Instynkt macierzyński – czy istnieje? Brak instynktu macierzyńskiego po 30

Przedmiotem dzisiejszej publikacji jest tytułowy instynkt macierzyński. Czy istnieje? Co to jest? Czy brak instynktu macierzyńskiego po 30 oznacza coś złego, zaburzenie, chorobę? Na pytania odpowiedziałam przede wszystkim ze swojego punktu widzenia, a dodatkowo wspomniałam o tym, jak na instynkt macierzyński patrzą naukowcy. Żeby poszerzyć perspektywę, odniosłam się do kwestii posiadania dziecka i bycia matką – po co być mamą, czy macierzyństwo jest złe, a także czy sama zdecydowałam się pogodzić fakt, iż nie czuję instynktu macierzyńskiego, z byciem mamą. Miłej lektury i owocnych przemyśleń.

Instynkt macierzyński – co to jest?

Żeby móc rozmawiać o instynkcie macierzyńskim, trzeba najpierw ustalić, co to jest. O dziwo ludzie używający tego terminu niekoniecznie mają na myśli dokładnie to samo. Instynkt macierzyński bowiem to szerokie pojęcie, które może oznaczać jedno z dwóch zjawisk (albo oba naraz, choć wydaje mi się to dziwne, jako iż mają inne podstawy i powodują inne skutki):

  1. Instynkt macierzyński to naturalna (biologiczna), wrodzona i występująca u wszystkich zdrowych kobiet potrzeba, by urodzić dziecko i być mamą. Tak rozumiany instynkt macierzyński miałby istnieć u dziewczynek od urodzenia (dlatego lubią bawić się lalkami imitującymi noworodki czy też matkują pluszakom), okresu dojrzewania (kiedy dziewczynka staje się płodna) bądź pewnego roku życia (w zależności od zapatrywań danej osoby może to być np. instynkt macierzyński po 30),
  2. Instynkt macierzyński to naturalna (biologiczna), wrodzona lub hormonalna, zdolność matki do opieki nad dzieckiem oraz naturalna (biologiczna) umiejętność tworzenia z nim więzi. Również w tym przypadku instynkt macierzyński wygląda nieco inaczej w zależności od opowiadającej się za jego istnieniem osoby. Przykładowo tego rodzaju instynkt macierzyński może pojawić się już w czasie ciąży bądź dopiero podczas porodu. Może być wynikiem biologicznej zdolności kobiet do tworzenia więzi z dzieckiem i umiejętności opiekowania się nim albo stanowić efekt zmian hormonalnych w ciele kobiety podczas ciąży lub porodu, dzięki którym nabywa zdolności, których wcześniej w niej nie było bądź które pozostawały uśpione.

Powyższe definicje są znacząco różne. W pierwszej nie trzeba mieć dziecka, by posiadać instynkt macierzyński. W drugiej trzeba albo urodzić dziecko, albo przynajmniej zajść w ciążę. Dodatkowo zależnie od opinii zapytanego człowieka nieco różne są podstawy występowania instynktu macierzyńskiego: może występować od urodzenia, od jakiegoś wieku, być wpisany w naturę kobiety lub pojawić się na skutek zmian hormonalnych wynikających z dojrzewania, zajścia w ciążę bądź urodzenia dziecka.

Ale to wcale nie wszystko! W ten sposób ludzie argumentują jedynie instynkt macierzyński rozumiany jako prawdziwy instynkt, czyli zjawisko biologiczne. Istnieją jednak także inne koncepcje, w których instynkt macierzyński jest prawdziwy, lecz stanowi zjawisko: kulturowe (pozytywny obraz matki w kulturze i promowanie spełnienia kobiety dopiero w roli matki oraz promowanie pełnej rodziny, czyli składającej się z rodziców i dziecka/dzieci), społeczne (ważna rola i pozycja społeczna matki jako osoby, dzięki której społeczeństwo może istnieć), religijne (przykładowo w katolicyzmie płodzenie dzieci jest jedną z bardzo ważnych wartości, dlatego zabrania się używać antykoncepcji) lub inne.

