Najlepsze porady sklepowe (bo moje). Shophacki #2

Słodcy czytelnicy livingu, witajcie w tym jakże niespodziewanym wpisie prezentującym drugą część stosowanych przeze mnie – częściowo autorskich! – shophacków. Jeżeli w poprzedni weekend poniósł was melanż i przegapiliście pierwszą część listy, koniecznie się z nią zapoznajcie: Najlepsze porady sklepowe (bo moje) #1. Nie musicie robić tego od razu, gdyż poprzednie i dzisiejsze shophacki nie są powiązane chronologicznie. Z naciskiem na od razu, bo tak ogólnie to musicie, inaczej sczeznę.

Czujcie się upoważnieni do wprowadzenia wszystkich bądź wybranych porad do waszego Systemu Sprytnego Kupowania. Jeśli jeszcze takiego nie macie, koniecznie stwórzcie. Zakupy mogą być miłe, szybkie i bezstresowe, a przy okazji wygodne i korzystne na wiele sposobów, nie tylko cenowo.

Jak kupować w sklepie sprytnie i korzystnie?

Ważenie produktów nie na wagę

Miłość do pierogów orkiszowych z serem i szpinakiem z Lidla – od paru miesięcy niedostępnych, ponieważ #szcześcieOlgi – nauczyła mnie, jak kombinować, żeby kupić więcej dobrego w tej samej cenie. Zaczęło się od zauważenia, iż rozbieżności wagowe są olbrzymie. Jedne pierogi ważyły 310 g z opakowaniem, inne prawie 400 g. Z tej przyczyny produkty w dużych opakowaniach, zwłaszcza garmażeryjne i mrożone, warto ważyć na sklepowej wadze do warzyw i owoców. Wybieracie te, które są najkorzystniejsze, resztę zaś kulturalnie odnosicie na półkę, żeby wziął je jakiś nieświadomy nieszczęśnik.

Kupowanie produktów promocyjnych na zapas

Zakupy robione na bieżąco może i są wygodne, bo nie trzeba przemieniać domu w cudaczny spichlerz wielobranżowy, ale nie są korzystne cenowo. Jeśli tylko macie wystarczająco dużo miejsca do trzymania imponujących zbiorów, kupujcie promocyjne produkty na zapas, zwłaszcza te z długą datą ważności. Nie tylko jedzenie! W tej chwili chomikuję kilkanaście szamponów i odżywek do włosów, kremów do twarzy, mleczek do demakijażu, chemii do sprzątania, no i oczywiście mnóstwo żarełka. Przed wielogodzinnym kiśnięciem w sklepach i bitwą o puszkę tuńczyka w ostrej fazie szaleństwa spowodowanego koronawirusem uratowało mnie to, że mam w domu wszystko, czego potrzeba do przeżycia dziesięciu lat w zamknięciu. Na dodatek w ostatecznym rozrachunku zaoszczędziłam sporo monet.

Wybieranie produktów z tyłu półki

Klasyka gatunku: produkty lodówkowe wybierajcie z końca lodówki. Po pierwsze mają dłuższe daty ważności. Po drugie są mniej zmacane. Po trzecie nie są to egzemplarze, które rano jakiś cham odłożył na zwykłą półkę, a wieczorem znużona życiem ekspedientka wsadziła z powrotem do lodówki.

Chowanie ostatnich sztuk, po które się wróci

Jeżeli widzicie, że w sklepie zostały ostatnie sztuki produktu, który absolutnie musicie mieć, inaczej umrzecie, ale nie macie przy sobie monet, nie przejmujcie się. Ukryjcie cudo, po które później wrócicie, między innymi produktami, najlepiej tymi niezbyt interesującymi. Istnieje małe prawdopodobieństwo, że ktoś odkryje limitowaną czekoladę za barykadą ketchupów marki Ketchup, zawierających 0,000001% pomidora. Ale uwaga: korzystajcie z tego sposobu tylko wtedy, kiedy macie pewność, że wrócicie po schowany produkt! Jeżeli uznacie, że jednak nie możecie go kupić, zmienicie zdanie albo ktoś zrobi wam niespodziewajkę, miejcie przyzwoitość i wróćcie do sklepu, by go odkopać i odłożyć na właściwe miejsce.

