Lifehacki nie bez powodu cieszą się ogromną popularnością. Człowiek to bestia bardzo sprytna, ale też leniwa (co zresztą popycha ją do ćwiczenia się w byciu coraz sprytniejszą). Czy nie właśnie na tym polega bycie nowoczesnym? Na ułatwianiu sobie życia, jak tylko się da? Dziś nie musimy wychodzić z domu, by coś zjeść, ubrać się, zrobić zakupy. Wszystko sprawdzimy w telefonie bez wstawania z wygodnego fotela. Wystarczy, że mamy internet. I szeroki fotel, który pomieści nasze dupsko po miesiącach bezruchu.
O tym jednak wszyscy wiemy, więc nie ma potrzeby się rozpisywać. Dzisiejszy wpis stworzyłam z myślą o pomocy czytelnikom livingu podczas zakupów. Wypisałam listę lifehacków – mam lepsze określenie: shophacków – z których korzystałam w przeszłości (jeden) bądź korzystam nadal (cała reszta). Część na pewno znacie, część jednak będzie dla was nowością. A przynajmniej taką mam nadzieję.
Jak kupować w sklepie łatwo, szybko i przyjemnie?
Robienie zdjęć plakietkom promocyjnym
Robiąc codzienne zakupy w trzech marketach osiedlowych – Lidlu, Biedronce i Aldim – zauważyłam, że nie w każdym promocje są aktualizowane na bieżąco. Wielokrotnie się zdarzyło, przede wszystkim w Aldim, raz w Lidlu, że brałam produkty w promocyjnej cenie, ale płaciłam jak za normalne. Pół biedy, jeśli zorientowałam się od razu, przynajmniej nie musiałam zawracać z domu. Na moment stawałam się tym upierdliwym klientem, przez którego kasa zostaje zablokowana, a kasjerka Bożenka lata po sklepie, poci się, weryfikuje plakietki, wraca, przeprasza i wypłaca różnicę. Poczucie wyłudzacza-dusigrosza nauczyło mnie, by zawsze robić zdjęcia plakietkom z promocyjną ceną. Kiedy zauważę, że produkt nabito źle, wyciągam telefon, pokazuję zdjęcie i po krzyku. Można też łazić z gazetką za pazuchą, ale nie wszystkie promocje się w niej pojawiają (nie znajdziecie np. przecen produktów kończących ważność i końcówek serii).
Korzystanie z toreb płóciennych i koszyków wiklinowych
Mimo iż chodzenie do sklepu z płócienną torbą albo koszykiem wiklinowym to porada stara jak świat, wciąż nie wszyscy z niej korzystają. Ba! poza sobą człowieka z torbą albo koszykiem wiklinowym widziałam w markecie zaledwie kilka razy. A przecież to takie wygodne. Nie ciągnie się za odwłokiem kilometrowego kosza-ogona, nie płaci się za reklamówki, a przy okazji robi się przysługę planecie.
Sprytne wykładanie towaru na taśmę
Jeżeli produkty z koszyka ciepiecie na taśmę jak leci, to błąd. Chyba że lubicie donosić do domu surową jajecznicę, jogurty z przedziurawionymi wieczkami i połamane czekolady (mmm). Na taśmę wykładamy najpierw rzeczy najcięższe, które pójdą na dno torby – słoiki, puszki, butelki – potem lżejsze, na końcu zaś kładziemy delikatne. Batony i tabliczki czekolad bierzemy w rękę, chyba że kupiliśmy sto.
Bezpieczne przenoszenie jogurtów w torbie
Kupujecie jogurty blisko domu czy jak ja jeździcie na drugi koniec świata tylko po to, by upolować ulubione? Na dodatek hurtowo? O ile nie są to desery z bitą śmietaną, dwiema warstwami ani żadne inne, których absolutnie nie wolno wymieszać, jogurty warto układać w torbie wieczkami do siebie – na podobieństwo domków z kart. Na dnie kładziemy jogurty normalnie, ale kolejna warstwa już ląduje do góry dnem. W ten sposób delikatne wieczka przylegają do siebie i chronią się nawzajem. Taadaa!
