W ostatnim czasie niedziele wypadają bardzo niefortunnie. Tydzień temu połowa czytelników bloga leżała skacowana wigilijnym winem (nie ja, na mnie nie patrzcie), druga połowa zaś była tak objedzona pierogami, że nie miała siły doczołgać się do laptopa. Nic dziwnego, że na wszystkich poważnych portalach z newsami ogłoszono podejrzenie apokalipsy wynikające z braku śladów ludzkiej egzystencji w sieci.
Jak się wkrótce miało okazać, kolejna niedziela nie była pod tym względem dużo lepsza. Tym razem jedna czwarta polskiego społeczeństwa leżała skacowana i piła leczniczy rosołek, jedna czwarta ganiała z pokoju do toalety i z powrotem w wyniku zmieszania oliwek z chipsami, czekoladą, śledziem, lodami i bezalkoholowym szampanem, pozostała połowa zaś wciąż leżała pijana pod stołem w domu kolegi koleżanki szwagra wujka brata, gdzie poprzedniego wieczora odbyło się powitanie nowego roku.
A nie, przepraszam, czas przeszły niewskazany, wszak nadal mamy niedzielę, a wy pewnie jeszcze leczycie swoje kace fizyczne i moralne. (Moralne nie? To lepiej nie zaglądajcie do wysłanych wczoraj smsów). Tak czy owak, w tym trudnym dniu, gdy współlokator… ba!, gdy nawet my sami oddychamy za głośno, a zgaszona żarówka jest zbyt jasna, pragnę was zrelaksować, serwując 5 najgorszych filmów wypuszczonych w minionym, a więc 2016 roku, które miałam (nie)przyjemność oglądać.
Enjoy!
Miejsce 5: Raising the Bar, reż. Clay Glen
Oto cudowny i oryginalny film o tym, jak młoda dziewczyna nie wytrzymuje presji otoczenia i załamuje się po przegranych zawodach akrobatycznych. Rodzice się rozstają, za co wini siebie. Jedzie z mamą do innego kraju, gdzie rozpoczyna naukę w nowej szkole. Zaprzyjaźnia się z głupiutką, ale sympatyczną akrobatką i obiecuje pomóc jej w przygotowaniach oraz dostaniu się do drużyny. Przy okazji oczywiście sama wraca do sportu, dołącza do teamu, ponownie jedzie na zawody, zwycięża i pokazuje wszystkim swoją wartość. Ot, koniec. Ach, byłabym zapomniała – uwaga, spoiler.
Jeśli w sylwestra zjedliście za dużo cukru, z całą pewnością nie powinniście puszczać tego filmu. Na wszelki wypadek nie puszczajcie go również przez kolejne dwanaście miesięcy. Jest tak słodki, że aż mdli, tak przewidywalny, że po pięciu minutach można iść się wykąpać, wrócić tuż przed zakończeniem i wiedzieć, co i dlaczego się wydarzyło. Cukierkowa masakra.
Podniosłość, morał i wątek motywacyjny, które ewidentnie miały się w tym filmie pojawić i zadziałać, zastąpił jeden wielki banał. I to banał złego rodzaju. Mój przyjaciel podsumował seans krótkim komentarzem, którym pragnę zakończyć niniejszy opis, bo sama nie urodzę nic trafniejszego.
„Najlepszy film ever. Tyle zwrotów akcji, tyle nieoczekiwanych zdarzeń, tyle emocji. No i te niespodziewane zakończenie!”.
***
Miejsce 4: The Legend of Tarzan, reż. David Yates
Jeżeli jesteście miłośnikami kioskowych harlequinów za 5 zł, niedorzecznych historii napisanych przez trzyletnie dzieci oraz efektów specjalnych pokroju niedźwiedzia z doskonałego inaczej The Revenant, koniecznie musicie obejrzeć ubiegłoroczny film The Legend of Tarzan!
Poza kiczem historii i karykaturalnymi, niewspółmiernymi do części fabularnej animacjami, owo arcydzieło powala nudą i jednym z najgorszych dubbingów, jakie kiedykolwiek zasłyszało moje ucho. Ach, byłabym zapomniała – najgorszy dubbing dopełniają najgłupsze kwestie.
