„Wyszłam z anoreksji!” & „wyszłam z zaburzeń odżywiania!” – uwaga na fałszywe świadectwa

Inspiracjami do stworzenia niniejszej publikacji były dwa zdarzenia. Pierwsze to otrzymanie linku od przyjaciółki do treści na Instagramie, które mnie zirytowały. Drugie to otrzymanie komentarzy – w internecie i na żywo – związanych m.in. z opublikowaniem w relacji instagramowej moich zdjęć z plaży w kostiumie kąpielowym. Gwoli uspokojenia: komentarze były pozytywne, ale mam do nich pewne zastrzeżenia, o których zdecydowałam się napisać na blogu.

„Wyszłam z anoreksji!” & „wyszłam z zaburzeń odżywiania!” – uwaga na fałszywe świadectwa

Nie od dziś w internecie można spotkać relacje typu „wyszłam z anoreksji” czy też ogólniej „wyszłam z zaburzeń odżywiania”. Czy można im ufać? Czy warto korzystać z rad udzielanych przez osobę, która rzekomo wyszła z anoreksji/zaburzeń odżywiania? I wreszcie: czy warto śledzić konto takiej osoby w mediach społecznościowych, by brać z niej przykład i „wyzdrowieć” tak jak ona?

Myślę, iż powyższe pytania oraz wzięcie słowa wyzdrowieć w cudzysłów dostatecznie zdradza mój stosunek do wielu tego typu świadectw. Uważam, że da się wyjść z anoreksji i zaburzeń odżywania. Ba! da się samemu wyjść z anoreksji i zaburzeń odżywiania, jeśli jest się odpowiednio odważnym i uczciwym wobec samego siebie. Niestety nie dotyczy to wielu osób prowadzących konta w mediach społecznościowych (uwaga na marginesie: celowo nie podaję nazw tych kont ani personaliów prowadzących je osób).

Osoba, która NIE wyszła z anoreksji ani NIE wyszła z zaburzeń odżywiania – rozpoznanie

  • Osoba, która NIE wyszła z zaburzeń odżywiania może całą lub znaczną część contentu poświęcać jedzeniu, ćwiczeniom lub wyglądowi (przede wszystkim figurze).
    • Kwestię sporną stanowi dla mnie intencja osoby, która rzekomo wyszła z zaburzeń odżywiania i w związku z tym chce pomagać innym. Niestety jej motywacja nie musi być szczera. Zainteresowanie zaburzeniami odżywiania innych osób równie dobrze może wynikać z: 1) chęci utrzymania się w tematyce ED, 2) chęci zarobienia na pomocy innym, 3) chęci wykreowania pewnego wizerunku siebie.
    • Kwestię sporną stanowi dla mnie również intencja osoby, która rzekomo wyszła z zaburzeń odżywiania i zajmuje się w życiu głównie gotowaniem lub sportem. Zwłaszcza jeśli te „pasje” nabyła w czasie choroby.
  • Osoba, która NIE wyszła z zaburzeń odżywiania może nadal nie chcieć dorosnąć, co przejawia się w estetyce zdjęć, sposobie ubierania się czy malowania, sposobie wyrażania się. Warto zwracać uwagę na przejawy infantylności.
  • Osoba, która NIE wyszła z zaburzeń odżywiania może nadal być chuda lub bardzo szczupła. Nawet jeśli ma prawidłową masę ciała wg BMI, dba o jak najniższą zawartość tkanki tłuszczowej.
  • Osoba, która NIE wyszła z zaburzeń odżywiania może nadal być na diecie (nawet jeśli teraz twierdzi, że to dla zdrowia), spożywać dużo produktów light/proteinowych/innych tego typu bądź proponować takie dania obserwatorom na swoim koncie kulinarnym, mieć mnóstwo dziwnych nawyków żywieniowych, jeść malutkie porcje w malutkich naczynkach malutkimi sztućcami. Przy okazji może zapewniać, że po zjedzeniu połowy cukierka lub jednej kanapki jest już taaaaakaaaa peeeełnaaaa, iż nie zmieści niczego więcej.
  • Osoba, która NIE wyszła z zaburzeń odżywiania może chować się za intuicyjnym jedzeniem. Tak się składa, że w wakacje przeczytałam książkę autorek tej filozofii odżywiania, więc mniej więcej potrafię ocenić, kiedy ktoś oszukuje.

Bardzo, bardzo ważna informacja: Jedna przesłanka może jeszcze o niczym nie świadczyć. Tak, są osoby lubiące pluszowe unicorny. Tak, są osoby z naturalnie niską zawartością tkanki tłuszczowej. Tak, są osoby chcące szczerze pomagać innym wyjść z zaburzeń odżywiania. Problem w tym, że im więcej przesłanek u danej osoby, która rzekomo wyszła z anoreksji czy zaburzeń odżywiania, tym większe prawdopodobieństwo, że nadal w nich siedzi, tylko kłamie.

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Dlaczego miałabym utrzymywać, że wyszłam z anoreksji/wyszłam z zaburzeń odżywiania? – na to warto uważać

Po co powtarzać „wyszłam z anoreksji” lub „wyszłam z zaburzeń odżywiania” i radzić innym, jak wyjść z anoreksji/zaburzeń odżywiania, jeśli wcale się tego nie zrobiło? Powodów jest kilka. Niestety trudność oceny faktu, czy ktoś pokonał zaburzenia odżywiania, sprawia, że można paść ofiarą nieuczciwego twórcy internetowego – i nie tylko, ale na tym się dziś skupiam – i wzorować się na nim, a w efekcie spędzić w zaburzeniach kolejne miesiące czy lata, zamiast podążyć w lepszym kierunku.

Dlaczego dana osoba może kłamać, że wyszła z anoreksji bądź wyszła z zaburzeń odżywiania?

  1. Ponieważ prowadzi popularny profil w social media i zależy jej na atencji. Żerowanie na nieszczęściu innych jest łatwe. Uzyskanie atencji, kiedy się „wyszło” z zaburzeń odżywiania, stanowi ogromne niebezpieczeństwo, bo pozbawia nieświadomych odbiorców szansy realnego wyzdrowienia.
  2. Ponieważ prowadzi popularny profil w social media i zarabia na tym. Być może wypuszcza produkty. Być może świadczy usługi. Być może zarabia na odbiorcach pośrednio poprzez współprace z firmami, które chcą się reklamować na jej licznie odwiedzanym profilu.
  3. Ponieważ świadectwo „wyszłam z anoreksji/zaburzeń odżywiania” daje jej legitymizację do pomagania innym, oczywiście za pieniądze.
  4. Ponieważ czuje się samotna i chora, więc potrzebuje podziwu i dowartościowania ze strony innych.
  5. Ponieważ przyznała się publicznie, że choruje, więc gdyby pewnego dnia nie dała świadectwa, że już wyszła z zaburzeń odżywiania, w jej mniemaniu obserwatorzy mogliby ją uznać za przegrywa i się od niej odwrócić.

Uwaga na: „Wyszłam z anoreksji, bo widać to po zdjęciach!”