Sięganie po produkty położone wysoko i głęboko

Mimo iż nie jestem osobą krótką – mam modelowy wzrost Polki żyjącej w XXI wieku – zdarza się, że hufam i pufam przed regałem, wykonując dziwaczne tańce-połamańce i przeklinając, iż nie dysponuję ręką z gumy. Ostatni raz spotkało mnie to w Leclercu. Chciałam kupić Zdrowy Błonnik Granexu, ale nie dość, że dziad stoi na najwyższej półce, to jeszcze zostały trzy kartony ledwo widoczne z głębin regału. W takiej sytuacji warto udać się do najbliższej alejki ze sprzętem domowym i wypożyczyć dowolny przedmiot o podłużnym kształcie. W moim przypadku była to… szczotka do toalety. Elegancko upolowałam nią kartony – oczywiście, że wszystkie trzy! – a potem jak gdyby nigdy nic odniosłam szczotkę na miejsce i poszłam po kolejne produkty z listy. Uwaga: sposób wymaga dystansu do siebie i braku wstydu.

Szukanie produktów z boku i na półce poniżej

Na koniec zostawiłam shophack, który jest najmłodszy w mojej kolekcji. Odkryłam go dzięki Leclercowi, ale chyba także Biedronce. Otóż w niektórych sklepach – np. w działach z pieczywem – półki skonstruowane są tak, że nie docierają do ściany. W szparze znajdującej się na końcu czasami blokuje się produkt, który jest wam niezbędny do życia, a którego nie widać. Podczas kupowania chleba i innych miękkich produktów, zwłaszcza piekarskich i cukierniczych, sprawdzajcie, czy pożądana ofiara nie utknęła w szparze na końcu półki. A to i tak nie wszystko! Patrzcie, czy wymarzony produkt nie znajduje się na półce poniżej, bo nudziło mu się na wyższej, wziął i spadł. Warto też przekopać tyły za produktami zlokalizowanymi po bokach. Czasem ofiara kitra się za innymi i czeka na was, bo wie, że jest wam przeznaczona.

***

Tym razem dobrnęliśmy do prawdziwego końca (o ile nie wymyślę kolejnych shophacków). Bez strachu o stabilność głowy na karku możecie napisać, jakie sztuczki stosujecie w sklepach, aby ułatwić sobie robienie zakupów. Ograniczacie się do oklepanego podążania za listą zakupów, a może robicie coś, na co nie wpadły nawet moje kreatywne zwoje mózgowe? Koniecznie dajcie znać!