Nową ekranizację Tarzana można obejrzeć tylko dla jednej sceny, mianowicie z przystojnym – minus nos – przywódcą Mbonga. Chociaż nie, lepiej wygooglować sobie zdjęcia, a dwie godziny poświęcić na coś ciekawszego, na przykład wydłubanie z zębów resztek sylwestrowych chipsów.
***
Miejsce 3: Neighbors 2: Sorority Rising, reż. Nicholas Stoller
Nie sądzę, bym była osobą konserwatywną, nie jest łatwo mnie oburzyć, ani też nie wściekam się na amerykańskie filmy za to, że są zbyt hamerykańskie. Raz na jakiś czas zdarzają się jednak takie produkcje, w kontekście których żenuje mnie sam fakt, że na nie patrzę. Komedie tak nieśmieszne, że w domu więdną wszystkie kwiaty, karaluchy popełniają samobójstwo, a w lodówce kiśnie nieotwarte mleko.
Lubię Project X (jeszcze bardziej ścieżkę dźwiękową!), całkiem nieźle bawię się na seansach The Hangover, a każdą z części Scary Movie wprost kocham. Niestety, Neighbors 1 oraz 2 to filmy tak słabe, że w szufladach tępią się noże. Wymuszone żarty, kiepskie dialogi, upchnięci na siłę znani aktorzy… aż szkoda dalej wymieniać. Jeśli marzycie o tym, żeby zmarnować kilka cennych godzin swojego życia, serdecznie polecam.
PS W filmie gra moja ukochana Chloe Grace Moretz, niestety nawet ona wypadła źle.
***
Miejsce 2: The Forest, reż. Jason Zada
Obecnie wśród horrorów niestety coraz trudniej znaleźć coś dobrego, strasznego, mrożącego krew w żyłach. Mogłabym machnąć ręką i napisać, że to kwestia wieku i po prostu jestem za stara, aby się bać. Wiem jednak, że wcale nie. Nadal trafiam na nagrania – najczęściej zamieszczone na YouTubie i krążące po sieci od wielu lat – przez które nie mogę spać. (Zaintrygowani? To historia na osobny wpis!).
A zatem drugie miejsce i cudowny obraz The Forest, w którym młoda dziewczyna jedzie do japońskiego lasu, by odszukać swoją siostrą. Wspomniałam, że las ów słynie z licznych samobójstw? Nie? A to ważne! Dzieją się w nim zwidy, zjawy, duchy i inne strachy. Na pierwszy rzut oka wszystko jest zacnie…
…na drugi jednak okazuje się, że piękna dziewczyna pod tapetą wygląda jak najgorszy koszmar. Tak się dzieje, gdy budżet niedomaga lub reżyser ma w pełnym poważaniu, jak zrealizuje przyjemny scenariusz. Bo sam scenariusz jest w porządku. Ciekawa, w miarę oryginalna historia, konkretne postacie, przyjemna lokalizacja. Cała reszta jednak… nie, po prostu nie.
***
Miejsce 1: Holidays, reż. wielu
Pierwsze miejsce otrzymuje czarna komedia – lub komediohorror, jak kto woli – którą oglądałam niedawno, bo dokładnie tydzień i jeden dzień temu, w Wigilię. Dziwne? Nie dla mnie. Jedne rodziny w święta nie włączają telewizora wcale, drugie zaś udają, że zgubił się pilot, a przycisku zasilania pod ekranem za żadne skarby nie wolno dotykać, bo niechybnie wszystko wybuchnie.
No dobra, przesadzam. Między tymi dwoma grupami jest jeszcze trzecia, która korzysta z dobrodziejstwa satelity, gdy polityka, religia i kolędy wychodzą już wszystkim uchem, a na stole zaczyna brakować wina. Wtedy jedzie się przez kanały i szuka opatrzonej gęb… twarzy Kevina albo korzysta z alternatywnego źródła zwanego internetem i włącza coś, na co rzeczywiście ma się ochotę.
A na co ochotę ma rodzina K.? Na horror, oczywiście. Tak oto gospodyni przejrzała dostępne opcje, po czym puściła tę, która skojarzyła jej się ze świętami. W końcu Holidays to nie w kaszę dmuchał, no nie?