Kolejna pułapka to zdjęcia „wyszłam z anoreksji” typu przed & po. Na marginesie dodam, iż tak samo nie lubię zdjęć sprzed odchudzania i po. Bo co na nich widać? Tylko fakt, że ktoś krótkoterminowo schudł. Nie wiadomo ani tego, czy utrzyma wagę, ani jak prezentuje się stan jego psychiki. Podobnie jest ze zdjęciami przed & po publikowanymi przez osobę, która rzekomo wyszła z anoreksji. Przytyła, okej. I co z tego? Anoreksja to zaburzenie psychiczne, a nie niedowaga. Można przytyć i nadal mieć w głowie szambo. Można przytyć i zamienić anoreksję w bulimię lub kompulsywne objadanie się. Można przytyć, nienawidzić tego faktu i robić wszystko, by utrzymać „poprawną” wagę i nie powiększyć jej ani o gram.

Co mówią mogą mówić zdjęcia przed & po publikowane przez osoby z anoreksją? Że podjęła walkę, to na pewno. Nigdy jednak, że ją wygrała. Możliwości są takie:

  • Osoba z anoreksją przytyła -> radzi sobie lepiej, brawo!
  • Osoba z anoreksją przytyła -> przekształciła anoreksję z inne zaburzenie odżywiania.
  • Osoba z anoreksją przytyła -> usilnie stara się utrzymać wagę.
  • Osoba z anoreksją nie przytyła -> nie ma szansy, że wyzdrowiała.

Wskazówka: Tycie osoby z anoreksją może być dobrym znakiem (a może nie być). Natomiast brak tycia osoby z anoreksją to zawsze zły znak. Kolejny zły znak to skupienie się na jakiejś (jakiejkolwiek) konkretnej liczbie i usiłowanie utrzymania jej.

Wskazówka 2: Tycie osoby z zaburzeniami odżywiania innego typu, np. bulimią lub kompulsywnym objadaniem się, nie zawsze jest konieczne. Problem osoby z anoreksją leży w niejedzeniu odpowiedniej dawki kalorii i często zbyt niskiej wadze lub zawartości tkanki tłuszczowej. Natomiast problemem osoby z innymi zaburzeniami odżywiania mogą być restrykcje powodujące objadanie się, ciągłe bycie na diecie odchudzającej (niedobory fizyczne lub psychiczne), niedożywienie wynikające z wybierania złych produktów. Przepracowanie tego typu problemów nie zawsze skutkuje przytyciem (dosadnie pisząc: może, ale nie musi; tu także nie należy skupiać się na wadze).

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Jak wyjść z anoreksji i nie przytyć?

Jeżeli ktoś konstruuje przekaz dotyczący leczenia zaburzeń odżywiania pod kątem porad typu:

  • Jak wyjść z anoreksji i nie przytyć?
  • Jak wyjść z zaburzeń odżywiania bez przytycia?

należy od niego czym prędzej uciekać, bo nadal jest chory i promuje złe wzorce zachowania. Niestety tych dwóch pytań – a jest ich więcej – nie wzięłam z powietrza. Każdego miesiąca są wpisywane w Google przez osoby cierpiące na zaburzenia odżywiania, co niektórzy twórcy internetowi wykorzystują na swoją korzyść. Prawda jednak jest taka, że jeśli chce się wyjść z anoreksji bez przytycia, to się po prostu z niej nie wyjdzie. Leczenie zaburzeń odżywiania polega na naprawie relacji z głową i ciałem i zaprzestanie zwracania uwagi na wagę. Jeżeli zatem chce się wiedzieć, jak wyjść z zaburzeń odżywiania, i naprawdę to zrobić, trzeba przygotować się na przytycie do punktu, w którym psychika się przyzwyczai, że świat się nie zawalił od dodatkowego ciężaru i życie toczy się dalej.

Jeszcze raz: Jak wyjść z zaburzeń odżywiania bez przytycia?

W wyjściu z zaburzeń odżywiania nie chodzi o to, żeby pozostać szczupłym ani zachować niską zawartość tkanki tłuszczowej. Na dodatek ukrywając to pod etykietą „bo przecież chcę być zdrowy/a, więc nie mogę przytyć za dużo!”. Gdyby faktycznie chodziło takiej osobie o zdrowie, przede wszystkim nie chciałaby mieć zaburzeń odżywiania i związanych z nią chorób. Bo niby co, POTENCJALNE problemy wynikające z dużej nadwagi są gorsze niż JUŻ POSIADANE choroby ciała i zaburzenia psychiczne?

W wychodzeniu z anoreksji i zaburzeń odżywiania chodzi o to, żeby nauczyć się mieć wagę w dupie i skupiać się na zdrowiu – zarówno psychicznym, jak i fizycznym – i samopoczuciu.

A może nie ufacie mi i wciąż rozmyślacie, jak wyjść z anoreksji i nie przytyć? Jasne, możecie przytyć tylko trochę lub wcale, jeść nieco więcej i sprawić, że ludzie się odczepią, dadzą wam spokój. Da się tak zrobić. Sądzę jednak, że nie bez powodu szukacie w internecie sposobu na WYJŚCIE z zaburzeń odżywiania, nie zaś SFINGOWANIE wyjścia. Innych oszukacie. Siebie nie. Będziecie nadal żyć w piekle, tyle że zupełnie sami, bez wiedzy i wsparcia bliskich. Ostatecznie zdrowienie jest wyborem, którego nie trzeba dokonywać. Należy jedynie mieć świadomość konsekwencji: poświęcenia jednego jedynego życia na niskiej jakości bytowanie.

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Czy ja wyszłam z zaburzeń odżywiania?

Krótko, stanowczo, jasno i klarownie: nie, NIE wyszłam z zaburzeń odżywienia. (Kwestia tego, czy wyszłam z anoreksji, jest dla mnie niejasna i ciekawa, co wytłumaczyłam w dalszej części wpisu). Obiecałam sobie, że nigdy już nie będę ukrywała tego, że jestem chora (oczywiście póki będę). Jeżeli nadal będę miała w głowie nie do końca dobrze, będę mówiła i pisała o tym otwarcie. Nie zamierzam kreować nieprawdziwego przekazu typu „wyszłam z zaburzeń odżywiania!”, bo nie potrzebuję podziwu i poklasku, tylko co najwyżej wsparcia w walce. Nie planuję też sprzedawać żadnych produktów ani świadczyć usług opartych na kłamstwie, że wyszłam z zaburzeń odżywiania.

Będę wdzięczna bliskim osobom – co od dawna powtarzam mojej przyjaciółce – za wytykanie mi błędów i kłamstw, jeśli zacznę je wygłaszać. Jak na osobę zaburzoną przystało, czasem nadal próbuję wciskać ludziom nieprawdę (ale nigdy nie powiedziałam, że wyszłam z zaburzeń odżywiania). Na szczęście ma to miejsce tylko w sytuacjach stresowych, kiedy coś się dzieje i muszę szybko odpowiedzieć/zareagować. Zamiast powiedzieć coś szczerze, używam dobrze znanego schematu typu „nie mam ochoty”. Jak tylko stres mija, przyznaję się, że skłamałam, i staram się postąpić zgodnie z prawdą.

Konkludując, nie wydaje mi się, aby kiedykolwiek miało to nastąpić, ALE gdybym jednak któregoś dnia stwierdziła niezgodnie z prawdą, że wyszłam z zaburzeń odżywiania, mam nadzieję, że bliskie osoby wytkną mi kłamstwo (o ile mają wiedzę o ED, bo np. same chorują) albo milion razy powiedzą „sprawdzam”, zanim uwierzą, że wyzdrowiałam.

Czy ja wyszłam z anoreksji?

