10 powodów, dla których jestem Typową Kobietą #1

Zanim przejdę do wymieniania owych dziesięciu powodów, dla których śmiało można mnie uznać za Typową Kobietę, wyjaśnię pokrótce, skąd wziął się pomysł na wpis i dlaczego postanowiłam go stworzyć.

Pod koniec liceum, gdy miałam permanentną depresję związaną z cojamamzadawaćmamaturze oraz jakiejamamwybraćstudia, wielkim oparciem okazała się najbliższa rodzina, a dokładnie dwie istoty mieszkające po drugiej stronie ściany. Pomiędzy dawaniem mi rad, głaskaniem po głowie i długimi rozmowami, próbowały mobilizować mnie do działania i nie pozwalały utonąć w morzu rozterek. Dlatego też, gdy po raz milionowy przyszłam do dużego pokoju ze łzami w oczach, M. zaproponował bardzo ciekawe ćwiczenie umysłowe (umysłowo-literackie), które polegało na stworzeniu dwóch scenariuszów mojego życia. Od dzieciństwa aż po grób.

Pierwszy z nich miał być totalnie optymistyczny, przedstawiający wszystko w różowych barwach, spełniający moje marzenia i nadzieje, ale oczywiście w ramach zdrowego rozsądku, nie mogłam na przykład napisać, że w wieku trzydziestu lat nauczyłam się latać. Drugi zaś miał być jego przeciwieństwem i stanowić pewnego rodzaju horror (będę mieszkała w ziemiance, pracowała w call center, nigdy nie wyjdę za mąż, a pod koniec życia zjedzą mnie chihuahua).

Oba teksty mam do dziś, co ważniejsze jednak, oba bardzo mi pomogły. Wszystko stało się jaśniejsze, gdy przeczytałam, czego pragnę i co muszę zrobić, by to osiągnąć, a także czego się w życiu boję i powinnam unikać, by nightmare never come true.

To naprawdę dobry sposób na radzenie sobie z Wielką Niewiadomą oraz oświetlanie ciemnej przyszłości. Jeśli kiedykolwiek znajdziecie się na rozdrożu, a gwarantuję, że tak będzie, skorzystajcie z niego. Nie musicie od razu pisać wypracowań na milion stron, jeśli nie sprawia wam to przyjemności. Wystarczy, że stworzycie wiersz, piosenkę, może nawet samą melodię, która was poprowadzi.

PS Poniższy tekst możecie potraktować jako element autoanalizy, ale oczywiście humorystycznej.

10 powodów, dla których jestem Typową Kobietą

1. Kocham być noszona na rękach

I nie wierzę, że istnieje jakakolwiek kobieta, która tego nie lubi (są wyłącznie takie, które boją się, że facet ich nie utrzyma – nie martwcie się, utrzyma). To taka pozostałość po dziecięcych czasach, kiedy z ziemi podrywały nas silne ramiona mamy lub taty. Jeździłyśmy na barana, obracałyśmy się w helikopterach i byłyśmy lulane jak małe lalki. To wszystko kojarzy się z bezpieczeństwem, beztroską i chwilą oderwania od rzeczywistości, problemów dnia codziennego, utrapień.

Podobny stan daje tylko powierzchnia wody, na której można by się położyć i leżeć do końca życia. Bezgłośnie, bez istnienia. Ręce to jednak dodatkowo drugi człowiek, ktoś, komu możemy zaufać, kto nas nie puści (w przenośni i dosłownie). Nieważkość, mmm. Roztapianie się w bezwładzie. Piękna rzecz.

2. Uwielbiam czekoladę

Nie mam na myśli całych tabliczek, te póki co wolę raczej zbierać, ale smak czekolady w ogóle. Batoniki, ciastka z czekoladą, a nawet rzeczy, które nie do końca do czekolady pasują. Czasem zazdroszczę tym, którzy potrafią się nią delektować, jeść kostka po kostce, popijając w międzyczasie kawę czy herbatę. Wywodzę się z domu, w którym wszystko znikało od razu i jeśli nie zjadłeś czegoś teraz, zaraz, to mogłeś się spodziewać, że już nie będziesz miał okazji.

