Ostatni piątek miesiąca, cztery dni do rozpoczęcia sesji, pięć do egzaminu. Wieczór, godzina… no, lekko po 19:00. Leżę pod kołdrą, z głośników wieży leci Enigma, Enya, a potem chiloutowe arabskie składanki. Uczę się od południa, jedno oko lekko mnie piecze, drugie zaś piecze okrutnie. Coraz mniej rozumiem i coraz mniej mam sił w palcach, by przerzucać kolejne strony. Filozofia kultury? Koszmar, jak niemal każda filozofia. Czytasz coś, czego nie rozumiesz, ale musisz udawać, że rozumiesz.
Wtem do mojej głowy coś stuka, a przez i tak rozkojarzone już myśli zaczyna przedzierać się wspomnienie z ostatnich dni, które kojarzy mi się z innym, a tamto znowu z innym. I o czym to ja czytałam…? Zamykam książkę, wysyłam wiadomość do przyjaciółki, że już nie mogę – bo naprawdę nie mogę, nawet mam łzy bezradności w oczach – i oddaję się rozważaniom na temat, który sam do mnie przyszedł. Uwierzcie, jest tysiąc razy przyjemniejszy od filozofii o kulturze.
Podobasz mi się, bo…
Co sprawia, że druga osoba jest w naszych oczach atrakcyjna? Dużo rzeczy, ale przy pierwszym spotkaniu, kiedy jeszcze jej nie znamy, musi to być wygląd, który z kolei pociąga za sobą jakieś wyobrażenie o charakterze i życiu właściciela zaobserwowanego ciała. Jaki człowiek się nam spodoba, zależy od upodobań. Jednego przekonają długie strąki, drugiego połyskująca łepetyna. Jednego brazylijski tyłek, drugiego zasuszone wklęsłości. Nie będę wymieniała wszystkich opcji, bo nie o to chodzi.
By jednak przejść do kolejnej części wpisu, tej właściwej, muszę dodać jeszcze kilka słów o wyglądzie. Otóż żyjemy w czasach, w których nasza prezencja liczy się jak nigdy dotąd. Panuje szał na zajmowanie się ciałami: ćwiczenie ich sprawności, modelowanie, umięśnianie, kształtowanie, odchudzanie i tak dalej. Marki prześcigają się w hasłach typu „bądź sobą!”, gdzie owo bycie sobą oznacza korzystanie z ich produktów.
W jednym z popularnych programów o metamorfozach kobiet prowadząca często używa słów: „Pogrubimy ci brwi/zmieniamy kolor włosów/pomalujemy mocniej oko, byś wyglądała naturalnie”. Zastanawiam się wtedy, gdzie błąd popełniła prawdziwa Matka Natura, skoro stworzone przez nią brwi są mniej naturalne niż linie wyskubane i dorysowane przez wyedukowaną panią specjalistkę? I dlaczego muszę używać właśnie tego szamponu, żeby moje włosy cieszyły się naturalnym blaskiem? Czy bez farbowania i innych ingerencji kosmetologicznych nie są wystarczająco naturalne?
Najwyraźniej nie. W XXI wieku, póki nie zaczniemy używać wszystkich produktów polecanych przez popularne firmy i stosować się do ich zaleceń, będziemy bandą sztucznych i nienaturalnych ludzi. Czy chcemy, czy nie, musimy przestrzegać tych wszystkich diet, biegać dziesięć razy w tygodniu na siłownię, woskować uszy i płukać sobie okrężnicę.
Lubię cię, bo…
No dobrze, ale wygląd to nie wszystko – powiecie. I będziecie mieli rację. Wygląd może przykuć uwagę na początku, ale bądźmy szczerzy, jedynie osoby próżne zwiążą się z kimś, kto zupełnie mija się z nimi charakterologicznie, na dodatek tylko po to, żeby popisać się przed znajomymi jego zacną buźką lub mięśniami. Co i tak nie wyjdzie im na dobre, bo często wysuwanym i prawdziwym argumentem za wiązaniem się z głową jest przemijalność urody. Każdy się starzeje, kurczy, marszczy i tyje, a z czasem zaczyna śmierdzieć dziadem, naftaliną lub Panią Walewską – do wyboru.
Jeśli chcemy być z kimś na poważnie i długo, musimy znaleźć w nim to coś, co trudno określić, ale na potrzeby wpisu nazwę to kompilacją cech, które cenimy. Fizycznych, psychicznych i behawioralnych. Możemy zakochać się w kimś, bo jest miły, uczynny, bezkonfliktowy, rodzinny. Albo wprost przeciwnie, damy się poderwać na jego brawurę, niepokorność i wrogość wobec całego świata. O ile tylko nie udaje, żeby nam zaimponować, nie kupimy kota w worku.
