Słoneczna Rijeka: wakacje w Chorwacji 2023 – fragmenty pamiętnika

W pierwszym wpisie poświęconym Chorwacji – czyli porównaniu Chorwacji i polskiego morza – zdradziłam istotną informację dotyczącą przyszłościowych publikacji. Mianowicie taką, że nie będzie serii wpisów wakacyjnych podobnej do ubiegłorocznej z Pobierowa. Zamiast owej serii wrzuciłam na blog fragmenty wakacyjnego pamiętnika. Właśnie tym jest dzisiejszy wpis – wycinkami z prywatnego pamiętnika, który pisałam podczas siedmiotygodniowego pobytu w Rijece.

Słoneczna Rijeka: wakacje w Chorwacji 2023 – fragmenty pamiętnika

Jeżeli zdecydujecie się przeczytać moje pamiętnikowe wypociny:

  1. Miejcie na uwadze, iż – zgodnie z tytułem – są to jedynie fragmenty. Podczas wybierania ich kierowałam się chęcią pokazania siebie w różnych odsłonach i podzielenia się swoimi perypetiami wakacyjnymi. Są tu więc zarówno momenty zabawne i lekkie, jak smutne i poważne. Możliwe, że znalazły się także wywody dla was nudne.
  2. W miarę możliwości przeczytajcie całość. Niektóre fragmenty mają kontynuację w dalszej części wpisu, więc żeby załapać ich sens, trzeba znać poprzednie. Bez obawy: będzie to jedyny wpis opublikowany w tym tygodniu, więc jeśli ilość tekstu was przerasta, możecie go podzielić na partie.
  3. Weźcie pod uwagę fakt, iż nie przygotowywałam tego tekstu pod publikację, tylko pisałam dla siebie. Na pomysł podzielenia się z wami fragmentami wpadłam dopiero po powrocie do Polski. W efekcie tekst jest pełny przekleństw i mało oficjalnych słów, których nie użyłabym w publikacji blogowej. Nie chcę robić poprawek ani cenzury. W taki sposób piszę prywatnie. Jeśli po paru fragmentach uznacie, że nie odpowiada wam ordynarność mowy lub coś innego, nie kontynuujcie.
  4. Bawcie się dobrze :)

PS Tak jak w poprzednim wpisie tekst przeplotłam zdjęciami z wakacji, żeby urozmaicić treść.

Wyjazd do Chorwacji - trasa z Polski do Rijeki

Chorwacja – wakacje w Rijece 2023

„W sobotę rano na moją prośbę Marcin przyniósł mi ciepłą przegotowaną wodę, kawę i składniki do drugiego śniadanka na drogę. Woda i kawa czekały na mnie, jak wstałam <3 Na stołówce porobił zdjęcia i mogłam sobie wybrać, co chcę.”

„Polska i Czechy to chuj, a nie tereny zielone. Austria, Słowenia i Chorwacja są jak obrazki z baśni o magicznych stworzeniach zamieszkujących lasy. Aż zapiera dech w piersiach, gdy podziwia się je zza okna samochodu. Świeża zieleń w tysiącach odcieni, bezmiar wolnej przestrzeni, zamki, jeziora, mosty na drogach szybkiego ruchu (drogi są mostami zawieszonymi nad zielonymi przepaściami <3). To wszystko wzrusza. Btw, gadaliśmy z Marcinem o ewentualnym zamieszkaniu za granicą i wstępnymi kandydatami są Austria i Hiszpania. Ofc wcześniej zrobilibyśmy listę oczekiwań, wymagań i wykluczeń.”

„Jak wjechaliśmy do Rijeki i zobaczyłam morze, popłakałam się (chyba ze wzruszenia).”

Wyjazd do Chorwacji - chihuahua nad morzem

„Do sklepu (marketu) weszłam z Rubi pod pachą. Podejrzewałam, że nie można, ale nigdzie nie było znaków (może tu nie trzeba wieszać?). Rozdzieliłam się z Marcinem i wtedy podbił do mnie ochroniarz. Z przyczajki wyjął legitymację i zaczął coś gadać. Zrobiłam oczy Bambiego i zapytałam: Can you speak english? Okazało się, że gość nie za bardzo umie. Pytał, czy potrafię mówić w jakimś innym języku, więc odpowiedziałam, że po polsku, co było dla niego jeszcze gorszym wyborem XD Udało mu się powiedzieć – trochę po angielsku, trochę po chorwacku, a trochę na migi – że nie można wchodzić do sklepu z psem. Nadal z oczami Bambiego odpowiedziałam, że nie widziałam znaku i bardzo przepraszam. Odpowiedział, że mogę skończyć zakupy. Po chwili pogłaskał Rubi i dopowiedział, że w sumie jest mała i nie przeszkadza XD Przez resztę zakupów udawałam roztargnioną i szybko się uwijałam, bo koleś przechadzał się po sklepie. Później zobaczył mnie już z Marcinem (teoretycznie jedno z nas mogło wyjść z psem ;>), ale minął nas bez słowa z kamienną twarzą.”

„Milion godzin noszenia stuffu z bagażnika (rozłożonego na siedzenia) do mieszkania. Myślałam, że ja dużo biorę, ale Marcin wziął biurko elektryczne, krzesło, green screen, stojak do green screena, sprzęt elektroniczny, kable, skrzynkę herbat i chuj wie, co jeszcze. Dzielnie pomagałam, lecz mocno się zmęczyłam.”

Wczasy w Chorwacji 2023 nad morzem w Rijece

„Polskie morze to moje miejsce na ziemi, a tu nie mam ochoty wracać. Samo morze jednak – jako woda – jest bajeczne. Ciepłe, wyporne. W trakcie wstępnego plażowania byłam bardzo rozczarowana perspektywą spędzenia tegorocznych wakacji w Chorwacji, jednakowoż po wejściu do morza uznałam, że jednak nie będzie tak źle.”

„Wieczorem spacerowaliśmy z Marcinem i znów zaliczaliśmy sklepy. Udało mi się kupić buty do pływania za niecałe 6 euro. To must-have, bo kamienie bolą w stopy jak skurwysyny. (Leżenie na nich też boli, ale już trudno).”

„Mocno się spaliłam, i to już w poniedziałek, ale we wtorek doprawiłam. Boli. Planowałam w środę dorwać leżaczek z parasolką dającą cień. W środę jednak okazało się, że parasoli nie można tak po prostu wziąć, tylko trzeba wynająć – jeden za 5 euro (za dzień). Skapitulowałam i zapłaciłam, inaczej bym umarła. Cały plażing zaliczyłam w cieniu.”

„Chorwacki pudding proteinowy marki Z bregov o smaku kokosowo-migdałowym to SZTOS FCHUJ. Nigdy nie jadłam lepszego puddingu proteinowego. Jest jak perfekcyjnie wykonane wyidealizowane Raffaello w formie gęstego puddingu. Ponadto bardzo, bardzo mi smakuje czekoladowy mousse proteinowy (pianka) Pilosa z Lidla. Ciekawe, kiedy dotrze do Polski. Waniliowy jest okej, ale czekoladowy to kozacki przysmak.”

Chihuahua całus w głowę

„Marcin – jak to on – spóźnił się na plażę, ale nie byłam zła. Dotarł przed 15:00. Zgodnie z planem przyniósł maski do snorkelingu i snorkelingowaliśmy (częściowo za rękę, co było urocze; pokazywaliśmy sobie ryby; poza rybami nie ma tu niczego ciekawego). Okej jest ten cały snorkeling, niemniej dupy nie urywa. Wolałabym mieć maskę na same oczy i móc zejść niżej pod wodę.”

„Dzięki opalaniu się ze spuszczonymi wiązaniami majtek i ramiączkami prawie wyrównałam opaleniznę na bladych śladach (przy majtkach w sumie wyrównałam). Mam pięknie opalone nogi i brzuch. Tylko dekolt jest oporny w opalaniu, ciekawe czemu.”

„Z domu wyszliśmy chwilę po 14:00. Zaliczyliśmy zameczek, tereny kościelne, chodziliśmy blisko bunkrów (na terenach kościelnych). W centrum przeszliśmy przez opuszczone budynki portowe (jest ich więcej; ja chcę iść, ale Marcin nagle twierdzi, że jednak nie lubi, bo to niebezpieczne (?!); kiedyś myślał, że lubi, lecz wystarczył mu raz (ze mną i J.) i już nie potrzebuje; poprosiłam w końcu, żebyśmy poszli w ramach moich urodzin, zgodził się) i działający port. Ogólnie dzień był świetny i zrobiliśmy dużo ładnych zdjęć (głównie z mojej inicjatywy + większość wykonałam sama swoim telefonem). Tylko w porcie podczas rozmowy o niechęci Marcina do opuszczonych budynków dopadło mnie zniechęcenie związkowe. Lubi zwiedzać nowe miejsca, ale nie chce mu się chodzić. Chce wychodzić wieczorami z domu, ale spacerowanie go męczy. Chce biegać, żeby zrobić kondycję, ale nie ma czasu na bieganie. Najchętniej tylko by siedział w domu i pracował. Zaczęłam myśleć, że ten związek wytraca sens. Na szczęście później przypomniałam sobie, w ilu ważnych życiowych rzeczach jesteśmy zgodni. Poza tym jak się do niego przytuliłam, poczułam się tak, jak chcę się czuć przy osobie, z którą jestem. Kocham go. To, jaki jest miękki, ciepły, jak pachnie, jak trzyma mnie w ramionach. Nie chcę szukać tego od nowa, skoro już to mam.”

Punkt widokowy Rijeka Chorwacja 2023 zdjęcie na tle chmur

„Z soboty na niedzielę śniły mi się oświadczyny (pierwszy raz mi się to przyśniło). Marcin dał mi obleśny pierścionek. Z oświadczyn zrobił ciekawą grę, jednak pierścionek (męski, za duży, brzydki) mnie rozczarował (czego nie dałam po sobie poznać). Ciekawe, że jak poprosił mnie o rękę, nie mogłam się ruszyć. Dosłownie mnie sparaliżowało. Nie mogłam się nawet obrócić w jego stronę. Nie czułam ciała. Co to może znaczyć? Tak na marginesie, uważam, że on się jednak nie oświadczy. Na pewno nie na wakacjach. Ani w najbliższym czasie.”

„Desery proteinowe z Lidla są połączeniem gęstego, lepkiego i kleistego Marshmallow Fluffa z nadzieniem jajek Loffel Ei Milki i piankowym puddingiem białkowym. Dodatkowo wariant czekoladowy smakuje jak raj na ziemi. Kocham!”

„Przymiotnik »warty« jest niepoprawny. Mówi i pisze się wyłącznie »wart« o_0”

 „W restauracji Marcin zapytał, czy kubki są sztućcami. Jak zaczęłam z niego cisnąć, zapytał, czy talerzami. W końcu dodał: »To jak ta grupa się nazywa? Naczynia?«.”

„Znów byliśmy Na Susaku i ponownie zamówiłam grillowanego kurczaka z ryżem. Chyba był inny kucharz, bo sos i mięso smakowały nijako, mdło, w ogóle nie zostały przyprawione. W ryżu znalazłam długi czarny włos (z męskiej głowy).”

Urlop Chorwacja Rijeka 2023 kampus uniwersytecki

„Wieczorem chciałam nagrać rozciąganie do szpagatu na tle morza, ale Marcin się zmęczył. Poszłam więc nad morze sama, siedziałam i patrzyłam w jego bezkres.”

„Na pięknie opalonej skórze brzucha mam jasnoróżowe plamki. Mam nadzieję, że to bąbelki od poparzenia słonecznego (chociaż bąbelkami nie są, ale może się staną) i będzie mi schodziła skóra. Wolę to niż jakąś pojebaną wysypkę czy inne, kolejne choróbsko.”

„Poszliśmy drugi raz do knajpy StoRija w centrum. Na kelnerów czeka się tam bardzo długo, kelnerka zupełnie nie mówi po angielsku (!) (kelner w miarę mówi), na domiar złego tym razem znalazłam w jedzeniu kawałek cienkiego i wykręconego metalu – kelner powiedział »sorry«, zabrał go… i tyle.”

„Podczas drugiej wizyty w StoRiji trafiliśmy na kelnera, który średnio mówił po angielsku (ale to i tak jest lepsze od braku znajomości angielskiego kelnerki i konieczności używania Google Translatora, co i tak dawało średnie rezultaty). Kiedy Marcin skończył posiłek, kelner zapytał: »Is it free?«, żeby zabrać talerz. Marcin potwierdził. Później jednak powiedział (do mnie), że mógł odpowiedzieć: »No, you have to pay for it«. Śmialiśmy się wtedy i jeszcze wiele razy przez kolejne dni wakacji.”

Dvigrad Chorwacja 2023 ruiny miasta

„W nocy – z pn. na wt. – znowu miałam sen o zaręczynach. Tym razem nie widziałam pierścionka, za to same zaręczyny były chujowe. Po prostu ustaliliśmy, że kolejnego dnia bierzemy ślub, więc ukląkł i poprosił mnie o rękę. Też uklękłam i go przytuliłam. Cieszyłam się, lecz nie było to coś, o czym marzyłam. Pośpiech, spontan, bylejakość. Jego znajomi dookoła i jacyś inni ludzie. Po fakcie moja mama, która też tam była, wzięła mnie na bok i współczująco powiedziała, że chyba nie o tym marzyłam. No tak, nie o tym. Później rozmawiałam z członkami jego rodziny i dwóm – ciotce i komuś tam – powiedziałam, że nie będzie ślubu kościelnego, bo ja wystąpiłam z KK, a Marcin jest agnostykiem (we śnie powiedziałam: »Marcin jest ateistą, a precyzyjnie agnostykiem«). Byli oburzeni. Pod koniec snu – a był to już wieczór – powiedziałam Marcinowi, że musimy odwołać ślub, bo nie chcę iść do ślubu tak o, byle jak, w byle czym. Chcę rzeczy, które ustaliliśmy. Powiedział, że ok. Musieliśmy więc jedynie powiadomić ludzi, którzy już się nastawili, że ślubu jeszcze nie będzie.”

„We wtorek – zwłaszcza wieczorem – wiatr wiał tak mocno, że byłam w szoku, iż ludzie nie uciekają w popłochu. W życiu nie widziałam takiego wiatru! Koło 22:00 zaczął LAAAAAĆ deszcz. I tak leżeliśmy w ciepłym mieszkaniu i oglądaliśmy serial, więc git.”