Instynkt macierzyński nie istnieje - czy trzeba urodzić dziecko i być matką?

Instynkt macierzyński – czy istnieje?

Trudno zaprzeczyć faktowi istnienia definicji instynktu macierzyńskiego. I to wielu różnym. Błędem byłoby też zaprzeczać występowaniu przekonania wśród ludzi, że instynkt macierzyński istnieje. Tylko czy sam instynkt macierzyński rzeczywiście istnieje?

Okazuje się, że niekoniecznie. A raczej istnieje lub nie w zależności od tego, w jaki sposób się go rozumie:

  • wrodzony biologiczny instynkt macierzyński poprzedzający urodzenie dziecka/ciążę – o tego typu instynkcie macierzyńskim mówi się od dawna. Chociaż wcale nie od tak dawna, jak może wam się wydawać. Dokładnie od przełomu wieków XVIII i XIX, jako iż właśnie wtedy powstała koncepcja instynktu macierzyńskiego. Problem w tym, iż w żadnej dziedzinie nauki nie dowiedziono, by instynkt macierzyński istniał. Nie ma dostatecznych dowodów, by twierdzić, że jest prawdziwy. Istnieje za to sporo takich, które komplikują możliwość jego występowania, np. zauważalne gołym okiem tendencje do posiadania potencjalnego instynktu macierzyńskiego przez kobiety w zależności od kultury i czasów. Przykładowo obecnie kobiety albo odkładają urodzenie dziecka na później (a przecież biologiczny instynkt to coś, czego nie da się tak po prostu przełożyć, bo instynkt skłania do działania tu i teraz), albo w ogóle rezygnują urodzenia dziecka i bycia mamą (co oznaczałoby, że mnóstwo kobiet jest obecnie zepsutych, wybrakowanych),
  • instynkt macierzyński wywołany zmianami hormonalnymi w czasie ciąży lub podczas narodzin dziecka – to zjawisko jak najbardziej występuje i zostało opisane w literaturze naukowej. Kiedy kobieta rodzi, w jej ciele na dużą skalę produkowana jest mieszanka hormonów odpowiedzialnych za przywiązanie do dziecka. W skład mieszanki wchodzą oksytocyna (wzmacnia więź emocjonalną; wydziela się zarówno podczas porodu, jak i w czasie karmienia piersią), prolaktyna (skłania do zachowań opiekuńczych, ponadto przyczynia się do produkcji mleka, czyli pośrednio wydzielania oksytocyny), estrogen i progesteron (wspierają potrzebę opieki nad urodzonym dzieckiem),
  • kulturowy instynkt macierzyński – istnieje jako wzorzec kulturowy,
  • społeczny instynkt macierzyński – istnieje jako wzorzec społeczny,
  • religijny instynkt macierzyński – istnieje jako wzorzec religijny.

Czy skoro w aż czterech z pięciu poruszanych dziś sposobów rozumienia tytułowego zagadnienia instynkt macierzyński istnieje, można przyjąć, że istnieje, i po prostu się rozejść? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Nie twierdzę, iż prawdziwy instynkt macierzyński nie istnieje wcale, natomiast ponieważ nie ma dostatecznych podstaw naukowych, by stwierdzić, że istnieje, uważam, iż zasadnym jest mówienie, że instynkt macierzyński nie istnieje, bądź przynajmniej kwestionowanie jego istnienia.

Instynkt macierzyński nie istnieje - czy trzeba urodzić dziecko i być matką?

Biologiczny instynkt macierzyński nie istnieje?

