Czy można się śmiać ze wszystkiego? A jeżeli nie, z czego nie można się śmiać, bo nie wypada lub jest to już przegięcie? Oba pytania – choć funkcjonują w debacie od dawna – pozostają otwarte. Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, są wyłącznie opinie. Na dodatek mam wrażenie, że ilu ludzi, tyle opinii. Zenek uważa, że można się śmiać ze wszystkiego. Ewa jednak upomina, że nie powinno się śmiać z x. Z kolei dla Bożeny to y stanowi wyjątek, z którego w żadnym wypadku nie należy żartować. Jest też Jurek, którego nie śmieszy nic, co choć trochę kontrowersyjne, wobec czego najchętniej objąłby prawo do śmiechu jakimś długim i zawiłym regulaminem.
W związku z powyższym dzisiejsza publikacja nie stanowi rozstrzygnięcia kwestii, z czego śmiać się można, z czego zaś nie można. Jak wiele innych wpisów jest wyłącznie moim spojrzeniem na sprawę. Bardzo chętnie poznam wasze opinie, gdyż akurat o prawie do śmiania się ze wszystkiego nie miałam okazji rozmawiać z wieloma osobami. Niestety podejmowanie tego tematu jest równie ryzykowne co żartowanie z kontrowersyjnych zagadnień.
Z czego NIE można się śmiać?
Są tematy, które w świetle prawa do śmiania się ze wszystkiego nie budzą wątpliwości. Żarty o motylach, poduszkach ani ziemniakach raczej nikogo nie urażą, a jeśli ktoś taki się znajdzie – w końcu na świecie żyje przeszło osiem miliardów ludzi – zakładam, iż będzie należał do mniejszości. Inna sprawa, że żart o motylu nie brzmi zbyt atrakcyjnie. Wręcz przeciwnie: z góry wieje nudą, choć jeszcze go nie usłyszałam. Odnoszę wrażenie, iż humor musi być choć odrobinę kontrowersyjny, inaczej nie wzbudza emocji.
No dobrze, ale czy można śmiać się ze wszystkiego? Bez trudu wskażemy tematy, które albo w debacie wywołują istne piekło, albo po prostu sprawiają pewnym ludziom – zwłaszcza grupom ludzi – przykrość. Czy można żartować ze śmierci? Morderstwa? Pedofilii lub innej krzywdy dzieci? Czy humorystyczne skecze o aborcji, otyłości lub nowotworze powinny kogokolwiek bawić? Czy ogółem żarty z bolesnych kwestii są okej, czy może jednak to wyraz braku taktu, a osoba śmiejąca się chociażby z katastrofy smoleńskiej jest głupim burakiem? Odpowiedź na te pytania wydaje mi się szalenie ciekawa.
Czarny humor – można czy nie można się śmiać?
Poprzedni akapit przenosi nas do zagadnienia czarnego humoru. Jak podaje ciocia Wikipedia, czarny humor to: odmiana komizmu, polegająca na wydobywaniu efektów humorystycznych z zestawienia elementów grozy i absurdu, charakterystyczna dla nurtu nadrealizmu, teatru absurdu, a także różnych odmian groteski. W ramach czarnego humoru żartuje się ze wszystkiego, prawdopodobnie nie ma żadnych granic.* Oczywiście nie oznacza to, że taki styl żartowania odpowiada wszystkim. Nadal znajdują się osoby – prawdę mówiąc, ogrom – które uważają, że z pewnych tematów żartować nie można, a czarny humor nie jest wymówką.
Na czarny humor składają się klasyczne dowcipy, możliwe do łatwego wyszukania w internecie, a także skecze, wystąpienia stand-upowe i wiele innych form przekazu (w tym całe filmy, np. Monty Pythona). Na pewno nie jest to główny nurt komedii, ale też nie mówimy o niszy ani marginalnej grupie pokrzywieńców moralnych bez kultury i taktu.
* Niestety nie miałam okazji porozmawiać z twórcą czarnego humoru. Chętnie zapytałabym, czy mimo iż w tego rodzaju komizmie granice są przesunięte, nadal wyznacza się ramy, których nie należy przekraczać. Innymi słowy: z czego nie można się śmiać w ramach czarnego humoru, o ile coś takiego istnieje.