Patrzenie na cenę za kilogram, nie za sztukę
Zawsze patrzcie na ceny produktów za kilogram/litr, a nie za opakowanie. Nawet jeśli po oczach pałuje was plakietka z krzykliwym słowem PROMOOOCJAAA, nie dajcie się zrobić w bambuko. Nie raz zapłaciłam za promocyjny produkt więcej niż za ten, który wolałam kupić, ale wydał mi się droższy. Nigdy więcej.
Korzystanie z aplikacji do czytania kodów kreskowych
Robicie zakupy w tak wielkim supermarkecie, że po przejściu przez całą długość nie jesteście pewni, czy wciąż znajdujecie się w Polsce? Zainstalujcie aplikację na telefon do czytania kodów kreskowych. Dzięki niej po pierwsze nie będziecie musieli pocić się podczas poszukiwań czytnika kodów w sklepie, a potem irytować się, że nie działa, i szukać kolejnego (uwaga: żeby sprawdzać ceny produktów, musicie ściągnąć aplikację konkretnego sklepu, np. Carrefoura). Po drugie zaś przeczytacie dodatkowe informacje o produkcie: czy zawiera syntetyczne witaminki E, czy jest ekologiczny, czy ma w składzie świeże mleko z piersi karmiącej mamucicy (sprawdzam, czy uważnie czytacie moje wpisy) i tak dalej.
Skanowanie zgrzewek przy kasie samoobsługowej
Odkąd w Biedrze uruchomiono kasy samoobsługowe, robię tam zakupy chętniej i z większą satysfakcją. To ultraszybkie, nie trzeba obcować z dziwnymi ludźmi – jakbym sama nie była dziwna… – i wygodne. Zdarza się jednak, że kasa zostaje zablokowana i dupa blada. Niedawno dowiedziałam się, że kiedy kupujemy zgrzewki produktów, np. napojów, nie możemy skanować kodu kreskowego, bo wbije się pojedynczy produkt i waga będzie niezgodna z wprowadzoną do systemu. Na zgrzewkach znajduje się duży numer w elipsie, który należy wprowadzić w kasie samoobsługowej ręcznie. Klikamy funkcję „Wybierz produkt z listy albo wprowadź kod ręcznie” – jakoś tak to brzmi – wpisujemy i zatwierdzamy.
Część druga: Najlepsze porady sklepowe (bo moje). Shophacki #2
***
Tyle na dziś. Jak zwykle sądziłam, że wszystkie porady przedstawię w jednej publikacji, ale kiedy tylko zaczęłam pisać, palce zerwały się z uwięzi i poniosły mnie w siną dal. Dajcie znać, które shophacki są wam znane i z których korzystacie. A może zaproponujecie inne? (Jeśli wymienicie takie, które pojawią się za tydzień, skrócę was o głowę, więc miejcie się na baczności).
Zawsze chodzę na zakupy z własnymi torbami (mam taką słodką torbę która zwija się w kształt marchewki). Też zawsze układam na początku taśmy najcięższe rzeczy żeby dobrze sobie zapakować je do torby, ale o sposobie z jogurtami nie wiedziałam – muszę spróbować! Tak samo wiem o skanowaniu całych zgrzewek – a właściwie moj Tata, bo to on zawsze kupuję całe zgrzewki napojów albo mleka no i później on to nosi, bo ciężkie :D tak samo oboje patrzymy na cenę na kilogram. Ale nie wpadłam jeszcze na robienie zdjęć plakietkom, bo nie lubię się o nic kłócić przy kasie xD tak samo nie używam aplikacji do kodów kreskowych :p ale te porady są bardzo przydatne ^^ czekam na kolejną część :)
Ja bym jeszcze dorzuciła poradę żeby na zakupy iść z plecakiem, bo duże i ciężkie zakupy znacznie łatwiej jest w nim nieść niż w torbie :)
Porada z plecakiem dobra, o ile nie niesie się kilku toreb (ja czasem targam trzy lub cztery). Torby częściowo zachodzą na plecy, więc po założeniu plecaka co kilka kroków by spadały. Zdarza mi się dźwigać tyle rzeczy, że muszę robić przerwy, bo umieram z przeciążenia. Mój ostatni krytyczny zakup to 12 butelek Pepsi po 1,75 l. I nieś to, człowieku, bez marzenia o śmierci.