„Myślałam o eutanazji. Mam za dużo bólu. Złe samopoczucie zapoczątkowały tego dnia jelita, a trzy grosze dołożyła cała reszta: kość ogonowa, głód, plecy, żołądek, melasma… Psychika ma świetne mechanizmy obronne, skoro na co dzień nie pamiętam o tym, w jakiej jestem dupie zdrowotnej, i żyję dalej. Jebana kość ogonowa przybija mnie najbardziej. Ile jeszcze dojdzie? I co? Wyniki krwi się poprawiły, okres wrócił, a cała reszta jak leżała, tak leży. Jestem żywym trupem. Albo gorzej, bo żywe trupy przynajmniej nie czują bólu.”

Rijeka zamek Chorwacja 2023

„Nie mam już siły. Tego jest tak dużo, że nie mam siły nawet na to, żeby zacząć, bo nie wiem, od czego. Chodzę po lekarzach, ale nikt nie wie co to, skąd to ani jak to wyleczyć – chociażby kość ogonową, ale dalej kręgosłup, nogi.”

„Po posiłku Marcin wrzucił muchę do kieliszka z resztką wina. Chwilę patrzyliśmy, jak próbuje utrzymać się na powierzchni, jednak chociaż Marcina to śmieszyło, mnie się zrobiło bardzo żal. Wyobraziłam sobie Rubi, nad którą ktoś się tak znęca. Pomogłam musze wyjść i posadziłam ją na parapecie, żeby wyschła. Później odfrunęła, więc przeżyła.”

„Poszliśmy do sklepu na zakupy domowe. Później chciałam iść na spacer po mieście, ale Marcin miał załadowany plecak i zapytał: »Co ja będę teraz chodził z trzema kilami w plecaku?«. Oczywiście chodziło mu o trzy kilo, ale nie mogłam przestać się śmiać. Trochę od niego wzięłam i poszliśmy.”

„Marcin czytał opisy jakiejś nudnej wystawy, a ja poszłam robić zdjęcia detalom budynków. To było fajne, że każde z nas robiło coś, co sprawia mu radość.”

Chorwacja miasto artystów Grožnjan Istria

„Przed snem zjadłam zerwaną parę dni wcześniej figę z drzewa – odlot!”

„Niedawno zauważyłam, że S. ogląda moje relacje na Instagramie. Przyśniło mi się w związku z tym, że znów zaczęłyśmy rozmawiać. Spotkałyśmy się i pojechałyśmy odwiedzić uczelnię. Chciałyśmy wejść na wykład. Skądinąd uczelnia była połączeniem SP50 (mojej podstawówki) z jakimś innym starym budynkiem. Niestety S. zwichnęła palec i musiała wracać. Powiedziała, że odtąd możemy się spotykać nawet co tydzień. Szkoda, że w rzeczywistości boję się nawet do niej napisać.”

„Oddawałam się bajeczneeemu plażingowi. Było gorąco jak na patelni, dało się umrzeć. Cudownie! Widziałam kolejnych Polaków. Jedna dziewczyna opalała się topless (w takim tłumie – zazdroszczę odwagi; btw, to nie była Polka). Jako zahartowana plażowiczka miałam już bardziej wyjebane na ludzi i zrobiłam z gaci stringi, żeby opalić pośladki. Jeśli za rok utrzymam wyjebanie i jako tako figurę, kupię stringi na plażę. Póki co czuję się ze sobą dobrze, mogłabym nosić już teraz.”

Chihuahua i programista w pracy

„Dzisiejsza wpadka językowa Marcina to: »kalamary« (zamiast kalmarów). W sumie nie dzisiejsza, bo cały czas tak mówi, ale akurat dzisiaj go poprawiłam.”

„Komentarz K. pod zdjęciem mnie na tle morza: »Morze nie dodaje Ci uroku, bo tu nie można mówić o Tobie lub o morzu. Wydaje się, że Ty i morze to jedno i to jest właśnie urok tego zdjęcia.« <3”

„Prognoza pogody zapowiadała »partly cloudy« od 12:00 lub 13:00, lecz nastał kolejny dzień patelni. Nastąpił rekord parasoli, prawie na pewno zostały do wypożyczenia tylko dwa. A warto zaznaczyć, że kilka osób miało swoje. Ja jechałam bez. Położyłam się obok szalonych grajków, którzy przez cały czas albo grali i śpiewali, albo głośno gadali i się śmiali. Musiałam rozkręcić mp3, żeby jak najmniej ich słyszeć. Chmury wjechały ok. 15:00 i słońce znalazło się za »chmurzaną mgłą«, ale później znów uciekły.”

„Od dnia myślenia o eutanazji z powodu chorób i bólu mam te myśli każdego dnia. Boję się, jestem smutna i przygnębiona. Nie chcę ich, ale jeszcze bardziej nie chcę czuć bólu. Patrzę na ludzi, którzy mogą siedzieć, chodzić, śmiać się, bawić, i chcę żyć. Ja nawet na zdjęciach uśmiecham się na chwilę i celowo do zdjęcia. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam zdjęcie, na którym po prostu się uśmiechałam – szczerze, a nie do zdjęcia. Jestem pewna, że przed zachorowaniem na anoreksję, czyli ponad szesnaście lat temu.”

Dvigrad Chorwacja 2023

„Na obiad jadłam rzekomo grillowanego rekina. Był nijaki, mdły. Po posiłku zrywaliśmy świeże figi z drzewa (dla mnie, bo Marcin nie był szczególnie zainteresowany jedzeniem kolejnych, jedna mu wystarczyła na spróbowanie; dla mnie są za słodkie, ale konsystencja wymiata, a perspektywa jedzenia orientalnych owoców prosto z drzewa bardzo mnie jara). Część fig zrywałam sama. Trafiłam na owoc z dużą dziurą, na którym siedział spory zielony żuk. Wystraszyłam się i rzuciłam tym w Marcina. Nie mogłam przestać się śmiać. Później dowiedziałam się, że trafiłam, i prawie posikałam się ze śmiechu (bo akurat bardzo chciało mi się sikać).”

„Przez cały wieczór miałam dziwne mrowienie na spodzie stóp. Myślałam, że od spalenia słońcem (czułam, jak się przypiekają), ale po powrocie do domu nie byłam już pewna. Czułam się tak, jakbym bardzo długo chodziła po kolcach lub żwirze, a następnie weszła na gładką powierzchnię. Marcin masował mi stópki, bo straciłam część czucia, zwłaszcza w prawej. Boję się, że to coś powiązane z kością ogonową i choroba idzie dalej.”

„Marcin zaproponował, żebyśmy założyli kanał Living On Our Own. Nie rozmawialiśmy o szczegółach, ale to słodkie :)”

Przywitanie z morzem, powitanie morza, Chorwacja 2023

„Krótkie bieganie po sklepach za yerba mate dla Marcina (w Polsce kupuje 1 kg za ok. 20 zł, a tutaj jest w nielicznych sklepach za… 50-75 EURO ZA 1 KG!!!; skądinąd Chorwaci nie znają nazwy yerba mate, tylko samo mate; Marcin uznał, że albo zamówi przez internet z dostawą, bo mimo dostawy w cenie 40 zł wyjdzie taniej, albo spróbuje odwyku) i zmywaczem do paznokci z acetonem, bo pokleiliśmy się klejem Super Glue (głównie ja). Zmywaliśmy palce w restauracji przed podaniem posiłku. Musieliśmy wyglądać jak wariaci.”

„Marcin źle się czuł od rana – najpierw migrena, potem plecki i chyba lekka rwa kulszowa. U mnie… jak to u mnie, bez zmian.”

„Na obiad w Na Susaku wzięłam ravioli. Nie dość, że mała porcyjka – każde inne żarcie mają ogromne – to jeszcze jakość jak garmażerka z Biedry.”

„Mieliśmy z Marcinem miły spacerek. Poszliśmy na plażę dla psów i Rubi zaliczyła swoje pierwsze w życiu pływanie. Umie i robi to przeuroczo, ale stresuje się i od razu zmierza do brzegu. Kolejnym razem chciałabym popływać z nią, żeby się oswoiła.”

„Wydaje mi się ostatnio, że mam nieco mniejsze cycki. Nawet Marcin zauważył, że mi lekko odstaje stanik stroju kąpielowego, choć uznał, że to może przez fakt, że jest mokry. Może. A może nie i coś jest na rzeczy. Kurde. Nawet gdyby to oznaczało, że zrzuciłam parę kg z całego ciała, nie chcę. Wolę mieć takie i porządne cycki :(”

„Na obiad poszliśmy na świeżo złowioną rybę (grillowaną). Zapłaciliśmy najwięcej jak dotąd, ale jedzenie było istną celebracją, wydarzeniem! Trzeba było dłubać i jeść palcami. Dotykać, smakować, wąchać. Ekstra! Marcin tego nie lubi, »bo się ubrudzi«. Potem znów chwilę morzowaliśmy Rubin, ale niespecjalnie jej się to podoba, chyba odpuszczę. Ponadto udało mi się namówić Marcina na przedłużenie spaceru. Co prawda tylko o 25 minut, ale git. Poszliśmy w nową stronę i odkryliśmy łagodną drogę pełnią pięknej zieleni.”

Port w Chorwacji Rijeka 2023

„Od przedwczoraj lub wczoraj, mimo iż przeszła mi długotrwała drętwota stóp, w czasie pracy przez cały czas mrowią mi stopy. Nie pomaga trzymanie ich w górze :( Po pracy przez zmęczenie psychiczne i pamięć o bólu oraz chorobach: mrowiących stopach, kości ogonowej, kręgosłupie, żołądku, głodzie, wszystkim, musiałam puścić muzykę na słuchawkach, skulić się w kłębek i popłakać sobie trochę. Przyszedł Marcin i mnie przytulił. Pytał, o co chodzi. Potem jeszcze kilka razy, ale nie odpowiedziałam. Po co, skoro zawsze chodzi o to samo i nigdy niczego to nie daje? Wolałam inne tematy.”

„Kolejny kwiatek językowy Marcina: »Może tymi chrząszczami? Nie, jak to było? Krzakami, o. Nie, chwastami chciałem powiedzieć«.”

„W czasie pracy rozpętała się burza. Króciutka, niemniej jaka ulewa jej towarzyszyła! Niedługo później znów wyszło słońce i kiedy już szliśmy na obiad, było cieplutko i względnie sucho.”

„Poszliśmy do nowej restauracji. Zdecydowałam się na grillowane kalmary, bo wcześniej próbowałam od Marcina i chociaż niespecjalnie mi smakowały te większe, podłużne części, uznałam, że raz mogę zamówić. Chciałam do nich wziąć ziemniaki z folii ze śmietaną, ale kelner doradził chorwacki specjał: ziemniaki ze szpinakiem. Powiedział, że w Chorwacji grillowane kalmary podaje się właśnie z tym. (Trafialiśmy już na dobrą i ciekawą obsługę, ale ten kelner był najlepszy! Poza tym nigdy nikt mi niczego nie doradził). Lubię ziemniaki z wody i szpinak, więc wzięłam. Potrawa okazała się puree ziemniaczanym wymieszanym ze szpinakiem, istną mamałygą. Ale jaką pyszną! (Tylko za nieco za słoną). Kalmary również uznałam za niczego sobie. Zwłaszcza te małe części z chrupiącymi mackami są dobre. Te większe, podłużne są okej, jeśli przegryza się je czymś innym – np. ziemniakami ze szpinakiem – natomiast jedzone jeden po drugim wydają mi się mdłą gumą i bierze mnie od nich na wymioty.”

Plaża w Chorwacji wakacje 2023

„Zdałam sobie sprawę, że przez jedenaście lat życia Rubi – minus trzy pierwsze miesiące, kiedy była jeszcze w pseudohodowli – było może z siedem dni, w których NIE nosiłam jej na rękach, bo akurat wyjechałam czy coś i mama lub K. przychodziły ją karmić. Nawet żeby włożyć ją na łóżko, muszę ją wziąć na ręce/rękę i podnieść.”

„Na obiad zamówiliśmy danie dla dwojga – makaron z krewet…AMI długości dłoni! Znów kelner – choć była to nowa restauracja – mówił do mnie lady (do Marcina sir). Uwielbiam to! Krewety trzeba było przecinać nożem, bo to były całe zwierzęta w pancerzach ze szczypcami etc. Kolejna uczta paluchowa, której Marcin nie lubi. Ja tam kocham.”

„Poszliśmy w nową stronę. Znaleźliśmy ładny park z posągami, w którym robiliśmy zdjęcia. W parku mieliśmy średnio przyjemną i niekonstruktywną rozmowę na temat funkcji psów w życiu ludzi. Marcin nie rozumie, że pies może pełnić rożne funkcje i ktoś może go chcieć po prostu do kochania. Rozumie, że dziecko ma się z rożnych powodów. Że łyżka może mieć różne funkcje. I tak dalej. Ale nie chce zaakceptować faktu, że pies też. Bo dla niego pies jest wyłącznie dosłownie funkcjonalny – do obrony gospodarstwa – i chuj, inne powody są głupie, w związku z czym nie akceptuje ich istnienia. Chuj też, że jesteśmy razem prawie trzy lata i widzi moją relację z Rubi. Kumam, że on może mieć inne podejście, ALE głupotą i przekorą jest to, że nie chce przyznać, iż istnieją różne wizje, a jego opinia jest tylko jedną z wielu możliwości.”

Pula Chorwacja 2023 wakacje

„Na plaży była patelnia, niemniej cudowna. Ludzi jak mrówków. Albo ze względu na weekend, albo na lipiec i początek wakacji. Oby jednak weekend, bo nie chcę takich tłumów podczas plażowania od poniedziałku. Marcin dołączył do mnie ok. 15:00 i oddaliśmy się snorkelingowi, choć tylko przez jakieś 10 minut, bo było mu zimno :P Mnie to nie przeszkadzało, i tak wolałam się poopalać. Koło mnie było urocze małe dziecko, dziewczynka z blond włoskami. Roczna, może nie, nie znam się. Miała niebieska oczęta, którymi ciekawie na mnie spoglądała i uśmiechała się. Wiele razy. Machałam jej i też się uśmiechałam. Wyobraziłam sobie nawet, że to moja córka (bo rodzice mieli ciemne włosy). Tylko ten krzyżyk na jej nagiej piersi mnie zmartwił. (Rodzice też pozawieszali sobie krzyże). Jak można nosić metal na plaży, skoro to dziadostwo się rozgrzewa i parzy?! Za to nade mną rozłożył się koleś, który miał na stopie wielką obleśną kurzajkę. Aż zrobiłam jej zdjęcie z niedowierzania, jak można wyhodować na ciele takiego potwora i pozwolić mu żyć.”

