Rozmyślając nad tematem niedzielnego wpisu, przypomniałam sobie o propozycji otrzymanej od czytelniczki na Facebooku. Co prawda miało to miejsce tysiąc lat temu i być może pomysłodawczyni nie śledzi już mojego bloga (jeśli śledzisz, przepraszam za zwłokę i pozdrawiam), jednak lepiej późno niż wcale.
Propozycja dotyczyła opisania dręczących mnie chorób, jako że w którymś z ówczesnych wpisów wspomniałam, iż miałam ich w życiu milion. I to nie przesada. Jeśli nie wiecie, czym są: kręcz, jęczmień na oku, afta, zapalenie rwy kulszowej, porażenie słoneczne, przerost migdałków, nadżerkowe zapalenie żołądka, torbiel oka albo zastrzał, macie szczęście. Ja niestety wiem z własnego doświadczenia.
Nie wszystkie choroby, urazy i dolegliwości wydają mi się na tyle interesujące, by umieścić je we wpisie. Wybrałam piętnaście moim zdaniem najbardziej godnych uwagi oraz takich, którymi nie wstyd podzielić się w internecie. W razie gdyby spodobało wam się czytanie o moim nieszczęściu, mogę co jakiś czas odświeżać wątek. Czego jak czego, ale chorób wam u mnie dostatek.
Jak się pewnie domyślacie, wpis musiałam podzielić. Sorry, Winnetou!
Rozkład jazdy:
- Choroby, urazy i dolegliwości – Story of My Life #1
- Choroby, urazy i dolegliwości – Story of My Life #2
- Choroby, urazy i dolegliwości – Story of My Life #3
- Choroby, urazy i dolegliwości – Story of My Life #4
- Choroby, urazy i dolegliwości – Story of My Life #5
Złamany obojczyk
Do tej pory doświadczyłam złamania kości tylko trzykrotnie: piątej kości śródstopia (o czym napisałam w dalszej części) oraz obojczyka – dwukrotnie. Co zabawne, obojczyka nigdy nie złamałam sobie sama. Po raz pierwszy złamała go położna, która odbierała mój poród. Kość zrosła się sama, o czym wiem z opowieści mamy, jako że moja pamięć aż tak daleko nie sięga. Z kolei za drugim razem wypadłam z wózka sąsiadce. Miałam trzy albo cztery lata i musiałam nosić ogromny gips zajmujący połowę korpusu.
Oderwany paznokieć
Nie zna życia ten, kto choć raz nie stracił paznokcia. Mnie się to na szczęście udało. W piątej lub szóstej klasie podczas otwierania drzwi do łazienki ustawiłam stopę zbyt blisko skrzydła. O ile palce płynnie schowały się pod drzwiami, o tyle paznokieć nie miał tyle szczęścia i zatrzymał się na nich. Przez kolejne dni przechodził przez wszystkie możliwe barwy, aż w końcu pozwolił się złapać i oderwać. Dodam jeszcze, że oderwałam go podczas zabawy z K. na dworze, co spowodowało jej krzyk i ucieczkę.
Ciało obce pod powieką
Są dwie części ciała, które budzą we mnie skrajnie silne emocje. Jedna to pępek – nie pozwalam go nikomu dotknąć i na wszelki wypadek sama też go nie ruszam. Ba! na samą myśl o dotknięciu pępka robi mi się słabo i czuję niemoc w dłoniach (znacie to uczucie?). Druga część ciała to oczy. Jak tylko ktoś coś wygina, skrobie, struga itp., natychmiast je zasłaniam, bo jestem przekonana, że dostanę odpryskiem, który utkwi w gałce i w efekcie oślepnę. Na nieszczęście dla mnie już dwukrotnie coś utkwiło w moim oku, a dokładnie pod powieką. Pierwszy raz miał miejsce w klasie maturalnej. Na ostrym dyżurze okulistycznym lekarka wyciągała mi z wykręconej powieki kawałek plastiku. Drugi raz wydarzył się w zimie tego roku. Tym razem lekarka wygrzebała czarną nić, która zablokowała się w najgłębszym miejscu pod powieką. Przy okazji dowiedziałam się, że mam w rogu małą torbiel i przez tydzień musiałam ładować antybiotyk do oka.