Czym byłby prawdziwy instynkt macierzyński, gdyby istniał? Sam instynkt definiuje się jako uwarunkowaną biologicznie i dziedziczoną genetycznie zdolność zwierząt do podejmowania pewnych zachowań, napędzanych przez popędy i prowadzących do skutków koniecznych dla życia osobnika (przykład: instynkt przetrwania) lub utrzymania gatunku (przykład: rozmnażanie). Jeżeli więc instynkt macierzyński miałby być realnym biologicznym instynktem, musiałby być wrodzony, dziedziczony genetycznie i występujący u wszystkich kobiet. Wiadomo, że tak nie jest.

Jak już wspomniałam, nauka nie twierdzi, że instynkt macierzyński nie istnieje. Nauka nigdy nie potwierdza, że coś nie istnieje. Jej rola jest odwrotna: potwierdzanie, że coś istnieje (fakty naukowe są twierdzące, a nie przeczące). Nie ma jednak podstaw, by uważać, iż instynkt macierzyński istnieje. To nie tak, że ich nie szukano. Szukano, ale nie znaleziono.

Osobiście myślę, że natura nie musiała tworzyć czegoś takiego jak instynkt macierzyński, bo i po co? Zupełnie wystarczający był popęd seksualny występujący u wszystkich zwierząt. U jednych ochota na seks i w efekcie przedłużenie gatunku pojawia się okresowo – np. u psów podczas cieczki czy u kotów w trakcie rui – u innych popęd seksualny jest całoroczny i niezależny od fazy cyklu. Natomiast warto zauważyć, że kiedy kobieta ma dni płodne, chce jej się seksu bardziej niż w pozostałe dni cyklu. Wbudowany w kobietę mechanizm ochoty na seks był zupełnie wystarczający, więc natura nie miała interesu w wyposażaniu jej w mityczny instynkt macierzyński i pragnienie dziecka. Dzieci po prostu rodziły się na skutek seksu.

Dlaczego jednak wypowiadam się w czasie przeszłym? Ponieważ natura nie przewidziała wynalezienia przez człowieka antykoncepcji, dzięki której kobiety mogą uprawiać seks i nie być mamą. I właśnie dlatego potrzebny jest instynkt macierzyński kulturowy, społeczny czy religijny. Wzorzec zachęcający kobiety do bycia mamą. Trzeba jednak podkreślić, że nie jest to prawdziwy instynkt, bo nie ma niczego wspólnego z biologią i wrodzoną cechą kobiety. To kulturowa, społeczna lub religijna potrzeba nie inna niż potrzeba wyjścia za mąż czy posiadania własnego miejsca zamieszkania. Jeżeli zaś chodzi o instynkt macierzyński pojawiający się w ciąży bądź podczas narodzin, także nie jest to instynkt, lecz biologiczna reakcja hormonalna organizmu, przygotowująca do odchowania dziecka.

Podsumowując wszystko powyższe, każdy instynkt macierzyński, którego istnienie można potwierdzić, nie jest realnym instynktem. Nazywa się go instynktem dla uproszczenia, bo ładnie brzmi lub z jakiegoś innego powodu. Niestety nie każda osoba poświęca czas na przemyślenie zagadnienia bądź zapoznanie się z naukowym punktem widzenia. W efekcie słysząc zewsząd o koncepcji instynktu macierzyńskiego, bezwiednie przyjmuje się go za realny instynkt i oczekuje się od kobiet, że będą go miały.

Instynkt macierzyński nie istnieje - czy trzeba urodzić dziecko i być matką?

Dlaczego można chcieć urodzić dziecko i być mamą?

Gdyby bycie mamą stanowiło wynik instynktu macierzyńskiego, każda kobieta chciałaby urodzić dziecko przede wszystkim po to, aby mieć dziecko. Nie mogłaby się opanować, nie odkładałaby urodzenia dziecka na później, gdy już się wyszaleje, skończy studia i trochę popracuje w zawodzie. Bez względu na konsekwencje chciałaby mieć dziecko tu i teraz. Tak samo jak potrzeby oddania stolca, zjedzenia posiłku czy ucieczki przed zagrożeniem nie odkłada się na za parę lat ani nawet na za parę godzin – a jeśli nie ma się możliwości załatwienia potrzeb od razu, do momentu załatwienia ich czuje się dyskomfort – instynktem macierzyńskim nie dałoby się dowolnie operować. Instynkty biologiczne po prostu tak nie działają.

