Dzisiejszy wpis jest kontynuacją wątku o chorobach, urazach i dolegliwościach, których doświadczyłam w moim wcale nie tak długim jeszcze życiu (choć po ich liczbie można by wnosić, że przeżyłam sto lat).
Tym razem skupiłam się na uszkodzeniach ciała, których dorobiłam się z własnej winy. Byłam nieostrożna, celowo działałam komuś na nerwy albo postanowiłam zignorować powszechnie znane i szanowane prawa samoochrony. Jeśli macie podobne doświadczenia, koniecznie podzielcie się nimi w komentarzach.
Rozkład jazdy:
- Choroby, urazy i dolegliwości – Story of My Life #1
- Choroby, urazy i dolegliwości – Story of My Life #2
- Choroby, urazy i dolegliwości – Story of My Life #3
- Choroby, urazy i dolegliwości – Story of My Life #4
- Choroby, urazy i dolegliwości – Story of My Life #5
Rozcięty brzuch
O tym urazie byłabym zapomniała, gdyby nie wąska i widoczna tylko w świetle około 10-centymetrowa blizna na brzuchu. Dorobiłam się jej w wieku przedszkolnym w trakcie wizyty u przyjaciela mojego taty. Podczas gdy dorośli siedzieli przy stole i rozmawiali, mnie się nudziło i postanowiłam połazić po metalowym płocie z siatki (takim, jakim ogradza się budynki np. na czas prac budowlanych). Nie zorientowałam się, że wystają z niego druty i jeden bezczelnie wbił mi się w brzuch. Niefortunnie byłam w tracie podciągania się, przez co rozpłatałam sobie skórę. Żyję, więc nie mogło to być poważne – mama w ogóle nie pamięta zdarzenia – niemniej rodzice od razu zakończyli wizytę i wróciliśmy do domu.
Rozbita broda
O tym urazie napisałam już w artykule o nieszczęściach, które spotkały mnie po spożyciu alkoholu. Ponieważ jednak nie każdy śledzi niedzielne wpisy, przypomnę, jak do niego doszło. Otóż z uwagi na chory żołądek – o chorobie opowiem kolejnym razem – nie powinnam pić alkoholu, bo potem cierpię. Jednym z magicznych dni, w których ignoruję widmo zwijania się na łóżku w bólach, jest Wigilia. Zjadam brytfankę łagodnej ryby po grecku, robionej przez mamę wyłącznie dla mnie, i wypijam butelkę wina. Moja tolerancja na alkohol jest niska, więc każdego roku wracam do domu krokiem tropiciela węży. Po położeniu się spać zawsze wstaję, bo po takiej ilości picia chce się sikać. Parę lat temu moje ciało uznało, że warto stracić równowagę po dojściu do toalety i zaparkować brodą w wannie. Ponieważ jednak byłam pijana i śpiąca, fontannę krwi zatamowałam plastrem i poszłam dalej spać. Blizna została do dziś.
Szkło w łokciu
Jedną z największych i najlepiej widocznych blizn na ciele mam na prawym łokciu. Dorobiłam się jej pod koniec roku w późnych latach podstawówki. Odwołali nam środkową lekcję i katechetka, która przyszła na zastępstwo, zabrała nas na boisko przed szkołą. Ponieważ siedzenie i rozmawianie w tym wieku jest nie ma miejscu, postanowiłyśmy z koleżankami spędzić czas aktywnie. Podczas wspinania na kosz do gry w koszykówkę spadłam na boisko, na którym znajdowało się mnóstwo potłuczonych butelek, jako że wieczorami na teren szkoły przychodziły ziomeczki. Kawałek butelki wbił mi się w łokieć i pokroił mięsko na szyszłaki. Nie spodziewałam się, że łokciu jest tyle krwi! Na szczęście ból rozcięcia to żaden ból.
Ołówek wbity w rękę
Przez niemal trzydzieści lat życia wbiłam w ciało wiele różnych obiektów, mniej lub bardziej celowo. Prawdopodobnie tylko raz to ktoś inny postanowił wbić w moje ciało coś, co zupełnie tam nie pasowało. Zdarzenie miało miejsce w czwartej klasie na lekcji historii z wychowawczynią. Nauczycielka wyszła po dziennik albo po coś innego, a ja i K. drażniłyśmy się z kolegami, jak zresztą ciągle. Jeden z kolegów oburzył się na tyle, że wstał, podszedł i wbił mi w przedramię ołówek. Bliznę mam do dziś.
