ale są i takie, którymi lubię się opiekować aktywnie. Weźmy na przykład słodycze. Lubię je przeliczać, przenosić, równo układać. Albo wycinanki z gazet, które mogłabym tworzyć i układać na okrągło, na potem sklejać w wielkie kolaże (skądinąd całkiem niezłe te kolaże: prezentacja 1, prezentacja 2). Istny Dzień Świra.

***

Część pierwsza: 10 perwersyjnych przyjemności #1
Część druga: 10 perwersyjnych przyjemności #2

32 myśli na temat “10 perwersyjnych przyjemności #3

  1. Jestes jak moja mama :p ona tez kocha wszystko wyciskac, drapac i w ogole. Zawsze mi chce wyciskac krostki albo tacie. Ja sie nie daje prawie, ale moj tata nie ma wyboru. A z dogladaniem rzeczy, to ja tak troche mam. Co prawda w moim pokoju jest syf, ale wszystko ma lezec idelanie na swoim miejscu.
    I nie wiedzialam, ze pieprzyki odrastaja :0

    1. Moja również.. jak ma strupa to musi go zdrapać i cały czas się drapie – wydaje mi się że to na tle nerwowym (mama mówiła mi ze ma to od dziecka) ;)

      1. Zuzo: „Ja sie nie daje prawie, ale moj tata nie ma wyboru” – hahaha, leżę :D Jak kiedyś będę miała męża, będzie o mnie pisał to samo, co Ty o swojej mamie. Już ja się o to postaram ]:->

        Ervisha: Ja się na szczęście nie drapię, za to mam inne tiki, też od dziecka.

  2. „Operacje” na sobie – o taak. :D Do mnie tylko nikt z rodziny się z takimi rzeczami nie zgłasza… ale to pewnie dlatego, że muszę to zmiłowanie po kimś mieć i rodzice sami lubią sobie coś czasem wydrapać, haha.

    Co do miejsca różnych rzeczy… też tak miałam, ale przez to, że mieszkanie mam urządzone wręcz spartańsko, nie jest to aż takim problemem. Teraz, odkąd mam kota, w ogóle przestałam na ustawienie zwracać uwagę, ale dalej mam to samo ze słodyczami. Czasem lubię nawet po prostu posiedzieć przy szufladzie po prostu patrząc na zawartość. Biorąc niektóre czekolady do rąk i oglądać je.

      1. Współczuję, że nikt się do Ciebie nie zgłasza. Fajnie od czasu do czasu pomęczyć kogoś innego niż siebie :P Też lubię patrzeć i oglądać czekolady, jest w tym coś niepokojącego, aaaale… pocieszam się, że każdy ma jakiegoś świra.

        Co do komentarza, przykro mi – po nowym roku zmienię system komentarzy na Disqas i już, bo mnie wkurza to gówno.

          1. Czemu nie? Wielkiego wyboru nie mam. Albo to, albo użeranie się z brakiem możliwości dodawania komentarzy ;]

  3. Mam identycznie z domowymi operacjami i kilka suksesów na swoim koncie :D Pryszcze wyciskać uwielbiam, zarówno sobie jak i innym, 2x wyjęłam siostrze coś z głębi oka w warunkach domowych, drzazgi i kaszaki też czekają na mnie ;) Najbardziej lubię to robić na sobie, bo czuję do czego mogę się posunąć…No i strupy też mi ciężko zostawić w spokoju, ale mając na uwadze dobro mojego układu krzepnięcia, staram się z nimi nie zaczynać :D

    Z układaniem przedmiotów tak nie mam, a wręcz przeciwnie :P

    1. No właśnie, plusem dręczenia siebie jest znajomość granic bólu. Czasem, kiedy muszę wyciągnąć komuś parszywą i głęboko tkwiącą w palcu drzazgę, nie wiem, czy mówiąc „ał, ał, ała, boli”, przesadza, czy już naprawdę wiercę za bardzo. Trudno ocenić, a drzazgę wyjąć przecież trzeba.