Do spojrzenia na kogoś przychylnym okiem mogą nas skłonić również drobne, pozornie nic nie znaczące przebłyski charakteru. Nie wydaje mi się dziwnym fakt, że dziewczyna zakocha się w sposobie układania dłoni chłopaka na kierownicy albo tempie jego chodu. Nie zaskoczy mnie również to, że facet oszaleje na punkcie dołeczka, który robi się dziewczynie tuż pod okiem, gdy się śmieje, lub w jej asymetrycznych uszach. Czy to cecha lub zachowanie, czy to wada, wszystko potrafi oczarować.
Ponadto każdy ma takie obszary, które go poruszają. Możemy pójść na sto randek z ludźmi z okładek, ale ostatecznie to Miecio lub Lucynka zajmą miejsce w naszym sercu, bo zagrali odpowiednią nutę – bo powiedzieli lub zrobili coś, czym skradli nam serce. Nie chcę tu przedstawiać gotowej recepty na siebie, ale by zobrazować wam, o co chodzi, sięgnę po przykład z życia wzięty. Otóż musicie wiedzieć, że choćbym miała przed sobą faceta ze złota, z cudownym charakterem i wyglądem, nie pójdę z nim na kolejną randkę, jeśli zachowa się nieczule wobec Rubi. Wymagam od niego nie tylko tolerowania mojej psijaciółki, ale szczerego uwielbienia. Jeśli między nimi nie zaiskrzy, nie zaiskrzy również między nami.
Na bok poty, w ruch umysły!
Zanim jednak poznam charakter, poglądy na życie i sposób zachowywania się potencjalnego partnera, mam tylko jego wygląd. Stoi przede mną, ładnie pachnie, dobrze wygląda. Czegóż chcieć więcej? Już mam go zapytać, czy zostanie moim mężem, kiedy ten otwiera usta i zaczyna opowiadać mi historię, która spotkała go poprzedniego dnia. Suchaj tego! Se poszłem wczoraj na siłkę, a tam zamkniente. Czaisz?! I od razu zaczynam się cieszyć, że nie pobiegłam po pierścionek, łańcuszek, czy czym tam się kobiety oświadczają swoim facetom. Okazuje się bowiem, że w tej jakże pięknej powłoce coś nie gra. On opowiada dalej, a ja stoję i modlę się, by nie zauważył, że krwawią mi uszy. A tam, niechby nawet zauważył! Może poddałaby swoje życie szybkiej analizie….
Ależ, na co ja liczę? W czasach, w których dbanie o siebie polega na ćwiczeniu ciała oraz wsmarowywaniu w niego kosmetyków, nie każdy ma ochotę przyznać, że drugą stroną medalu jest samorozwój. Przez długie lata zaniedbywaliśmy fizyczność, w pracy umysłowej upatrując ideału, a teraz za to płacimy, popadając w drugą skrajność. Ani nie znamy się na humanistyce – która, o zgrozo, kojarzy nam się z językiem polskim i gramatyką, czym nie jest! – ani nie potrafimy mówić i pisać w ojczystym języku, nie mówiąc już o językach obcych. Nie poczeba mi znać jakichś tam deklinacji i innych takich, do życia mi to nie poczebne, nie? No rzeczywiście, do życia nie. Tak samo jak historia, matematyka i cała reszta innych przedmiotów, których nie znamy i nie odczuwamy wstydu, przyznając się do tego.
Może i jestem ortograficzną faszystką, ale nie o to tu chodzi. Nie będę biła nikogo batem za to, że nie wie, czym jest przyimek albo rzeczownik odczasownikowy. Sama wielu rzeczy nie wiem. Są jednak obszary wiedzy, które powinno się zgłębiać. Co ważniejsze: nie trzeba znać definicji rzeczy, by wiedzieć, jak działają. Nigdy dobrze nie nauczyłam się praw fizyki, ale wiem, że jeśli nie utrzymam w rękach jajka, spadnie na ziemię i będę musiała je sprzątać. Z językiem polskim jest podobnie. Nie muszę czytać codziennie słowników, by wiedzieć, dlaczego przed chwilą postawiłam przecinek, a teraz sięgnę po kropkę.