Właśnie ta kwestia jest dla mnie niejasna i interesująca. Co prawda na pewno nie wyszłam z zaburzeń odżywiania, jednak czy wyszłam z anoreksji? Nie mam pojęcia, na co choruje osoba, która dużo osiągnęła w recovery­ (a uważam, że należę do takich osób). Nie głodzę się, nie jem za mało, nie mam niedowagi ani tym bardziej wychudzenia, nie jestem niedożywiona, nie zamierzam się odchudzać, nie chcę wracać do zachowań, które przejawiałam, akceptuję swoje ciało i stawiam kolejne kroki.

Ewidentnie nie spełniam już kryteriów anoreksji. Ale nie jestem zdrowa, bo w głowie nadal świszczy. Chociaż też zależy dla kogo. Jak byłam u specjalistki od osteoporozy, w opisie wizyty umieściła informację typu „wyszła z anoreksji” (i wpisała lata choroby z datą końcową chyba na ubiegły rok). Na jakiej podstawie? – zapytacie. Cóż, oczywiście tego, ile ważyłam jeszcze rok temu, oraz tego, ile ważę teraz. Normalnie ręce opadają na takie diagnozy ze strony lekarzy.

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Wyszła z zaburzeń odżywiania, bo wygląda „zdrowo”

Czas na zapowiedzianą we wstępie kwestię komentarzy na temat mojego aktualnego ciała w stroju kąpielowym. Dostałam mnóstwo słów pochwały, wśród których znalazły się:

  • „wyglądasz zdrowo”,
  • „TERAZ wyglądasz pięknie” (co ważne, po tym, jak na wakacjach schudłam 2-3 kg).

Raz jeszcze to napiszę: wygląd nie świadczy o zdrowiu. Miło słyszeć, że wyglądam „zdrowo”. Wiem, co osoba, która to napisała, miała na myśli – że nie jestem za chuda ani za gruba w jej ocenie (ciekawe tylko, jaką minę zrobi, gdy za parę miesięcy zobaczy mnie grubszą). To miał być komplement i tak ową wypowiedź przyjęłam. Natomiast co to znaczy tak naprawdę? Niestety nic. Jestem bardzo schorowana fizycznie, przez ból nadal często myślę o śmierci, a do tego wciąż czuję się zaburzona na umyśle. Mój wygląd jest tylko wskazówką, że radzę sobie w zaistniałej sytuacji. Że jestem trochę zdrowsza. Nie zdrowa.

Co do drugiego komentarza, tym razem parokrotnie usłyszanego na żywo od tej samej osoby, że „TERAZ wyglądam pięknie” – i że „wyglądam na wysportowaną” (chociaż nie uprawiam sportu) – jego też odbieram jako coś miłego, bo rozumiem intencję. Gdybym jednak odczytywała go dosłownie, musiałabym walczyć o to, żeby po wakacjach nie odrobić wagi i w ogóle już nie przytyć. Tymczasem zamierzam przytyć, jeśli tylko tego będzie potrzebowało moje ciało.

Jak wyjść z anoreksji? – kwestia radzenia sobie z opiniami na temat wyglądu

Czy zatem – w świetle powyższego punktu – ludzie mający kontakt z osobą chorującą na anoreksję lub inne zaburzenia odżywiania nie powinny mówić jej komplementów ani w ogóle niczego na temat ciała? Czy świat powinien się zmienić, np. być wrażliwszy?

Prawdę mówiąc, przez chwilę sądziłam, że tak. Wpadłam w sieć narracyjną „nowoczesnych speców od wychodzenia z zaburzeń odżywiania” i zakodowałam sobie, że nie można mówić pewnych rzeczy i trzeba uważać, stale myśleć nad słowami. I owszem, częściowo się zgadzam. Wspierające środowisko na początku wychodzenia osoby zaburzonej z ED powinno uważać na słowa. Ale właśnie: wspierające środowisko (a nie cały świat) i na początku (a nie do końca życia osoby z/po ED).

W toku przemyśleń doszłam do wniosku, że elementem wychodzenia z zaburzeń odżywiania jest wyrobienie sobie grubej skóry. Jeśli ktoś sądzi, że świat nagle się zmieni i będzie milusi i kolorowy tylko dlatego, że tę osobę dotknęły zaburzenia odżywiania, niestety jest w błędzie. Wręcz przeciwnie: osoba ta nadal będzie dostawała – od czasu do czasu lub nawet często – komentarze, które nie będą jej się podobały. Niewygodne, może wręcz chamskie. W zdrowieniu chodzi o to, by mieć je w dupie. Lub początkowo, jeśli mieć w dupie stanowi zbyt duże wyzwanie, chociaż im nie ulegać – nie zacząć się odchudzać, wymiotować, ćwiczyć ani wyniszczać w inny sposób.

ED recovery to praca dla osoby, która zachorowała, a nie dla całego świata dookoła. Dlatego chociaż uważam przytoczone wyżej komentarze moich bliskich osób za skonstruowane błędnie, rozumiem intencje nadawców i jest mi milo, iż doceniają moje osiągnięcia.

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Anoreksja, zaburzenia odżywania, recovery, przed i po

Jak samemu wyjść z anoreksji/jak samemu wyjść z zaburzeń odżywiania? – kolejne kroki na mojej drodze

Jeżeli trafiliście tutaj z wyszukiwarki lub bezpośredniego linku i nie czytaliście poprzednich dwóch wpisów zawierających historię mojej choroby i relację z początków recovery, odsyłam do tamtych publikacji. Warto się z nimi zapoznać przed przeczytaniem moich obecnych wyzwań.

A teraz aktualizacja statusu moich zmagań i szukania odpowiedzi na pytanie, jak wyjść z zaburzeń odżywiania raz na zawsze:

Pewność siebie na plaży i w ogóle

W miesiącach poprzedzających wakacje zastanawiałam się, czy w tym roku nie będzie mi głupio wyjść na plażę. W zeszłym roku bowiem – dobijając podczas urlopu dopiero do dolnej granicy prawidłowej wagi wg BMI! – czułam się… grubawa. W trakcie opalania się na brzuchu myślałam, że każdy patrzy na moje tłustawe boczki. Tymczasem w tym roku czułam się atrakcyjna i po prostu czułam się dobrze w swoim ciele. Poza tym zarówno w Chorwacji, jak i we Wrocławiu chodziłam w crop topie i krótkich spodenkach mimo zauważalnej ilości cellulitu na udach. Mam go gdzieś, bo czuję się w porządku.

Dodatkowo w zeszłym roku w trakcie tycia było mi trochę wstyd chodzić nago przy Marcinie. Teraz mam luz, bo po pierwsze czuję się w porządku, po drugie nie będę siedziała w ubraniach w takim upale. Komfort jest dla mnie ważniejszy niż potencjalna zła opinia Marcina. Nawet gdyby uznał, że wyglądam źle, i tak puściłabym to mimo uszu, bo byłaby to jego opinia, a nie moja. Choć lubię mu się podobać – a tym bardziej sobie; wygląd jest dla mnie istotny – aktualnie mam ważniejsze sprawy na głowie: odzyskanie zdrowia fizycznego i psychicznego.