„Rano zauważyłam, że kierowca czerwonego auta zarysował samochód Marcina, po czym zwiał. Zostały tylko czerwony lakier wgryziony w kapustę i odpryski. Na szczęście Marcin był tylko lekko wkurzony, jak mu powiedziałam.”

„Na plaży było NIEMOŻLIWIE gorąco. Ledwo wytrzymałam. Na dodatek ok. 16:00 do brzegu przybiła duża fala i zalała mi cały ręcznik xD Opalałam się z zamkniętymi oczami, ściągniętymi ramiączkami stanika i obniżonymi majtkami, aż tu nagle poczułam, jak mi morze wjeżdża w nogi. Zanim się pozbierałam (stanik, majtki), przyszła druga fala i dojebała to, czego nie dosięgła za pierwszym razem. W efekcie kolejną godzinę plażowałam na ręczniczku do rąk, na którym wcześniej trzymałam samą głowę, z nogami na kamieniach (stopami, bo trzymałam nogi zgięte, żeby mnie kamulce nie parzyły).”

Wakacje Rijeka punkt widokowy na Chorwację

„Między kamieniami znalazłam 50 eurocentów. To już trzecia moneta znaleziona w Chorwacji.”

„Do domu wróciliśmy pieszo łagodnie wznoszącą się ścieżką ze schodami na końcu, co było super. Taki łagodny spacer jest lepszy niż autobus. Za to autobus jest lepszy niż zapierdalanie pod stromą górę.”

„Na plaży było sporo wolnego miejsca, uff. Czyli nadwyżka wiązała się z weekendem. Miało być słonko za chmurami, tym czasem nastał kolejny dzień patelni. Po trzydziestu minutach leżenia na ręczniku musiałam iść do wody, inaczej bym zmarła. Morze za to okazało się idealne: cieplutkie, gładkie, spokojne. Zaliczyłam najdłuższą kąpiel jak dotąd – siedziałam w wodzie ok. 20 minut. Pływałam, bawiłam się w kręciołki, unosiłam się. Abstrahując od kijowej plaży, ta woda to raj.”

„Powrót do domu był przyjemny. Słuchałam muzyki, tańczyłam, śpiewałam. Było mi wesoło.”

„Mam piękne jasne pasemka we włosach od słońca :)”

Rijeka zamek Chorwacja 2023

„W poniedziałek się super doopaliłam, ale już od wtorku zamierzałam nosić parasol, żeby nie umrzeć. Skóra zaczęła mnie lekko piec od przepalenia.”

„Moje imieniny. Przez długi czas myślałam, że wszyscy o mnie zapomnieli. W drodze na plażę trochę pochlipałam, ale powtarzałam sobie: zostaw te łzy na później; poczekaj, bo może pamiętają. W czasie plażowania zadzwonił tato i złożył mi życzenia. Poczułam ulgę. Marcin parokrotnie zapytał mnie, dlaczego jestem smutna i małomówna. W końcu powiedziałam. Odpowiedział: »aha, o kurde«. I tyle. Żadnych przeprosin, a tym bardziej życzeń. Miałam nadzieję, że mi to wynagrodzi, choć po braku przeprosin i życzeń mogę spodziewać się dokładnie niczego. Odezwałam się również do mamy, pisząc, że mi przykro, iż nie dostałam od niej życzeń. Twierdziła, że wysłała. Wysłała jeszcze raz, dostałam podwójnie, więc może naprawdę wcześniej wysłała, tyle że jest w górach i mogła mieć problem z zasięgiem. W konserwacji pozażyczeniowej napisała: »Kocham Cię jak nie wiem co […] Jesteś moim największym sukcesem i największą miłością życia«.”

„Od rana panował niemożliwy upał, już w domu spływałam potem. Na plażę nawet nie chciałam iść, bo za gorąco i skóra mnie lekko bolała, ale nie było czego robić w domu, a na plaży przynajmniej przyjemnie się leży i wypoczywa. Poszłam więc, leżałam i myślałam. Że mam dość życia, bólu. Chciałabym umrzeć szybko i bezboleśnie.”

plitwickie jeziora 2023 chorwacja wakacje

„Odkryłam, że w cieniu parasola plażuje się inaczej. To inne odczucia. Wolę w słońcu. Wtedy wchodzę w coś w rodzaju transu – jestem na pograniczu snu i utraty przytomności. (Słońce musi we mnie walić, samo gorące powietrze w cieniu nie wystarczy). Z kolei w cieniu można czytać, rozmawiać, ogólnie jest się trzeźwym i przytomnym, można normalnie ogarniać rzeczywistość.”

„Na obiad z Marcinem poszliśmy do restauracji Konoba Tarsa. Znów byłam lady. Tym razem niestety trafiliśmy na średnio-kiepskie dania. Po obiedzie zapytałam Marcina, czy wraca do domu. Jeśli tak, pójdę sama nad morze. Odpowiedział, że jeśli będziemy chodzić do 21:00, możemy iść razem na spacer. Zaproponował kampus uniwersytecki, bo tam jeszcze nie byliśmy. Zgodziłam się. Kampus okazał się przepiękny, a na końcu bonusowo znaleźliśmy opuszczony budynek wojska, który też zwiedziliśmy. Zauważyliśmy, że ostatnio bardzo szybko robi się ciemno. O 21:00 jest już jak w środku nocy, a to dopiero początek lipca, i to w słonecznej Chorwacji. Wtf?”

„Miałam nadal plażować, w zasadzie cały tydzień, ale postanowiłam zostać w domu i pracować. Po pierwsze paliła mnie skóra i nie mogłam leżeć w słońcu, a plażowanie z parasolem średnio mnie bawi. Po drugie marzyłam o kawie (co najmniej od wtorku i plażowania w cieniu; widziałam wówczas, jak ktoś kupił kawę i pił na ręczniku). Kawa weszła wspaniale <3 Stopy znów miałam jakieś nieswoje podczas pracy, ech. Nie mrowiły, ale miałam uczucie, jakby oplatająca je skóra była w za małym rozmiarze (»ciągnęła«, kiedy ruszałam stopami).”

Chihuahua nad morzem w Chorwacji Rijeka 2023

„Od paru dni miałam ogromną ochotę na grzyby, pewnie przez te grzybowe podcasty, więc na obiad wzięłam makaron z truflami. Danie siadło cudownie.”

„O 21:30 wyszłam na samotny spacer. Było nieprzyjemnie ciemno i trochę się bałam, a bateria w telefonie pokazywała tylko 35%, na dodatek słuchałam muzyki, więc na bieżąco ją rozładowywałam. Poszłam nad morze, na betonową plażę. Odkryłam, że o 22:00 morze ledwo widać. Widać je tylko w miejscach, w których na wodę pada światło nielicznych i kiepskich latarni. Zaczęłam zapisywać myśli w telefonie:

Wokół jest po prostu czarno. Ciemność przecinana latarniami, światłami z tankowca i odległymi światełkami miasta. Rozgrzany słońcem świecącym za dnia beton, na którym leżę. Gwieździste niebo nade mną. Ciepłe powietrze po słonecznym dniu. Szum dużych fal rozbijających się o betonowy brzeg i pluskanie malutkich falek. Odległe piski pracującego tankowca, śpiew świerszczy, rozmowy i śmiechy ludzi w różnym wieku, którzy przyszli tu odpoczywać, i dźwięki oldschoolowego jazzu puszczanego przez którąś z grupek, pewnie tę starszą. Wspólny śpiew przyrody ożywionej i nieożywionej. Opera nadmorska. I ja to wszystko chłonę. Przez skórę, uszy, oczy, nos. To jest mój raj. Teraz czas mógłby się dla mnie zatrzymać. Ale nawet tu, choć czuję spokój i szczęście, czuję też smutek. Leżę sama. To przyjemne, ale chciałabym leżeć z kimś. Mógłby to być Ł., żebym mogła porozmawiać z nim szczerze i głęboko o tym, co czuję. Chciałabym też mieć paczkę przyjaciół, z którą snułabym się po dworze, śmiała, tańczyła, wygłupiała. Taką jak paczki wokół mnie na tej plaży. Nie żyję życiem, którym chciałabym żyć. A z drugiej strony lubię to, że leżę tu sama. I lubię swój smutek. Nie wiem, czy nie tęsknię przypadkiem do czegoś, co tylko wydaje mi się, że podobałoby się obecnej mnie. Ludzie mają wady i mnie denerwują. Nawet Marcin, nawet przyjaciele, rodzina. Nie ma osoby, która mnie nie denerwuje. Może więc jeśli mam tu leżeć i czuć szczęście, musze leżeć sama. Nie chcę umierać, ale nie chcę też żyć w ciągłym bólu. Chcę jeszcze milion razy tak leżeć na ciepłym betonie, spalać skórę w słońcu i cierpieć od soli morskiej w oczach.

Jak tylko zaczęłam myśleć o tym, że nie chcę umierać, jakaś dziewczyna zaczęła pięknie śpiewać i poleciały mi łzy. Leżałam może ze 45 minut. W drodze do domu chwilę biegłam, bo miałam ogromną ochotę. I sprawiło mi to przyjemność.”

Zamek Trsat Rijeka Chorwacja 2023

„Zobaczyłam też po raz pierwszy w życiu świetlika (robaczka świętojańskiego). To niesamowite, jak intensywnie świeci! I ten zielony kolor, 100% jak dioda z urządzenia elektronicznego. Aż trudno uwierzyć. Myślałam nawet, że ktoś coś zgubił.”

„Wieczorem na Instagramie N. w odpowiedzi na moją relację zdjęciową – btw, codziennie wrzucam relacje zdjęciowe – napisał, żeby nie jeść ośmiornic. Dowiedziałam się, że nie istnieje humanitarny sposób zabijania ich. Żeby przygotować danie z ośmiornicy, trzeba rozerwać to biedne zwierzę na żywca, co powoduje kilka minut czystej agonii. Jestem mu wdzięczna za uświadomienie tego. Nigdy nie zamówię. Powiedziałam Marcinowi, on również nie zamówi (więcej, bo wcześniej raz zamówił).”

„Słuchałam muzyki na laptopie i nagle po prostu wysiadł dźwięk. Nie działał w przeglądarce ani poza nią. Zresetowałam, nie wrócił. Włączyłam menadżera naprawy, nic. Pomyślałam, że to zajebiście – więcej sprzętu do naprawy. Odkryłam, że na słuchawkach dźwięk działa, więc winą obarczyłam głośniki. Niedługo później okazało się jednak, że to Marcin włączył swoje słuchawki na Bluetooth, które parę dni wcześniej pożyczyłam i sparowałam z laptopem, wiec po włączeniu automatycznie zaciągnęły mój dźwięk. Wystarczyło je odparować. Co za ulga!”

„Po obiedzie miły spacer po nowym kawałku centrum Rijeki, głównie przy dworcu kolejowym. Po Marcin już umierał i chciał wracać autobusem. Ja chciałam dojść chociaż do przystanku rynkowego. W końcu powiedziałam, że okej, pójdę sama i wrócę do domu. Zanotowałam numery trzech autobusów, które do nas jadą. Wtedy Marcin zapytał, czy na pewno idę tylko do rynkowego, a kiedy potwierdziłam, dodał, że do rynku jeszcze dojdzie, ale dalej nie. Zgodziłam się i poszliśmy razem. Fajnie, że mimo zmęczenia towarzyszył mi. Z drugiej strony po obiedzie chodziliśmy tylko godzinę, więc nie ma też co przesadzać z tym zmęczeniem.”

Chorwacja miasto artystów Grožnjan Istria

„Okropny sen o Rubince. Byłyśmy na przejściu dla pieszych przy moście Osobowickim (później zmienił się w most Trzebnicki). Rubi bez smyczy. Przechodziłyśmy na zielonym. Nagle maluch lub podobne auto wyrwało do przodu i przejechało po Rubi. Wydawało mi się, że szczęśliwym trafem wpadła między koła i nic jej się nie stało, ale nie byłam pewna. Nie miałam jednak czasu sprawdzić – natychmiast pobiegłam za samochodem, skądinąd na niemieckich tablicach. Kierowca próbował uciec, ale był korek z tramwaju i aut. Waliłam pięściami i kopałam jego pojazd, robiłam uszkodzenia. Właściciele siedzieli przerażeni i skuleni w środku, nie odzywali się. Za kierownicą siedział mężczyzna, z tyłu jego żona i chyba jeszcze jakaś kobieta, może dziewczynka (córka?). Niemiecka rodzina mająca w dupie polskie prawo drogowe. Po wyrządzeniu szkód aucie pobiegłam do Rubi. Żyła, ale nie mogła stanąć na jedną z łapek. Wzięłam ją na ręce i popędziłam do weterynarza na Zawalną (był w innym miejscu, bliżej ulicy i miejsca zdarzania). Prawie nikogo nie było i od razu nas przyjęli. Powiedzieli, że wszystko wygląda okej, a łapka jest stłuczona. Jeśli będzie potrzebna operacja, dopiero za rok. Do tego czasu mam ją obserwować.”