Znajomość języka, którym posługujemy się na co dzień i który wyraża naszą przynależność w wielkim świecie, naprawdę jest cholernie seksowna. Tak samo wiedza i inteligencja, żeby nie było, że piszę tylko o gramatyce. Gdyby powstała akcja społeczna o nazwie Poświęć połowę czasu ćwiczeń fizycznych na ćwiczenia intelektualne, podpisałabym się pod nią rękami, nogami, ustami i czym tam jeszcze potrafiłabym utrzymać długopis. Pamiętajmy: ładna buźka przemija, brzuch rośnie, a i sympatyczność z czasem może uwierać, jeśli w człowieku nie ma wnętrza. A wnętrze to suma m.in. naszej osobowości, temperamentu i nabytej w życiu wiedzy. Dlatego, kurczę…
Z egzaminami, sesją sobie poradzisz… wierze w to i trzymam kciuki :)
A jeśli chodzi o atrakcyjność… Masz rację… mimo iż wiele osób mówi „Dla mnie nie liczy się wygląd, tylko wnętrze” to i tak w pierwszej kolejności zwracają uwagę na wygląd… prawda jest taka, że większość nie zagada do kogoś kto ich w jakiś sposób nie zaintryguje – osoba musi mieć to „coś” co przyciąga. Ja tam przyjaciół i chłopa nie szukam ale nie wydaje mi się by jakaś dziewczyna zagadała do chłopaka, który w jej oczach jest przysłowiowym „pasztetem”.
Poza tym sama byłam świadkiem tego, że wygląd ma duże znaczenie. Pamiętam jak chodziłam do gimnazjum i do naszej klasy przyszła nowa uczennica. Nie była najlepiej ubrana, brzydko od niej „pachniało” i nie należała do najładniejszych. Nikt nie zwracał na Nią uwagi, ludzie olewali a nawet nabijali się i śmiali. Byłam pierwszą osobą, która do Niej podeszła, zagadała a potem trzymała się z Nią (po czasie, kiedy dziewczyna się zaaklimatyzowała, zrobiła się z niej panienka a w ramach wdzięczności znalazła sobie inne koleżaneczki, mnie olała i wyśmiewała się ze mnie z reszta klasy ). Trochę to przykre i smutne, że ocenia się ludzi po wyglądzie ale niestety takie jest życie i może jeszcze instynkt – przecież w świecie zwierząt samiec spośród wielu samic wybiera sobie tą, która „najbardziej mu się podoba”, czasem walczy o nią z innym samcem … tak samo samica – wybiera najsilniejszego samca :)
Co do programu o którym piszesz to nie oglądam go – widziałam kilka razy efekt końcowy metamorfozy i zdecydowanie kobiety nie wyglądały naturalnie… pomijając fakt, że czasem wyglądały żenująco (ubranie, które w ogóle nie pasowało do sylwetki i wieku) lub śmiesznie
Lubienie…. to już kwestia indywidualna.. czasem ktoś na początku czaruje a potem z czasem wychodzi szydło z worka i okazuje się jaki jest na prawdę.. tutaj potrzeba czasu aby kogoś dobrze poznać i ew. związać się z nim na całe życie. Ja to np. nie mogłabym być miedzy innymi z kimś kto nie kocha i nie szanuje zwierząt – wszystkich… nie ma dla mnie znaczenia, czy do pies, kotek, świnka, mysz, szczur… wydaje mi się, że osoba, która jest „znieczulona” na ich cierpienie, nie lubi ich, nie szanuje, traktuje przedmiotowo, nie moze być dobrym człowiekiem. Jeśli ktoś ma takie podejście do zwierząt to najprawdopodobniej ma też i do ludzi….
Umysł… Jeśli ktoś wyskoczył by do mnie z tekstem rodu Waldusia Kiepskiego i tym jego śmiechem to nie wydaje mi się, że dalej chciałabym z nim gadać…. no bo o czym? Rozumiem, że nie każdy jest biegły w posługiwaniu się polskim językiem bo jest on trudny i co jakiś czas zasady się zmieniają (mój tato często kaleczy język i denerwuje się kiedy go poprawiam) ale są pewne granice. Jeśli od chłopaka i dziewczyny bije „debilizmem” (przepraszam za to słowo) na odległość to tutaj nie ma z kim rozmawiać. Niestety prawda jest taka, że przebywając dłużej z taka osobą sami możemy się „uwstecznić” i zacząć mówić tak jak ona – przykładem jest mój tato, który zaczął kaleczyć język polski, od kiedy dłużej przebywał z osobami, które źle się nim posługują (wieś, starsi ludzie i te sprawy).