ED recovery, wychodzenie z zaburzeń odżywiania, efekty, zdjęcia przed i po

ED recovery, wychodzenie z zaburzeń odżywiania, dieta, jedzenie, jak jeść

Nauka jedzenia od nowa

Uczę się jeść. Zapewne głupio to brzmi i niestety trochę wkurza Marcina, ale po kilkunastu latach anoreksji po prostu nie umiem jeść. Największy problem mam z odczuwaniem sytości. Nie bardzo wiem, co to jest. Nie pamiętam. Zdarza mi się jeść długo – ale też bez przesady – bo szukam momentu, w którym nie jestem jeszcze napchana, ale nie czuję już potrzeby dalszego jedzenia. Niestety nigdy nie jest to sytość, bo nigdy nie przestaję czuć głodu. Po wielu latach zaburzeń odżywiania występują u mnie wyłącznie głód lub przejedzenie. Nie ma niczego pomiędzy. Nie ma też stanu neutralnego. Zresztą nawet jak się napcham, czuję głód. Nie jest już tak ekstremalny jak na początku recovery i nie muszę jeść co godzinę, ale jestem daleko od stanu, w którym chciałabym się znaleźć (stanu „normalnego” człowieka).

Cały ten rok zdecydowałam się poświęcić na naukę jedzenia. W przyszłym roku zamierzam kontynuować i dołożyć naukę aktywności fizycznej (w tym nie ćwiczę niczego sportowego, jedynie spaceruję i okresowo rozciągam się na macie). Muszę znaleźć optymalne dla siebie sposoby odżywiania się i ruchu – odpowiadające na moje potrzeby, dające mi satysfakcję i niepowodujące obsesji. Oczywiście jeśli się okaże, że na sport nadal jest za wcześnie, nie będę na siłę próbować.

Dzięki zmianie odżywania na wakacjach – głównie wielkim obiadom – miałam okazję się przekonać, że moje obiady w Polsce są za małe. Albo po prostu za dużo w nich warzyw, a za mało innych rzeczy. Na dodatek miałam już smakowo dość tego, co jadłam w ostatnich miesiącach. Po powrocie do Polski zrobiłam porządne zakupy i wypisałam listę rzeczy, które potrafię ugotować przy moich mizernych umiejętnościach kulinarnych. Póki efekt bardzo mnie zadowala. Cieszę się, że nie zwracam uwagi na kalorie, tylko na uczucie w ciele i satysfakcję ze smaku.

ED recovery, wychodzenie z zaburzeń odżywiania, efekty, zdjęcia przed i po

ED recovery, wychodzenie z zaburzeń odżywiania, dieta, jedzenie, jak jeść

Nieprzywiązywanie się do wagi

Zgodnie z obserwacją przyjaciółki okazało się, że na wakacjach schudłam (ok. 2-3 kg). Zakładam, że przez ciągłe łażenie pod górę i z góry (na marginesie: nigdy więcej takiego ukształtowania terenu!), ponieważ jadłam dużo. Odkrycie to nie zrobiło na mnie wrażenia – ani pozytywnego, ani negatywnego. Ot, ciekawostka. I tak wiem, że po zmianie diety i obniżeniu poziomu aktywności wynikających z powrotu do życia w Polsce przytyję. Ani mnie to smuci, ani cieszy.

Pewność odzyskania okresu na stałe

Dopiero w sierpniu, mniej więcej miesiąc przed pełnym rokiem od odzyskania okresu, przestałam się obawiać, że pewnego dnia nie nadejdzie. Do tej pory co miesiąc odliczałam dni z lekkim stresem, że może go nie być. Nawet mimo faktu, że w trakcie trwania cyklu występowały wszystkie symptomy zapowiadające miesiączkę, nie byłam jej pewna. Teraz jestem.

Co do spraw okresowych, poprawiły się również piersi. Teraz bolą mnie jedynie w drugiej bezkrwawej połowie cyklu, a nie przez cały czas. Jak tylko przychodzi miesiączka, ból natychmiast mija. Wraca – razem z opuchlizną i powiększeniem się piersi – mniej więcej po dziesięciu-dwunastu dniach.

Reszta rzeczy zdrowotnych niestety bez zmian. Nadal każdy dzień mojego życia jest bólem. Miałam ogromną nadzieję, że w rok zadośćuczynię piętnastu latom katowania ciała, ale chyba jednak tak to nie działa. Oby zatem udało się pokonać ból kiedykolwiek…

ED recovery, wychodzenie z zaburzeń odżywiania, efekty, zdjęcia przed i po

ED recovery, wychodzenie z zaburzeń odżywiania, dieta, jedzenie, jak jeść

Decyzja w sprawie fotomodelingu

Któregoś dnia podczas plażowania stwierdziłam, że to głupie, iż pomyślałam, że z nowym ciałem nie mogę już pozować, bo tylko tamto się nadawało. Owszem, będę musiała nauczyć się pozować od nowa, bo z każdym ciałem pracuje się inaczej, ale skoro raz się nauczyłam, to i drugi raz się nauczę. Jeśli tylko fotomodeling nadal będzie sprawiał mi frajdę, nie zrezygnuję z niego przez fakt większego ciała.

W chwili pisania tych słów mam już jedną sesję za sobą (świetnie się bawiłam!) i umówione kolejne dwie. Ponadto rozmawiam z paroma innymi fotografami.

Zmagania z wagą kuchenną

Na wakacjach użyłam wagi kuchennej trzy razy (do zważenia chleba). Oczywiście to o trzy za dużo, niemniej uważam, że na siedem tygodni pobytu w Chorwacji poradziłam sobie nieźle, zważywszy na fakt, że jest to problem, nad którym jeszcze pracuję.

Od powrotu do Wrocławia ważę jeszcze mniej, niż ważyłam przed wyjazdem. Robię to głównie funkcjonalnie, np. ważę ziemniaki, żeby nie zostawały (parę razy zostały, a odgrzewane kolejnego dnia są gorsze). Ważę też kaszę, ryż, makaron i produkty znajdujące się w dużych opakowaniach, które chciałabym zjeść w mniej więcej równych porcjach (np. twaróg sernikowy w wiaderku 1 kg, ciecierzycę wysokim słoiku, fasolę w puszce, surową pierś drobiową, którą chcę podzielić na porcje i zamrozić). Z tego raczej nie zamierzam rezygnować. Odmierzam mleko i ważę chleb na kolację – tych dwóch rzeczy nie chcę.

ED recovery, wychodzenie z zaburzeń odżywiania, efekty, zdjęcia przed i po

ED recovery, wychodzenie z zaburzeń odżywiania, dieta, jedzenie, jak jeść

Dziwna relacja ze słodyczami

Już parę miesięcy temu zauważyłam, że mam dziwną relację ze słodyczami. Objawia się to następująco: Nie mam na nie ochoty, więc ich nie kupuję i nie jem. Sporadycznie najdzie mnie np. na ciemną czekoladę (zwłaszcza przed okresem). Poza tym czasem poczęstuje się czymś od Marcina, kiedy akurat kupi. Przykładowo liznę lody, zjem ciastko. W takich sytuacjach za każdym razem zniesmacza mnie poziom słodyczy i nie rozumiem, jak mogłam jeść tego tak dużo. To samo myślę o jogurtach smakowych z cukrem. Nawet jeśli jakiś jest dobry, każdy zostaje zasypany cukrem i gubi smak pod zasłoną nieprzyjemnej słodyczy. Realnie rzecz biorąc: słodycze mi nie smakują.

Ale, ale! Kiedy przechodzę obok działu ze słodyczami, czasem mam ochotę tam zamieszkać i zjeść wszystko. Zastanawiam się, z czego to wynika, skoro gdy mam okazję coś zjeść lub czegoś spróbować, nie smakuje mi to ze względu na wysoki poziom słodyczy.