„Rano kłótnia z Marcinem o ogórka. […] Pojechaliśmy do jaskini, w której było przecudownie (11/10; kocham jaskinie, kopalnie, sztolnie i podobne podziemne cudowności). Czasem się całowaliśmy lub trzymaliśmy za ręce, ale sporadycznie, bo cały czas trzymał mnie poranny wkurw ogórkowy. Następnie pojechaliśmy do miasteczka artystów Grožnjan na półwyspie Istria. Artyści tam nie tylko mieszkają, ale też tworzą i sprzedają swoją sztukę (różną: obrazy, rzeźby, biżuterię, zdjęcia, kompozycje z kwiatów i kamieni i więcej). Cudowne miejsce! Miasteczko jest maleńkie i liczy zaledwie dwustu mieszkańców, lecz dzięki temu ma uroczy klimat. Dodatkowo dzięki artystom jest ładnie ozdobione, np. na ścianach budynków wiszą instalacje artystyczne. Po całym tym dniu – choć pięknym pod kątem wrażeń wynikających z atrakcji: jaskini i miasteczka artystów, to jednak przeszytym wkurwieniem i moim chłodem – Marcin się oświadczył. Wybrał miejsce, w którym akurat nie było ludzi. Mam je nawet na kilku zdjęciach, choć akurat nie dokładnie ten punkt, w którym staliśmy. Nie pomyśleliśmy, żeby lepiej je obfotografować ku pamięci. No trudno. Zaproponował wtedy, żebyśmy się pocałowali. Stałam trochę wyżej, na jakimś murku, krawężniku czy czymś. Było minimalnie niewygodnie. Całowaliśmy się długo. Przestał mnie tulić i zaczął szukać czegoś w nerce. Poczułam, że się trzęsie/drży z nerwów. A majstrowanie przy nerce trwało za długo. I już wiedziałam. Chyba się zestresowałam, bo całowałam go jak najdłużej, żeby tylko nie skończyć. No ale w końcu pocałunki się wyczerpały i oderwaliśmy się od siebie. Marcin natychmiast ukląkł (według mnie się zniżył, ale potem powiedział, że ukląkł; byłam za blisko, poza tym nigdy nie widziałam go klęczącego tuż przy mnie, no i odrobinę przestałam ogarniać, więc może faktycznie klęknął). Chociaż żadne z nas nie pamięta, co dokładnie powiedział, według moich najlepszych zdolności odtwarzania było to: Oluś, czy spędzisz ze mną całe życie? Jesteś najważniejszą osobą, jaką poznałem w życiu. Możliwe, że było coś dalej, ale nie więcej niż jedno zdanie. Raczej było to bez ładu i składu, trochę się plątał. (Potem powiedział, że przygotował sobie tekst, ale ze stresu zapomniał). Wszystko to było nieważne. Ja – mimo całego dnia podszytego wkurwem oraz wiedzy już podczas całowania, że zaraz się oświadczy – wzruszyłam się, zakryłam usta i nos i trochę się popłakałam. Odpowiedziałam: Oczywiście, że tak! On się podniósł, a ja mocno go przytuliłam. Nawet dobrze nie spojrzałam na pierścionek. Widziałam tylko, że jest czarny i ma oczko z kamienia. Tuliłam go długo i bałam się puścić jeszcze bardziej niż podczas całowania. Bo co się robi w takich sytuacjach?! Marcin w końcu się oderwał i dał mi pierścionek. Dzięki rozmowie z K. wiedziałam, że mam go założyć na serdeczny palec prawej ręki. Marcin nie wiedział (ale potem sprawdził w Google’u i potwierdził, że dobrze założyłam). 16.07, trzeba zapamiętać. Równie dwa miesiące po urodzinach Marcina. Niecałe dwa miesiące do trzeciej rocznicy.”

Zaręczyny w Chorwacji 2023

„Pierścionek jest przepiękny! Bardzo podobny do tego, który spodobał mi się najbardziej podczas przeglądania ofert internetowych w Karpaczu. Wskazałam wówczas dwa pierścionki i o dziwo Marcin je zapisał (»o dziwo«, bo zostawił otwartych o wiele więcej i przypuszczałam, że pomyli, które podobały się jemu, a które mnie). Dał je koledze projektującemu pierścionki, a kolega wykonał mu projekt na podstawie tego mojego ulubionego. Potem Marcin zgłaszał uwagi, a kolega się do nich stosował. Projektowanie trwało łącznie kilka miesięcy. Mam więc jedyny taki pierścionek na świecie! No, może już niedługo nie jedyny, bo kolega udostępnił projekt swoim klientom lub w social media i ma teraz zainteresowanie czarnymi pierścionkami. Trochę mi żal, że pewnie komuś wykona taki sam, no ale – jak słusznie podkreślił Marcin – tylko ja dostałam pierścionek zaprojektowany dla mnie. No i będzie to oryginał, pierwszy z serii (jeśli kolejne powstaną, bo mam cichą nadzieję, że nie lub przynajmniej nie będą dokładnie takie same).”

„Pierścionek był projektowany przez kilka miesięcy, zaczęli niedługo po naszym powrocie z Karpacza. Marcin dostał go do ręki tydzień przed wyjazdem do Chorwacji, bo miał plan właśnie na Chorwację. Nosił go w nerce od dwóch dni, ale w sobotę okazje były zbyt mało spektakularne. Dopiero miasteczko artystów uznał za godne tej chwili. Dobra decyzja. Swoją drogą, czasem stroiłam się z myślą, że może się oświadczy i dobrze byłoby wyglądać wtedy super. Ale akurat w niedzielę miałam strój i fryzurę w stylu »Byleby było jak najprzewiewniej, a estetycznie ujdzie«. Marcin też nie wyglądał jak najlepsza krewetka w morzu – miał białą koszulkę-żonobijkę, czarne spodenki (akurat one były ładne), paskudną czarną czapkę z daszkiem i pasujące do tego zestawu jak pięść do oka brązowe sandały. A, jeszcze jedno. Śmiechem losu jest fakt, iż żeby spełniło się jedno z moich największych marzeń życiowych (»etapów« czy też wydarzeń przełomowych życia, które chciałam osiągnąć), musiałam wrócić do starej, swojej wagi. W sumie to mi się to podoba.”

Zaręczyny w Chorwacji 2023

„Przed snem pojawiła mi się w głowie myśl, iż sądziłam, że coś się zmieni po zaręczynach. Że będę szczęśliwsza. Tymczasem nie zmieniło się zupełnie nic. We mnie. W Marcinie też, bo zapytałam go kolejnego dnia. On też sądził, że coś się w człowieku zmienia, ale pozostał taki sam. A zatem to ma być już to? Przereklamowane. Nie jako wydarzenie, bo zaręczyny są super wydarzeniem. Jako stan psychiki. Bycie zaręczonym niczego nie dodaje ani nie odejmuje, niczego nie zmienia. Ale może właśnie o to chodzi? Jeśli związek był dobry, bo się nad nim pracowało, to zaręczyny niczego nie zmieniają, po prostu pozostaje dobry. Może byłoby to fałszywe, gdyby się zmienił? Bo co – jest źle, pojawia się pierścionek i nagle jest dobrze? Pierścionek na palcu nie daje szczęścia, nie odbiera smutku ani poczucia samotności, nie czyni związku lepszym.”

„Wbiła mi się pierwsza drzazga od wieeelu lat. W stopę. Na wyjeździe, niedługo po zaręczynach. Na szczęście udało mi się rozgrzebać paznokciami wlot i wyciągnąć dziada.”

„Od paru dni nie mogę używać kremu do twarzy na dzień. A w zasadzie to nie »nie mogę«, tylko odkryłam, że lepiej tego nie robić. Od gorąca i tak wszystko spływa, a jak nie mam kremu, pocę się mniej. To samo dotyczy balsamu do ciała. Z balsamem pocę się FCHUJ, a bez balsamu tylko bardzo.”

Dvigrad Chorwacja 2023

„W poniedziałek mieliśmy trzecią, ostatnią długoweekendową wycieczkę. Tym razem obraliśmy kierunek na Pltvickie jeziora. Początkowo sądziłam, że są gorsze od niedzielnej jaskini. W całokształcie jednak – zwłaszcza w drugiej połowie zwiedzania, gdy zaszło już słońce i dało się patrzeć bez mrużenia oczu oraz chodzić bez spływania potem – chyba umieściłabym je na równi. Z perspektywy czasu tym bardziej. Przy czym porównuję 4 h w parku narodowym do 40 minut w jaskini. Gdybym była krócej w parku lub dłużej w jaskini, na 99% wygrałaby jaskinia. Największy wodospad nie urwał mi dupy (urwał Marcinowi), ale jeziora były przewspaniałe. Te kolory! Mniejsze wodospadziki też przypadły mi do gustu (Marcinowi nie bardzo). Najprzyjemniejsza była wspomniana już końcówka zwiedzania, ok. 19:00 (park jest czynny do 21:00, ale od 20:00 już nie wpuszczają, jakoś tak to było). Chłodniej, ciemniej, niemal bez ludzi. Wolna przestrzeń, cisza (no, mam na myśli czyste dźwięki natury). Marcin był wycieczką bardziej urzeczony niż ja, niemniej dla mnie również była świetna. No i było dużo chodzenia. Niemiło, że w słońcu, ale samo chodzenie uwielbiam, więc cudownie się wyspacerowałam. W jednym ładnym miejscu powiedział mi: »dziękuję, że jesteś«. Czasem to mówi, a ja się rozpływam.”

„Wycieczkę zakończyliśmy wizytą w restauracji przy parku narodowym. Okazało się, że pracuje tam kucharz na miarę najdroższych i najwykwintniejszych restauracji światowych. Co on robi w tak nijakim miejscu?! Marnuje się fchuj. Za 18 euro za osobę zjedliśmy danie o tak perfekcyjnie skomponowanych i intrygujących smakach, że nie mogliśmy w to uwierzyć. Jakieś puree dyniowe czy marchewkowe na spodzie (jak puszysta zupa krem), na tym ravioli o idealnym stopniu ugotowania z serkiem śmietankowym rozpływającym się w ustach, kostki gotowanej dyni, cienkie plastry dojrzewającego czy jakiegoś tam sera i grillowane pomidorki koktajlowe o maksymalnej wyrazistości pomidorowości. Niestety danie było dość słodkie, a od razu po zjedzeniu wsiedliśmy do auta i jechaliśmy ok. 3 h slalomem przez góry. W efekcie było mi bardzo niedobrze, bolał mnie brzuch i myślałam tylko o tym, żeby nie zwymiotować. Ten stan pozostawił przykre wspomnienia po obiedzie, który wcześniej wydał mi się perfekcyjny.”

Zwiedzanie Rijeka Chorwacja 2023

„Do domu wróciliśmy po 23:00. Mimo zmęczenia zgodnie z planem zrobiłam szpagat, i to o 1:00. Byłam z siebie dumna.”

„Żal mi Rubiny. Rano nie wymierzyła w schodek podczas wskakiwania i uderzyła buźką o kant. Spadła w bok na trawę (schodki nie mają barierki). Nie jakoś wysoko, ale na pewno nie było jej miło. Byłam pewna, że uderzyła prawą stroną buźki, jednak kiedy wróciliśmy wieczorem do domu, zobaczyłam, że ma bardzo spuchnięte lewe oczko. Czasem jej puchnie, chyba od zapalenia dziąseł, ale przechodzi samo. Nigdy nie było aż tak duże. Ale nie mruży oka ani nie ucieka, kiedy macam opuchliznę. Po powrocie do Wrocławia koniecznie musimy iść z oczkiem/dziąsłami do veta.”

„Zrozumiałam, czemu jeszcze nie tak dawno moje cycki wydawały mi się mniejsze. Otóż zmiana rozmiaru wcale nie jest przywidzeniem, lecz wynika z fazy cyklu. Od niedawna piersi zaczęły mnie nawet nie boleć, a srogo jebać przed okresem. Stały się duże, ciężkie i pełne, po prostu spuchnięte i obolałe. Ewidentnie coś się w nich dzieje przed każdym krwawieniem, jakieś zmiany hormonalne zachodzą. Kiedy zaś ból i opuchlizna schodzą – czyli już podczas okresu i przez pierwszą połowę bezkrwawej część cyklu – cycki stają się normalne, naturalne, a więc nieopuchnięte, przez co mniejsze.”

Dvigrad Chorwacja 2023

„35°C to gruba przesada nawet do plażowania. Za to morze przy tej temperaturze jest cały czas cieplutkie. Od 12:00, jak weszłam po raz pierwszy, aż do ostatniego wyjścia o 16:45 pozostawało bajecznie nagrzane.”

„Marcin na dobranoc nie tylko dał mi buziaki jak każdego dnia, ale także powiedział: »dobranoc, narzeczono«, awww :3”

„Plażing z parasolem, bo skóra boli, i książką. Na przekór pierwszemu doświadczeniu plażowemu z parasolem było cudownie! Niby 33°C, więc cieplutko, ale słońce za chmurami, a nawet jak wyszło, chronił mnie parasol. Woda okazała się nadal cieplutka jak poprzedniego dnia, dodatkowo gładka i łagodna. Książkę czytało się znakomicie, choć współczesnozachodnie lewicowe do porzygu poglądy autorek są nie do zniesienia. (Mowa o poradniku »Jedzenie intuicyjne~«, najnowszej edycji wydanej w Polsce w 2022 roku, w której prawie na pewno doszło mnóstwo tego lewicowego bełkotu mającego chronić uczucia jakże wrażliwych czytelników). Przez brak intensywnego słońca bądź zapowiadaną na dużo później burzę na plażę przyszło mniej ludzi. Było kameralnie, i dobrze.”

„W Moim Wymarzonym Domu, czyli domu stojącym tuż przy plaży i mającym bezpośrednią styczność z morzem, mającym nawet małe wyjście prosto do wody!, zauważyłam dziś młodą dziewczynę. Myślałam, że stoi opuszczony, ale ona w nim mieszka, po prostu ma ciągle zamknięte okna i zaciągnięte rolety. Pewnie przez słońce i mnóstwo ludzi tuż obok. Rozczarowałam się. Nie była stara ani nie wyglądała na milionerkę. Zwykła, nijaka dziewczyna, może nawet młodsza ode mnie. Wolałabym nie poznać rozwiązania tej zagadki, niż pozostać z takim marnym. Spodziewałam się, że to dom starych bogaczy (mężczyzny z opaloną skórą i siwymi włosami, postawnego, z drogim zegarkiem na ręku, i jego pięknie starzejącej się, eleganckiej żony), ewentualnie młodej bogatej pary rodem z Instagrama. No cóż.”

Chorwacja 2023 Plitwickie Jeziora

„Kiedy pływałam, przyszła do mnie myśl, że jednak wolę być zaręczona. Pierścionek daje poczucie, iż na ślub czeka się jak na coś realnego – na coś, co wydarzy się na pewno, a nie może. Pierścionek daje pewność, że ktoś myśli o mnie poważnie. Że ślub to »kiedy«, a nie »czy«. Spokojnie mogłabym być narzeczoną przez kilka lat, nie spieszy mi się. Po ślubie nie ma już kolejnego etapu, więc wolę poczekać i mieć ten pyszny tort długo przed sobą. Cieszyć się jego zapachem z daleka.”