Porażenie słoneczne
Smaruj się kremem z filtrem, mówili. Nie leż na słońcu przez długi czas bez osłony głowy, mówili. Ale po cóż słuchać, skoro lepiej uprawiać plażing i smażing po swojemu? Tak oto na początku studiów drobiłam się pierwszego i póki co jedynego porażenia słonecznego. Po kilku godzinach spędzonych na Odrą wróciłam do domu i poczułam, że coś jest nie tak. Miałam gorączkę, zawroty głowy, było mi niedobrze, widziałam wszystko rozmazane. Przez kilka dni leżałam w łóżku, pozostając w nierealnym półśnie. Nie mogłam ani zasnąć, ani w pełni się obudzić. Na dodatek nie mogłam jeść, bo zapachy powodowały nudności. Jedyną rzeczą, od której nie chciało mi się wymiotować, były zmrożone naleśniki z serem, więc poprosiłam mamę o zakup kilku opakowań w Biedronce. Leżałam tak półmartwa około tygodnia, zabraniając komukolwiek odwiedzin, aż przeszło. Nie pamiętam nawet, czy brałam jakiekolwiek leki. Pamiętam za to okładanie się lodowatymi kompresami, które po sekundzie były rozgrzane jak piec.
PS To nie była jakaś tam gorączka, podczas której można leżeć w łóżku i trochę spać, trochę oglądać filmy. Nie byłam w stanie nawet utrzymać otwartych oczu. Nie oglądałam niczego, nie słuchałam muzyki. Przez niespełna tydzień po prostu leżałam, skupiając się na tym, żeby nie umrzeć.
***
Jakich uszkodzeń ciała i chorób dorobiliście się na swoje życzenie? A może ktoś zaatakował was ołówkiem lub innym złowrogim narzędziem tortur? Dajcie znać!
Nigdy nic sobie zbyt poważnie nie rozcięłam szkłem ani drutem, nie znam też nikogo tak okrutnego by wbijał mi ołówek w rękę. Oparzeń też nigdy nie mialam, ale strasznie Ci współczuję, bo to brzmi jak najgorsze tortury :/ Za to brodę też mam rozwalona i przez długi czas miałam blizne, ale gdzieś w liceum zauważyłam, że już jej nie widać. Otóż w czasach przedszkolnych „bawiliśmy się” moich bratem (dla niego zabawa to np straszenie mnie, gonienie albo zapasy) no i podczas takich zabaw popchnął mnie prosto na szafkę, a moja broda trafiła na kant. Potem musiałam jechać do szpitala na szycie ;p
Nie ma to jak zabawy dzieci :P
Nie pamiętam wielu takich przygód, ale kilka razy zdarzyło mi się uszkodzić, ale dość lekko. Raz podrapała mnie siostra po twarzy i do tej pory mam małą bliznę. Wiele razy wywróciłam się na rolkach i nie raz dostał mi się do rany kamień czy szkło, które potem zmyślnie wydłubywałam wykałaczką :P I pamiętam, jak raz poszłam do Żabki po lody i wywróciłam się o wystający z remontowanej ulicy pręt, wylądowałam w jeszcze innym pręcie i do tego upaćkałam tę ranę lepiącym smarem i potem wcale nie mogłam tego doczyścić. Dawno temu spadłam też ze schodów u babci na wsi, ale słabo pamiętam to zdarzenie, bo miałam może ze 3 lata. Trochę tylko postrącałam łokcie i kolana. We wczesnym dzieciństwie oblałam się też wrzącą zupą, aż w szpitalu byłam na oględzinach, ale stwierdzili, że będę żyć i pamiętam, że na pocieszenie dostałam mnóstwo Kinder niespodzianek ;) Ołówek wbił mi kiedyś w rękę kolega z gimnazjum, a ja zamiast szybko go z tej ręki wyjąć, to podziwiałam, że tak na pionowo się trzyma :P
Przypomniałaś mi o jednym urazie, o którym nie napisałam w kolejnych częściach. Mianowicie jako niechodzący jeszcze maluch jeździłam w drewnianym chodziku na piętrze u dziadków (mieszkaliśmy w domku jednorodzinnym). Na schodach nie było furtek – rodzice zamontowali je dopiero po owym zdarzeniu – więc spektakularnie spadłam ze schodów wraz z ciężkim chodzikiem. Nie jestem pewna, ale chyba mama ze strachu zabrała mnie do szpitala. Na szczęście tylko się poobijałam.