Moja hipoteza jest taka: Od początku życia słodycze były dla mnie czymś cudownym. Nagrodą, pocieszeniem i wielką przyjemnością. Przez zaburzenia odżywiania mamy i sposób, w jaki jadłyśmy razem słodycze, nauczyłam się złych wzorców (np. jeśli w domu były ciastka lub ciasto, należało zjeść jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, w przeciwnym razie mama zjadła i nie było; w naszym domu nigdy nie było łakoci na zapas, bo wszystko natychmiast znikało). Kiedy sama zachorowałam (na anoreksję), uczyniłam ze słodyczy wisienkę na torcie mojego życia. Najważniejszą porą dnia był wieczór, bo wtedy jadłam deser. Cały świat mógł wówczas przestać istnieć. Gdyby paliło mi się mieszkanie, zignorowałabym ów fakt, żeby tylko dokończyć posiłek w spokoju.

(Ciąg dalszy hipotezy). Ponieważ mózg zmienia się wolniej niż ciało – stąd w recovery m.in. rozbieżność między tym, jak się wygląda, a tym, jak się sądzi, że się wygląda – nadal mam zakodowane w głowie, iż słodycze to coś zakazanego i koniecznego do dawkowania, gdyż są tak wspaniałe, że chciałoby się zjeść wszystkie. Kiedy jem coś słodkiego, czuję dysonans, bo okazuje się, że to nieprawda – łakocie nie smakują mi przez poziom cukrozy i sprawiają, że nie chce mi się kontynuować jedzenia. Niestety z jakiegoś powodu moja pamięć się resetuje i kolejnym razem znów mam wrażenie, że słodycze to najlepsze, co może mnie spotkać. W efekcie toczę w głowie wojnę pomiędzy wrażeniem (słodycze są idealne) a pamięcią (przecież od jakiegoś czasu wcale mi nie smakują).

***

To już koniec dzisiejszego wywodu poświęconego fałszywym świadectwom typu „wyszłam z anoreksji” i „wyszłam z zaburzeń odżywiania”, moim przemyśleniom nad temat zaburzeń odżywania i ED recovery oraz aktualizacji mojego statusu zdrowia.

Pamiętajcie, żeby uważać na osoby, które twierdzą, że pokonały chorobę i pomogą wam wyjść z anoreksji czy też wyjść z zaburzeń odżywiania innego typu. Uważajcie też na osoby, które może i niczego wam nie obiecują, ale kreują się na wzory, które warto śledzić i naśladować (zwłaszcza jeśli zarabiają na tym przekazie – bezpośrednio poprzez produkty/usługi lub pośrednio poprzez współprace sponsorowane). Nie ufajcie nikomu ot tak – a już na pewno nie ludziom w internecie, którzy pokazują tylko taką stronę siebie, jaką chcą – i zawsze mówcie „sprawdzam”. Pamiętajcie też, że pytanie, jak wyjść z zaburzeń odżywiania bez przytycia, jest postawione błędnie, bo podczas zdrowienia nie można myśleć o wadze, poza tym wyjście z anoreksji związanej z niską wagą bez przytycia nie jest możliwe.

Chciałabym móc pewnego dnia pochwalić się tym, jak wyszłam z zaburzeń odżywiania. Póki co jednak mnóstwo pracy przede mną – prawdopodobnie liczonej w latach. Trzymam kciuki za siebie i tych, którzy już walczą lub właśnie rozpoczynają bitwę.

21 myśli na temat “„Wyszłam z anoreksji!” & „wyszłam z zaburzeń odżywiania!” – uwaga na fałszywe świadectwa

  1. Przeczytałam post, ale jestem w biegu i trudno mi ułożyć dłuższą wypowiedź. Niemniej od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie pewna myśl, a ten wpis jest w dużej mierze właśnie o tym. Po pierwsze chciałam Cię przeprosić za wyrażoną kiedyś prośbę o Twój jadłospis. Myślałam, że post będzie zabawny, ale dzisiaj widzę, że mógł był jedynie szkodliwy. Druga rzecz jest zupelnie inna. Jeśli dobrze rozumiem, zaburzenia odżywiania są grupą chorób psychicznych. I od kiedy rozpoczęłaś samoleczenie (nie znajduję lepszego słowa, ale mam poczucie, że nie jest ono najtrafniejsze), podziwiam Twoją uczciwość. Wiele wskazuje na to, że decyzję o walce z zaburzeniami podjęłaś sama, ale jak wskazuje w tym wpisie, to niekoniecznie jest równoznaczne z zaprzestaniem ooszukiwania (I innych, I siebie). Jest coś nietypowego I przede wszystkim godnego podziwu w Twoim podejściu do zdrowienia. I uwazam, ze wykazujesz się ogromną samoświadomością i samodzielnością w podejsciu do wlasnych schorzeń. Jesteś swietna. I gratuluję kazdej uczciwej myśli, która zastąpiła tę podsuwaną przez chorobę. Gratuluję też nienormalizowania niezdrowych wzorców, niezdrowych zachowań. Bez względu na to, czy to zaburzenia odżywiania, czy jakakolwiek inna choroba psychiczna, wydaje mi się, że to jest najtrudniejsze. I wydaje mi się też, że dzięki temu, że opisujesz jak wygrywasz z e.d., pokazujesz mi, że też mogę walczyć z własnymi myślami. Dziękuję.

    No, krótkie to nie było. Nieskladne za to na pewno, więc swoją wymówkę o byciu w drodze zostawiam.

    1. „Jeśli dobrze rozumiem, zaburzenia odżywiania są grupą chorób psychicznych.” – Nie jestem medykiem, dlatego nie wyjaśnię różnicy, niemniej o ile dobrze rozumiem, zaburzenia odżywiania to nie choroba psychiczna, tylko zaburzenie psychiczne. Na chłopski rozum choroba wydaje mi się czymś poważniejszym niż zaburzenie, lecz patrząc chociażby na anoreksję, ten tok rozumowania jest o kant dupy rozbić. Chociaż o anoreksji mówi się jako o chorobie… W sumie cholera wie, może się mylę. Bądź co bądź, jest to poważny problem natury psychicznej i wynikające z niego zachowania nie są wyborem, tylko przymusem (czasem niestety podszywającym się pod wybór).

      Zgadzam się z terminem „samoleczenie”, zdecydowanie pasuje mi do tego, co robię. Tak, decyzję podjęłam sama. Miałam już dość chorób i bólu, to był główny powód. Dodatkowo zaczęłam związek z fajnym i normalnym facetem, a wiedziałam, że jeśli zostanę w zaburzeniu/chorobie, nie mogę spodziewać się niczego cudownego od życia. Żadnej normalności. Żadnego spełniania marzeń.

      „I uwazam, ze wykazujesz się ogromną samoświadomością i samodzielnością w podejsciu do wlasnych schorzeń” – na ten temat parę razy dyskutowałam z przyjaciółką, bo nie rozumiem, jak można nie wiedzieć, że jest się chorym. Wiedziałam, że mam zaburzenia odżywiania, odkąd w nie wpadłam. Subtelniejsze rzeczy z kolei, te najbardziej podchwytliwe, można wyłapać dzięki czytaniu i słuchaniu materiałów osób, które wyszły nawet z wieloletnich problemów. Serdecznie polecam wszystkim zmagającym się z zaburzeniami odżywiania zatopienie się w takich materiałach. Mam za sobą ogrom materiałów z YouTube’a – słuchanych każdego dnia po kilka godzin przez ponad rok. To naprawdę, naprawdę bardzo pomaga. Po pierwsze właśnie podpowiada, na co zwracać uwagę, po drugie utrzymuje na właściwym kursie. Chyba z pół roku temu przestałam słuchać i oglądać nowe materiały. Nie ma w nich niczego, czego nie wiem, poza tym nudzą mnie i już ich nie potrzebuję do pozostawania na właściwej drodze. To było cudowne odkrycie, bo trochę się bałam, że się od nich uzależnię jak od kontrolowania jedzenia i że bez ciągłego słuchania dobrych rad innych osób nie będę potrafiła działać sama. Wybacz dygresję :)

      Bardzo dziękuję za ciepłe słowa <3 i trzymam kciuki za zwalczanie niechcianych myśli ;*

      PS Jeśli ktoś może mi/nam wytłumaczyć różnicę pomiędzy zaburzeniami a chorobą, będę wdzięczna.