„W poniedziałek byłam z siebie dumna, że zrobiłam szpagat, mimo iż wróciliśmy późno. W środę z kolei nie miałam sił ani ochoty, więc nie zrobiłam, i też czułam się z tym okej :)”

„Spacerowaliśmy z Marcinem tylko godzinę, później niestety musiałam iść nad morze sama. Tam jak zwykle oddałam się rozmyślaniu. Uświadomiłam sobie pewną rzecz. Mianowicie jak mogłam myśleć, że nie będę już fotomodelką, bo tamto ciało nadawało się do zdjęć, a to już nie? Co z bzdura! Nauczyłam się pozować tamtym ciałem, nauczę się od nowa tym.”

„Kolejny raz – któryś z rzędu – zobaczyłam pod blokiem szarą mewę. Wyglądała na starą, smutną, umierającą. Wcześniej chodziła powoli i chowała się za krzakami, a w piątek już tylko leżała na niskim murku i osowiale ruszała głową, kiedy ktoś obok niej przechodził. Patrzyła, ale nie uciekała. Nie ruszała nawet resztą ciała. Było mi bardzo przykro. Zainteresowałam się nią i zaczęłam szukać w internecie informacji, co można zrobić. Okazało się, iż to młoda mewa srebrzysta, która jeszcze nie zmieniła wyglądu – koloru upierzenia, dzioba, postawy. Nie nauczyła się latać, może coś jej się stało? Mimo iż jest młoda, wydaje się za duża na pisklaka. Ma rozmiar dorosłej mewy. A może one tak wolno uczą się latać?”

„Po pracy napisałam recenzję »Rozpieszczonego umysłu«. To najlepsza książka, jaką czytałam od… hmm… pewnie książek Harariego.”

Chorwacja Rijeka 2023 selfie

„Ok. 16:00 ulewa pierdolnęła jak szalona. We Wrocławiu widziałam taką chyba dwa razy w życiu, i to w ostatnich latach, przez zmiany klimatu. Tutaj to normalne. Każdy deszcz w Rijece oznacza burzę i ulewę. Jest tak mocny i straszny, jakby świat się rozpadał.”

„W sklepie widzieliśmy kobietę, którą chirurg plastyczny skrzywdził FCHUJ. Wyglądała jak karykatura człowieka. Miała GIGANTYCZNE usta przypominające spuchniętą dupę pawiana. Nie były to »duże usta, które mi się nie podobają«, tylko monstrualne, opuchnięte, powykrzywiane… coś. Naprawdę lekarz ostro to zjebał.”

„Poprzedniego dnia zostawiłam Marcinowi dwie karteczki z miłymi napisami – jedną ukrytą pod klapą laptopa, drugą w szafce przy herbatach. Dzięki temu w sobotę od rana było miło i czuło. Niedługo po tym, jak wstałam i poszłam się przywitać, zaczęliśmy gadać i tańczyć przytuleni (Marcin zaczął).”

„Do młodej mewy przyleciała mama. Siedziała na dachu i rozmawiały. To prawda, co napisali w internecie, że matka »zawsze« (wcale nie zawsze) jest gdzieś w pobliżu i obserwuje potomstwo. Mimo tego było mi tylko bardziej przykro. Młoda popiskiwała, co rozrywało mi serce. Nie mogła polecieć. Z jakiegoś powodu nie umie/może latać, a dorosła mewa nie ma jak jej pomóc.”

„Wieczorem poszliśmy na obiad do miasta. Widzieliśmy synagogę (z zewnątrz). Widzieliśmy też żula, który szedł trochę za nami, trochę przed nami. Stawał przy domach i zaglądał na podwórka. W końcu znalazł czyjś dom na ustroniu, wszedł i… zaczął ściągać spodnie do srania XD Biedny właściciel domu, który kolejnego dnia będzie musiał wyrzucić to gówno. Gorzej, jak jest rzadkie.”

Rijeka kompleks industrialny opuszczone budynki fabryczne

„Rozmawialiśmy z Marcinem o ambicjach, osiągnięciach, celach, życiu. Zapytałam: »uważasz, że jestem nieambitną kluchą?«. »Tak, jesteś nieambitną kluchą, ale moją«, co oczywiście jest urocze, ale pokazuje obecną różnicę między nami. On składa się w 200% z ambicji, a poprzez ambicje i rozwój rozumie wyłącznie stawanie się lepszym i osiąganie więcej zawodowo. Sukces w życiu to sukces zawodowy. Dla mnie nie. Nie chcę, żeby praca była treścią mojego życia. Chcę po prostu żyć, zwłaszcza po piętnastu latach ścisłej anoreksji i nie wiadomo ilu kolejnych walki z nią. Chcę cieszyć się z tego, co mam, zwłaszcza że poza brakiem zdrowia mam dobre życie – takie, jakiego chciałam. Chcę mieć partnera (męża), swoje i stałe miejsce do życia, psy. Chcę czytać książki, słuchać podcastów, chodzić na spacery. Chcę być szczęśliwa. Nie potrzebuję wyższych stanowisk i lepszych posad. Copywriting jest tym, co nadal chcę robić, co sprawia mi przyjemność. Kończę z blogiem, pewnie coś mi go kiedyś zastąpi, ale nowe hobby przyjdzie do mnie samo, naturalnie. Nie muszę ani nie chcę go szukać czy też na siłę robić nowych rzeczy. »Dla mnie to za mało« – powiedział Marcin. Boję się, że to będzie problem. Ja chcę jego, a on chce pracę. On zawsze będzie wolał pracę, a ja zawsze będę samotna. Muszę o tym pamiętać. Kiedyś, kiedy będę żałować położenia, w którym się znajdę. Wybrałam je świadomie. Wiedziałam o tym wszystkim od początku, a jednak przyjęłam pierścionek. Bo go kocham i – tak, naiwnie i bezprawnie – mam nadzieję, że jednak trochę się zmieni i znajdzie dla mnie czas w swoim napiętym grafiku życia. Niedawno zaczęło mi przeszkadzać, że w obecnych czasach tak bardzo promuje się pogoń za rozwojem i samorozwojem, ale rozumianym w konkretny sposób – wymierny, zawodowy. Jeśli nie pniesz się po szczeblach kariery, znaczy, że się nie rozwijasz. Nie ma znaczenia, że osiągniesz inne rzeczy – spełnisz swoje marzenia, zadbasz o zaniedbywane latami kontakty międzyludzkie, odkryjesz piękno patrzenia w gwiazdy, wyjdziesz z zaburzenia psychicznego. Póki nie będzie to awans, nie zrobiłeś niczego. A ja chcę po prostu żyć – spokojnie i szczęśliwie, bez presji. Jeśli zechcę się pouczyć rosyjskiego jak teraz, napisać opowiadanie lub rozpocząć coś nowego pokroju bloga, zrobię to. Nie chcę niczego szukać i znów zapełniać każdą wolną sekundę. Nie chcę gnać do przodu za wszelką cenę. To wszystko oznacza, że dla Marcina jestem nieambitna. Może jestem. Trudno. Nie trzeba być ambitnym, to nie obowiązek. Są cechy znacznie ważniejsze niż bycie ambitnym. Marcin musi się z tym pogodzić, tak jak ja próbuję pogodzić się z jego niechęcią do zatrzymania się i po prostu życia.”

Punkt widokowy Rijeka Chorwacja 2023 zdjęcie na tle chmur

„Moje urodziny. Mama złożyła mi życzenia jako pierwsza, od razu po północy. Potem jeszcze raz rano – napisała, że to również jej święto, bo mnie urodziła, urocze :) W połowie dnia zadzwonił tato i także złożył mi życzenia. Przy okazji zapytałam, czy dostał wiadomość (zdjęcie). Powiedział, że nie. Powiedziałam mu, że wysłałam mu zdjęcie zaręczynowe i że Marcin się oświadczył. Odpowiedział, że faktycznie dostał jakieś zdjęcie z pierścionkiem na ręce, ale pomyślał, że po prostu wysłałam mu ładne uśmiechnięte zdjęcie z wakacji. Pogratulował i życzył szczęścia na nowej drodze życia. Nie sądzę jednak, żeby go to ekscytowało, skoro sam nigdy nie zawracał sobie głowy ślubami ze swoimi kobietami. No nic. A1, A2 ani J. nie złożyły mi życzeń, nie pamiętały. J. to nie dziwne i nawet nie przykre. A2 pytała specjalnie, żeby wiedzieć, ale zapomniała. Za to brak pamięci A1 był dla mnie smutny. Chyba już od paru lat każdego roku ktoś zapomina (o urodzinach i/lub imieninach).”

„Zgodnie z planem wyruszyliśmy na wycieczkę. Po drodze minęliśmy ogrooomny kompleks opuszczonych budynków, jakieś stare fabryki z symbolem czerwonej gwiazdy (komunistycznej (jak rozpoznał Marcin), jugosłowiańskiej (jak wyjaśnił tato)). Niestety Marcin nie chciał tracić na niego czasu, bo umówiliśmy się na podążanie szlakiem w lesie wzdłuż rzeki obok rzymskiej ruiny i małych wodospadów aż do kanionu. Ruiny okazały się cudowne, choć bardzo zaniedbane. Panowanie nad nimi przejęła natura. Roślinność wtargnęła do środka bez pardonu, dawne sale zarosły drzewami i krzewami, stare mury oplotły konary i bluszcz. Szlak prowadził PRZEZ ruinę, nie obok! W ogóle to był szokujący szlak, bo niebezpieczny i dziki fchuj. W Polsce w życiu by takiego nie było. Zresztą ruina zostałaby zabezpieczona i trzeba byłoby płacić za oglądanie. Jest wielka i monumentalna, fantastyczna. Niedługo później zaczęły na mnie siadać końskie muchy – albo jedna, to gówno jest oporne na zgniatanie – i gryźć. Szlak co chwilę prowadził pod górę, byłam spocona i mokra, waliłam chemią od Mugi, dokuczały mi gryzące muchy. Krótko mówiąc: wszystko było nie tak. Jeszcze szlak został chujowo oznaczony i nie było wiadomo, czy będziemy szli pięć godzin w jedną stronę, pięć godzin łącznie, a może półtorej godziny. Pękłam i trochę się popłakałam. Powiedziałam, żeby Marcin szedł sam, a ja wrócę do miejsca poza lasem i poczekam. Nie chciał mnie jednak zostawić. Przytulił mnie, uspokoił i wróciliśmy. Pojebana mucha poleciała za mną! i jeszcze kilka razy mnie ugryzła. W końcu to Marcin musiał ją ze mnie ściągnąć, bo zaoferował się, że będzie w stanie ją zabić. Nie tak łatwo! Ręką się nie dało, palcami zgnieść też nie. Musiał położyć ją na murku i zgnieść butem. Myślałam o tym, żeby zaproponować mu zwiedzenie opuszczonych budynków, ale uznałam, że poczekam, aż on to zaproponuje. Nie minęła nawet minuta, a zaproponował. Robiłam dużo zdjęć (Marcin potem też). Przyjechała policja. To jest tak oddalone miejsce od centrum, że musieli zostać wezwani. Chcieli od nas dokumenty, ale nie mieliśmy. Okazało się, że w Chorwacji trzeba mieć. Zapytali, skąd jesteśmy i co tutaj robimy (jeden po prostu zapytał, czy robimy zdjęcia). Powiedzieliśmy, że idziemy szlakiem do kanionu (chociaż już nie szliśmy, ale chuj tam). Było ich trzech, dla mnie byli przerażający. Coś tam chwilę pogadali miedzy sobą, powiedzieli, że wszystko jest okej, życzyli nam miłego dnia i pojechali dalej. Przy opuszczonych budynkach były też inne osoby, ale nie dużo. Później zapytałam dwóch pań, też turystek, czy zapytali je o dokumenty. Nie, tylko nas. Z drugiej strony nie było wyjazdu, więc parę minut później na pełnej piździe przejechali obok nas i wyjechali z kompleksu fabryk. Postanowiliśmy zwiedzić największy budynek w środku. Było pięknie i ekscytująco, niestety przez to wydarzenie z policją do końca zwiedzania towarzyszył mi uścisk stresu w brzuchu. Nie było znaków, że nie wolno wchodzić do budynków, jednak każdy głupi wie, że to zabronione. W środku była masa graffiti, może policjanci myśleli, że też będziemy coś malować (te turystki były starsze od nas i nie miały plecaków, więc może dlatego nawet z nimi nie porozmawiali). Zwiedziliśmy całość <3”

Chorwacja Rijeka kompleks industrialny opuszczone budynki fabryczne

„Po powrocie do domu oglądałam ciąg dalszy historii z mewami. Młoda zeszła lub spadła – może uciekała przed kotem – z podwórka znajdującego się na górze długich schodów. Teraz chodziła po parkingu między autami i nadal biednie piszczała. Mama siedziała na dachu i »szczekała« oraz gulgotała do niej. Zmieniła miejsce, żeby lepiej widzieć dziecko. W pewnej chwili nie była pewna, gdzie jest młoda, więc zatoczyła koło nad parkingiem, znalazła ją i wróciła na dach. Może pół godziny później sfrunęła do niej. Dała jej jeść – prosto z dzioba, ale też jakby wyrzygała pokarm?; skądś na ziemi znalazła się górka brązowego jedzenia – niedojedzoną przez młodą resztę zjadła sama. Potem zamiast lecieć, poszła za blok. Prowadziła młodą dokądś, nie widziałam dokąd, ale w pewnej chwili młoda zawróciła na parking. Może mama znów odleciała i dziecko nie wiedziało, co robić? Młoda niestety rozkłada skrzydła, po czym składa je z powrotem, jakby nie wiedziała, co z nimi zrobić.”

„W knajpie koleś policzył nam moje grillowane kalmary o 2 euro za dużo. Pokazaliśmy mu cenę w menu. Zaczął nam tłumaczyć jak dzieciom lub kretynom, że w menu jest błąd, jakbyśmy to my ten błąd popełnili. I musieliśmy zapłacić tę wyższą cenę. Jedzenie dobre, niemniej niesmak pozostał i nie chcę tam wracać (pójdę, jeśli Marcin będzie chciał; na razie on też czuje niesmak).”