    1. Łe tam dziwne. Po komentarzach widać, że ludzie lubią się babrać w ciałach (swoim i cudzych).

  4. Z tym układaniem przedmiotów miałam podobnie. Tzn w szkole, jak zeszyty i książki leżały na ławce musiały być równolegle do siebie i idealnie przyłożone do kąta biurka. Ta pierwsza „dziwność” jest za to z pewnością najbardziej… osobliwa. :D

  5. mwahahaha nie zrobiło mi się słabo choć po obrazkach nastawiałam się na najgorsze. Nie potrzebnie (taa… moj niezawodna intuicja xDD)
    Co do Twoich skłonności liczyłam szczerze, że masz to w genach, szczególnie po tatusiu :D Zdolniacha ^^ Ja niestety kocham wszelkie ranki rozdrapywać, odrywać skórki, wyduszać dziwne rzeczy, ale myślę, że to z mojej nerwicy bo czasami słabo mi się robi jak widzę jak narozrabiałam :)
    Ostatnio wstyd przynać ale wziełam pęsetkę moją do brwi i zaczęłam skubać mojemu tacie malutkie grube czarne włoski na plecach. Bo są krótkie i mają wielkie cebulki, bulwy… Wściekał się, ale kocha swoją córeczkę :)
    Co do perfekcjonizmu, nie mam takich skrajności, ale wiele mam podobnych dziwactw. Pewne rzeczy w ogóle mnie nie ruszają jak ktoś ruszy, ale za pewne aż mam ochotę się rozryczeć ( nie zwrócę uwagi bo to nie miłe). Nie zapomnę jak wkurzyłam się jak ślicznie poukładałam sobie naczynka w górnych pułkach w aka, a moja była współlokatorka powsadzała tam pojemników, jak mnie nie było. Wyobraź sobie otwieram tą szafkę, a to wszystko na mnie spadło… m.in dlatego nie mieszkamy już razem . Ale kłócić się nie umiem, więc unikam tematu jak ognia.

    1. Jak ja lubię, jak uda mi się wyrwać cebulkę! To fajnie wygląda, taka jasna bulwa na końcu cienkiego włosa :D Jesteśmy nienormalne, to już oficjalne.

      1. mwahahaha :) No cóż w końcu jesteśmy dziwolągami z kulturoznawstwa i wszelka antropologia człowieka i kultury nie jest nam straszna :D

  6. Trochę mnie punkty 8 i 9.. Zniesmaczyły xD W sensie wiadomo, to ludzkie, każdy z nas robi w odosobnieniu obrzydliwe rzeczy, ale co innego robić a co innego o nich czytać :P I mnie by było głupio gdyby ktoś mi coś wyciskał :P

    1. Jeśli punkty 8. i 9. uważasz za obrzydliwe, to nie chciałabyś przeczytać hardcorowej wersji tego, co potrafię sobie zrobić :P Ale spokojnie, nie opublikuję niczego gorszego.

  7. Porcja dziwactw z tej części jest mi chyba najbardziej bliska. Uwielbiam „badać” wszelkie skórne obrzydlistwa i wyciskać pryszcze (chłopak nie podzielał mojego zachwytu tą czynnością, bo jak trafił się jakiś uparty pryszcz, to nigdy nie dawałam za wygraną – dopóki się z nim nie rozprawiłam, chłopak musiał cierpieć katusze).

    Z rzeczami też mam ten sam problem, co jest mega upierdliwie gdy mieszkasz ze współlokatorami. Pewnie jakby podliczyć czas to z godzinę tygodniowo poświęcam na ułożenie poprzestawianych rzeczy (które za chwilę i tak będą w innym miejscu…).