15 myśli na temat “Najlepsze porady sklepowe (bo moje). Shophacki #2

  1. Ależ my jesteśmy podobne :* bawiłam się czytając ten wpis bo to tak jakbym co pisała ma bieżąco :D no cóż moja kreatywność ograniczy się zatem do napisania że podpisuje się pod wszystkim ;) oprócz szczotki toaletowej :P ja używam drabinek personelu które zwłaszcza w Auchan są niemal na co drugim dziale :) albo poprostu miotły :P
    Nie no nie będę taka i opiszę moje doświadczenia w miarę krótko:
    ” produkty w dużych opakowaniach, zwłaszcza garmażeryjne i mrożone, warto ważyć na sklepowej wadze do warzyw i owoców” zawsze tak robię ale jakoś nigdy nie przyszło mi to do głowy w przypadku garmazerki dziękuję za sygnalizację problemu :* zawsze waże za to chałwy kostki: jeden ważą 230 g jedne nieraz 260 g a niektóre ancymony nie dobijają do obowiązkowych 200 g … porażka, i miny innych ludzi jak wazysz te produkty :) . Idąc dalej.
    „Kupowanie produktów promocyjnych na zapas” to także moja pasja i zarazem bolączka. Wyobraź sobie ile rzeczy przy wyprowadzce na swoje musiałam spakować z mieszkania rodziców a miałam tyle samo wszystkiego co Ty także chemii, kosmetyków itd. I powiem Ci że jak do nich wracałam po sprzedaży lokalu na czas budowy nowego M musiałam znowu to wszystko wiezc … żal mnie ściskał nie powiem gdzie ale dziś w dobie koronawirusa mam wszystko o czym nawet nie śniło się filozofom :D piątka ! I nic nie musiałam kupować w szale. Tylko zapala warzyw i owoców. No i nabiał.
    Zapasy na promocji pomimo dużego wydatku na raz i to na jeden typ produktu to naprawdę oszczędność choć wszyscy wokół mnie uważali to za chorobę – jak przyszedł wirus jednak nawet najbardziej krytykujące osoby przyznały że mój sposób na życie jest bardziej odpowiedzialny. Tez „chomikuję kilkanaście szamponów i odżywek do włosów, kremów do twarzy, mleczek do demakijażu, chemii do sprzątania, no i oczywiście mnóstwo żarełka”. No i też spokojnie ” mam w domu wszystko, czego potrzeba do przeżycia dziesięciu lat w zamknięciu. Na dodatek w ostatecznym rozrachunku zaoszczędziłam sporo monet.” :*
    Produktów również szukam z końca ale nieraz przy sypkich i słodyczach na końcu półki stoją te nawet po terminie … Co zawsze zgłaszam obsłudze. No i ej to mój patent : zakopywanie produktów ;) często chowam również te które są na przecenie a nie znam ich choć mam przeczucie że mogą być dobre (niestety często jest tak że kupię 1 rzecz to okazuje się być strzałem w dziesiątkę, a jak od razu wezmę kilka sztuk to okazuje się że to badziew … No cóż. Toteż je chowam i potem wracam :D
    No chyba do wszystkiego się odniosłam. A nie czekaj te samochowajace się produkty na innych półkach też nie są mi obce :P
    Więcej grzechów nie pamiętam

    1. Oczywiście na mnie też ludzie patrzyli jak na istotę z innej planety, kiedy ważyłam pierogi. Tu jednak trzeba dokonać chłodnej kalkulacji. Albo przejmujesz się obcymi, albo zyskujesz podczas zakupów. Dla mnie odpowiedź jest jedna.

      Przeprowadzanie się i wożenie dobra materialnego, łącznie z meblami, to KOSZMAR. Podobnie pakowanie wszystkiego do kartonów na czas generalnego remontu. Nie chcę sobie nawet tego przypominać, brr.

      Nie rozpatruję chomikowania w kontekście odpowiedzialności. Jedynie sprytu, oszczędności i delikatnego, niegroźnego szaleństwa (:

      „Niestety często jest tak że kupię 1 rzecz to okazuje się być strzałem w dziesiątkę, a jak od razu wezmę kilka sztuk to okazuje się że to badziew” – o rany, taak! Mam takie same doświadczenia. Cóż za upierdliwość egzystencji :P

      Drabinek pracowniczych nigdy nie widziałam tam, gdzie akurat by mi się przydały. Na szczęście superrzadko mam problem ze ściągnięciem czegoś. Przy chłodziarkach staję na rogu chłodziarki z lekką obawą, że kiedyś się zarwie, ale cii.