„Marcin nie wiedział, czy pójdzie ze mną na plażę, bo zależało to od jego samopoczucia. Na szczęcie uznał, że pójdzie. Chciał matę plażową, więc wzięliśmy, i poszliśmy na moją wieczorną betonową plażę. Cudownie było leżeć obok niego w tej absolutnie bezbłędnej scenerii, chociaż Marcinowi nie siadło. Powiedziałam mu o moim corocznym rozczarowaniu »specjalnymi dniami« (urodzinami, rocznicami, różnymi świętami i okazjami do celebracji), idealnych scenariuszach takich dni, poczuciu samotności i rodzajach smutku (oraz o tym, że ten »mój« smutek w głębi mnie lubię, natomiast smutku wynikającego z bólu, straty czy tragedii nie lubię). Leżeliśmy do ok. 22:30 (chyba o 21:00 wyszliśmy z domu, co daje około godziny na plaży). W drodze powrotnej widzieliśmy panią świetlikową – to moja druga :)”

Jaskinie Chorwacja Istria

„Młoda mewa znów znalazła się na górze schodów. Widziałam, że potrafi podskoczyć/podfrunąć na wysokość jednego stopnia, zatem być może potrafi również pokonać więcej. W końcu jakoś wróciła na górę. Widziałam też, że znowu sfrunęła do niej matka. Tym razem byłam świadkiem, jak wyrzyguje jedzenie (rozmokły chleb chyba), żeby młoda się posiliła. Młoda wolała jeść z dzioba matki i uparcie próbowała, ale matka pozwoliła jej tylko raz, a potem była nieugięta. Matka wpieprzała wyrzygane jedzenie prosto z ziemi, żeby pokazać młodej, że liczy się czas i jeśli ona nie zje, ktoś jej zje. Młoda niestety zdaje się oporna w naukach. Mało co je, tylko łazi dookoła mamy i piszczy. Uznałam, iż jest to mewa z pokolenia Z i nie chce się usamodzielnić. Woli pozostać wiecznym pisklakiem, nad którym matka musi sprawować pieczę do końca życia.”

„W Lidlu już trzeci raz nie zastałam Protein Mousse’ów. Tym razem zapytałam, czy/kiedy będą. I dostałam odpowiedź, że nie będzie…”

„Po plaży na udzie miałam szlaczki poparzenia słonecznego. Podobne mi się robią od termoforu w zimie. Ciekawi mnie, dlaczego to nie jednolita plama, tylko jakiś labirynt szlaczków. I tylko na jednym udzie w konkretnym miejscu (od wewnątrz).”

„Wieczorem poszliśmy z Marcinem do dalej położonego Lidla, bo a nuż tam znalazłyby się moje Protein Mousse’y. Z centrum miasta to ok. 3,5 km, niestety pod górę. Podwójnie niestety, bo tam też nie było. Nie było mi przykro, ponieważ właśnie tego się spodziewałam. No cóż, szkoda. Chciałam zabrać trochę do Wrocławia. Drogę powrotną Marcin chciał pokonać autobusem, ale namówiłam go na dobutowanie do »naszego« przystanku w centrum (łączny spacer trwał 2,5 h, był cudowny; przeszliśmy tego dnia ok. 8 km).”

Spacer po Rijece 2023 Chorwacja

„Parę dni temu – niestety nie pamiętam, kiedy dokładnie – pomyślałam, że w sumie 5 tygodni wakacji byłoby okej. Zabawne, bo wieczorem tego samego dnia Marcin powiedział to samo! Że dla niego 4-5 tygodni by wystarczyło, a obecnie już mu się dłuży i chętnie by wrócił. Zaznaczył jednak, że może chodzić o Rijekę i fakt, że to dość małe miasto i nie ma już czego zwiedzać (wieje nudą). Ja plażuję, więc mi się dłuży mniej. Plażowanie jest fajne.”

„Rano bardzo mocno ugryzłam się w język podczas jedzenia śniadania. Marcin coś do mnie mówił, zaczęłam mu odpowiadać i BACH. Na języku zostały dwa ślady, jeden mocny. Oba bolesne. Pozostało też uczucie, że ciągle coś leży na języku (bo kawałek skórki odstawał, co później zauważyłam w małym lusterku). Ugryzłam się na tyle mocno, iż pomyślałam, że odgryzłam sobie część języka albo coś podobnego. Szczęka mi się bezwiednie rozwarła i przez chwilę nie byłam w stanie jej zamknąć.”

„Na plaży znalazłam fantastyczne miejsce. Idealne. Najlepsze z dotychczasowych. Mokre kamyki wskazywały na fakt, iż chwilę wcześniej ktoś się z tego miejsca zawinął. Według prognozy pogody 28°C, do tego bezchmurne niebo. Warunki więc równie idealne co miejsce. 30°C i więcej to już ostra przesada nawet dla mnie. Po czterdziestu minutach musiałam pójść do morza. Okazało się spokojne, ciepłe, gładkie. Po prostu… idealne :) Btw, zadziwił mnie fakt, iż mimo pięknej pogody, środka wakacji i soboty na plaży było względnie mało ludzi. W poprzednie weekendy, a nawet w gorszy pogodowo czwartek, przyszło ich nieporównywalnie więcej. I dobrze. […] Zorientowałam się, iż nie chcę jechać do Wrocławia, kiedy jest piękna pogoda. Z drugiej strony nie chcę też, żeby to był ostatni dzień dobrej pogody. Raczej chce mi się płakać. Najlepiej byłoby poplażować jeszcze parę dni i mieć zjazd pogody dopiero przed wyjazdem. Wówczas nie będzie żal opuszczać Chorwacji.”

Chorwacja plaża Rijeka 2023

„Niestety potencjalnie miła wycieczka szybko zamieniła się w niemiłą. Już w drodze do ruin dwóch miast Dvigrad – bo upatrzony przez nas zamek był zamknięty, o czym na szczęście dowiedzieliśmy się dzień wcześniej – zrobiło mi się niedobrze i walczyłam, żeby nie zwymiotować. Może przez krętą drogę, upał i wyjazd tuż po zjedzeniu śniadania. Ruiny okazały się ładne, ale umiarkowanie. Może przez to, że było względnie dużo ludzi. Może też przez to, że nie czułam się najlepiej. Powinny były spodobać mi się bardziej. Na miejscu miało trochę padać podobnie jak w Rijece, tymczasem była patelnia. Lało się ze mnie i zaśmierdłam. Porobiliśmy sporo zdjęć, nawet się powygłupiałam i to było miłe. (Chociaż czasem, jak mam ochotę porobić wygłupy takie jak dawniej, ED próbuje mi je zobrzydzić. Przykładowo mam ochotę wskoczyć na murek albo poskakać z kamienia na kamień. ED natychmiast mówi: »dobry wybór, dzięki temu spalisz kalorie«. No i co teraz? Mam prowadzić statyczne i nudne życie, żeby wpierdolić ED? Czy kiedyś będę mogła po prostu szaleć i wygłupiać się jak dawno temu? Taka byłam prawdziwa ja. A teraz nie mogę po prostu się bawić, bo jak mam ochotę, ED mi dopierdala głupie myśli).”

„Łaziliśmy też z Marcinem po wysokim murze z kilkumetrową przepaścią po obu stronach. To były pozostałości muru lub ścian budowli. Nierówne, wąskie na dwie stopy. Ruina jak reszta. Marcin wszedł pierwszy i powiedział, że drżały mu nogi ze strachu. To mnie przekonało. Choć on nie zaszedł daleko, ja poszłam przed siebie prawie do końca. Wtedy pierwszy raz porządnie spojrzałam w dół i poczułam to w nogach. Strach, że spadnę. A w przeciwieństwie do konstrukcji w wesołych miasteczkach tutaj nie było żadnych zabezpieczeń, bo nikt normalny tam nie wchodzi. Wystarczyło mi wrażeń, postanowiłam zawrócić. Ponieważ już wiedziałam, jaka przepaść zieje z obu stron muru, powrót był znacznie gorszy. W jednym miejscu mur zwężał się na jedną stopę, na domiar złego obok było drzewo i gałęzie wchodziły na ścieżkę. Kiedy doszłam do tego miejsca, nie wiedziałam, którą stopę tam postawić: prawą czy lewą. Znowu spojrzałam w dół. Poczułam to w nogach jeszcze mocniej. Nie mogłam żadnej podnieść, mózg przejęty strachem stawiał opór i blokował ciało. Trwało to tylko chwilę, potem postawiłam nogę i przeszłam. Reszta muru była na dwie stopy, więc spoko. Ale ten moment… okropne i jednocześnie przyjemne uczucie. Realny strach, że spadnę, będzie boleć, umrę. Co jednak ciekawe, mniejszy niż w wesołym miasteczku, bo tam jednak wjeżdża się wyżej, a to wysokość mnie przeraża. Najgorzej robi się podczas patrzenia w dół, bo wówczas ciało zaczyna odczuwać brak stabilności i zabezpieczenia, chociaż chwilę wcześniej stało bez problemu (poza tym na prostej drodze stałoby bez wysiłku).”

Spacer po Rijece 2023 Chorwacja

„Marcin pojechał do jakiegoś tam miasta nazwanego na chorwackim blogu »chorwackim Saint Tropez«. Żadne z nas nie wie, jak wygląda oryginalne Saint Tropez, niemniej w tym miasteczku było bardzo ładnie, ładniej niż w Rijece. Prawdziwie nadmorsko i wakacyjnie. Sklepiki, stragany, kolory, światełka. Oboje uznaliśmy, że tam byłoby fajniej urlopować, choć wiedzieliśmy, że po paru godzinach możemy mieć tylko takie złudzenie. Miasteczko nazywało się Rovinj, o.”

„Marcin powiedział: »z tym… pół człowiek, pół ogon, jak to się nazywa?« xD Niedawno powiedział też: »jak nie umiesz zdecydować, rzuć reszką«.”

„Jak wróciłam z plaży, Marcin nagrywał, a Rubi siedziała na kanapie. Zapytałam, czy wsadził ją na górę, żeby nie tupała podczas nagrywania. Okazało się jednak, iż zawsze tak robi. Mają taki rytuał – on pracuje, a ona leży na kanapie, bo ją tam wkłada, żeby było jej wygodnie. Urocze fchuj <3”

„Na Instagramie dostałam mnóstwo komplementów na temat ciała po wrzuceniu do relacji zdjęć z plaży w kostiumie. M. napisał, że wyglądam »zdrowo«. Bardzo miłe, choć to pozory – zdrowa nie jestem ani na ciele, ani na umyśle. Cały czas to ludziom podkreślam, żeby mieli świadomość. Skądinąd lata, a pewnie nawet miesiące temu wystraszyłabym się określenia »zdrowy wygląd« i wkurzyłabym się. Cudowne, jak zmienia mi się psychika.”

„Zmieniłam opis na MaxModels, m.in. dodałam informację, że dopuszczam sesje poza Wrocławiem, o ile fotograf opłaci przejazdy. Wcześniej byłam na NIE, a teraz naprawdę jestem na CAŁKIEM MOŻLIWE. Ktoś już się odezwał :) (Choć akurat z Wrocławia).”

Wakacje w Chorwacji 2023 Dvigrad ruiny miast

„Wstałam rano i miałam dobry humor. Powiedziałam sobie: »jeszcze dobre miejsce na plaży, a reszta zrobi się sama«. Kiedy doszłam na plażę, okazało się, że ustrzeliłam miejsce takie sobie, niebezpiecznie blisko wody od dołu. Morze niby było spokojne, ale chuj wie, co miało przyjść później. Uznałam, że najwyżej w czasie plażingu przeniosę ręcznik, jeżeli coś się zwolni. Nie udało się, ale miejsce ostatecznie okazało się okej. Fale jednak przyszły, ale nie dosięgały ręcznika – zostawał zapas ok. 20 cm, a i tak na wszelki wypadek podsunęłam się w górę. Początkowo słońce było mocno za chmurami. Nie było gorąca. Czułam delikatne rozczarowanie, że się nie poopalam, choć i tak uznałam leżenie i odpoczywanie za fajne. Jednak chmury szybko odeszły w zapomnienie i zrobiła się standardowa patelnia. I git! Chociaż później upał aż za bardzo dawał się we znaki. Początkowo na plaży było umiarkowanie dużo ludzi, potem trochę poszło i zrobiło się luźniej. Kiedy jednak rozkręcił się upał, ludzi przylazło FCHUUUJ. Chyba najwięcej do tej pory. Wolałam czerwiec i towarzyszący mu większy spokój. Morze było przejrzyste, przez taflę nawet na głębokiej wodzie dało się dostrzec ryby. Zapewne nieźle by się snorkelingowało. Ostatnio bowiem, jak Marcin przyniósł maski, w wodzie było tyle kremu SPF, że przez miażdżącą większość czasu widzieliśmy tylko chmarę gęstego tłuszczu. Początkowo sądziliśmy, że to maski nam parują, ale nie – były to gigantyczne połacie tłuszczu z kosmetyków do opalania. Zresztą widać to gołym okiem przy brzegu. Na początku, w czerwcu, było tego mało. Od rozpoczęcia sezonu wakacyjnego tłusta zawiesina obejmuje większy obszar, bo aż do miejsca, w którym nogi tracą przyczepność do dna i trzeba zacząć płynąć. Nic w tym dziwnego, skoro to właśnie na tym obszarze jest najwięcej ludzi korzystających z morza. Stoją, gadają, grają w piłkę etc. Że ich to nie brzydzi… Mnie strasznie. Mętna, tłusta zawiesina w morzu. Jeszcze niektórzy w tym siedzą lub leżą na brzegu morza! Ja przechodzę – wchodząc i wychodząc z morza – byle szybciej. Tyle brudu, bakterii i obleśności, yuk. Nie kumam ludzi. Wracając do pływania, przy plaży i w »standardowej strefie pływania« woda była dość zimna. Daleko, gdzie wypływa mało ludzi, bajecznie cieplutka. Ponieważ wiedziałam, iż to mój ostatni plażing w Chorwacji, postanowiłam zrealizować moje marzenie i przepłynąć się bez stroju. Na głębokiej wodzie ściągnęłam kostium, wzięłam w rękę i pływałam. Marzenie to zrodziło się już w pierwszych dniach pobytu w Chorwacji. Zrobiłam tak zresztą dwa razy, bo także podczas późniejszego wejścia do morza. Za każdym razem na chwilę puszczałam strój i patrzyłam, jak wolno opada na dno. Lubię odczuwać delikatny stres, więc robię w życiu takie dziwne rzeczy. Drugie pływanie, kiedy to ściągnęłam strój, trwało łącznie prawie 45 minut (ale bez stroju pewnie kilka). To było doprawdy CUDOWNE pożegnanie z morzem :)”

Dvigrad Chorwacja 2023

„Jak planowałam, tak zrobiłam – poszłam na swojego tuńczyka. Marcin zjadł gdzie indziej. Do miasta poszliśmy razem, potem się rozdzieliliśmy (w mojej restauracji były dwa obfite stoły Polaków), a potem spotkaliśmy ponownie. Mnie to odpowiadało, jemu też. O tuńczyka poprosiłam bez oliwy, bo ilość serwowana w Chorwacji do każdego dania to gruba przesada. Dostałam go w całości zgrillowanego w stopniu PERFEKCYJNYM. Był różowy (jak stek medium rare) i mięciusieńki w środku, rozpływał się w ustach. Właśnie o takim marzyłam. Ostatnim razem bowiem częściowo był taki, a częściowo suchawy. Później spacerem poszliśmy do sklepu. Chciałam kupić na powrót do Polski 10 puddingów proteinowych kokosowo-migdałowych Z Bregov. Ponieważ jednak karton mieścił 6, zapytałam, czy mogę 12. Marcin na to: »jak ci wystarczy [w domyśle: kasy], bierz jeszcze 6«. (Czyli 18). »Wystarczy?« – zapytałam, bo to on nosi kasę. »Wystarczy« <3 Odnieśliśmy zakupy i miałam iść na plażę, ale Marcin powiedział, że też pójdzie. Super! Jemu się nie podobało leżenie, ale mnie bardzo i wcale mi nie przeszkadzało, że on leży i się nudzi. Raczej było mi bardzo miło, że poszedł ze mną dla mnie.”