    1. Przypomniałaś mi, że po sesji wyciskania wągrów i pryszczy z twarzy, mój chłopak wyglądał, jakby ktoś mu chlusnął wrzątkiem. Aż wstyd byłoby się pokazać na ulicy :D

      Boże, jak cudownie mieszkać samemu <3 Rubi mi nic nie przestawia, kochana psina. Czasem tylko jeździ po mieszkaniu na kapciu, ale kapcie nie mają swojego miejsca, więc mnie to nie irytuje.

  8. Święta, święta i po świętach… ( zaciera ręce, sycząc ze złości, mało co nie pękając z dumy ).

    Pomijając całą mmm eksplodującą zawartość wpisu, to akurat dobra cecha. Nie przerażasz się gdy widzisz coś na ciele, mając pewność (tę 99,999%), że cholerstwo zniknie po kontakcie naciskających palców. Partner/ rodzina też nie hmmm muszą czekać na wizytę u kosmetyczki, bo coś akurat powstało pomiędzy łopatkami.

    Kurde, pocimy się, to i syfy wylatują. Mi kurzajki nie udało się wyleczyć samemu, choć ostro grzebałem. Skończyło się (po tygodniu?) wizytą w szpitalu na jakimś zamrażaniu i używaniu jakiejś magicznej łyżeczki.

    Układanie rzeczy: 3/4 Twoich odbiorców mogłoby pod tym podpisać. 1/4 po prostu nie komentuje ;)

    1. Weźźźź, Ty wilku. Naprawdę… wszyscy mogli mi to zrobić, ALE TY?! Grrr!

      Rzeczywiście, jak mi coś wyrośnie, to się tego nie boję – śmiało drapię albo wyrywam i po sprawie :P Moja przyjaciółka miała przez kilka lat taką maleńką i cienką, ale dość długą narośl na brodzie i nie mogłam zrozumieć, dlaczego jej sobie nie wyrwie, tylko tak chodzi. Po paru latach sama jej odpadła albo coś.

      Pierwsze dwie kurzajki, te z basenu, też miałam wymrażane w szpitalu ciekłym azotem. Brało się to-to na wielką bagietę, przykładało do skóry, a skóra topiła się jak masło – bolesna sprawa. Potem musiałam iść na bokach stóp, bo nie mogłam ich normalnie postawić. Ale to chyba jakaś starodawna metoda walki z kurzajkami, bo jak parę lat temu zrobiły się mojej siostrze (chodziła na ten sam basen!), to już miała wypalane.

  9. A więc taki z Ciebie trochę detektyw Monk ;) Chyba dużo ludzi ma takie natręctwo, chociaż na pewno nie każdy z nich tak silne ;) W każdym razie jeżeli dobrze Ci się z tym żyje i nie przeszkadza to innym, to dlaczego by nie ;)

    1. Moja babcia oglądała detektywa Monka. Może podpatrzyłam kątem oka w telewizorze i się zaraziłam :P

  10. 8,9,10 mam to samo. :D Uwielbiam sb torturować i innych. Obdzierać kogoś czy samą sb ze skóry jak się spale. ;) Czy wyciskać wągierki i pryszczki. :D Obcinać i wyrywać pęsetą włosy czy brwi. Zawsze musze uważać, aby nie przesadzić u sb czy u kogoś bo idzie się wkręcić. :D I również nie lubie jak ktoś dotyka moich rzeczy, coś przenosi itd. :/

    1. Sama nie lubię się spalać, bo leżę na słonku raz na boży rok, więc jak już mam opaleniznę, to wolę ją mieć. Za to obierać innych – mmm <3 Brwi nie skubię ani sobie, ani innym.

  11. Wyciskanie ludzi <3 Ja tak to uwielbiam, że na mnie małpa mówią :P Serio! Co do operacji, to ja kocham właśnie wyciskać, leczyć rany, grzyby, strupy zdrapywać, smarować maściami, wstrzykiwać takie w nogi leki na żylaki…boże, jak tak sobie myślę to jestem straszna :D

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.