Czytam to i boję się, co jeszcze przeczytam, a co powodowało, że mogłoby Cię nie być. Wrrrr! Rzeczywiście rozcięcia drutem na siatce nie pamiętam. Przy porażeniu wydaje mi się, że tato przywiózł Ci jakieś leki, bo jak zwykle bardzo się martwiłam.
Czasem lepiej nie wiedzieć, co się dziecku przytrafia… :D
Historia z ołówkiem przypomniała mi, jak będąc w 4 klasie podstawówki siedziałam przy biurku i robiłam coś, czym byłam całkowicie pochłonięta. W tym samym czasie do pokoju wszedł mój tata i chciał pożyczyć coś do pisania. Wzięłam ołówek i podałam mu go zamaszystym ruchem „na ślepo”, w ogóle nie patrząc, gdzie dokładnie stoi. Wbiłam mu go pod kątem prostym w zewnętrzną część dłoni tak głęboko, że weszła w nią cała zaostrzona cześć. Mój tata śmiał się, ale ja byłam przerażona tym, co może zrobić zwykły ołówek.
Jeśli chodzi o alkohol też mam bardzo słabą głowę. Jak już najdzie mnie ochota, to piję tylko wino lub szampana (bo nic innego mi nie smakuje) i to zaledwie kilka razy w roku. Jednak już po lampce lub dwóch czuję się niestabilnie i zawsze, ale to ZAWSZE mam na sobie wtedy obcasy. Chyba sama robię sobie na złość.
Przeżycie porażenia słonecznego musiało być przerażające. Naprawdę nie chciałabym być wtedy na Twoim miejscu.
Ja dziękuję, ale historia! Musiałaś rzucić tym morderczym ołówkiem bardzo mocno :P Szacun dla taty, że się śmiał.
Owszem, mam słabą głowę, jednak i tak mocniejszą od mamy. Ona już w połowie piwa cieszy się jak szalona :D
Na swoje życzenie… Chyba niczego strasznego czy medycznie-krwawo fajnego się nie dorobiłam. Zawsze bałam się coś sobie zrobić, uważałam i… No cóż. Mocny łeb a do tego natura domownika jakoś mi pomogły uporać się z kiepską koordynacją ruchową. Chociaż… Tak przy tym ołówku przypomniało mi się, że ja jakiś czas temu szyjąc, dziwnie przebiłam sobie skórę igłą. Tak, przeciagnęłam ją.
Aż mi się brzuch dziwnie ścisnął, gdy o rozciętym czytałam… Wybacz, ale lubię o takich rzeczach czytać, nawet gdy komuś fajnemu się przytrafiają.
Porażenie brzmi jednak strasznie. Nienawidzę przebywania na słońcu, opalania się itd. A potem ta gorączka… Potrafię ją sobie wyobrazić, bo rok temu mnie jakieś takie choróbsko dopadło, że też… Leżałam prawie bez życia, ale i tak chyba nie było ze mną aż tak źle.
Ołówkiem nikt mnie nie zaatakował, za to w podstawówce jedna dziewczyna rzuciła we mnie nożyczkami. Dlatego mam jedno ucho, haha. Żartuję. Nie trafiła.
Niestety nie umiem na siebie uważać. Z premedytacją robię rzeczy, które mogą mi zaszkodzić. Liczę na to, że mnie akurat nic się nie stanie. Cóż, czasem nie wychodzi :P
Nie mam Ci czego wybaczać. Większość opisanych cierpień dawno za mną. Wpisy są dla rozrywki czytelników, więc rozrywaj się śmiało.
Rzucanie ostrymi przedmiotami w ludzi wynika chyba z braku wyobraźni. Sama raz rzuciłam w tłum pinezką, nawet o tym pisałam. Sekundę później pożałowałam, mimo iż nikomu nic się nie stało. Pewnych rzeczy się po prostu nie robi.
Fakt. I nawet nie ma tłumaczenia, że rzucalo dziecko, bo jakoś mi już od najmłodszych lat pewne rzeczy Mama wdrożyła i po prostu by mi do głowy nie przyszło.
PS Ucha serio od urodzenia nie mam – można to do dolegliwości doliczyć? Jestem więc przygłucha jak dziad po setce. :D
Ale w ogóle nie masz otworu i nie słyszysz jedną stroną? To nie takie najgorsze. Pomyśl, co by było, gdybyś urodziła się bez ręki albo nogi. Biedni są tacy ludzie.