  2. Oo nigdy nie ważyłam produktów nie ma wagę, ale to faktycznie ma sens :D ale w sumie nie kupuję takich gotowych dań, lecz mogłoby się to przydać przy kupowaniu jakichś zdrowych batonów typu Ania – one też się mocno różnią wagą.
    Oczywiście kiedy jest promocja zawsze robię zapasy, zresztą mój Tata też :D ostatnio wrócił ze sklepu z 10 opakowaniami twarogu, 48 litrami mleka (4 duże kartony po 12 litrowych kartonów mleka w każdym) oraz w sumie z 3kg płatków śniadaniowych xD już wiem, na co była promocja :D
    Oczywiście w lodówce zawsze biorę produkty z końca półki, głównie tyczy się to serków wiejskich, które niestety Przy końcu daty ważności mają tendencję do kiśnięcia.
    Haha kiedyś tak właśnie schowałam sobie książkę w Empiku, bo bardzo mi się spodobała a była tylko jedna no i nie miałam przy sobie kasy :D wróciłam, była tam gdzie zostawiłam i ją kupiłam ^^
    Nie wpadlabym na to żebym sięgała po coś co jest bardzo wysoko szczotką, ale zapamiętam Twój sposób :D ja jak dotąd w takiej sytuacji po prostu patrzyłam czy obok mnie nie ma kogoś wysokiego i prosiłam o pomoc :p
    No i ostatniej porady też wcześniej nie znałam, ale w sumie jak kupuję chleb to zawsze jest go pełno i bułek też masa, a oprócz chleba i bułek to praktycznie nigdy nie biorę nic innego, no chyyyba że pojawi się nowy wypiek Wedla :D
    Noo z takimi poradami to zakupy będą faktycznie bezstresowe i przyjemne ^^…. Ej, w sumie dla mnie już takie są, ja uwielbiam robić zakupy :D

    1. „Ostatnio wrócił ze sklepu z 10 opakowaniami twarogu, 48 litrami mleka (4 duże kartony po 12 litrowych kartonów mleka w każdym) oraz w sumie z 3kg płatków śniadaniowych.” <3

      "Ja jak dotąd w takiej sytuacji po prostu patrzyłam czy obok mnie nie ma kogoś wysokiego i prosiłam o pomoc" - to oczywiście bardzo dobry sposób, tyle że ja skrajnie lubię niezależność. Mogę pomóc komuś - w ramach rozsądku ;) - ale sama nie cierpię prosić ani nawet przyjmować nieproszonej pomocy.

      "Ja uwielbiam robić zakupy" - no i piąteczka ;*

  3. „Inaczej sczeznę” – haha :D

    Choć sama zawsze robię zapasy na promocjach, ostatnio stwierdziłam, że muszę na to uważać. Miałam kiedyś fazę na ajwar, jeden słoiczek tygodniowo to było dla mnie minimum. Oczywistym więc było, że kiedy był w promocji w Lidlu wzięłam ich z tyle ile mogłam udźwignąć. Niestety po dwóch tygodniach nagle przeszła mi na niego ochota. A to i tak mało powiedziane, bardziej trafnym byłoby stwierdzenie, że na myśl o ajwarze autentycznie robi mi się niedobrze. Oby ten sam los nie spotkał tuńczyka w puszce, bo mam zapas chyba dwudziestu :D

    1. Zdarzyło mi się to parę razy. W przypadku końcówki przemęczałam się przez kilka dni. W przypadku duuużych zapasów zostawiałam wzgardzone zakupy na odległe kiedyś. Przy produktach z długimi okresami ważności nagła śmierć ochoty nie stanowi problemu. Po prostu dłużej zalegają w szafkach i nieco irytują.

      1. Znam ten ból w zeszłym roku zrobiłam zapas pasty ze szpinaka i bakłażana bo w Eko sklepie są po 5 coś a w Biedrze były po 3.99 zł kupiłam 30 słoików i po 11 miałam taki przesyt że stoją do dziś ostatnio jeden otworzyłam ale szału na niego nie na …. dobrze że termin mają do 04.2021 :)