Kobiety chcą urodzić dziecko i być mamą w wyniku potrzeby kulturowej (są otaczane pozytywnym przekazem na temat macierzyństwa), społecznej (każdego dnia otrzymują dowody macierzyństwa w otoczeniu bliższym i dalszym), religijnej (zgodnie z wyznawaną religią bycie mamą jest dobre). Niektóre kobiety w ogóle się nad tym nie zastanawiają i rodzą dziecko, bo większość kobiet rodzi. Albo po prostu tak wyszło, że zaszły w ciążę. Część kobiet nie chce dziecka, lecz po urodzeniu są szczęśliwe, bo hormony zrobiły swoje i mama oszalała na punkcie swojego malucha.

Są też oczywiście różnorodne utylitarne pobudki, dla których kobiety chcą mieć dziecko i być matką: bo im się związek rozpada, a dziecko ma go scalić (fatalny powód), bo można dostać od państwa pieniądze, bo na starość będzie im miał kto podać szklankę wody, bo rodzina naciska, bo w social media będzie to ładnie wyglądało, bo partner chce, bo koleżanki mają lub pracują nad tym etc.

Ostatecznie kobiety chcą urodzić dziecko i być mamą z wielu różnorodnych przyczyn. Nie zostało jednak dowiedzione, by za ów fakt odpowiadał instynkt macierzyński rozumiany jako biologiczny, wrodzony przymus bycia matką, który istnieje w kobiecie od zawsze lub nagle się włącza.

Instynkt macierzyński nie istnieje - czy trzeba urodzić dziecko i być matką?

Urodzić dziecko i być mamą – anachronizm?

Wbrew opiniom osób przeciwnych mówieniu, że instynkt macierzyński nie istnieje, a brak instynktu macierzyńskiego u kobiety to nic złego, nie neguję idei macierzyństwa. Konserwatyści zarzucają feministycznym aktywistkom, że te obrzydzają macierzyństwo i zniechęcają swoje odbiorczynie do posiadania dzieci. Jeżeli faktycznie to robią – nie wiem, nie śledzę feministycznych aktywistek ani sama do nich nie należę – ja nie tylko nie uczestniczę w nagonce na bycie mamą, ale także jestem jej przeciwna. Uważam, że urodzić dziecko i być mamą jest czymś ważnym z punktu widzenia biologicznego i społecznego, bo od tego zależy m.in. przetrwanie naszego społeczeństwa, kultury, a w szerszych rozumieniu w ogóle gatunku. Dzięki temu, że kobiety pragną być matką, społeczeństwo ma szansę być stabilne (a od lat obserwuje się zmniejszenie współczynnika zastępowalności pokoleń).

Sądzę, iż warto urodzić dziecko i być mamą, jeśli tylko się chce. Nieważne, czy czuje się instynkt macierzyński, czy się go nie czuje. Nieważne nawet, czy wierzy się w istnienie, czy może w brak instynktu macierzyńskiego. Jeżeli tylko chce się być matką z dobrego powodu – za złe powody uważam m.in. rodzenie dziecka w celu uratowania rozpadającego się związku, a także rodzenie kolejnego dziecka, byle dostać pieniądze od państwa, a potem niech sobie dziecko jakoś radzi – warto nią być.

Słowo-klucz, a raczej słowa-klucze, to: jeśli tylko się chce. Zdecydowanie nie uważam, by warto było urodzić dziecko i być mamą pomimo braku chęci, a już tym bardziej w przypadku aktywnej niechęci do posiadania potomstwa. Wierzę w to, że nie każda kobieta będzie dobrą mamą, tak samo jak nie każdy człowiek będzie dobrym kierowcą czy przedsiębiorcą. Jak dosadnie pokazują przypadki kryminalne, niektórzy ludzie po prostu nie powinni mieć dzieci. Niewinny, wkraczający w życie maluch zasługuje na dobrą mamę.