Odbicie płuc
Tego urazu nie można nazwać najbardziej bolesnym, jednak zdecydowanie najbardziej przerażającym. Cztery razy w życiu zdarzyło mi się upaść na plecy tak mocno, że płuca odbiły się i zablokowały. (Skądinąd używam autorskiego określenia, ponieważ nie znam oficjalnego). Trzy razy miało to miejsce na schodach, po których zjechałam plecami we wczesnym dzieciństwie. Raz wywróciłam się na ślizgawce pod koniec podstawówki. Uczucie jest okropne, bo gardło się zaciska i nie przechodzi przez nie powietrze. Może trwa to kilkadziesiąt sekund, może kilka minut, ale zdaje się, jakby mijały godziny. Ma się wrażenie, że oddech nie wróci i to już koniec. Sądzę, że nigdy nie czułam śmierci równie mocno, co podczas tych czterech upadków. Nigdy też bardziej nie zależało mi na tym, aby… po prostu żyć.
Złamana noga
Jak wspomniałam, poza dwukrotnie złamanym obojczykiem mam na koncie złamaną nogę, a dokładnie piątą kość śródstopia. Tym razem miało to miejsce tuż przed wakacjami w czwartej klasie, bo pamiętam, jak wychodziłam po świadectwo z paskiem w gipsie i słyszałam śmiech dzieci, przez co byłam bliska płaczu. Nogę złamałam trochę z własnej winy, a trochę nie. Panowała wówczas moda na buty na koturnie, w związku z czym całą wiosnę i część lata przechodziłam w sandałach na koturnie. Któregoś dnia gonił mnie chłopak z piłką nożną. Nie miał dobrych zamiarów, nic więc dziwnego, że uciekałam. W pewnej chwili poczułam, jak wykręca mi się kostka. Upadłam i wiedziałam, że coś jest nie tak. Na domiar złego chłopak dobiegł do mnie i z całej siły rzucał we mnie piłką. Ja zaś siedziałam na trawie, nie mogąc wstać. Tia…
***
A jak było z wami, mieliście coś złamane? Jeśli tak, to co? A może zszedł wam paznokieć albo doświadczyliście wątpliwej przyjemności niemożności oddychania?
Nigdy nie miałam złamanej żadnej kości, więc nie wiem jak to jest (i szczerze mówiąc nie chce wiedzieć, brr). Mam podobne odczucia co do oczu, nie wyobrażam sobie żeby ktoś mi w nich grzebał… Kiedyś próbowałam założyć szkła kontaktowe. Nic z tego, nie dałam rady :/ (w akapicie o oczach jest literówka w zdaniu „na samą myśl o dotknięciu pępka robi mi się stało” ;)) jeśli o płuca chodzi, to nigdy nie doświadczyłam takiego efektu jak Ty, choć kilka razy rąbnęłam w dzieciństwie na plecy – pamiętam że raz spadłam na plecy z huśtawki, a drugi raz jakoś się poślizgnęłam w domu na podłodze. Z płucami raczej miałam inne problemy, w drugiej klasie przesiedziałam miesiąc w szpitalu z powodu zapalenia płuc. Ech, nikomu czegoś takiego nie polecam, miesiąc wyrwany z życia…
Moim najświeższym urazem było paskudne poparzenie palca. Gotowała mi się zupa i wybąbelkowała mi na palec serdeczny prawej ręki… Auć. Kurczę, jak to bolało! :( A najgorsze, że zrobił mi się ogromny, paskudny, żółty bąbel na cały palec i nie mogłam nim ruszać, bo strasznie bolał. Musiałam go przebić igłą i wyciskać ten płyn ze środka :o
Czasem sparzę palce w trakcie gotowania, ale nigdy do bąbli. Podczas pracowania w fast foodach non stop przypiekałam ręce o urządzenia do smażenia/pieczenia. Raz wypaliłam trochę mięska na kostce palca i zrobił mi się strup, a potem blizna (już zeszła). Miałam za to koleżankę, która w podstawówce wylała na rękę garnek wrzącej wody. Zlazła jej skóra, wyszły bąble. Została jej blizna – ogromna, bo na dłoń i część przedramienia.