A tak w ogóle to wszystko to o czym napisałaś dotyczy nie tylko wybierania sobie chłopaka, partnera na całe życie ale też przyjaciół, znajomych… Jesteś świetną obserwatorką i świetnie piszesz o takich sprawach :)
Taak, wpis powstał w styczniu, więc sesja już dawno za mną (była na początku lutego), ale rzeczywiście – poradziłam sobie śpiewająco ;)
Przykro mi, że spotkało Cię takie chamstwo. Ja aż tak bym się nie poświęcała dla kogoś, kto jest nowy i nie pasuje, za to na pewno nie dołączyłabym się do grupy wyśmiewaczy. Miałam w liceum koleżankę, po której strasznie jechali i kumplowała się z dwoma innymi dziewczynami, po których też jechali. Tych dwóch nie lubiłam ze względu na charakter, więc miałam je gdzieś, ale ona była dla mnie w porządku i normalnie przy niej siadałam, gadałam itd. Jestem więc przekonana, że W KOLEŻEŃSTWIE kieruję się charakterem, ale w związku potrzebuję już kogoś, kto będzie dla mnie atrakcyjny. Odpychającej gęby nie pocałuję, nie mówiąc już o bliższych i głębszych spotkaniach ;)
O, wychwyciłaś program :D Ja oglądam, ale mam takie same odczucia jak Ty – większość z tych bab wygląda jak manekiny. Aż strach się uśmiechnąć, bo im zaraz odpadnie tapeta. Zresztą wiesz… to wszytko pod kamerę. Wróci taka do domu, zmyje makijaż i znów będzie są samą szarą Franią.
Z tymi zwierzakami masz rację. Przynajmniej mama mi tak zawsze mówiła i zostało mi to w głowie :) Z kimś, kto nie jest vege, mogłabyś być? ;>
Dzięki :)
W zyciu spotkało mnie wiele chamstwa, nieżyczliwości, braku szacunku ze strony ludzi a to tylko cześć ze wszystkiego… ale nie tylko ja miałam i mam w zyciu ciężko. Ja do tej dziewczyny podeszłam z sercem, zawsze byłam w klasie wyśmiewana, szydzono ze mnie, drwiono – byłam sama i myślałam, ze w końcu będe miała koleżankę…. okazało się, że dziewczyna jest taka jak pozostali. Wystarczyło tylko to, że zachorowałam, nie byłam w szkole 2 tygodnie a ona już znalazła sobie nowe koleżanki a ja byłam jej nie potrzebna (wcześniej trzymałyśmy się razem). A co do atrakcyjności to normalna rzecz, ze patrzymy na tych, którzy w naszych oczach są atrakcyjni – inni mogą mówić inaczej ale ja nie uwierzę w to, że dla nich nie liczy się wygląd :P Chyba nikt nie byłby w stanie pocałować „odpychającej gęby” :P
Ten program jest dość popularny – czasem jak pstrykam z kanału na kanał to widzę końcowy efekt metamorfozy… pamiętam jak jedną kobietę po 40-stce ubrała tak, ze wyglądała jak panna spod latarni… no gdzież dojrzałą kobietę ubrać jak nastolatkę… chciała z niej zrobić księżniczkę a wyszło co innego ;) I masz całkowitą rację – wróci taka do domu, do garów i bedzie to samo co wcześniej.
Jeśli mam być szczera to nie zastanawiałam się nad tym… Mieszkam z mięsożernymi rodzicami i od kiedy pamietam w moim domu było dużo mięsa (to trochę dłuższa historia ale tak w skrócie – rodzice rolnicy, na wsi kurki, świnki itp. wiec tato uważa że wszyscy w domu mamy się żywić wieprzowiną i ziemniakami a co z tym idzie wydziela pieniądze na zakupy… na szczęście z wiekiem zmądrzał i zmienił podejście ale zajęło mu to wiele czasu), więc już przywykłam do widoku kawałka szynki w lodówce, chociaż nadal kiedy przez przypadek wpadnie mi w oko widzę świnkę (ale to moze ja tak mam). Teraz rodzice jedzą tego mięsa mniej ale nadal pojawia się w ich diecie a ja nie mam wyjścia – muszę się z tym pogodzić. Na prawdę nie wiem czy mogłabym być z facetem, który nie jest vege.. wiesz serce nie sługa… nie wiem w kim kiedyś się zakocham, jaka ta osoba będzie, czy będzie dobrym człowiekiem… Wiadomo, ze najlepiej gdyby był on vege ale jak się potoczy życie to nie wiem….