        1. Polskich nie znam. Na polskim poletku osób uczciwie wychodzących z ED lub takich, które już wyszły, nie znam nikogo, kogo mogłabym z czystym sumieniem polecić. Czy podać Ci kanały zagraniczne?

            1. W takiej kolejności:
              1. Becky Freestone: youtube.com/@beckyfreestone9908/videos
              2. Tabitha Farrar: youtube.com/@TabithaFarrar/videos
              3. Kayla Rose: youtube.com/@KAYLAROSEKOTECKI/videos
              4. Recovery Mom: youtube.com/@recoverymom/videos

  2. Bardzo szczery i uważam, że bardzo potrzebny post. Ja miałam duży problem z pewnymi osobami, które na wychodzenie z zaburzeń odżywiania zdecydowały się kilka lat temu, będąc jednocześnie wisienką na torcie mojej decyzji 'czas dorosnąć i wziąć za siebie odpowiedzialność a nie tkwić w tym bagnie’. Po 2-3 latach patrząc na ich 'szczęśliwe fit/słodkie / chudziutkie twarze’ czułam że chyba zrobiłam coś nie tak. Bo zasadniczo byłam w dole egzystencjalnym w kwestii terapii, chujowo szło mi uczenie się na nowo nawiązywania relacji, moje ciało choć silniejsze i sprawniejsze mnie brzydziło i w dodatku dalej miałam w głowie wiele post – ed głosów. Dziś nie chce nawet wiedzieć co stało się z tymi dziewczynami, choć konto jednej, z którą przez moment dość dużo pisałam czasem triggeruje mnie na Ig infantylnym spamem.
    Będąc 1000% szczera do dziś nie wiem czy całkiem pokonałam ed. Umiem uprawiać sport dla przyjemności, nie myśląc o kaloriach czy chudnięciu (raczej mam dążenia szybciej /dalej/ więcej dźwignąć). Głód pojawia się u mnie nieregularnie – raz dwie a raz pięć godzin po posiłku. Wydaje mi się to normą, bo przecież jem rozmaite rzeczy, w różnych porcjach i aktywność każdego dnia jest u mnie inna. Gorzej z sytości. Często po dłuższej chwili od skończenia posiłku dochodzi do mózgu info że jednak dałam za dużo do żołądka i czuje się zbyt pełna. Ale wtedy jak zwykły człowiek odpoczywam aż się przetrawi i nie ograniczam jedzenia potem ani nie ćwiczę więcej (co robiłam jeszcze 3 lata temu).
    Jedyne co mnie martwi to że moje nowe ciało mi się nie podoba. Lubię je na poziomie racjonalnym – jest zdolne do cudownych rzeczy, odczuwa dużo więcej bodźców, jest silniejsze, sprawniejsze, szybciej się goi… Jednak na poziomie estetycznym nie podoba mi się. Jednym z wniosków które nabyłam po serii Twoich wpisów i rozmowach z Tobą jest dojście do wniosku, że brak akceptacji wyglądu mojego ciała jest mi totalnie obojętny. A to już stan który pamiętam sprzed ed (byłam grubym dzieckiem które miło to totalnie w nosie).
    I ostatnia myśl – w te wakacje myślę o ed jakieś 5x więcej niż dotychczas, właśnie przy okazji interakcji z Tobą i Twoimi publikacjami, ale jednocześnie nigdy dotąd ten temat nie wydawał mi się aż tak odległy.
    P. S. Ostatnio musiałam się zważyć przy okazji dobierania kapoku do regat i okazało się że ta cyferka, mieszcząca się dokładnie na granicy nadwagi nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Ot informacja by dostać odpowiednio wyporny sprzęt bezpieczeństwa.

    1. Jestem autorką poprzedniego komentarza, w którym przesłałam wyrazy uznania dla Olgi. Chciałabym napisać coś podobnego o Tobie. Gratulacje dla tak rzetelnej oceny etapów walki z zaburzeniami odżywiania. Obie jesteście bardzo silne, konsekwentne i zdolne do wielkich zmian. Szczerze Was podziwiam i równie szczerze planuje wracać do Waszych przemyśleń w trudniejszych momentach.

    2. Niestety w pierwszej części Twojego komentarza widzę potwierdzenie tego, co zauważyłam – dużej szkodliwości osób, które „wyszły” z ED i nadal prowadzą konta w social media, profitując na byciu wzorem i idolem dla innych, nierzadko młodszych, którzy chcieliby być jak one.

      Druga część za to bardzo mnie cieszy. Mimo iż nie jesteś pewna, czy pokonałaś ED, nadal pracujesz nad drobiazgami i nie podoba Ci się obecne ciało (tutaj mocno trzymam kciuki, żeby któregoś dnia obojętność przeszła w pozytywne odczucia, chociaż obojętność też wydaje się okej (o ile dobrze zrozumiałam mojego Marcina, on również traktuje swoje ciało obojętnie, a nigdy nie miał żadnych zaburzeń, po prostu zajmują go w życiu inne rzeczy)), osiągnęłaś bardzo dużo i mam nadzieję, że kiedyś sama będę mogła napisać/wygłosić podobnie brzmiącą wypowiedź.

  3. Po co odważasz mleko i chleb na kolację?
    Czy to o słodyczach dotyczy także słodyczy bez cukru – proteinowych batonów, deserów, itd.? Czy nadal pijesz energetyki, jak kiedyś? Czy masz nadal stałe rzeczy np. na śniadania (jak wcześniej płatki)?
    Czy na zdjęciach podobasz się sobie bardziej kiedyś, czy aktualnie?
    Swoją drogą, nadal wyglądasz szczupło… Wiem, że nie o to Ci zupełnie już chodzi, ale taką mam myśl, jak patrzę na te zdjęcia.
    Jest mi przykro, że się żegnasz z blogiem, ale rozumiem to.
    Powodzenia i gratuluję zaręczyn i wszystkiego, co udaje Ci się osiągać!