Dzięki za czujność <3 Literówka poprawiona.
Jak dotąd niczego sobie nie złamałam i wolę nie poznać tego uczucia ;) Za to każdy mój uraz kończy się siniakiem, do których przez inne choroby mam skłonności, więc byle się o coś obiję, a zaraz mogę dostrzec malowniczego siniaka :P
Paznokcia też nigdy nie oberwałam, ale przeżyła to moja siostra, gdy przytrzasnęła sobie rękę w furtce. I co ciekawe, w ogóle nie zarejestrowała tego faktu od razu, tylko ruszyła do szkoły i dopiero po chwili zobaczyła krew kapiącą na chodnik. W szpitalu jej tego paznokcia całkiem wyrwano i potem przez kilka dni chodziła w bandażu, który musiała codziennie zmieniać, a on ciężko odchodził od żywej tkanki, więc moczyła to specjalnym roztworze.
Co do oczu, to też budzą we mnie skrajne emocje, choć ostatnio coraz mniej… Nigdy z nimi nie miałam nic poważnego (raz tylko zrobił mi się jęczmień na oku, ale może będziesz o tym pisać, to poczekam z opowieścią), nie musiałam nigdy tam wpuszczać żadnych kropel, co długo wydawało mi się abstrakcją. Za to bardzo łatwo mi przychodzi usuwanie ciał obcych z oczu innych ludzi, a i ze swoich też coś kilka razy wyciągałam ;)
W swoich oczach mogę dłubać bez problemu. Z uwagi na posiadanie psów – wcześniej Azy, teraz Rubi – musiałam się tego nauczyć, bo mam sierść przyczepioną do gałki co najmniej raz w tygodniu. W czyimś oku nie miałam okazji grzebać i raczej bym nie chciała. Uwielbiam za to wyciągać ludziom drzazgi oraz wyciskać pryszcze i wągry.
Siniaki też robią mi się z byle powodu, ale tylko na nogach. Mojej mamie wszędzie.
O jęczmieniach nie napisałam w dalszych częściach. Uznałam je za pospolite, może niesłusznie. Pod koniec podstawówki miałam okres, w którym jęczmienie robiły mi się non stop, przenosiły się pomiędzy oczami i rosły w najlepsze. Później już nie wróciły. Odnoszę wrażenie, że dziwne choroby łapią mnie na konkretne okresy, w których są baaardzo intensywne, a potem odchodzą na dobre. Identycznie miałam z kręczem i zapaleniem rwy kulszowej.
Drzazgi i wyciskanie pryszczy i ja bardzo lubię (wągry mniej, bo ciężej je wydobyć, a i efekt wycisku jest znacznie mniejszy :P) – mam to po mamie, bo i ona kiedyś ganiała swoje siostry i chciała im wyciskać pryszcze (swoje miewała bardzo rzadko, podobnie jak ja).
Jęczmień miałam raz i w sumie to nie było nic spektakularnego, tylko że zrobił mi się dziad dzień przed tygodniową wycieczką szkolną i się bałam, że jak nauczycielka to zobaczy, to w ogóle mnie nie zabierze i chodziłam w czapce z daszkiem zakrywając oczy. Dopiero po 3 dniach, gdy już to prawie znikło, wychowawczyni drugiej klasy z przerażeniem stwierdziła, że coś mi się robi na oku :P
Najwyraźniej spotykasz słabo zawągrzone osoby. Mnie się parę razy udało wycisnąć z czyjejś twarzy czy pleców takiego wągra, że aż zaczynałam się zastanawiać, czy mam urodziny :D
Pocierałaś jęczmień złotem? Mnie to nigdy nie pomogło, ale ogólnie ludziom pomaga.