Mieć dziecko na drodze kompromisu z partnerem?

Uważam, iż bycie mamą jest dobre, ale równie dobre jest niebycie mamą. Nie opowiadam się po żadnej stronie. Jestem za wyborem. Chociaż zakładam, że instynkt macierzyński nie istnieje, nie ma on niczego wspólnego z chęcią lub potrzebą – np. kulturową – posiadania dziecka. To powinien być indywidualny wybór kobiety. Podkreślam: kobiety (tak samo mężczyzny), a nie pary. Posiadanie dziecka jest zbyt ważne, by było ustalane na drodze kompromisu albo stanowiło przypadek losowy.

Ludzie powinni być ze sobą szczerzy i szukać partnera do związku m.in. pod kątem zapatrywania na ewentualne potomstwo (wówczas losowe zapłodnienie nie stanowi problemu, bo już wcześniej partnerzy ustalili, że posiadanie dzieci jest dla obojga okej). W moim odczuciu karygodne jest zmuszanie kobiety do bycia mamą bądź zmuszanie mężczyzny do bycia ojcem. Czy to przez nacisk psychiczny lub emocjonalny, w tym szantaż, czy to przez działania fizyczne, czy wreszcie przez potajemne nieprzyjmowanie tabletek antykoncepcyjnych albo zdejmowanie prezerwatywy w trakcie stosunku. Podobnie karygodna jest opresja społeczna – a tym bardziej prawna np. w postaci podatku bykowego albo braku dostępu do aborcji na wczesnym etapie ciąży – wywierana na ludziach, przede wszystkim kobietach, które nie mają dziecka: jeszcze lub dlatego, iż nie chcą być matką.

Instynkt macierzyński nie istnieje - czy trzeba urodzić dziecko i być matką?

Nie mam instynktu macierzyńskiego, nie chcę urodzić dziecka i nie chcę być mamą

Kto czyta living bądź mnie zna, może wiedzieć, iż nie czuję instynktu macierzyńskiego, wobec czego zakładam, że po prostu nie mam instynktu macierzyńskiego. Dodatkowo skłaniam się ku założeniu, że biologiczny, wbudowany w kobietę instynkt macierzyński nie istnieje. Natomiast zdecydowanie posiadam inne instynkty, nie jestem wybrakowanym człowiekiem ani wybrakowaną kobietą. Kiedy czuję zagrożenie, oddalam się. Kiedy muszę zjeść, napić się lub załatwić, realizuję daną potrzebę. Mam prawidłowy popęd seksualny, jednakże nie idzie on w parze z popędem do posiadania potomstwa. Uważam, że natura wyposażyła mnie w ochotę na seks, a nie na dziecko.

Nie chcę urodzić dziecka ani być mamą, bo nie przepadam za dziećmi. Nie uważam, by były urocze. Nie jestem typem kobiety nachylającej się nad wózkami, przeglądającej zdjęcia maluchów na kontach społecznościowych koleżanek ani wyrywającej się do noszenia niemowlaków na rękach. Dzieci mnie irytują, są za głośne i robią za duży bałagan. Na ogół denerwuje mnie, gdy do mnie podchodzą i czegoś chcą, zwłaszcza jak są małe. Ponadto zdaję sobie sprawę, iż dziecko jest ogromną odpowiedzialnością. Małym człowiekiem, którego trzeba wychować na dobrego dorosłego, a przy okazji nie skrzywdzić. To wymaga podporządkowania mu całego życia, uwzględniania go w każdym planie – i tak co najmniej do osiemnastego roku życia. Z mojej perspektywy to jakiś koszmar. Wolę robić inne rzeczy, zajmować się sobą, Marcinem i Rubiną. Bycie mamą ze sobą w roli głównej widzę jako zmarnowanie życia. I swojego, i dziecka.