    1. „Po co odważasz mleko i chleb na kolację?” – Kiedy przeczytałam Twój komentarz – a zaglądam na blog codziennie, więc widzę komentarze na bieżąco – poczułam wkurzenie i stres. Przez kolejne dni zastanawiałam się, co mam odpisać. Wszystkie argumenty, które mogłabym podać, tak naprawdę wynikają z ED. Zresztą wiedziałam o tym, dlatego napisałam, że to są ostatnie dwa produkty, które wciąż ważę, choć nie chcę tego robić. Zdałam sobie sprawę, że czekam nie wiadomo na co. Uznałam, że to doskonała okazja, aby po prostu przestać. Dziś mija trzeci dzień, odkąd nie ważę chleba, i drugi, dokąd nie odmierzam mleka. Póki co czuję się z tym dziwnie, głównie z mlekiem, ale oczywiście nie zamierzam się cofać. Chciałabym Ci więc bardzo podziękować za to niekomfortowe dla mnie pytanie. Dzięki Twojemu komentarzowi zmobilizowałam się i nie ma w moim życiu już żadnej rzeczy, którą ważę, mimo iż nie chcę :)

      „Czy to o słodyczach dotyczy także słodyczy bez cukru – proteinowych batonów, deserów, itd.?” – Tak, również takich. Nie mogę już jeść z satysfakcją nawet uwielbianych do niedawna puddingów proteinowych, bo są dla mnie o niebo za słodkie. W puszce ze słodyczami mam kilkanaście minibatoników jagodowych Dobrej Kalorii, które zjem, bo mi szkoda wydanego hajsu (jedna paczka to ok. 10 zł), ale już po zjedzeniu jednego, który waży zaledwie ok. 20 g, jest mi przeraźliwie słodko.

      „Czy nadal pijesz energetyki, jak kiedyś?” – Jeśli w Biedrze jest promocja i kupię – bez promocji nie kupuję – to owszem, piję. Nie zamierzam rezygnować, bo uwielbiam ich smak. Chodzi o konkretne energetyki, tylko te z Biedry, żadnych innych nie kupuję, nawet jeśli mają ok. 0 kcal, bo mi nie smakują. Nie kupuję już za to Pepsi Max. W Chorwacji zabierałam na plażę, żeby mieć coś od picia „ze smakiem”. Po powrocie do Wrocławia kupiłam łącznie chyba cztery puszki, ale nie mogę tego pić przez porażającą słodycz.

      „Czy masz nadal stałe rzeczy np. na śniadania (jak wcześniej płatki)?” – Tak, nadal jem stałe śniadanie, czego też nie zamierzam zmieniać, chyba że któregoś dnia mi się znudzi. Sadzę, iż wyjdzie to naturalnie. Obecnie jeśli wymaga tego ode mnie sytuacja – np. byłam na trzydniowym wyjeździe noworocznym w miejscu bez dostępu do mleka i płatków – jem coś innego, niemniej nie odpowiada mi sposób, w jaki się potem czuję (organizm przyzwyczajony jest do lekkiego śniadania z płynem), i tęsknię za moim śniadaniem. Uczciwie nie widzę w tym niczego złego. Na podobnej zasadzie są dni, w których nie piję kawy, bo nie mam jak, ale wtedy do niej tęsknię i cieszę się, kiedy nadchodzi dzień, w którym mam czas na kawę.

      „Czy na zdjęciach podobasz się sobie bardziej kiedyś, czy aktualnie?” – Zależy, o co pytasz. Jak byłam chudsza, podobałam się sobie. Teraz też się sobie podobam. W tym aspekcie chyba nie mogę użyć słów „bardziej” lub „mniej”. Po prostu kiedy mam jakąś wagę, to w tym momencie się sobie w tej wadze podobam. (Jednocześnie w każdej wadze mam do siebie jakieś zastrzeżenia, więc nie ma wagi/figury wolnej od kompleksów). Natomiast kiedy dziś patrzę na zdjęcia stare i obecne, zdecydowanie wolę obecne.

      Dziękuję za komentarz i jeszcze raz dziękuję za mobilizację do nieważenia żarła <3

      1. Szczerze mówiąc taki miałam zamysł, by wywołać refleksję, po co to robisz i co za tym idzie – co by było, gdybyś przestała. Cieszę się, że poszło za tym działanie. Gratuluję!
        Jeśli nie słodkości, to masz teraz jakieś jedzenie, które jesz tak rekreacyjnie, głównie dla smaku? Czy coś z jedzenia sprawia Ci porównywalną przyjemność jak dawniej słodycze?
        Proteinowy baton vitanella niebieski też już nie jest przez Ciebie tolerowany?
        Czyli dobrze zrozumiałam, że nadal na śniadanie jesz płatki z mlekiem? Zwiększyłas porcję? Kiedyś pamiętam, że była mniejsza niż 300 kcal.
        To super, że się sobie podobasz, bo obiektywnie jesteś bardzo ładna.
        Zastanawiam się jeszcze, jak Twoi rodzice zareagowali, reagują na Twoje zmiany?
        Czy odbija się to na tym, że więcej, chętniej jesz w gościach?
        Czy nadal dużo myślisz o jedzeniu?
        Czy czułaś satysfakcję, jak schudlas na wakacjach?
        Czy dawniej porównywałaś się z innymi pod względem chudości i źle się czułaś, jak ktoś był chudszy? A teraz zwracasz na to uwagę?
        Dziękuję.

        1. „Jeśli nie słodkości, to masz teraz jakieś jedzenie, które jesz tak rekreacyjnie, głównie dla smaku? Czy coś z jedzenia sprawia Ci porównywalną przyjemność jak dawniej słodycze?” – Trudno powiedzieć. Chyba nic nie sprawia mi porównywalnej przyjemności, bo słodycze były dla mnie czymś więcej niż jedzeniem. Żeby znaleźć coś godnego porównania, musiałabym szukać poza sferą jedzeniową. Może jakieś fajne wydarzenia? Emocjonujące atrakcje? Na szybko niczego nie znajduję.

          „Proteinowy baton vitanella niebieski też już nie jest przez Ciebie tolerowany?” – A nie wiem, nie jadłam. Jak wyjem te nieszczęsne Dobre Kalorie, skądinąd będące na skraju przeterminowania, a w Biedrze będzie promocja, kupię celem sprawdzenia. One akurat miały niski poziom słodyczy, więc a nuż mi siądą.

          „Czyli dobrze zrozumiałam, że nadal na śniadanie jesz płatki z mlekiem? Zwiększyłas porcję? Kiedyś pamiętam, że była mniejsza niż 300 kcal.” – Tak, dobrze zrozumiałaś. Na pewno zwiększyłam, ale nie wiem, o ile, bo nie liczę. Zasiadam do śniadania z dużą miską płatków i dosypuję do mleka w toku jedzenia aż do momentu, w którym już mi się nie chce jeść.

          „To super, że się sobie podobasz, bo obiektywnie jesteś bardzo ładna.” – Dziękuję, miło słyszeć :)

          „Zastanawiam się jeszcze, jak Twoi rodzice zareagowali, reagują na Twoje zmiany?” – Mama na każdym kroku powtarza, że jest ze mnie dumna, pięknie wyglądam i zmotywowałam ją do podjęcia pewnych działać względem samej siebie. Tato niczego nie mówi, bo to taki typ człowieka, który wszystkie trudne i emocjonalne kwestie trzyma dla siebie.

          „Czy odbija się to na tym, że więcej, chętniej jesz w gościach?” – Przede wszystkim odbija się na tym, że gdyby ktoś chciał mi codziennie gotować obiady, byłabym bardziej niż szczęśliwa. W wyniku braku umiejętności kulinarnych i niechęci do gotowania jem podobne rzeczy, a gdyby ktoś mi gotował, mogłabym jeść dużo różności. Ponadto wreszcie mogę być normalną osobą, która po powrocie od przyszłych teściów zabiera na chatę mnóstwo wałówki, a nie ciągle odmawia.

          „Czy nadal dużo myślisz o jedzeniu?” – Tak. Mam nadzieję, że przejdzie. Sądzę, że jak przestanę być ciągle głodna, umysł nie będzie musiał ciągle wracać do jedzenia.