Możliwe i na szczęście (choć dla zapalonych wyciskaczy może na nieszczęście) w mojej rodzinie nigdy nikt nie miał poważnych problemów ze skórą ;)
Nie – nie wiem czy wtedy słyszałam o tej metodzie, poza tym nie zabrałam na wycieczkę złota :P
Tyle że ja nie wyciskam wągrów rodzinie :P
Wągrów to i mnie się nie zdarzyło :P
Pamiętam ten Twój paznokieć, oj pamiętam :D Mój schodzi od kilku lat – schodzi, po czym zaczyna schodzić od nowa. Aktualnie pomalowałam go lakierem i udaję, że nie widzę. Fu.
Doskonała metoda. Sprawdza się również przy odpadniętych rękach i nogach. Należy uwiązać kończynę bandażem do kikuta i udawać, że wszystko gra. Polecam serdecznie, na wypadek gdyby coś Ci kiedyś odpadło.
Oj biedna ty sporo tego u ciebie. Ja nie miałam nic złamanego raz miałam wybity duży palec u nogi. Na kolni kopnęłam chłopaka w kolano a akurat miałam klapki na stopach i zrobiłam sobie ała . Na białej szkole przy zjeździe na nartach zrobiłam sobie coś w nogę nie mogłam chodzić ,bardzo spuchła i do końca pobytu tam nie mogłam już jeździć na nartach:(. Choroby hmm od małego zmagałam się z angina aż kilka lat temu je usunęłam . Teraz zaś borykam się ze zwyrodnieniem stawu żuchwowo-skroniowego,noszę aparat ,a po drugiej stronie coś też tam się dzieje plus mi guza znaleźli tydzień temu.
Przykro mi z powodu aktualnych problemów z żuchwą i guza :(
Ojej! Naprawdę sporo tego u Ciebie!
Ja na szczęście nigdy niczego sobie nie złamałam ani porządnie nie obiłam (i nie zamierzam prowokować zmian). Jednak jako dziecko byłam dość ruchliwa, a rodzice bali się wypuszczać mnie z domu, więc raz jak szalałam w salonie porządnie uderzyłam głową w róg mebli i do dzisiaj mam na czole maleńkie wgłębienie. Kiedy byłam już trochę starsza zainspirowałam się baletnicami i nieudolnie próbowałam zrobić piruet. Skończyło się tak, że upadając uderzyłam się w róg stołu tuż obok oka. Nie chcę wiedzieć, co by było gdybym trafiła w oko, bo jestem przewrażliwiona na punkcie oczu i wzroku. Blizna została mi do dzisiaj.
Ostatnio chciałam zapalić świeczkę, a w domu miałam tylko krótkie zapałki, których nie cierpię. Przy zapalaniu buchnęło takim płomieniem, że liznął mi kciuk i kawałek dłoni. Co gorsza, nie umiałam go ugasić, a zapałka zgasła dopiero wrzucona do wanny. Miałam ogromne pęcherze i oparzenie 2 stopnia. Słabo mi się robi, gdy myślę co by było gdybym w szoku wypuściła zapałkę na dywan lub sukienkę.
Sporo? Poczekaj na resztę, to dopiero rozgrzewka ;)
Przewrażliwienie na punkcie oczu mamy zatem wspólne. Co prawda moje oko ani czoło nie miało nigdy romansu z meblem, więc niczym spektakularnym się nie pochwalę, za to moja siostra w przedszkolu upadła czołem na schody i róg zrobił jej dziurę między oczami. Powinna była mieć szycie, ale… przedszkolanki nie zadzwoniły po pogotowie, bo wina leżała po ich stronie (nie pamiętam dokładnie sytuacji). Siostra ma teraz 17 lat i bliznę, która nie zejdzie jej nigdy.
Taki ogień z krótkiej zapałki?! Wręcz niewiarygodne… Ja często fajczę włosy na ręce i palcach, kiedy odpalam kuchenkę gazową. Nie mam od tego poparzeń, tylko przez chwilę śmierdzi spalonymi włosami.