Instynkt macierzyński nie istnieje - czy trzeba urodzić dziecko i być matką?

Dlaczego kiedyś chciałam mieć dziecko i być mamą?

Co ciekawe, kiedyś zakładałam, że będę mamą. W nagłówku napisałam „chciałam”, ale to nie do końca poprawne określenie. Po prostu nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wychowując się w społeczeństwie, obserwowałam, że domyślną drogą kobiety jest skończyć szkołę, podjąć pracę, kupić mieszkanie, wyjść za mąż, no i oczywiście urodzić dziecko, być mamą (przy czym nad kolejnością nie myślałam). Skoro każda znana mi kobieta rodziła dziecko, musiało to oznaczać, że mnie też czeka bycie mamą, i tyle.

Czy w latach dziewięćdziesiątych lub wczesnych dwutysięcznych w ogóle był dyskurs na temat wyboru posiadania dziecka? Nie mam pojęcia, osobiście nigdy na niego nie trafiłam. Pytanie, czy chcę mieć dziecko i być matką, po raz pierwszy zadałam sobie na studiach. I odkryłam, że nie. W tamtym okresie miałam przy okazji kiepski popęd seksualny z powodu anoreksji, jednak od około dwóch lat wszystko z nim w porządku. A potrzeby bądź chociaż myśli, by urodzić dziecko i zostać matką, jak nie było, tak nie ma.

Mój brak instynktu macierzyńskiego po 30 roku życia, mimo powrotu libido i płodności po zaburzeniach odżywiania, idzie w parze z brakiem ochoty na realizowanie każdego punktu na liście Rzeczy, Które Robi Kobieta. Chcę móc wybierać – i robię to – tylko te elementy z bogatego zbioru możliwości, które mi odpowiadają. Przykładowo nie mam ani nie chcę mieć tradycyjnej pracy z chodzeniem do biura. Za to marzę o ślubie, mam potrzebę być żoną i spędzić resztę życia z ukochanym mężczyzną. Bycie mamą leży poza zakresem moich potrzeb i zainteresowań.

Instynkt macierzyński nie istnieje - czy trzeba urodzić dziecko i być matką?

Brak instynktu macierzyńskiego po 30 a „jeszcze ci się zmieni”

Doprawdy irytuje mnie argument „jeszcze ci się zmieni” używany w kontekście braku instynktu macierzyńskiego po 30 i ogólnie niechęci, aby urodzić dziecko i być mamą. Oczywiście, że takie sytuacje się zdarzają. Być może nawet większość kobiet, które w wieku x nie chcą być matką, w wieku y pragną nią zostać. Nie mam żadnych statystyk i podejrzewam, że trudno by je rzetelnie uzyskać.

Oczywiście, iż może się okazać, że w wieku 40 czy 70 lat nagle zapragnę mieć dziecko i być mamą. A może się okazać, że spędzę całe życie bezdzietnie, będę się wspaniale bawić i nigdy nie pożałuję przeszłego wyboru, a wręcz będę sobie za niego wdzięczna. Nie wiem tego, podobnie jak nie wiedzą tego osoby apodyktycznie twierdzące, iż „jeszcze mi się zmieni”.

Dla mnie osobiście urodzenie dziecka i bycie mamą nie jest rzeczą neutralną. Nie zamierzam urodzić dziecka tylko dlatego, że kiedyś może mi się zmienić i będę żałowała. Co się stanie, jeśli zostanę matką na wszelki wypadek i właśnie tego będę żałowała? Co jest lepsze: na wszelki wypadek nie rodzić czy urodzić? Moim zdaniem to pytanie retoryczne.

Instynkt macierzyński nie istnieje - czy trzeba urodzić dziecko i być matką?