          „Czy czułaś satysfakcję, jak schudlas na wakacjach?” – Nie, napisałam o tym w publikacji. Jest mi to obojętne.

          „Czy dawniej porównywałaś się z innymi pod względem chudości i źle się czułaś, jak ktoś był chudszy? A teraz zwracasz na to uwagę?” – Pierwsze: nie, nawet jak ważyłam najmniej, nie podobały mi się osoby chudsze ode mnie. Uważałam, że jestem już na granicy estetycznej chudości, więc tam chciałam zostać. Drugie: obecnie, kiedy zdarza mi się zobaczyć chorobliwie chudą osobę, a nawet taką, jaka sama byłam, mrozi mi krew w żyłach.

          Na koniec pytanko ode mnie: jakie podłoże mają Twoje pytania?

  4. Ok. Jak będziesz chciała zaktualizować komentarz o tej proteinowej vitanelli, to będę tu zaglądać 😊
    A co z chrupaczami/słonymi przekąskami? Czy jakieś teraz wybierasz?
    O tych płatkach: to mleka miałaś zważona ilość, tylko płatki dosypujesz? A teraz już wszystko na oko?
    Pamiętasz te czasy, jak jadłaś mało – zapewniałaś, że z tymi płatkami i mlekiem to idealna porcja, by się najeść.
    Podtrzymujesz, że tak czułaś, czy jednak był niedosyt?
    Fajnie , że mama Cię tak wspiera. A czy ona miała/ma problem z zaburzeniami odżywiania?
    Co do walowki od teściów, to co jest Twoim faworytem? A Twój narzeczony nie gotuje? Monotonnie u Ciebie, czyli to co kiedyś – sos z torebki i makaron?
    Ta nieumiejętność gotowania to może być wymówka, bo np. filmiki na YT wszystko pokazują, jak, co robić 😉
    Dalej uważasz, że byłaś na granicy estetycznej chudości, czy jednak z perspektywy czasu widzisz, że przekroczyłaś te granicę?
    Mówisz: „obecnie, kiedy zdarza mi się zobaczyć chorobliwie chudą osobę, a nawet taką, jaka sama byłam, mrozi mi krew w żyłach” – i do wtedy sobie myślisz?

    Jakie podłoże mają moje pytania? Ciekawość człowieka, tego, co przeżywasz. Nie znam nikogo, kto byłby w podobnej sytuacji a pewnie nawet gdyby tak było, to pewnie nie miałabym śmiałości, by zapytać.
    Mam nadzieję, że Ciebie te pytania nie męczą, a może nawet masz z odpowiadania na nie jakąś frajdę.
    Dziękuję

    1. Niestety nie mam frajdy z odpowiadania. Uważam Twoje pytania za dziwne – wynikające z ED – i nie widzę, jak miałyby Tobie bądź komukolwiek pomóc w wychodzeniu z zaburzeń. Przykładowo co za różnica, co będę uważała o batoniku? Jeżeli Tobie smakuje, jedz. Nie rozumiem też pytań o przekąski i podobnych. Po wyjściu z ED każda osoba będzie jadła co innego – to, co indywidualnie lubi. Bardzo chętnie za to odpowiem na pytania, które mogą Ci jakoś pomóc. Jeśli takie masz, zadaj :)

      Poniżej odpowiedzi, które mogą się jakoś przydać:

      „A teraz już wszystko na oko?” – Zgadza się.

      „Podtrzymujesz, że tak czułaś, czy jednak był niedosyt?” – Na tamten moment mój zabiedzony organizm uważał, że tyle wystarczy. Dobrą wskazówką w wychodzeniu z ED jest to, że możesz jeść jak człowiek, tj. nie wybrzydzasz, nie kręcisz nosem na wszystko, nie wmawiasz sobie dziwnych rzeczy oraz jesteś w stanie zjeść porcje, które jedzą inne osoby w tym samym wieku.

      „A czy ona miała/ma problem z zaburzeniami odżywiania?” – Wspomniałam o tym w jednym z wpisów, chyba pierwszym, że tak. Nie będę o tej kwestii szerzej pisać, bo to nie moja opowieść.

      „A Twój narzeczony nie gotuje?” – Nie, nie gotuje. Czasem robi sobie śniadania, ale w przeważającej większości wszystko zamawia (obiady zawsze). Na studiach miał krótki epizod gotowania, kiedy to codziennie jadł to samo. Po prostu niektórzy ludzie tak mają, chociażby ze względu na wygodę. Nie uważam, bym była tutaj wyjątkiem. Nie uważam też, by wynikało to z ED.

      „Monotonnie u Ciebie, czyli to co kiedyś – sos z torebki i makaron?” – Pierwsze: nie powiedziałabym, że monotonnie. Baza jest ta sama, ale zmieniam dodatki. Drugie: nigdy nie jadłam samego makaronu z sosem z torebki. Może po wyprowadzce z domu, jak musiałam utrzymać się z niewielkich pieniędzy. Tyle że wtedy tak samo jadł mój ówczesny chłopak, z którym zamieszkałam.

      „Ta nieumiejętność gotowania to może być wymówka, bo np. filmiki na YT wszystko pokazują, jak, co robić” – definitywnie się nie zgadzam. To, że coś jest łatwe, nie znaczy, że jest dla kogoś atrakcyjne. Jeżdżenie rowerem też jest łatwe i szybko można się gdzieś dostać, ale nie jeżdżę, bo mi się nie chce. Nie cierpię spędzać w kuchni dużej ilości czasu, bo wolę robić cokolwiek innego, nawet leżeć plackiem na łóżku i oglądać YouTube’a. Poza tym nie wiem, czego wymówką miałoby być niegotowanie. Właśnie gdybym lubiła gotować, mogłabym sobie przygotowywać superhiperfit dania o małej zawartości kalorii i tłuszczu. Btw, na YouTubie są też tutoriale wykonywania makijażu i szycia ubrań, a jednak od kilkunastu lat maluję się w ten sam sposób, ciuchy zaś wolę kupić w sklepie :P

      „Dalej uważasz, że byłaś na granicy estetycznej chudości, czy jednak z perspektywy czasu widzisz, że przekroczyłaś te granicę?” – Zacytuję fragment mojego poprzedniego komentarza: „kiedy zdarza mi się zobaczyć chorobliwie chudą osobę, a nawet taką, jaka sama byłam, mrozi mi krew w żyłach”.

      „i do wtedy sobie myślisz?” – Nic. To nie moje życie. Jedyne, co mogę zrobić, to napisać czasem coś na blogu. Kto się ocknie i będzie chciał wyjść z ED, ten skorzysta.

  5. Dziękuję za to co napisałaś. Jako osoba borykająca się z zaburzeniami odżywiania od 25 lat w 100 % potwierdzam Twoje spostrzeżenia. Najbardziej boli mnie, że wciąż chorzy ludzie mieszają w głowach młodym, wrażliwym ludziom. Wyjście z ed to totalna olewka wyglądu, wagi, jedzenia itp. To zajęcie się normalnym życiem i uświadomienie sobie że mega szczupłe ciało nie da nam szczęścia. Nie warto marnować życia dla paru kilogramów mniej na wadze.

  6. Aktualnie staram się przybrać parę kg i pozbyć się wszelkich ograniczeń żywieniowych ze swojej głowy. Nie jest łatwo, ale nikt nie mówił, że będzie. Życzę Ci wszystkiego dobrego i nie przestawaj pisać ;-)

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.