Można śmiać się ze wszystkiego, ale po jakim czasie?
Kolejną istotną kwestią w temacie śmiania się ze wszystkiego jest odległość od wydarzenia, o ile oczywiście w danym wypadku można wskazać jednoznaczne wydarzenie (chociażby wspomnianą już katastrofę smoleńską). Wielokrotnie słyszałam stwierdzenie – m.in. w odniesieniu do stand-upu, którego jestem ogromną fanką, a także w świetle tworzenia memów – iż żeby można było z czegoś żartować i faktycznie śmieszyło to ludzi, musi minąć pewien czas. Przykładowo: śmianie się z papieża w dniu jego śmierci zostałoby odebrane społecznie źle, natomiast obecnie papajowe dowcipy i memy są nieodłącznym – i sporym – elementem internetowej popkultury.
Problemem jest to, że nie ma żadnych reguł dotyczących okresu, w którym jeszcze nie można żartować, ani daty, po której można jechać z tematem bez zahamowań. Chyba po prostu trzeba umieć wyczuwać nastroje społeczne. Natomiast zawsze znajdzie się grupa osób – zwłaszcza w internecie – której czekanie nie będzie odpowiadało. Dowodem są memy powstające już w dniu różnych tragedii i kontrowersyjnych wydarzeń. Przy czym nie są one tworzone celem rozśmieszenia społeczeństwa, lecz rozgniewania ludzi i wywołania gównoburzy w sieci.
Śmianie się ze wszystkiego – wentyl bezpieczeństwa
W świetle wspomnianego wyżej rozśmieszania społeczeństwa humor pełni bardzo ważną funkcję. I nie tylko humor. Na studiach uczyłam się, że wydarzenia typu karnawał – np. Rio de Janeiro – organizuje się po to, by ludzie mogli się wyszaleć, rozładować, spuścić z siebie powietrze, nerwy, smutki, wkurzenia. Na tej samej zasadzie opiera się seria filmów The Purge (Noc oczyszczenia). Fabuła polega na tym, iż na co dzień ludzie są dla siebie mili i uczynni, a w jednym dniu w roku mogą na siebie napadać, rabować domy i sklepy, mordować sąsiadów i w ogóle robić wszystko, na co mają ochotę. Ten drastyczny wentyl bezpieczeństwa służy utrzymaniu spokoju w codziennym życiu i obniżeniu poziomu przestępczości. Skoro raz w roku można oddać się wszelkim potwornościom bez widma kary, nie opłaca się ryzykować przez resztę roku.
Podobne efekty daje komizm, zwłaszcza czarny humor. Na świecie istnieją okropieństwa, o których nam się nie śniło. Porwania młodych dziewczyn, które przez lata więzi się w piwnicy, gwałci i torturuje. Porywanie lub kupowanie maleńkich dzieci w celu nagrywania dziecięcej pornografii i mordowania ich przed kamerą, bo zawsze znajdą się chętni, by kupić taki film. Zabieranie bezdomnych kotów do domu i torturowanie ich m.in. poprzez umieszczanie w blenderze. To wszystko realne przypadki – chętnym mogę podać źródła. Kiedy zawodzi prawo, a w ludziach narasta napięcie, strach i smutek, kiedy nie możemy pogodzić się z tym, na jakim świecie żyjemy, pojawia się humor. Obśmiewa to, z czym nie jesteśmy sobie w stanie poradzić w inny sposób. Robi się trochę lżej i można iść dalej.
Polityczna poprawność – domena „lewaków”?
W mediach – przynajmniej tych, które czytam i oglądam w internecie – mówi się, iż poprawność polityczna jest domeną lewicowców. I rzeczywiście, to lewica walczy o inkluzywność, akceptację inności, tolerancję i szacunek wobec wykluczonych. Skrajna lewica robi to do przesady, w związku z czym pojawia się chociażby cyrk z tysiącem płci, problematycznymi zaimkami czy unikaniem słowa kobieta. Ponadto w odczuciu tej grupy feminizm, który do tej pory był super, już nie wystarcza. Jeśli ktoś jest niedostatecznie inkluzywny, jak J.K. Rowling, otrzymuje miano TERF-a, czyli człowieka wykluczającego osoby transpłciowe.