Pomijając skanowanie kodów (nie mam takiej potrzeby) do reszty się stosuję. Polecam jeszcze apke Blix – dzięki niej zawsze wiem co, w jakim sklepie i do kiedy jest w promocji.
Obstawiam, że za tydzień pojawi się rada żeby wybierać produkty z końca półek, bo mają dłuższy termin ważności. Utniesz mi łeb jak mam rację? ; )
Fuck. Obym kolejnym wpisem zaskoczyła Cię przynajmniej odrobinę.
Nie utnę, bo dobrze przewidziałaś – pojawi się ;>
Torbę na zakupy zawsze mam swoją, ale nie pomyślałam, żeby do niej wkładać produkty przechadzając się po sklepie – używam wtedy koszyka, a jeszcze częściej noszę wszystko w rękach, wytężając umysł, jak wszystko rozłożyć, żeby nic nie wypadło. Na taśmę wykładam wszystko Twoim systemem, patrzę na ceny za kilogram, a co do jogurtów, to nie kupuję ich aż tylu, więc kładę po prostu na wierzch. Na większe zakupy zabieram plecak i do niego wkładam wszystko co suche, a w osobnej torbie umieszczam wszelkie mrożonki, jogurty czy brudzące warzywa (jeśli idę pieszo, bo jak samochodem to wszystko jak leci pakuję do bagażnika).
Podejrzewam… ba! wiem, że gdybym miała samochód, kupowałabym nawet więcej, niż kupuję. Zwłaszcza podczas promocji produktów, które zużywam regularnie. Przydałoby mi się też pomieszczenie-spichlerz. Masa kobiet marzy o garderobie, a ja o pokoju na żarcie, haha (to śmiech przez łzy).
Po ostatnim hejcie w kierunku mojej osoby podjęłam decyzję o wycofaniu się z aktywnego uczestnictwa w życiu blogowym i komentowania jakiegokolwiek dotąd odwiedzanego bloga, jednakże śledziłam je wiernie w dalszym ciągu. Z uwagi jednakze na to, że to jedyna możliwość uczestniczenia w dialogu z Olgą, a jej zdanie i zasady szanuje i mam na uwadze w pierwszej kolejności jakoze jej poglądy i charakter są mi bliskie i doskonale ją rozumiem, ponownie postaram się odnosić publicznie do każdego wpisu, niemniej licząc na to, że wolność słowa i poglądów istnieje i nie oberwie rykoszetem nawet gdy ktoś uzna że jestem idiotką i złym do szpiku kości człowiekiem.
Bardzo spodobał mi się wątek tego niedzielnego wpisu na blogu :) Szkoda tylko że w obecnej sytuacji ciężko z niego skorzystać :/ znowu mamy z Olgą pewne tożsame nawyki ja jednak nie kładę nigdy jogurtów wieczkiem do dołu ;P nie lubię jak jogurt zostaje na wieczku a że moje długooo potrafią czekać na konsumpcję w lodówce to potem ten przyklejony jogurt zgęstnieje tam i jest taki jak kożuch na mleku :) tak samo nie robię zdjęć plakietkom promocyjnym. Nie dam się jednak nigdy oszukać bo ceny mam w głowie niemal wszystkiego co mnie interesuje z każdego sklepu i każdorazowo zczytuje bezpośrednio przy kasie rachunek. Liczy sie oczywiście cena za kg. Lidl niestety mnie nieraz zawodzi bo Panie nie wbijają przeceny i towar już po rabacie wchodzi jako pełnowartościowy … irytuje mnie to bo potem czekam aż zrobi zwrot.