Odwiedzając przyjaciółkę i przeglądając z nią barek w celu znalezienia czegoś do przegryzienia, byłam w prawdziwym szoku, że można mieć szafkę wypełnioną słodyczami, których się nie je. Albo je, ale nie naraz. Pomyślałam wtedy, a byłam jeszcze w podstawówce (!), że w przyszłości, we własnym domu, będę taką szafkę miała. Stąd moje dzisiejsze zbieractwo i chomikowanie (może teraz nieco mnie zrozumiecie).

Odbiegłam jednak od tematu. Czekoladę kocham pod wszystkimi postaciami: jedzeniową, pitną, w kosmetykach (od lat używam tego samego kremu do twarzy: masła kakaowego Ziaji), świeczkach, kadzidełkach… we wszystkim. Kocham jej konsystencję, zapach, smak, delikatność. Gdybym miała określić, czym według mnie jest kobiecość, być może odpowiedziałam, że czekoladą właśnie.

3. Kocham komplementy

Chociaż, jak większość Polaków, przeważnie zbywam je słynnym „e tam, nie przesadzaj”, to ostatnimi czasy uczę się reagować poprawnie, po prostu dziękując. Bo nie ma gorszej rzeczy od umniejszania własnych osiągnięć czy zalet. Potem się dziwimy, że nikt nie chce nam mówić niczego miłego. Tylko dlaczego ma chcieć, skoro wcześniej milion razy poinformowaliśmy go, że przesadza? Tak to sobie wzięłam do serca, że postanowiłam zmieniać świat, zaczynając do siebie (przy okazji walcząc z nieśmiałością w świecie realnym).

Kiedy widzę na ulicy kogoś, kto ma na sobie coś ładnego, mówię mu to (póki co raczej dziewczynom, z chłopakami mam jeszcze kłopot). Raz udało mi się skomplementować kolczyki, innym razem coś tam. I, o dziwo, nie zostałam odebrana jako alien albo creep. Wiem, że podobne zachowanie w stosunku do mnie poprawiłoby mi humor na cały dzień, dlatego daję to innym. Szczerość nic nie kosztuje, a sprawia radość.

4. Uwielbiam się przytulać i całować

Sądzę, że są to jedne z najlepszych rzeczy, jakie można robić z osobą, wobec której czujemy pociąg i/lub żywimy jakieś głębsze uczucia. Przytulanie jest ciepłe, miłe, wygodne, daje poczucie bezpieczeństwa, a czasem bycia bezwzględnie kochanym. Całowanie jest za to przekraczaniem „bramy do sekretu” drugiego człowieka, stanowi ono bowiem pierwszy krok w intymności. I nie mówię o buziakach na powitanie czy jamochłonach ciotki podczas znienawidzonych imienin, tylko porządnym, niespiesznym wczuciu się w drugiego człowieka.

Całowanie się i przytulanie jest grą, w której poznajemy partnera, konstruujemy na jego temat pewne wnioski. Każdy przytula i całuje się inaczej, inną przyjmuje wtedy pozycję, co innego robi z dłońmi. Da się na przykład wyczuć, czy jesteśmy dla niego przelotną znajomością, czy kimś ważnym. Szczególnie przyjemne są pierwsze razy, gdy albo jesteśmy zachwycone, albo zawiedzone. Bo przytula jakby chciał a nie mógł, bo obślinił nam pół twarzy albo dziesięć razy stuknęliśmy się zębem. Mimo kilku zawodów miło jest jednak dalej szukać i próbować, bo gdzieś tam na pewno czekają na nas te jedne ramiona i te jedne wargi.

5. Wierzę w Wielką Miłość

Albo przynajmniej bardzo chcę wierzyć, że w nią wierzę. Nie sądzę przy tym, by w życiu dało się kochać tylko raz, a potem to już samotność, habit i latarnia morska. Nie, zakochać da się zdecydowanie dużo razy. Również ową Wielką Miłość można przeżyć kilkukrotnie (nie wierzę, by była ona również Jedyna), aczkolwiek są i tacy ludzie, którzy nie doświadczają jej nigdy. Zakochują się, zauraczają albo żyją ze swoim partnerem, bo ten jest dobry i wygodnie stać przy jego boku. Ja jednak nie chciałabym taka być.

Chciałabym przeżyć życie u boku człowieka, którego będę kochała do granic możliwości, choć nie będzie on moją drugą połówką, bo w to też nie wierzę (na ziemi jest tyle ludzi, że nie ma szans, żeby nasze domniemane połowy urodziły się w tym samym kraju czy mieście). Nie ma również Księcia na białym koniu, choć chciałabym, żeby był.