Ja też nie przypuszczałam, że tak duży płomień może powstać z małej zapałki. Pudełko z którego ją wzięłam leżało w domu od lat i nikt po nie nie sięgał. Może trafiłam na felerną partię, ale nie zamierzam sprawdzać, czy pozostałe zapałki są tak samo wybuchowe. Obiecałam sobie korzystać już tylko z zapalniczek z długą szyjką.
Współczuję Twojej siostrze. Oburza mnie to, że przedszkolanki zamiotły sprawę pod dywan. Moja mama od lat pracuje jako nauczycielka w przedszkolu i mówi, że teraz coś takiego nie przeszłoby. Owszem zdarzają się mniej lub bardziej poważne wypadki, ale każda rozsądna nauczycielka od razu pobiegłaby z dzieckiem do szpitala, nie tylko po to by zszyć ranę, ale też sprawdzić, czy nie doznało ono wstrząsu mózgu. W przeciwnym razie sprawa może trafić do sądu. Jednak kiedyś chyba mniej zwracano uwagę na ponoszenie odpowiedzialności za zdrowie dzieci w placówkach oświatowych.
Lepiej wyrzuć to pudełko, żeby nikt inny się nie naciął. Wcześniej zalej wodą.
Jak jest obecnie w przedszkolach, nie mam pojęcia, ale w szkołach chyba nadal olewają stan zdrowotny dzieci. Co prawda to kolejny przykład z zamierzchłych czasów, niemniej jak byłam w podstawówce – 5 albo 6 klasie – jeden kolega kopnął drugiego tak mocno, że zrobił mu się krwiak na nodze. Szkoła nic nie zrobiła. Rodzice musieli go zabrać do lekarza sami i miał coś odsysane z tego krwiaka, bleee.
Moja dotkliwa dolegliwość to ból zębów. Teraz, w tej chwili. Bo bardzo nimi zgrzytam i zaciskam ze złości. Znów wydaje mi się, że komentowałam. Może jakoś nie zatwierdzam dodania? Ech.
Znam te przypadłości, wszelkie jęczmienie i rwy, ale nie z siebie (że tak powiem). Strasznie takie rzeczy Mamy się czepiają.
Nigdy nie miałam niczego złamanego, a jedynie nadpęknięty nos. Zlamany obojczyk mnie przeraża. Aż wyobrażam sobie, jak go łamię, jak przebija mi skórę..
Dotknięcie pępka, oka… O rany. Ale lubię inne bolące miejsca męczyć, ciskać i co nie tylko. Ale nie te dwa. I szyi bronię jak lew, sama prawie nie dotykam, bo kiedyś latami miałam torbiel i ropa się lała i to było bolesne i obleśne i ugh…
Kawałek plastiku w oku… Ała!
Odbicie płuc brzmi tak, że… Chyba mam za bójną wyobraźnię, by takie rzeczy czytać. Ale to paradoks, bo lubię. Jak krwawe horrory oglądać.
Moja mama ma słabe zęby i zgrzyta w nocy, tak przynajmniej powiedział jej stomatolog. To się nazywa bruksizm.
Ey, nie zapędzaj się z fantazjami. Złamane kości nie przebijają skóry. Przynajmniej nie często. Nigdy nie miałam otwartego złamania. Brr, jeszcze tego brakowało. Z drugiej strony z moim szczęściem do chorób i wypadków… :P
Od dawna nie zadaję sobie bólu (mam go wystarczająco dużo chociażby przez żołądek). Jak byłam mała i bolały mnie ząb lub dziąsło, specjalnie je cisnęłam. Przeczytałam, że sporo ludzi tak robi. Ciekawe, z czego to wynika.
Dotykania szyi się nie boję. Wręcz lubię. To moja sympatyczna strefa erogenna :D
Haha, wiesz, że żartowałam, nie? xD
Ale ja lubię sobie takie rzeczy wyobrażać. Mimo że mi się aż coś wtedy robi.
Domyśliłam się :P Swoją drogą, byłoby to straszne, gdyby każde złamanie wiązało się z wyłażeniem kości na wierzch.