Też mam swoje torby ulubione na zakupy które się wygodnie nosi. Część Do ręki część na ramię chociaż nie raz przewsadze i idac do domu obojczyki juz nie daja rady. Jestem straszną sknerą i żyje z przecen i promocji toteż nie raz żal mi coś zostawić a potem to niosę przez całe miasto bo do Lidla mam 3.9 km auto pod domem ale gdybym do cen doliczyla cenę paliwa to polowanie na okazje straciło by sens całkowicie. A w Lidlu kupuje matce mięso z przeceny, nieraz soki i jabłka oraz warzywa korzeniowe hurtem. Pod tym podpisuję się rękami i nogami :P „Zwłaszcza podczas promocji produktów, które zużywam regularnie. Przydałoby mi się też pomieszczenie-spichlerz. Masa kobiet marzy o garderobie, a ja o pokoju na żarcie, haha (to śmiech przez łzy).” Widząc rzecz jedzoną ponadprzeciętnie często przeze mnie bądź też rodziców ładuje nieraz tyle ile stoi na półce kosztem innych zakupów po które przychodzi mi pójść ponownie do sklepu … W moim zbytym mieszkaniu miałam spiżarke a teraz strych, doniczki za oknem od strony zachodu i auto zaparkowane w cieniu póki na dworze w miarę rozsądne temperatury …
Na taśmę wykładam również według kolejności pakowania. odkąd biedronka na kasy samoobsługowe inne dla mnie mogą nie istnieć. Nie rozumiem dlaczego ludzie z nich nie korzystają … W moich biedronkach zawsze są ogromne kolejki a samoobsługowe stanowiska puste :/ towary pakowane zbiorcze zczytuje z kodu na kartonie / drzewce / itp. Nigdy nie miałam problemu np. Ze zeskanowaniem np. Kartona chusteczek do nosa :) ciężkie zakupy czy lekkie wszystko muszę nieść ja bo ojciec już 5 lat temu się wypiął na noszenie czegokolwiek ze sklepu … na sklepie rzadko mam koszyk wszystko w garść albo karton złapany po drodze do półki. Co do innych patentów zakupowych nie będę się wypowiadać żeby Cię nie ubiec, ale tak jak poprzedniczka szukam max długich terminie :P.
Pierwszą część komentarza mamy już przegadaną na FB, także pominę :)
„Ja jednak nie kładę nigdy jogurtów wieczkiem do dołu ;P nie lubię jak jogurt zostaje na wieczku a że moje długooo potrafią czekać na konsumpcję w lodówce to potem ten przyklejony jogurt zgęstnieje tam i jest taki jak kożuch na mleku.” – Jeśli kupujesz gęste jogurty, może coś zostaje na wieczku. Na szczęście w tych rzadkich, że tak powiem „typowo jogurtowych”, spływa i jest git.
„Nie robię zdjęć plakietkom promocyjnym. Nie dam się jednak nigdy oszukać bo ceny mam w głowie niemal wszystkiego co mnie interesuje z każdego sklepu.” – Z robieniem zdjęć nie chodzi o to, że Ty po dojściu do kasy nie będziesz pamiętać ceny, tylko że kasjerka/kasjer musi zatrzymać kolejkę i iść sprawdzić plakietkę. Jeżeli dysponujesz zdjęciem, skracasz czas zabawy.
„Widząc rzecz jedzoną ponadprzeciętnie często przeze mnie bądź też rodziców ładuje nieraz tyle ile stoi na półce kosztem innych zakupów po które przychodzi mi pójść ponownie do sklepu.” – Ze mną jest tak samo. Czasem pójdę do Lidla, przydźwigam zakupy, wykapuję torby i pójdę do Biedry. Przydźwigam zakupy, wypakuję torby i pójdę do Aldiego. Gdybym nie kupowała rzeczy ważących milion kilogramów, mogłabym oblecieć te sklepy za jednym zamachem, bo stoją blisko siebie.