Same poglądy nie stanowią problemu. Gdyby można było o nich dyskutować, odbywałoby się to z ogromną korzyścią dla społeczeństwa. Warto poznawać punkty widzenia różnych grup, słuchać argumentów za i przeciw i dzięki temu wyrabiać sobie zdanie. Fanatyzm nigdy nie jest dobry. Niestety skrajna lewica nie dopuszcza do dyskusji. W Ameryce i Wielkiej Brytanii – początki widać także w Polsce – zakorzeniła się cancel culture, czyli kultura unieważniania. Z osobami, których poglądy nam nie odpowiadają, nie podejmuje się debaty, tylko wyklucza się je. Mało tego, na uniwersytetach, które powinny stanowić miejsce do zderzania się różnorodnych poglądów, na prośbę studentów odwołuje się wykłady prawicowych mówców, bo studenci – ups, przepraszam, osoby studenckie – zgłaszają, że czują się zagrożeni (zagrożeniem jest dyskomfort podczas słuchania odmiennych poglądów; przewrażliwione osoby nazywa się płatkami śniegu). W rezultacie w przestrzeni, w której nie ma miejsca na dyskusję, nie ma też miejsca na żarty.
Jeżeli interesuje was ten temat, bardzo polecam książkę: Greg Lukianoff, Jonathan Haidt, Rozpieszczony umysł. Problem przerywanych wykładów został też poruszony na kanale Szymon mówi na YouTubie.
Obraza uczuć religijnych – nie można śmiać się ze wszystkiego
Jeśli jesteście przekonani, że za kuriozalną poprawność polityczną odpowiadają „lewaki”, bo nie pozwalają pośmiać się ze śmiesznych rzeczy, spróbujcie zażartować z Boga lub Kościoła Katolickiego przy osobach innych niż znajomi, o których wiecie, że się nie obrażą. Ba! gdyby chodziło tylko o zwykłe obrażenie się, zgromienie wzrokiem lub słowne skrytykowanie, w ogóle bym o tym nie pisała. Jednakże w polskim prawie istnieje art. 196 Kodeksu karnego dotyczący, jak już się pewnie domyślacie, obrazy uczuć religijnych. Ja jako fotomodelka mogłabym dostać zarzuty za wykonanie sesji, w której krzyż lub Biblia wystąpiłyby w roli innej niż świętość. Uważać trzeba nie tylko w sztuce, ale także w rozrywce, debacie i na co dzień. Jeśli co najmniej jedna osoba poczuje się urażona – a podkreślę, iż urazy nie da się zdefiniować ani udowodnić w żadnej sposób, wystarczy zatem deklaracja – można otrzymać karę.
Moim zdaniem zasadność argumentu typu z chłopa przerabiającego się na babę można się śmiać, ale z Boga to już nie, bo to Bóg jest zerowa. Dlaczego osoby wierzące lub religijne miałyby narzucać, z czego mają się śmiać inni? A jednak narzucają – mają to zagwarantowane prawnie. Nie rozumiem, dlaczego czarny żart na temat Boga grozi karą, a czarny żart dotyczący jednorożca grozi co najwyżej brakiem śmiechu ze strony słuchaczy – dla wielu osób istnienie obu bytów jest równie nierealne. Koniec końców więc to nie lewicowcy ani prawicowcy są przewrażliwieni. To kwestia (problem?) ludzi ogółem.
Śmianie się a wyśmiewanie
Moim zdaniem istnieje ogromna różnica między śmianiem się a wyśmiewaniem. Dla wielu osób jednak ta różnica jest niewielka bądź nie ma jej wcale, co nawet rozumiem, bo nie stworzono jeszcze kodeksu zasad oddzielających jedno od drugiego, toteż dla jednej osoby wyśmiewanie się może oznaczać to, co dla innej jest zwykłym śmianiem się z żartu.