Na pewno nie mogłabym związać się z kim kto tak jak wspominałam nie kocha zwierząt ale też narzuca mi swoje zdanie (w kwestii jedzenia również). Nie wydaje mi się również, że zwróciłabym uwagę na faceta, który wręcz kocha mięso, krwiste steki i je te mięso codziennie a nawet kilka razy dziennie… widoku i aromatu tak dużej ilości mięsa to bym nie zniosła :/
Ja jestem silna, ale też się w życiu sporo nasłuchałam, wycierpiałam. Na każdym etapie życia za coś innego, ale w zasadzie wszystko było powiązane. Szkoda pisać, może kiedyś opublikuję o tym tekst, aaale raczej nie ;) Chciałoby się rzec, że dzieciaki bywają okrutne, niestety prawda jest taka, że to ludzie – bez względu na wiek – bywają okrutni.
Serce nie sługa? Też tak kiedyś myślałam, ale w chwili obecnej jestem pewna, że miłość ma jednak powiązanie z umysłem. W końcu uczucia też są zlokalizowane w mózgu. Nie wyobrażam sobie np. zakochać się w rasiście chodzącym na ustawki. Jaki by w stosunku do mnie nie był, nie i już. Tak samo fizyczność super kolesia, która w ogóle by mi nie odpowiadała, „zablokowałaby” możliwość zakochania się.
Ja to jestem wrażliwa a kiedyś byłam jeszcze bardziej – wszystko dusiłam w sobie, dusiłam… aż pewnego dnia nie wytrzymałam i po pewnym przykrym kawale rozpłakałam się (na lekcji matematyki). No ale potem w III gimnazjum pewnym gestem klasa pokazała, że jednak maja trochę oleju w głowie – doprowadzili mnie do łez ale były to łzy wzruszenia i szczęścia :) No ale tez nie będę pisać o tym :)
Jak tak teraz o tym napisałaś to muszę Ci powiedzieć, ze masz rację – całkowita rację… jednak rozum też coś podpowiada….
Dobrze, że w końcu coś do nich dotarło :) U mnie nie było aż tak źle, bo nigdy nie byłam pośmiewiskiem klasowym, wręcz przeciwnie – zawsze miałam przyjaciół.
Dotarło kiedy poważnie zachorowałam… może to strach a może w końcu dojrzali :) Ze mnie się śmiali bo w ich oczach byłam „inna” – mała, okrągła, nie piłam, nie paliłam, nie chodziłam na wagary, odrabiałam lekcję, na przerwach lubiłam porozmawiać ze starszym ode mnie o 2 lata sąsiadem (chodził do tej samej szkoły – śmiali się, żartowali i mówili, że to mój chłopak… w sumie nie wiem co w tym śmiesznego. Moim chłopakiem on nie był a inne dziewczyny z klasy chodziły na randki, tylko nikt o tym nie mówił i z tego nie żartował). Pamiętam, że tak w II i III gimnazjum już nabrałam nieco pewności siebie i potrafiłam się odgryźć ale też i koledzy z klasy mniej żartowali z mojej osoby – mimo tego niektóre głupie żary nadal bolały.. no ale było minęło. teraz zmieniło się tylko to, że w mieście nie mam żadnych znajomych – tych, których poznałam np. dzięki blogom mieszkają daleko od mojego miasta ale wierzę, że kiedyś uda nam się spotkać :)
Cieszę się, że miałaś przyjaciół i mam nadzieję, że przeważnie to byli prawdziwi przyjaciele.
A spotkałaś się może z taką osobą, osobami, które miały „coś” w sobie, taką pozytywną energię, że przyciągały do siebie ludzi? :)
W gimnazjum była taka dziewczyna… zajebiście mądra i utalentowana, spokojna, grzeczna, religijna, nie uciekała z lekcji, nie malowała się, nie piła, nie paliła. Też wszyscy się z niej śmiali, aż „wyluzowała”. Nigdy do końca, nadal pozostała sobą, ale jednak ten mały krok w ich stronę musiała wykonać. Prawo nastolatków czy prawo dżungli?
Przyciągały, ale nie zawsze była to energia pozytywna.