Kocha się i za, i pomimo. I taką właśnie osobę chciałabym znaleźć: z którą będę się zgadzała w najważniejszych dla mnie kwestiach (religia, światopogląd, polityka, sposób życia…), a jednocześnie będę kochała pomimo jej głupstw i rozbieżności w naszych charakterach.

Ciąg dalszy: 10 powodów, dla których jestem Typową Kobietą #2

***

Zachęcam także do zajrzenia do wpisów:

17 myśli na temat “10 powodów, dla których jestem Typową Kobietą #1

  1. Jeżeli chodzi o czekoladę to mam dokładnie tak samo! Nie wyobrażam sobie zjeść kawałek i resztę odłożyć :D O delektowaniu się słodyczami nie wspomnę, to moja mała słabość :3 Jednak bardzo mi z tym dobrze! Świetny blog, pozdrawiam i będę obserwować dalej.

  2. Też długo używałam masła kakaowego Ziaji. Teraz do twarzy stosuję co innego, ale jako balsam niezmiennie od lat Isana kakao-kokos-masło shea. I czekoladę umiem jeść po kosteczce, to fakt ;). Ale na przykład ciasta czekoladowego nie umiem zjeść po małym kawałku :D. Na ciasta jestem worek bez dna!

    A w Wielką Miłość wierzyć nie muszę. Bo ją mam, więc WIEM, że jest ;). Komplementy też już nauczyłam się przyjmować. A przytulanie i całowanie… o taktaktaktak :D

    1. Ja też swoją miałam i wiem, że potrafi boleć tak samo mocno, jak wcześniej cieszy.
      W ogóle to jestem w szoku, że dorwałaś Internet. Miałaś robić przerwę i co? :D

      1. Mnie na szczęście Miłość nie boli i mam nadzieję, że nie będzie. Czasem jest to ból tylko i wyłącznie taki przyjemny. No i czasem z tęsknoty.

        Dopiero wieczorem 25 grudnia wyjeżdżałam :). Potem internet dla mnie nie istniał :D.

  3. Dobrze jest móc powołać się w razie potrzeby na to, że jest się typową kobietą. A jeszcze lepiej (stereo)typową blondynką. :D

  4. Nie lubię się tulić i być przytulana, nie lubię jak mnie ludzie dotykają i zwykle w głowie krąży mi myśl „proszę, puść mnie, już”. Z czekoladą wiadomo, dzień bez czekolady to dzień stracony.
    A z komplementami mam tak samo jak ty, teraz próbuje dziękować, ale ciągle czuje, że powinnam zaprzeczyć, że nie, cale nie wyglądam ładnie, ta bluza taka fajna nie jest, a dobry wynik w czymśtam wcale nie był wielkim osiągnięciem.

    1. Też nie lubię tulenia i przytulania od kogokolwiek. Tylko niewielkie grono ludzi może mnie dotykać ;)

  5. Noszenie na rękach zawsze było zarezerwowane dla naszego taty, który przenosił nas do naszego łóżka, kiedy jak zwykle wieczorne rozmowy zakończyły się zaśnięciem w wielkim łóżku rodziców :) Od tej pory (bo te czasy niestety już minęły, ale jednak szczęśliwie dla ojcowskiego kręgosłupa) na noszenie na rękach dostanie pozwolenie tylko Wybranek Serca, bo w Prawdziwą Miłość wierzymy. Idealnym przykładem na taką miłość są nasi rodzice, którzy faktycznie zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia i przeszli dość wyboistą drogę aby być razem. Choć nikt nie wróżył im szczęśliwego małżeństwa to oni nadal po 25 latach mogliby za siebie w ogień skoczyć :)

  6. Co do tulenia to ja uwielbiam się przytulać ale TYLKO gdy JA mam na to ochotę. Gdy ktoś nie trafi w odpowiedni ”dzień” potrafię być bardzo nie miła :P

    1. Ja niemiła raczej nie, bo czasem bywam baardzo nieasertywna, szczególnie gdy kogoś lubię i nie chcę mu sprawić przykrości.

  7. Kocham Cię za takie wpisy :*

    Kradnę, że kobiecość jest czekoladą. I też się lubię przytulać. Jak byłyśmy małe, to się tak często tuliłyśmy… :) Jesteś bardzo dobrym przytulaczem.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.