„Stworzyłam sobie najbardziej idealny dzień, jaki mogłam przy tak nieidealnych warunkach zdrowotnych, jakie mam. Przed snem odczuwałam pozytywne zmęczenie – takie, jakie czuje się do dobrym dniu i fajnym ruchu. To było idealne pożegnanie morza i Chorwacji w każdym tego słowa znaczeniu: pływania, wieczorem leżenia i słuchania wody, spacerowania, jedzenia pyszności, przebywania na słońcu.”

Rijeka 2023 Chorwacja wakacje urlop wczasy

„Wieczorem Rubi drapała oko i ostatecznie wydrapała sobie dwie ranki. Nie słucha, że ma nie drapać. Musi ją boleć i swędzieć ten wielki bąbel. Potem nastąpiła dla mnie zła noc. Kiepsko spałam przez stres, że Rubi zacznie drapać oko. Rano poprosiłam Marcina, żeby zwracał na nią uwagę podczas moich obrządków, bo wolała siedzieć w pokoju z nim niż ze mną (czyli jak zawsze o poranku). Niestety wykorzystała fakt, że nie patrzył, i rozdrapała ranę jeszcze bardziej. Zaczęły się sączyć krew i ropa. Próbowałam zakleić jej oko gazą, ale wtedy drapała jeszcze bardziej, żeby zdjąć gazę. Przestałam głupio zwlekać i szybko znalazłam weterynarzy w okolicy. Podzwoniłam, kto ma kołnierz na sprzedaż. Poprosiłam Marcina o błyskawiczną akcję i pojechaliśmy. Łącznie zajęło nam to 1,5 h. Nie myliśmy się ani nic, pojechaliśmy trochę jak dziady. Weterynarz potwierdził, że opuchlizna jest od zęba. Rubi dostała dwa zastrzyki: z antybiotykiem i przeciwbólowcem. Do tego dostałam zapas antybiotyku w tabletkach i jedną tabletkę przeciwbólową do przekrojenia na cztery. Plastikowy kołnierz 10 cm kosztował ok. 6 euro, malutko. Sama wizyta też okazała się kosztować przyzwoicie, bo ok. 35 euro. W międzyczasie opuchlizna nieco zmalała, widocznie rozdrapanie bąbla przez Rubi pomogło, bo ropa mogła wylecieć (w domu trochę jej odsączałam). Później zmalała jeszcze bardziej, może dzięki antybiotykowi. Marcin spisał się na medal, że tak nam pomógł. Rubi niestety w kołnierzu nie była w stanie jeść ani pić – mimo iż rzekomo powinna móc – i musiałam zacząć karmić i poić ją z ręki. Może chihuahua mają za krótkie pyszczki do kołnierzy, nie wiem.”

Punkt widokowy Rijeka Chorwacja 2023 zdjęcie na tle chmur

„Z tą wizytą u weterynarza przed południem uwinęliśmy się idealnie, bo potem zaczęło lać (ściana deszczu) i niemal nie przestawało. Były chyba trzy przerwy trwające po ok. 30 minut. Wieczorem musieliśmy nosić do auta rzeczy w pierdolonej ulewie. Po zakończeniu noszenia przybiliśmy sobie piąteczkę i zatańczyliśmy w deszczu (obie akcje z mojej inicjatywy). Ostatnio bardzo rzadko byliśmy tak blisko – przytuleni do siebie nawzajem całymi sobą. Ech. On włączył jakąś wolną piosenkę ze swojej playlisty. Były błyskawice, ulewa spływająca po kurtkach przeciwdeszczowych, przytulenie zatrzymujące ciepło między naszymi ciałami. Czułam chłód i ciepło jednocześnie, każde z innej strony. Czułam deszcz spływający po kurtce i wdzierający się przez rękawy, które trzymałam skierowane ku górze, żeby go tulić. Deszcz spływający również po twarzy wtulonej w jego pierś. Szkoda, że on nie czuł tego samego. Jemu się nie bardzo podobało. Ja czułam magię. I miłość.”

„Do hotelu w Czechach dojechaliśmy późno, bo dopiero o 23:30. Powody były dwa: korki na autostradzie (które objeżdżaliśmy wąskimi bocznymi dróżkami) i fatalna pogoda (mgła i deszcze nie z tej ziemi). Otworzył nam jeden nocny recepcjonista. Marcin wszedł innym wejściem, ja pałowałam się z masą toreb naraz, bo nie chciało mi się wracać milion razy do auta. Koleś zapytał: »can I help you with these bags?«. Powiedziałam, że nie, poradzę sobie. Wtedy zobaczył, że biegnąca za mną Rubi nie jest w stanie wchodzić po schodach przez kołnierz, więc zaproponował, że ją wniesie (przed podniesieniem jej zapytał, czy gryzie). Zgodziłam się. Potem już jakoś tak samo wyszło, że chodził za nami po schodach i ją nosił xD Trochę mi go było żal, bo po pierwsze z recepcjonisty hotelu stał się tragarzem psów, a po drugie miał czystą białą koszulę, a niósł Rubi ujebaną deszczem. Jak byliśmy sami i szliśmy po schodach, mijaliśmy korytarz ze wspólną łazienką. Ktoś w niej siedział i fchuj głośno pierdnął. Ja od razu zaczęłam szczerzyć michę, a on nic – profesjonalna kamienna twarz. Jeszcze wtedy rozmawialiśmy o tym noszeniu toreb i Rubi. Ja nie umiałam ukryć rozbawienia usłyszanym właśnie turbopierdem, on jednak udał, że niczego nie słyszał. Klasa!”

Chorwacja plaża Rijeka 2023

„W nocy Rubi zarzygała pościel w co najmniej trzech miejscach, pewnie od tabletek. To Marcin zauważył żółte skupiska, jak wstał wcześnie rano na siku. Wyczyścił jej kołnierz, bo też były w nim wymioty. Od momentu zwymiotowania biedna siedziała i czekała, aż ktoś jej pomoże. Przez ten głupi zarzygany kołnierz nie mogła się położyć :( Cieszę się, że jej pomógł. Poza tym ściągnął rzygi z pościeli, bo poza plamami żółci była kupka niestrawionego jedzenia. Potem w czasie jazdy autem Rubi się wentylowała, głęboko oddychając i wystawiając język daleko za szczękę, chociaż nawet nie było ciepło, nie mówiąc już o gorącu. Chyba dalej walczyła z nudnościami. Bałam się, że będzie rzygała w aucie, ale nie. Ściągnęłam jej na wszelki wypadek kołnierz, skoro i tak trzymałam ją w ramionach i pilnowałam, żeby się nie drapała. Poza tym odkręciłam chłodną klimę.”

„Do domu dojechaliśmy już o 15:50. Jechaliśmy szybko, chociaż znów bardzo padało. Raz na jakiś czas ślizgały nam się koła. Pierwszy raz się bałam, jadąc z Marcinem. Powiedziałam mu o tym parę razy. Zwolnił może o 10 km/h, ale i tak jechaliśmy ponad 100 km/h autostradą.”

„Przed wejściem do mieszkania zauważyłam, że ktoś mi zajebał wycieraczkę xD Mieszkanie wydało mi się małe i dziwne, jakby nie moje. Chyba jeszcze nigdy tak nie miałam. Czułam się jak Alicja w Krainie Czarów po zjedzeniu ciastka powodującego wzrost. Za duża osoba w za małym – niskim, wąskim i w ogóle – mieszkanku.”

Powrót z Chorwacji do Polski

„Na obiad zjadłam standardową mieszankę sprzed wyjazdu: kaszę, ciecierzycę, warzywa na parze, oliwę. Ponownie było mi niedobrze. Już przed wyjazdem miałam dość tych obiadów, ale myślałam, że odpocznę i mi przejdzie. Nic z tego. Rzygać mi się chce od tego zestawu (i podobnych). Inna rzecz, która już wstępnie zaczęła mi tu przeszkadzać, to odczucie ciepła, a raczej jego braku. W Chorwacji nawet jak lało niczym szatanowi spod ogona, i tak było ciepło. A tutaj? Pierdolona Antarktyda.”

14 myśli na temat “Słoneczna Rijeka: wakacje w Chorwacji 2023 – fragmenty pamiętnika

  1. Przeczytałam część, trochę losowo wybranych fragmentów, trochę przewijając. Nie będę komentować wszystkiego, a napiszę ogólne myśli, nie zachowując kolejności.

    Przykro mi z powodu bólu, który Ci cały czas doskwiera. Swoją drogą, eutanazja w moim odczuciu to rewelacyjna sprawa, dająca człowiekowi poczucie godności.
    Smutno mi też z powodu Rubi i tego, co ją złapało podczas wyjazdu.
    Sen o Rubi na przejściu – o kur… miałam podobny z Luną. Straszne.
    Sama nie wiem, dlaczego ruszył mnie fragment z muchą. Skojarzył mi się w dodatku ze sceną z Pottera (w czwartej części pierwsza lekcja z „Moodym”).

    A teraz czas na weselszą część. Heart-shaped glasses! Szybko mi piosenka Mansona z głowy nie wyjdzie. <3
    Czarny włos w jedzeniu… uh, kurde, to chyba powinno być w pierwszej części komentarza. Cóż… ja przynajmniej mogłabym sobie wmawiać, że to mój. Dobrze jednak, że jedzeniowe wpadki to tylko część, że też dużo dobrych jedzeniowych wspomnień masz. Świeżo złowione ryby – mniam. Pamiętam, jak zajadałam się nimi na Alasce. Jedno miejsce wyjątkowo wbiło mi się w pamięć – ryby patroszyli tuż przed wejściem. To było już trochę dziwne.
    Ogólnie nie przepadasz za opisami w miejscach, które zwiedzasz? Czy po prostu te konkretne opisy były takie nudne? Lubię architektoniczne detale, więc jak to drugie, to pewnie i ja bym właśnie na nich się skupiła.
    I znowu coś, co w moim przypadku zaklasyfikowałabym do pierwszej części. Przy każdej wzmiance o opaleniźnie krzywię się niemiłosiernie. Nienawidzę opalenizny, ale skoro Tobie się podoba, cieszy mnie, że miałaś tyle okazji, by się opalać. Patelniowy gorąc – umierałabym. Pasemka od słońca – kiedyś mi się często robili, wszyscy się zachwycali, a ja ich nie lubiłam.
    Zaskoczyło mnie, że świetlika widziałaś po raz pierwszy. Świetne owady! Moje ulubione owady zaraz po ćmach.
    Ładny pierścionek. Sama nigdy ich nie lubiłam, bo mi wiecznie we wszystkim przeszkadzały. Ale nie o mnie miało być. Wszystko, co za pierścionkiem stoi – najs, acz w myśleniu o zaręczeniu czy ślubie się różnimy. Rozumiem jednak Twoje zadowolenie.
    Wasza relacja wygląda w ogóle zacnie. Swoboda itd. Podoba mi się, że nie kryjesz, że i kłótnie się zdarzają. Są zdrowe i świadczą o sile. Zostawianie karteczek z miłymi napisami to świetny pomysł. Kilka razy zdarzyło mi się takie zostawić Mamie (ale wystraszyła się ponoć przy każdej w pierwszej chwili, ze to „karteczki-przypominajki” o czymś, o czym zapomniała).
    Długie wędrówki też wydają się świetne, acz jak mam w tyle głowy myśl o tym, jak tam było gorąco, podziwiam.
    A na zakończenie… wycieraczka. Ludzie, naprawdę? Wybacz, ale mnie to rozbawiło.

    1. Ostatnio znalazłam lekarza, który zaproponował mi rozwiązanie problemu z kością ogonową. Podobno innym osobom cierpiącym na tę samą przypadłość pomogło. Mam zamiar skorzystać pod koniec roku – po rezonansie, który czeka mnie w październiku – więc zobaczymy.

      Pod fragmentem: „eutanazja w moim odczuciu to rewelacyjna sprawa, dająca człowiekowi poczucie godności”, zdecydowanie się podpisuję. Rozumiem niechęć ludzi do eutanazji z uwagi na potencjalne nadużycia, jednak uważam, że powinno się skupić na przeciwdziałaniu nadużyciom, a nie zakazywaniu eutanazji tym, którzy jej pragną.

      Czy mróz Alaski zacierał smród patroszonych przed lokalem ryb? Wyobrażam sobie takie stanowisko do patroszenia w Chorwacji lub innym kraju z temperaturą 30+ :D

      „Ogólnie nie przepadasz za opisami w miejscach, które zwiedzasz?” – Raczej denerwowało mnie, że w ogóle „musiałam” poświęcać po kilka godzin w tygodniu na pisanie pamiętnika. Wolę spędzać czas z Marcinem, leżeć nad morzem, spacerować w słońcu, cokolwiek. Zapisywanie wszystkiego to tylko irytujący nawyk podszyty myślą, że kiedyś będzie fajnie do tego wrócić. Wspomnienia mam w głowie, a architekturę i jej detale na zdjęciach – poza tym na każdym kroku gadaliśmy z Marcinem o miejscowej architekturze – po co więc powielać?