Zależy co dla nastolatków oznacza „wyluzować”. Jeśli oznacza to zapalić i wypić wbrew sobie to ja dziękuję bardzo…. Ja po prostu nabrałam pewności siebie i potrafiłam się odgryźć (pamiętam, że raz nauczyłam się kilku słów w języku niemieckim, którego nie uczyliśmy się w szkole i potem w tym języku odpowiedziałam coś koledze, który mi dokuczał, chciał sprawić przykrość….Wystarczyło jedno zdanie – zamurowało go i tak jak wcześniej paplał jęzorem, tak teraz nie wiedział co powiedzieć. Widok jego zdezorientowanej twarzy z domieszką zawstydzenia, głupoty – nie do zapomnienia :P
Ze mna jest tak, że jeśli od kogoś bije negatywna energia to zamiast mnie przyciągać do tej osoby to odpycha (czasem taka energia „bije” od moich rodziców i wtedy ich nie zaczepiam)
Nie, nie. Z tą energią chodziło mi o to, że niektórzy mają w sobie… hmmm… nie wiem co. Uzależniają. Chcesz jednocześnie być nimi i z nimi, przyjaźnić się. A oni wymieniają takich „przyjaciół” dość często, przy boku jesteś im potrzebna jako nowa maskotka czy coś. Przyjaźniłam się kiedyś z taką dziewczyną. Tzn. „przyjaźniłam” ;)
Niestety muszę przyznać, że niektórym osobnikom ćwiczenie intelektualnie niewiele dają i nawet zamienienie ćwiczeń fizycznych, na te pierwsze przynosi mierne efekty. Ale to tak na marginesie. Znam bardzo to przemęczenie nauką i niemal bezwolne oddawanie się myślą i płynięcie ich nurtem.
Co do atrakcyjności najpierw rozprawię tu o płci przeciwnej. Ja chyba jestem jakaś inna, bo bardziej od atrakcyjności fizycznej zawsze fascynowały mnie inne rzeczy. Pewien rodzaj porozumienia, poczucia humoru, inteligencji emocjonalnej (i nie tylko), niebanalności. Analizując różne swoje wybory cholerka jasna nie zwracałam uwagi na wygląd, jednak jakimś trafem zawsze trafiałam na wyższych lub równych sobie wzrostem, choć miałam wrażenie, że wcale tak nie typuję. Przypadek? ;) Może selekcja na podstawie cech fizycznych jest bardziej podświadoma? Kto wie? Za krótko jeszcze na tym świecie żyję, abym to rozgryzła ;)
Pozdrawiam.
To może słabo ćwiczą intelektualnie? Oglądanie „Familiady” to nie ćwiczenia ;)
Wyobraź sobie idealnego z charakteru faceta, ale o wysokości 1,40 m, wadze 150 kg, rudych włosach, całej twarzy w pryszczach i nieświeżym oddechu. Zagadujesz? :)
Jak słucham niektórych ludzi to i mi krwawią uszy :D Sama zwracam uwagę na poprawność językową, niekiedy mam z tym problemy, ale staram się mówić i pisać poprawnie, pewnie z różnym skutkiem. Myślę, że duże znaczenie ma środowisko w jakim się przebywa – jakbyś usłyszała mojego wujka, który mieszka na wsi, to chyba wykrwawiłabyś się na śmierć :D Z kolei mój tata, pochodzący z tej samej rodziny, ale niegdyś studiujący i obecnie pracujący w mieście mówi poprawnie, używając często bardzo mądrych słów, ale gdy pojedzie na wieś, potrafi przejść na język „wiejski”, tak samo moja mama :)
Ale myślę, że samorozwój w tej dziedzinie jest bardzo ważny. Pamiętam jak niedawno napisałam pewnej osobie na blogu, żeby bardziej zwracała uwagę na to, w jaki sposób pisze i układa zdania, bo czasem ciężko zrozumieć co ma na myśli, to osoba ta odpowiedziała mi, żebym jej nie pouczała, bo będzie pisać tak jak potrafi i nie lubi kiedy się ją poucza… Nie podoba mi się taka obojętność i wrogie nastawienie do krytyki, która, jeśli jest konstruktywna, powinna przyczyniać się do rozwoju.
A już na koniec, bo chyba się rozpisałam, życzę Ci powodzenia na egzaminach :)
Miałam kiedyś chłopaka z małego miasteczka. On, jego rodzina i znajomi mówili mieszanką gwary i słownictwa wiejskiego. Ponieważ ich kochałam, nie przeszkadzało mi to, choć starałam się modyfikować co gorsze słowne nawyki. Masz rację, że człowiek się dostosowuje do otoczenia, dlatego na wszelki wypadek nigdy nie chciałabym mieszkać na takiej tradycyjnej wsi. Albo wśród ludzi o wiejskim charakterze, bo wiadomo… „człowieka ze wsi wyjmiesz, ale wsi z człowieka nie” :D
Ja na początku od czasu do czasu poprawiałam naszych jedzeniowych bloggerów, ale zauważyłam, że nie są zbyt szczęśliwi z tego powodu, więc odpuściłam temat. Teraz tylko czytam i widzę, jak wiele byków sadzą. Cóż… ich sprawa ;) Ja mogę się nie odzywać, ale to nie sprawi, że nie widzę gaf (a tym bardziej, że ich nie ma).