  4. Spichlerz wielobranżowy – to idealne określenie na moją szafę na wszystkie zakupy :P Teraz to już zakupy trzymam nawet na podłodze, bo to co kupuje odkładam na 3 dni na kwarantannę, więc w jednym pokoju mam jedzenie wszędzie :P
    Produkty z tyłu półki wybieram najczęściej, ale nie zawsze mają one najdłuższy termin przydatności, wszystko zawsze sprawdzam. Na zapas też kupuję, ale ostatnio starałam się nad tym panować i ograniczyłam zapasy, ale przez koronę znowu muszę myśleć inaczej ;/ Kosmetyki używam raczej naturalne i chomikowanie nie ma sensu, bo wszystko się psuje szybciej, więc kupuję na bieżąco.
    Nigdy nie ważyłam produktów nie na wagę i nie musiałam po nic sięgać specjalistycznym sprzętem, nie ukrywałam też niczego z zamiarem późniejszego kupna, bo jakoś zawsze kartę mam przy sobie, ale moja koleżanka tak zawsze robiła.
    Brakuje mi teraz normalnych wycieczek do sklepu…

    1. Nie poddaję zakupów kwarantannie. Czasem coś stoi na ziemi, ale powodem jest skrajny brak miejsca zarówno w szafce właściwej, jak i skrytkach zapasowych.

      „Produkty z tyłu półki wybieram najczęściej, ale nie zawsze mają one najdłuższy termin przydatności, wszystko zawsze sprawdzam.” – To prawda. Ja też zawsze sprawdzam.

      „Brakuje mi teraz normalnych wycieczek do sklepu…” – Mnie też. Zwłaszcza tych do sklepów położonych za górami i lasami (Carrefoura, Auchan, Kauflandu, Tesco).

      1. Ja bywam w sklepie raz na tydzień i choruje potem 2 dni na kaca moralnego … mam tyle zapasów że narażenie zdrowia dla własnej zachcianki jest w mojej etyce skrajnie nieodpowiedzialne :/ ja chce normalnie żyć … :'( a to podobno do lata się nie skończy ……

  5. Wiele z tego mogę podciągnąć pod moje „szukanie i kupowanie rzeczy niewymacanych”. I zawsze szukam tych z najdłuższymi datami. Co z tego, że usilnie na przód przekładają te z najkrótszymi… ja chcę długą. Wybierając owoce / warzywa, gdzie zgrzewka stoi na zgrzewce, biorę z tych z dołu. To nic, że ledwo daję radę te wierzchnie przesunąć… Czasem ktoś miły pomoże, ale mimo że to doceniam, to… nie lubię, bo czuję się jak upośledzona.
    Produktów nie na wagę… raczej nie ważę, ale zdarzyło mi się np. w przypadku kalafiorów na sztukę. O, czasami też odrywam od nich liście, bo jest ich dwa razy więcej niż samego warzywa i potem nie mam jak się zabrać z zakupami.
    A jaka satysfakcja, jak szukam czegoś „niewymacanego”, a trafię na ewidentnie schowaną rzecz, którą też chciałam, haha. Ostatnio Mama tak z RS miała i się śmiała, że chyba się we mnie zamienia. :>

    Mama robiąc sobie listy zakupów, strategicznie rozpisuje towary w takiej kolejności, w jakiej idzie przez sklep.

    1. O, co do kalafiora… W odwrotną stronę mam z rzodkiewkami! Biorę pęczek do foliówki i zawsze sobie kilka luźnych jeszcze dorzucę.

    2. „Czasami też odrywam od nich liście, bo jest ich dwa razy więcej niż samego warzywa i potem nie mam jak się zabrać z zakupami.” – Och, o tym zupełnie zapomniałam. Ja też odrywam liście, które i tak bym wywaliła do śmieci, bo nie chcę za nie płacić. A jak warzywo ma cenę za sztukę, nie za gramaturę – np. kalarepa – to i tak nie zamierzam nosić łodyg do domu, żeby mi potem gniły w śmietniku.

      „Ostatnio Mama tak z RS miała i się śmiała, że chyba się we mnie zamienia.” – Ojj, do tego dłuuuga droga :D

      Maminy sposób z listą zakupów bardzo fajny. W moim przypadku raczej by się nie sprawdził, bo albo lecę najpierw do produktów, których jest najmniej lub których najbardziej potrzebuję, albo tam, gdzie akurat widzę mało ludzi. Nie chodzę po sklepie wedle rozkładu tego sklepu.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.