Nie. Film okazał się zlepkiem historii wyreżyserowanych przez różne osoby i dotyczących wszystkich ważniejszych świąt po kolei. Co ważniejsze jednak: okazał się czymś tak podłym, że nie pomogło nawet wino. Materiałem ani strasznym (gdzie ten horror?), ani śmiesznym (ktoś to zakwalifikował jako komedię?!). Żenada roku 2016. Rzadko wystawiam filmom jedną gwiazdkę, ale tu nie mogłam postąpić inaczej.
Dopiero co nastał Nowy Rok, a tu już kilka filmów do nadrobienia. Ostatniego, a zarazem pierwszego, nawet się spodziewałem. Sąsiadów nie. Może za bardzo chciałem wymazać ich z pamięci ;)
Skoro i tak jesteś od świtu na nogach, to na co jeszcze czekasz?!
Ja nie zaliczam się do ani jednej z te grup: ani nie byłam skacowana, ani przejedzona pierogami, nie musiałam leczyć i nie musze leczyć się rosołkiem, to toalety też nie musiałam ganiać… Jestem dziwolągiem? :P
Z wymienionych filmów oglądałam tylko Tarzana i tak sie zastanawiam jak wytrwałam do końca :P
Kobieta na zdjęciu z filmu, który umieściłaś na pierwszym miejscu robiła to co jako pierwsze nasunęło mi się na myśl? :P
Szczęśliwego Nowego Roku i samych sukcesów :)
Jesteś, ale o tym wiemy od dawna. Czego się spodziewałaś? Bloggujemy o żarciu, nie możemy być normalne (-ni) :P
Gratuluję przetrwania tego zacnego seansu. W nagrodę otrzymujesz kupę małpy.
Kobieta ze screena rodzi szatana.
Najlepszego ;*
No tak… zamiast wody sodowej do głowy uderzyły nam czekolady, czekoladki, batoniki i inne takie :P
I co ja zrobię z tą kupą? Nie mam miejsca by ustawić ją na półce w salonie. Będzie musiała iść na naturalny nawóz – będę hodować banany
Tak myślałam, że rodzi tylko nie wiedziałam kogo lub co.
Na kupie małpy możesz wyhodować orientalną odmianę jarmużu.
Nie oglądałam żadnego spośród tych filmów i jak widać, dobrze zrobiłam :D Nie planuję tego zmieniać ;)
Aj, żałuj. Tyle niepowtarzalnych kreacji.
Nie widziałam żadnego z przedstawionych przez Ciebie w tym wpisie filmów. Chyba – tym lepiej. Szkoda, że czarna komedia Holidays okazała się tak słaba. Lubię ten gatunek i rzadko trafiam na jakiś fajną czarną komedię właśnie.
Pozdrawiam.
Black Sheep z 2006 roku – uwielbiam :D
To ja ze swojej strony polecam film Mordercza opona. Tytuł wyjaśnia doskonale fabułę, bo jest to właśnie film o toczącej się przez miasto oponie która zabija ludzi. Nie, to nie jest żart.
Znam, klasyka dobrego filmu! W tym klimacie polecam również Teeth z 2007 roku.
Spokojnie możesz do tego dopisać „Diabelski młyn”. To było tak okropne, tak słabe (tragiczne wręcz) efekty specjalne i tak głupia fabuła, że aż boli. Oglądałam to na nocy horrorów i aż miałam ochotę wyjść xd.
Po Twojej „rekomendacji” chciałam obejrzeć, lecz wołają o płatne konto, a na gniota nie chce mi się tracić kasiorki :D
Ten moment kiedy uświadamiasz sobie, że o żadnym wyżej wymienionym tytule nawet nie słyszałaś xD
Zostaniemy przy naszych anime i koreańskich dramach xD
Wasze filmy nie zasłużyłyby u mnie nawet na zaszczyt kliknięcia „play” :P
Dobrze, że żadnego z nich nie widziałam. xD
Ten horrorek (plakat, tytuł) skojarzył mi się za to z Blair Witch z 2016, który… o rany, co to było, haha. Trudno filmem nazwać, raczej jakaś żenująca sklejka scenek, ale myślę, że mógłby powalczyć o miejsce na tej liście.
Aż tak źle? Od wielu miesięcy jest na mojej liście must-watch :/