Brak instynktu macierzyńskiego a bycie mamą na siłę – podsumowanie

Brak instynktu macierzyńskiego po 30 roku życia to nic złego ani dziwnego, podobnie jak brak instynktu macierzyńskiego w jakimkolwiek innym wieku. Nie ma podstaw naukowych, by stwierdzić istnienie tego rodzaju potrzeby biologicznej, dlatego skłaniam się ku opcji, iż instynkt macierzyński nie istnieje. Istnieje za to potrzeba wdrukowana przez kulturę, społeczeństwo, religię etc. Istnieje także popęd seksualny, który współcześnie na szczęście można realizować przy użyciu antykoncepcji.

Bycie mamą w wyniku potrzeby kulturowej lub jakiejkolwiek innej – byle etycznej – to także nic złego ani nawet gorszego niż bycie mamą ze względu na mityczny instynkt macierzyński. Potrzeby kulturowe i inne są prawdziwe i mogą być dobre. Jak wspomniałam, sama mam silną potrzebę bycia w związku małżeńskim, a nie jakimkolwiek innym (konkubinat to za mało). Mam potrzebę spędzić życie z jednym partnerem i budować z nim wspólny świat, a nie korzystać z uciech życia z milionem facetów po trochu. Nikt nie twierdzi jednak, że to są instynkty, dlatego kulturowy instynkt macierzyński nie jest realnym instynktem.

Uważam, że decyzja, czy urodzić dziecko i być matką, powinna być decyzją kobiety. Osobną decyzję, czy mieć dziecko i być ojcem, podejmuje mężczyzna. I dopiero dwie osoby o dopasowanych potrzebach życiowych mogą płodzić potomstwo bądź nie. Nigdy zaś nie powinien to być wynik kompromisu, w którym jedno z partnerów robi coś wbrew sobie, poświęca się dla ukochanej osoby.

Instynkt macierzyński nie istnieje - czy trzeba urodzić dziecko i być matką?

Osobiście nie chcę urodzić dziecka i nie chcę być mamą, natomiast nie widzę niczego złego w fakcie, że jakaś kobieta nie ma instynktu macierzyńskiego, a mimo tego urodzenie dziecka jest dla niej pozytywne lub choćby neutralne, więc je rodzi. Nie trzeba być wielkim entuzjastą dzieci, żeby dopuszczać powołanie ich do życia. Wszystko jest kwestią dobrowolnego wyboru dwóch osób: rodziców.

Na szczęście fakt, że nie czuję instynktu macierzyńskiego i nie chcę być matką, współgra z niechęcią Marcina, by mieć dziecko. Oboje uważamy posiadanie potomstwa za zmarnowanie życia – w naszym przypadku, nie ogólnie – i nie chcemy rezygnować ze swojego trybu życia dla nowego człowieka. Dla mnie jest to kwestia tak ważna, iż powiedziałam o niej Marcinowi na początku relacji, gdy dopiero zaczynaliśmy się spotykać, żeby w razie czego nie tracił na mnie czasu. Zresztą mówiłam o niej każdemu dotychczasowemu partnerowi, bo uważam za po prostu chamskie i niepoważne nie poinformować potencjalnego partnera na całe życie o czymś tak istotnym.

***

I tyle na temat instynktu macierzyńskiego. Zachęcam do zastanowienia się nad swoim podejściem oraz podejmowania świadomych i dobrych dla potencjalnych dzieci decyzji. Zapraszam też do kulturalnej dyskusji w komentarzach.

7 myśli na temat “Instynkt macierzyński – czy istnieje? Brak instynktu macierzyńskiego po 30