Sesja była w lutym, dzięki :D
Modyfikować nawyków mojego wujka się nie da, bo on praktycznie wszystko mówi niepoprawnie, ale już się przyzwyczaiłam i nawet go rozumiem – kiedyś miałam z tym problem, bo gwarę wymieszaną z bardzo dziwną gramatyką czasem ciężko zrozumieć :) Najgorzej jak do miasta przyjedzie i myśli, że jest taki zabawny, a wszyscy po cichu się z niego śmieją, jednak on nie rozumie, że jego zachowanie zabawne nie jest :/ Myślę, że duże znaczenie, poza miejscem zamieszkania ma wykształcenie…
Ja też raczej nikogo nie poprawiam, tym bardziej, że sama nie czuję się ekspertem w tej dziedzinie, ale w tamtej sytuacji wewnętrzny głos mi nakazywał, choć niepotrzebnie, bo tylko bezsensowna kłótnia powstała :P Jak u mnie jakieś błędy wypatrzysz (a pewnie coś Ci się kiedyś rzuci w oczy) to możesz mnie poprawiaćj – na pewno nie będę z tego powodu nieszczęśliwa :)
„Tym bardziej że” jest spójnikiem, występuje jako całość, więc przecinek stawia się tylko raz – przed całym wyrażeniem, a więc przed „tym” :D
Dobrze wiedzieć, nie miałam pojęcia, że to spójnik i chyba całe życie tak pisałam – teraz będę pamiętać :D
Jedyne do czego się nie zgodzę to (wiem, to tylko przykład) nieco stereotypowy pogląd na typa z siłowni z mózgiem wielkości orzeszka włoskiego. :D Tak naprawdę mnóstwo z tych osób ma ogromną wiedzę na temat diety, fizjologii ciała i tak dalej. To tylko wydaje się być takie proste, ale nie jest. W każdym zawodzie/hobby itd. znajdą się jacyś idioci, czy osoby, z którymi po rozmowie ogromny szok bierze, jak one w ogóle funkcjonują na tym świecie. :D
Co do typu osoby, z którą mogłabym być – mam tak samo jak Ty. Ja funkcjonuję w pakiecie, albo ja i Mag(moje dogowe szczęście :>) , albo żadne z nas. Do tego chłopak musi lubić duże psy, nie brzydzić się na ogromne gluty, które Mag produkuje i nie uważać go za „krówsko, które pewnie mnóstwo ŻRE”, bo mnie jasny gwint strzela, gdy słyszę takie zaczepki. To znaczy wiadomo – dla mnie glutki Maga, gdy przypadkowo oberwę nimi w twarz też nie są przyjemne, ale niektórzy nawet brzydzą się podejść.
A artykuł bardzo fajny. :) Nikt nie wymaga od nikogo znać całego słownika, atlasu, encyklopedii, ale po jakimś czasie różnice w wiedzy mogą stać się uciążliwe. Chcesz pogadać o polityce – a druga osoba nie ma nawet zalążka wiedzy o tym co się dzieje. Na dłuższą metę – nie idzie chyba tak żyć.
Tak, tak, oczywiście się zgadzam! To był tylko przykład :) Równie dobrze mogłabym napisać o każdej innej osobie (z innym hobby, zawodem itd.).
Znam Twojego „malutkiego” Maga :D Jak słyszę na ulicy teksty typu „ale szczur!” na widok Rubi, też mnie bierze cholera. Chyba że to w żartach albo w pozytywnym sensie – da się wyczuć różnicę. Jak ton jest chamski, od razu odpowiadam „sam jesteś szczur”.
Trzeba się dopasować, to najważniejsze. Sądzę, że dwoje analfabetów-ignorantów może stworzyć bardzo udany związek na dłuuugie lata, jeśli np. ich wspólną pasją będą… ja wiem? dyskoteki i odżywki.
