Zawsze chciałam cię poznać. Stałeś po drugiej stronie pokoju, jak zwykle z zamkniętymi oczami i zamyślonym wyrazem twarzy. Wstydliwie rzucałam w twoją stronę spojrzenia. Nie śmiałam popatrzeć wprost, na wypadek gdybyś podniósł powieki i pochwycił mój wzrok. Przyglądałam się twoim ubraniom i dodatkom. Śniadej skórze i czarnym włosom. Zaglądałam za kołnierzyk i pod mankiet koszuli, spod którego wystawały fragmenty tatuażu. Wykradałam cię wzrokiem kawałek po kawałku, żebyś stał się mój.
Tym razem, po dziesiątkach podobnych sytuacji, w których paraliżowały mnie wstyd i obawa, zebrałam się na odwagę i podeszłam. Stanęłam przed tobą, a ty otworzyłeś oczy i spojrzałeś prosto na mnie. Nasze źrenice połączyły się niewidzialną linią. Pod nosem zabłąkał ci się uśmiech. Pomiędzy różowymi wargami, w kolorowym świetle pokoju tanecznego, błysnęły zęby. Nie mogłam się oprzeć i dotknęłam twojego policzka. Był nieruchomy, a jednak wydawało mi się, że wraz z resztą twarzy tańczy, płynie przez muzykę, zmienia się milion razy na sekundę. Byłeś piękny.
Odwzajemniłeś dotyk. Jedną ręką pogłaskałeś mój policzek, po czym zostawiłeś na nim dłoń. Drugą rękę oparłeś na moim biodrze. Miałeś ciepłe, miękkie dłonie i pewny, silny chwyt. Czułam twoją skórę przez cienki materiał letniej sukienki. Wiedziałam, że ty także czujesz moją. Wcześniejsze obawy zniknęły. Zapewniłeś mi bezpieczeństwo. Pomyślałam, że pasujesz do mnie idealnie. Że twoje dłonie wpasowały się we mnie jak właściwe elementy układanki.
Nie chciałam się ruszać. Marzyłam o tym, żeby skamienieć, zatopić się w lawie i zostać tak z tobą na zawsze. Przeobrazić się w dwa połączone ze sobą, wpatrzone w siebie posągi zdolne pokonać czas. Kiedy umarłby ostatni człowiek, trwalibyśmy dalej. W częściowo zacienionym, częściowo nasłonecznionym, kruszącym się ze starości budynku bez dachu zarastalibyśmy mchem i powojem. Bylibyśmy jedynymi władcami nowego świata. Wolnego od smutku i samotności, zjednoczonego z naturą, nieskończonego.
Ty jednak się poruszyłeś. Zacząłeś tańczyć w rytm muzyki. Delikatnie, znacznie wolniej niż wszyscy dookoła. Tańczyłeś do swojej interpretacji melodii i zachęcałeś mnie, żebym za tobą podążyła. Zaczęłam więc stawiać kroki w ślad za tobą. Ruszać biodrami i ramionami. Popłynęliśmy przez muzykę tak, jak wcześniej płynęła przez nią twoja twarz. I choć obserwowanie, jak przeżywasz muzykę, sprawiało mi ogromną przyjemność, znacznie bardziej pragnęłam przeżywać ją razem z tobą. Dłonie wciąż trzymaliśmy na swoich policzkach. Pieściłeś wzrokiem moje oczy, a ja pieściłam twoje. I czułam się tak, jakbyśmy byli w tym pokoju pełnym ludzi zupełnie sami.
Zmieniła się melodia. Zapewne nie pierwszy raz, ale wcześniej nie zdołałam tego zauważyć. Byłam zbyt pochłonięta tobą. Wraz z melodią zmianie uległ kolor światła. Diody LED, którymi na czas imprezy zastąpiono tradycyjne żarówki, zalały pokój barwą z pogranicza fioletu i granatu. Ludzie znajdujący się dookoła nas rozpłynęli się w ostatnich dźwiękach poprzedniego utworu. Zamiast nich pojawiły się błyszczące gwiazdy. Wyglądały jak szczelnie oblepione złotym brokatem, może nawet stworzone z niego w pełni. Nie musiałam ich dotykać, by wiedzieć, że są chłodne i chropowate, jakże inne od twojej skóry.
Tańczyliśmy dalej, stawiając ostrożne kroki pośrodku nieskończonego kosmosu. Obok nas przelatywały komety, rodziły się i umierały gwiazdy. Jedne planety przestawały istnieć, inne powstawały z niczego. Kątem oka dostrzegałam te malutkie niczym ziarnko piasku i te ogromne jak Jowisz spleciony w tańcu z Saturnem. Nie mogłam jednak na nie spojrzeć, by nie oderwać od ciebie oczu. Czułam, że rodzi się między nami coś znacznie ważniejszego od planet. Coś, czego w kosmosie jeszcze nie było.
Melodia ponownie uległa zmianie. Zniknęły gwiazdy i planety, a pokój wypełnił się brązową poświatą poprzecinaną czarnymi wstęgami przypominającymi strużki dymu. A jednak powietrze – choć gęste – nie było ostre ani nie utrudniało oddychania. Czułam rześki zapach późnoletniego poranka i niedopasowaną do niego, przedziwną miękkość podłoża. Miałam wrażenie, że kiedy byliśmy zajęci sobą, ktoś wyciągnął spod naszych stóp dywan i wyłożył pomieszczenie cienką warstwą gąbki.