Nie mam pomysłu, jak moglibyśmy spolecznie ustalić, co już nie jest żartem, lecz obrazą. Na pewno jednak rozróżnienie nie powinno opierać się na indywidualnym odczuciu, że coś nie jest śmieszne. Ludzie mają tak drastycznie różne poczucia humoru, że gdyby prawo miało uwzględnić odczucie każdego obywatela, nie mogłoby powstać. Oczywiście mój brak pomysłu na rozwiązanie nie stanowi problemu. Nie jestem od tego, by samodzielnie tworzyć prawo. Tym, czego nam potrzeba, jest dyskusja. I otwartość na poglądy innych, nawet jeśli uważamy je za nieakceptowalne. Niedorzeczne pomysły trzeba odpierać dobrymi argumentami, nie zaś wykluczaniem (cancel culture) ani podawaniem do sądu (za obrazę uczuć religijnych).
A może w ogóle takie rozróżnienie nie jest potrzebne i ludzie powinni móc zarówno żartować ze wszystkiego, jak i obrażać się nawzajem. Być może obraza powinna być regulowana społecznie (np. dezaprobatą), a nie prawnie. O tym również można i warto dyskutować, ale kulturalne debatowanie to chyba zanikająca umiejętność, zwłaszcza w internecie.
Czy można śmiać się ze wszystkiego? – moja opinia
Czy według mnie można śmiać się ze wszystkiego? TAK! Czy istnieją rzeczy, z których nie powinno się śmiać? NIE! Naturalnie są kwestie, które mnie nie bawią i którymi czuję się dotknięta. Z uwagi na wyzwiska słyszane przez całe dzieciństwo i późniejsze zaburzenia odżywiania, które zniszczyły mi zdrowie, nienawidzę śmiania się z grubych ludzi. Nie tylko mnie to nie śmieszy, ale także wywołuje we mnie negatywne emocje. Ale to ja i moja opinia. Nawet gdybym mogła, nie zakazałabym śmiania się z grubych ludzi innym. Jeżeli robią to bliskie mi osoby, chętnie im mówię, dlaczego sama się nie śmieję, a także staram się naprostować błędne przekonania. I tyle. Po prostu kiedy coś jest dla mnie nieśmieszne, nie śmieję się.
Co do czarnego humoru, bardzo go lubię. Morderstwo, gwałt, pedofilia, niepełnosprawności? Żartujcie śmiało! (Ulubiony dowcip mojego kolegi stand-upera dotyczy właśnie pedofilii). Nie podobają mi się ani kuriozalna poprawność polityczna lewicy i jej cancel culture, ani wojowanie obrazą uczuć religijnych przez prawicę i inne osoby wierzące. Nie potrafię też odpowiedzieć, co jest gorsze: sprawnie działające wykluczanie społeczne czy dotkliwe finansowo lub nawet życiowo kary sądowe. Uważam, iż bycie płatkiem śniegu nie jest dobre w żadnym kontekście, nawet czegoś pozornie tak lekkiego jak humor.
Jak już pisałam, nie wiem, w jaki sposób możemy ogólnospołecznie oddzielić śmianie się od wyśmiewania – ani czy w ogóle się da bądź powinno się to zrobić – jednak według mnie jest między nimi różnica. Żarty są nastawione na dostarczenie ludziom rozrywki, a obrażanie na sprawienie komuś przykrości. Niestety żarty w celu dostarczenia ludziom rozrywki kosztem innych stoją na pograniczu, toteż ze zdefiniowaniem ich byłby największy problem. Zresztą cały czarny humor byłby problematyczny w ujęciu prawnym.
***
I tyle. Jestem bardzo ciekawa waszego zdania – nawet bardziej niż w innych tematach. Czy uważacie, że można śmiać się ze wszystkiego? Jeżeli nie, z czego nie można żartować i dlaczego? Co sądzicie na temat czarnego humoru, cancel culture i obrazy uczuć religijnych objętej przepisem prawnym? Dajcie znać. Dyskusja społeczna jest nie do przecenienia.