Z tym wyglądem jest o tyle ciężko, że chociaż takie rzeczy jak sylwetka czy obwód bicepsa naprawdę nie mają znaczenia, to twarz czy mimika są ogromnie ważne. Ja np. odnoszę przykre wrażenie, że chłopcy odnoszą się do mnie z pewnym dystansem (grzecznym), jakbym w oczach miała wypisane: odejdźcie wszyscy naiwni, liczący na śmiejącą się z każdego żartu i przekleństwa debilkę :P Albo mam gburowatą minę, nie wiem. Ale wolę być taka i być sobie sobą (:P) stojąc z boku, niż znajdować się w centrum uwagi i jak niektórzy, nie mieć nic wartościowego do powiedzenia, nie mówiąc już o sposobie wysławiania się. Nie jestem gramatycznym orłem, czasami pomylę parę słów, ale większości mojego rocznika naprawdę nie mogę słuchać :P
Mam nadzieję, że moda na fit-fanatyzm kiedyś przeminie. Z jednej strony propaguje ruch, zdrowe odżywianie, czyli teoretycznie dbanie o siebie ale.. Psychika ilu osób przez to ucierpiała :P Moja kiedyś na pewno. Jak nie podnosisz ciężarów, nie jesz przysiadów, nie jesz kurczaka na każdy posiłek to robisz coś źle. Żyjesz na warzywach? Pff, to lepiej się nie odzywaj. Wolisz spacery czy basen? No, mięśni na tym nie zbudujesz (a przecież o to tylko w życiu chodzi). A jakby się człowiek nawet zebrał i poszedł na tą siłownię, spotka tam absolutnie wszystkich, czyli i zwyczajnych, ćwiczących ludzi, ale też tych stereotypowych pół-mózgów, w których otoczeniu osobiście nie chciałabym przebywać.
Pewnie są i tacy (nawet na pewno są ;)), dla których bicek jest ważny. Dla mnie, tak jak dla Ciebie, nie. Twarz to co innego, skoro mam w planach patrzeć na nią przez długie lata.
Ja też nie należę do wiecznie roześmianych osób, a teksty w stylu „uśmiechnij się” nieco mnie drażnią. Po co mam się uśmiechać, kiedy nie mam z czego? Mam stać jak kretyn ze sztucznym bananem na mordzie? Nie, dzięki. Jak słucham fajnej piosenki w mp3 to się mogę cieszyć, bo mam powód. Ale jak jadę tramwajem i jestem zmęczona, no to sorry :) Poza tym liczę na to, że ktoś do mnie zagada ze względu na mnie, a nie na uśmiech przylepiony do twarzy 24/7. Ani w ogóle za nic, co muszę udawać.
Pewnie jeszcze z dziesięć lat i fit pójdzie w dal na rzecz kolejnej mody.
Właśnie, zagada „ze względu na mnie” – także nie lubię (i nie umiem) udawać, że czuję się tak czy inaczej, żeby tylko się ludziom 'podobało’. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała tego robić, choć mama mnie lubi straszyć, że w dorosłym życiu jest to (czasami) wymagane :P
Ta weś ić nailepiej to krytykowac ze ktoś jets be ze komus co nei wyszlo a asmemu jest sie niby idealnym co? a jak kto naprzyklad ma alergje na psy to juz jest zylm czlowiekiem lub jak ten pies komus zjad z pszeslosici ulubionego homika?!?!!?!?!?!??????????????
Naiporścej jest krytukowac nie karzdy musi byyc alfa i omega i czytac same ksiazki wazne jest tez aby umiec wymienic gniazdko czy naprawic zlonczke pod kranem i co ty umiesz naprawic zloczne czy bjisz sie ze nie wiesz jak zakrecic kran i wogule wiesz co to pakuly lub fizelina?!!!!!!!?!?!?!!?!?!?!?!
Zastanow sie a dopero potem krytujuj i osondzaj kto jest wartoscowym czlowiekiem a kto nei!!!!!111
PewnIE, teras k omentuj tak gupio, bo ci gupio, ze gupi komentasz zostawiAsz. Ja akurat um jem wymienic se gniastko, a jak nieumiem to wogle zadzwonje po specjali ste i mnie pomorze!!! Po to hyba som specjalisci, nie?!>??!!!! I storibles blont, bo sie niepisze „osondzaj” tylko „osąndzaj”.
Co zrobić jak teraz głownie wszyscy „jemy oczami”… I możemy się wypierać, że my jesteśmy inni, że nie działamy tak jak wszyscy a jednak gdzieś zawsze dajemy się wciągnąć w tłum :/
Moim zdaniem nie ma sensu się wypierać :)