Z góry padała na nas jasność. Wlewała się kaskadami, zupełnie jakby sufit rozpłynął się w brązowym powietrzu i do środka wtargnął wodospad słońca. Nie mogłam się powstrzymać i spojrzałam w kierunku światła. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio tak bardzo się zdziwiłam. Chyba nawet z piersi wyrwało mi się cichutkie westchnienie. Zobaczyłam bowiem znajomy pokój pełny tańczących ludzi, a pośród nich nas. Ty nadal mi się przyglądałeś, ja zaś patrzyłam w górę. Z lekkiego oddalenia oglądałam scenę, w której jednocześnie uczestniczyłam.
Oderwałam oczy od niespodziewanego obrazu i skierowałam wzrok w dół. Moje najskrytsze marzenie okazało się prawdą. Staliśmy zanurzeni po kostki w twoich tęczówkach. Brodziliśmy w nich jak nastoletnia para stojąca na brzegu jeziora i opierająca się przed wejściem głębiej, by nie stracić się z widoku. Gdybym opowiedziała o tym przyjaciółce, nigdy by nie uwierzyła, że przytulona do ciebie tańczyłam w twoich oczach. Tak, przytulona, bo jak tylko oderwałam wzrok od miękkiej tęczówki, przyciągnąłeś mnie do siebie. Zatopiłam się w zapachu twojej skóry wymieszanym z aromatem użytych kilka godzin wcześniej perfum.
Zamknęłam oczy, by czuć cię mocniej i być z tobą bardziej. Jedną dłoń położyłam ci na sercu, drugą na ramieniu. Ty głaskałeś czule moje plecy. Lekko ciągnąłeś końcówki włosów, które w tańcu wyswobodziły się spod gumki, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Ponownie straciłam rachubę czasu i pozwoliłam melodiom zmieniać się bez zauważenia. Może minęła godzina, a może wieczność. Może czas dało się zmierzyć kilkoma utworami, a może było ich nieskończenie wiele. Dla mnie znaczenie miało tylko to, że byłam w twoich ramionach.
Ponieważ każda miłosna historia kończy się pocałunkiem, w naszym przypadku nie mogło być inaczej. Gdzieś między dźwiękami kosmosu i burzy odsunąłeś mnie lekko od siebie i ująłeś moją brodę w dwa palce, żebym nie stchórzyła jak miliony razy do tej pory. Spojrzałeś mi w oczy głęboko jak wcześniej. Chciałeś, żebym zobaczyła prawdziwego ciebie, bo ty widziałeś prawdziwą mnie. Oddychałeś przez lekko uchylone usta. Czułam zapach słodkich wiśni z cukierka, może lizaka. Pragnęłam sprawdzić, czy właśnie tak smakuje twój język.
Może ktoś przeszedł zbyt blisko nas, a może po prostu rozkojarzona twoim spojrzeniem zahaczyłam butem o dywan. W obawie przed upadkiem w tak ważnej chwili spojrzałam pod nogi. Podłoże wydawało się w porządku. Cała reszta – nie. Tracąc cię bowiem z oczu, straciłam poczucie, że wciąż trzymasz mnie w ramionach. Gdzieś zgubiły się twoje ciepłe dłonie. Dokądś odszedł rytm, w którym poruszaliśmy się, słuchając wspólnie niezliczonych melodii. Ulotnił się także zapach słodkich wiśni.
Znów byłam pod ścianą. Ty stałeś po drugiej stronie pokoju, jak zwykle z zamkniętymi oczami i zamyślonym wyrazem twarzy. Chciałam do ciebie podejść, ale świat stanął na głowie. Poczułam żar w całym ciele i przyspieszony ruch krwi w żyłach. Wymiary i zmysły pomieszały się ze sobą. Dźwięki miały kolory, a kolory smakowały jak owocowe drinki. Wielobarwne cukierki w śmiesznych kształtach sypały się z sufitu niczym konfetti. Jak tylko chciałam zrobić krok w twoją stronę, pokój wydłużał się i wyginał na boki. Miałam zbyt długie ręce i zbyt krótkie nogi, by pokonać dzielącą nas odległość. Oparłam się więc o ścianę i zamknęłam oczy jak ty. Czas płynął do przodu, do tyłu i na boki, a ja czekałam, aż wszystko wróci do normy. I bardzo żałowałam, że znowu nie dałam rady do ciebie podejść.
***
Opowiadanie powstało na (bardzo luźnej) podstawie snu 20 lutego 2023 roku.
Nie dodajesz opowiadań w kolejności chronologicznej od najstarszego, prawda? Wydaje mi się, że to czytałam baaaardzo dawno temu (ale może mózg płata mi figle).
To ostatnie zdjęcie jest przepiękne!
Chyba jednak dodaję. Możliwe, że są drobne przesunięcia, ale z naciskiem na drobne. Nie chce mi się sprawdzać. Jeśli masz ochotę pobawić się w Sherlocka Holmesa, na końcu każdego opowiadania znajdziesz datę powstania.
Dzięki ;*
O nie!!! 🙈🙊Jakie piękne opowiadanie!!!! Nie chcę takiego zakończenia!!! Przeczytam jeszcze raz, ale skończę na język! 👍 Resztę dowymyślam. Nie tak pięknie jak Ty, ale będziecie na zawsze razem! – lubię szczęśliwe zakończenia.
Czytało się cudnie!
Haha, dobry pomysł. Czasem tak mam z książkami i filmami, że żałuję, iż nie skończyłam czytać/oglądać chwilę przed finałem. Dziękuję ;*