„W moich biedronkach zawsze są ogromne kolejki a samoobsługowe stanowiska puste.” – W mojej Biedronce było tak tylko na początku. Teraz ludzie są odważniejsi i korzystają. Fakt jednak, że do kas samoobsługowych kolejki są króciutkie, czasem nie ma wcale, do zwykłych zaś długie. Lepiej dla nas :)
„Na sklepie rzadko mam koszyk wszystko w garść albo karton złapany po drodze do półki.” – Korzystałam ze „sposobu kartonowego” w gimnazjum i liceum. Odkąd zaczęłam nosić torby, wolę właśnie je. Są sto razy wygodniejsze od kartonu.
Ja poniekąd mam spichlerz, bo w jednym pokoju mam całkiem sporą szafę z jedzeniem na zapas – składuję tam kasze, kakao, makarony, mąki, orzechy, mleka roślinne, masła orzechowe i takie rzeczy które wiem, że zawsze zużyję. Inspirując się panią_chrup prowadzę spis tych rzeczy wraz z datami ważności i jeśli biorę coś z szafy to wykreślam z listy, przez co jestem na bieżąco z jej stanem :)
Spis dat ważności prowadzę jedynie dla słodyczy. Szafkę poświęconą w 100% żarciu też mam, acz jest to szafka sięgająca pasa. Trzymam w niej kasze, makarony, ryże, herbaty, suche chrupacze (ciastka, wafle ryżowe), kotlety sojowe, jedzenie w puszkach, sosy… Nie będę wymieniać wszystkiego, ale chodzi o rzeczy mogące przeżyć nas i dziesięć kolejnych pokoleń :P
To moja szafka sięga mi mniej więcej do ramion i jest spora na szerokość, ale to tylko jedna z szaf na zapasy, w kuchni też je składuję, na szczęście mam dużo półek i szafek ;)
Wiadomo, ja też. Najwięcej słodyczy trzymam w sypialni.
Mleko karmiącej mamy:P. Pierwsze słyszę o takiej apce z czytnikiem kodów super muszę poszukać.
Brawa za czytanie :D ;*
Początkowo jak zerknęłam, przejrzałam, to nawet nie miałam zamiaru komentować, bo dla mnie to „oczywiste oczywistości”, ale jednak coś napiszę. Mnie dziwi, że ludzie masowo tak nie robią…
Ok, tego z aplikacją nie praktykuję, bo nie zaśmiecam telefonu aplikacjami. Z jogurtami – nie wszystkie, bo np. niektóre moje owcze greckie są takie gęste, że trzymają się pojemniczka i lubię je specyficznie potem jeść („zgarniać gładki wierzch łyżeczką”), ale zwykłe naturalne, Mamy, które są ruchliwe i i tak przemieszane to tak. Nabiał koniecznie w torbie na lody (własnej, przecież nie będę na to tyle kasy wydawać).
O swoje zawsze walczę przy promocjach. Ostatnio już rytuał w Kauflandzie z Mamą mamy. Jej żółte sery zawsze nabijają o 50 gr za dużo niż jest na sklepie / w gazetce, więc potem zawsze idziemy do punktu klienta i zgłaszamy problem. Trwa to strasznie długo, Mama czasem byłaby gotowa odpuścić, ale ja to odbieram jako oszukiwanie i… cóż, jak zrobią z tym porządek, przypilnują cen właściwych i nabijanych, to dam im spokój.
W ogóle nie masz aplikacji na telefonie? Jeśli jakieś zainstalowałaś, jakie to są?
„Nabiał koniecznie w torbie na lody” – nigdy nie praktykowałam, bo w moim przypadku nie ma to sensu. I tak wkładam nabiał do lodówki, więc zdąży się schłodzić, zanim go wyciągnę. Zresztą te zwykłe torby pseudotermiczne są o kant dupy rozbić.
Moim zdaniem nie przypilnują, bo z tych „jednorazowych” pomyłek mają kasę. Chamskie, ale tak jest.