      Opalenizna oby została mi jak najdłużej, świetnie wygląda. Pasemka też. Jesteś jak moja siostra, ona też nienawidzi słońca i opalenizny :P Ale ona nienawidzi również gorąca, preferuje zimę.

      Uważam, że mój związek z Marcinem jest bliski ideałowi właśnie dlatego, że jest w nim tak luźno i przyjacielsko. Można iść na romantyczną randkę, a można skasztanić się przy drugiej osobie tak srogo, że zachce jej się rzygać. Samo życie :D

      1. Mróz Alaski? Byłam tam latem, czyli cały czas jakieś 17-24 stopnie. Od wody wiał wiatr, smrodu nie było jakiegoś takiego strasznego, ale czuć było tak no… Rybami. W ogóle w tamtym miejscu przy zatoce czuć to było, nie tylko przy tej knajpie.

        Życzę więc, by i opalenizna, i pasemka zostały Ci jak najdłużej! Najlepiej na zawsze.

        1. Ach, a jeszcze jak zagadnęłam o to, czy nie lubisz opisów to chodziło mi o opisy, które są np. na tabliczkach przy jakimś zabytku, miejscu czy coś. Czy tych opisów nie lubisz czytać? Bo napisałaś, że Marcin zajął się opisami, a Ty zajęłaś się czymś innym.

          1. Aaa, zupełnie nie załapałam, że chodziło o ten fragment! Lubię czytać opisy rzeczy, które mnie interesują. W tym wypadku chodziło o wystawę jakichś widoczków z Rijeki, które mnie kompletnie nie interesowały. Nie chciało mi się ich oglądać, a tym bardziej o nich czytać, wolałam porobić zdjęcia budynkom w rynku. Z kolei kiedy zwiedzaliśmy zamek i lochy, czytałam opisy z największym zaangażowaniem.

            Co do Twojej podróży do Alaski, kojarzysz mi się ze zdjęciami górskimi, które zawsze były robione zimą, poza tym nie przepadasz za słońcem, toteż założyłam, że jak już wyruszałaś z domu, to zimą właśnie.

            1. Nie byłam zimą w górach; w góry zawsze wybywałam wiosną lub jesienią (btw wiosna 2024 zapowiada się górsko <3). Nie chodzi się w góry zimą, jeśli nie jest się naprawdę pro. Na Alasce zimą bym zamarzła. Tam to w ogóle wszystko zimą pozamykane prawie. Latem jest przyjemnie, więc to idealne miejsce do ucieczki latem od polsko-amerykańskich upałów.
              Na zdjęciach widziałaś śnieg, więc to Cię zmyliło, bo on w górach jest jesienią, wiosną. Zimą bym się tam zakopała w nim zupełnie i żadnego zdjęcia by nie było. xD

            2. Ach, przypomniał mi się jeszcze jeden „genialny opis” zabytku, który kiedyś widziałam w muzeum: „waza w kształcie wazy w stylu (…) przypominająca zwykłą wazę”. Autentyk z jakiegoś muzeum w USA.

  2. Przeczytałam dopiero cześć i to do niej się odniosę. Różnorodność tego co przeżywasz i zapisujesz jest fascynująca. Zachwyca mnie Twoje wewnętrzne skomplikowanie. Z jednej strony potrafisz chłonąć przyrodę, dźwięki, architekturę, ale też dostrzegać nie wygodę, brzydotę i nijakość. Raz spisujesz prozaiczne wolne myśli dnia codziennego, by za chwilę włączyć poetycki opis smutku, bólu czy osamotnienia.
    Cieszę się Twoim szczęściem wynikający ze znalezienia człowieka, przy którym (jeśli dobrze interpretuję) nie wstydzisz się i możesz być całą sobą. Mam cichą nadzieję, że Twoje bóle kiedyś miną, że uda się znaleźć odpowiedź na to co i jak trzeba w Twoim ciele naprawić byś mogła jeszcze pełniej żyć.
    Co do eutanazji – mam z nią problem, bo niby kto miałby ja wykonać? Za to całym sercem jestem oddana idei opieki paliatywnej – zwalczanie nieuleczalnego bólu nawet kosztem działań niepożądanych do zgonu włącznie. Ale najpierw próba leczenia tego bólu, także lekami wpływającymi na jego odczuwanie (cześć przeciwdepresyjnych i przeciwpadaczkowych). Ale to za gruba rozkmina na komentarz generalnie.
    Miło też przeczytać te fragmenty dlatego, że widzę /czuję w nich 'prawdzowszą’ Olgę, właśnie dzięki niedoskonałości wywodów, wylgaryzmom czy potocznym sformułowaniom. Te same myśli przekazane w logicznej, spójne i kulturalnie akceptowalnej formie byłyby tylko opisem wakacyjnych przygód, nie częścią Twoich wspomnień. Przynajmniej tak mi się wydaje. O tym, co było po zaręczynach obiecuje znaleźć czas i przeczytać jutro. Pozdrawiam

    1. Pozwolę sobie na kilka wolnych myśli odnośnie dalszego tekstu – ogólne wrażenie jest takie samo – super czytać fragmenty Olgowego przeżywania świata.
      Ciekawa historia z tymi mewami. Może to u tego gatunku normalne? Znaczy karmienie w ten sposób pisklakow u ptaków to norma, ale dziwne ze nielot był już poza gniazdem.
      Wyobraziłam sobie smar tych fig. Ciekawe czy w styczniu /lutym też tam będą?
      Biedna Rubi…Ale dobrze, że chociaż podróż zniosła dzielnie. Lepiej już z nią? Po powrocie jeszcze chorowała?
      Odnośnie ostatniego akapitu – lubię to uczucie 'odkrywania na nowo’ własnego lokum po wyjeździe…
      A co do temperatur. Dziś chyba pierwszy raz w życiu stwierdziłam, że w tym roku będę tęsknić za latem (zazwyczaj nie mogłam się doczekać jesieni).

      1. „Ciekawa historia z tymi mewami. Może to u tego gatunku normalne? Znaczy karmienie w ten sposób pisklakow u ptaków to norma, ale dziwne ze nielot był już poza gniazdem.” – Nie mam pojęcia, aż tak się nie zagłębiałam w informacje o tym gatunku. Wyczytałam jedynie, że nie należy przenosić nigdzie młodej mewy, bo matka zawsze jest w pobliżu i nad nią czuwa. Jak się okazało – a tego chyba już nie umieściłam we wpisie – młoda nauczyła się latać. Chociaż nadal większość czasu spędzała na ziemi – co mnie dziwi m.in. ze względu na ogromną liczbę kotów w Chorwacji – tuż przed wyjazdem z Chorwacji zaczęłam widywać ją na dachu domu, gdzie siedziała razem z matką.

        „Ciekawe czy w styczniu /lutym też tam będą?” – Wydaje mi się, że to owoce sezonowe, ale w sumie cholera wie. Trzymam kciuki, żeby były :)

        „Biedna Rubi…Ale dobrze, że chociaż podróż zniosła dzielnie. Lepiej już z nią? Po powrocie jeszcze chorowała?” – Po powrocie – i to od razu, bo wróciliśmy w niedzielę, a na poniedziałek miałam już umówioną wizytę – udałyśmy się do kliniki weterynaryjnej. Pani obejrzała pyszczek i potwierdziła, że to zapalenie dziąsła. W środę miała pobraną krew, bo przed narkozą trzeba zbadać wątrobę i nerki, a w sobotę miała zabieg (czyszczenie zębów + wyrywanie tego, przez który robił się stan zapalny). Dostała kolejne leki. Zęby – wyrwanego oraz jednego, który wypadł sam przy czyszczeniu – otrzymałam do kolekcji, bo zawsze proszę, żeby mi zostawiali. Od tej pory Rubina ma się dobrze, nic jej nie puchnie, a goła skóra po ranie zarasta futerkiem.

        „A co do temperatur. Dziś chyba pierwszy raz w życiu stwierdziłam, że w tym roku będę tęsknić za latem (zazwyczaj nie mogłam się doczekać jesieni).” – O, a czemu? Ja póki co tęsknię za ścisłym latem tylko z uwagi na porę zachodów słońca. Nie mogę już sama wychodzić wieczorami na spacery po wałach, bo jest ciemno jak w dupcu.

    2. „Cieszę się Twoim szczęściem wynikający ze znalezienia człowieka, przy którym (jeśli dobrze interpretuję) nie wstydzisz się i możesz być całą sobą.” – Dziękuję <3 Zdecydowanie tak jest. Po pierwsze Marcin jest pokrewną "duszą", po drugie chyba jestem już na tyle stara (dojrzała czy coś tam), że mam duży luz w stosunku do rzeczy, które dawniej mnie krępowały. Owa mieszanka sprawia, iż mój związek uważam za świetny.

      "Co do eutanazji – mam z nią problem, bo niby kto miałby ja wykonać?" - W jednym z krajów, w których eutanazja jest legalna, to sam pacjent ją wykonuje. Lekarz podaje strzykawkę, przy pacjencie jest asysta medyczna i bliska osoba, o ile sobie tego życzy, ale tylko on może podjąć decyzję (lub rozmyślić się i zrezygnować). Tutaj może pojawić się pytanie o osoby sparaliżowane lub bez kończyn, ale i na to znajdzie się sposób. Skoro sparaliżowany Hawking i inne osoby takie jak on mogły/mogą pisać oczami lub myślami, można byłoby skonstruować maszynę, która umożliwi wstrzyknięcie substancji uśmiercającej właśnie za pośrednictwem ruchu gałek ocznych czy pracy neuronów.

      "Za to całym sercem jestem oddana idei opieki paliatywnej – zwalczanie nieuleczalnego bólu nawet kosztem działań niepożądanych do zgonu włącznie." - Ja też jestem entuzjastką tej idei, ALE nie uważam jej za alternatywę eutanazji. Nie sądzę, by życie samo w sobie miało wartość. Życie dla życia jest bez sensu, jeśli ktoś żyć nie chce. A przykładowo gdyby mnie doszło jeszcze więcej chorób i bólu, nie chciałabym, żeby ktoś mi podawał morfinę czy coś tam innego tylko po to, żeby państwo mogło się chwalić, iż chroni życie ludzkie. Co to za życie? Jeśli ktoś woli żyć jako warzywo, niż poddać się eutanazji, super, należy pomóc mu żyć nadal. Ale ja też chciałabym móc dokonać wyboru. Dla mnie tylko dobre życie jest warte życia. Życie w bólu i smutku to męczarnia, na którą nie chcę być skazana w imię chrześcijańskiego etosu innych osób (nie mam na myśli Ciebie, tylko osoby decyzyjne w tym względzie, które mogę zmienić prawo i podarować mi wybór, zamiast zmuszać mnie do wyjazdu za granicę). To duży i skomplikowany temat, więc piszę skrótowo i chwilowo pomijam kwestie takie jak potencjalne nadużycia systemu eutanazji np. przez osoby z depresją, którym - moim zdaniem - powinno się odmawiać prawa do eutanazji i zamiast tego należałoby oferować im leczenie. Sama jednak nie mam depresji. Chcę żyć długo i mieć piękne życie, ale jeśli będę skazana na ciągły ból jak teraz, no to sorry.

      "Miło też przeczytać te fragmenty dlatego, że widzę /czuję w nich 'prawdzowszą’ Olgę, właśnie dzięki niedoskonałości wywodów, wylgaryzmom czy potocznym sformułowaniom." - No to mnie też miło, że Ci się spodobało :)

  3. Pogłaszcz staruszkę Rubinę ode mnie, dobrze, że kryzys zażegnany.
    Procedurą, o której piszesz to w prawniczej nomenklaturze samobójstwo wspomagane, nie eutanazja, i owszem uważam, że po wykluczeniu możliwych do wyleczenia zaburzeń lękowo-depresyjnych powinna być opcją w cywilizowanych krajach. Jeśli ktoś sam postrzega taką rzecz jako nie moralną po prostu jej na sobie nie wykona lub wybierze inną specjalizację i tyle. A co do medycyny paliatywnej to jest ważnym uzupełnieniem kontinuum między leczeniem a zapobieganiem cierpieniu. Nie widzę jej jako zastępstwa dla samobójstwa wspomaganego, raczej drugą, odmienną drogę w przypadku nieuleczalnego bólu.
    Ale generalnie w tym kraju debata o terapii daremnej, uporczywym leczeniu, granicach samostanowienia pacjenta i podobnych tematach póki co jest niemożliwa, bo miłościwie nam panujący lepiej od nas wiedzą jak chcemy żyć, chorować i umierać….
    W tym wszystkim mam jednak głęboką nadzieję, że uda Ci się znaleźć recepty na Twoje dolegliwości i przestaniesz cierpieć na co dzień.

    1. Tylko nie staruszkę! Mam nadzieję, że Rubina ma za sobą dopiero połowę życia.

      Nie miałam pojęcia, że ten proces ma inną nazwę. Nadal jednak jestem za eutanazją, bo robienie komuś zastrzyku – tutaj podkreślam: komuś, kto tego chce – jest wygodniejsze, niż opracowywanie taniego w produkcji systemu/urządzenia do szpitali, dzięki któremu osoba sparaliżowana mogłaby sobie sama zrobić zastrzyk. Owszem, trzeba byłoby podyskutować na temat kompetencji i zakresu obowiązków osoby, która miałaby zabijać, ale – jak to ujęłaś – potrzebna jest debata, której nikt nawet nie chce w Polsce podjąć.

      Dziękuję. Ja też.

      PS Ostatnio myślałam o zagadnieniu eutanazji i doszłam do wniosku, że jesteśmy etycznie nielogiczni. Kiedy np. pies jest stary, bardzo schorowany i cierpi, z bólem serca i łzami w oczach, ale jednak usypiamy go dla jego dobra. Z kolei bliskim ludziom każemy żyć w bólu i cierpieniu. Jeżeli tego chcą, jasne, inna sprawa. Jeśli jednak wolą umrzeć i przestać żyć w katuszach, moim zdaniem to chore, że zarządzamy ich życiem i zmuszamy ich do tkwienia w tym cierpieniu przez lata. Czemu okazujemy litość wobec zwierząt, które kochamy, a nie okazujemy jej wobec bliskich osób, które podobno kochamy jeszcze bardziej, bo są ludźmi?

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.