  1. Chciałabym się podzielić swoim świadectwem w odpowiedzi na Twój artykuł. Z mojej perspektywy powiem tak – decyzja dotycząca posiadania dziecka nie jest rzeczywiście w pełni świadoma, dopóki się nie poczuje co to znaczy. Jakiekolwiek wyobrażenia nie są w stanie tego oddać. Przez 30 lat byłam osobą podobnie do Ciebie przekonaną. Jednocześnie dawało się, że fizycznie niezdolną do poczęcia, czemu jednak los niespodziewanie postanowił zaprzeczyć. Stojąc przed faktem dokonanym byłam taka zdziwiona, że nawet poczułam radość, i zaintrygowanie. Nie mogę jednak powiedzieć, żebym przez okres ciąży kochała swoje dziecko. Było abstrakcją, teoretycznym faktem, nawet kiedy widziałam 'samoistnie’ wyginający się brzuch, grając nocami na komputerze. I poród też mnie zdziwił, że natura przewiduje dla kobiet takie cierpienie, byłam tak skupiona na uldze odczuwanej po jego zakończeniu, że zaskoczył mnie nagły widok dziecka! Potem dalej – patrzyłam na niego z lękiem, co to będzie? A potem stopniowo, ale lawinowo, przyszło to wszystko najwspanialsze, z czego jednak niektóre kobiety (czy na pewno świadomie?) rezygnują. Miłość pierwotna. Nieporównywalna z żadnym znanym mi dotąd uczuciem, do mężczyzny, innego człowieka. Miłość bezwarunkowa, najczystsza. Poznałam stan głębokiej euforii, esencję szczęścia. Nic nigdy dotąd nie miało tak prawdziwego sensu. Zafascynowało mnie też funkcjonowanie swojego ciała, do którego mam przecież tyle obiekcji – jakie niesamowite mechanizmy w nim działają, synchronizacja biologiczna z dzieckiem, odblokowane nowe funkcje. Ach, i wiem, że to jest wszystko uszyte jest z oksytocyny i innych takich hormonalnych, biochemicznych reguł, ale czemu to tak działa – niepojęte. Niepojęte jest życie. Co było do stracenia zrozumiała dopiero, gdy się on pojawił. To największy zaszczyt, jakiego dostąpiłam – rola jego mamy. Choć jestem żoną, lekarzem, mam fajne życie, nic w swojej formie nie było dla mnie tak krystaliczne i prawdziwe jak miłość do tego chłopca. I doceniam swoje szczęście, że u mnie tak się to potoczyło, mam zdrowego syna, wszystko układa się naturalnie, jestem szczęśliwa, zdaję sobie sprawę, że nie musiało tak być – widzę jak niektóre kobiety na ten hormonalny przełom reagują depresją. Doceniam. I mimo to, życzę każdemu tego uczucia, pierwotnego, bezwarunkowego, IDEALNEGO. Wielka szkoda tego nie poznać….! Pozdrawiam :-)

    1. Przepiękny finał historii, gratuluję zyskania w życiu największego skarbu z krwi i kości <3 Myślę, że to bardzo dobry przykład poprawnego biologicznie przygotowania hormonalnego organizmu kobiety w czasie porodu do roli matki, oczywiście wzmocniony Twoim zaangażowaniem i wkładem pracy. Wiem jednak, że nie u każdej kobiety to tak wygląda. Są kobiety zabijające swoje dzieci albo po prostu kobiety, które nie kochają swoich dzieci i gdyby mogły, cofnęłyby czas. Nie upieram się, że jest ich większość. Ba! pewnie mniejszość. Nie uważam jednak, by warto było ryzykować, kiedy dana osoba - przykładowo ja - jest przekonana, że nie chce dzieci. Ryzykiem jest szczęście własne oraz zdrowie psychiczne i szczęście potencjalnego dziecka. To cudownie, że w Twoim przypadku wszystko poukładało się wspaniale, ale nie zawsze musi tak być. Poza tym kiedy już zaszłaś w ciążę, zdecydowałaś się ją donosić. Moim zdaniem fakt ów pokazuje, że nie byłaś nastawiona do macierzyństwa negatywnie, tylko co najmniej neutralnie. Ze mną tak nie jest. Mam obmyślany odpowiedni protokół na wypadek ciąży. Ja po prostu absolutnie nie chcę mieć dziecka.

      Dziękuję za komentarz!

  2. Luźnie myśli, bez ładu i składu.

    Pierwsza definicja wybitnie mi się nie podoba, bo sugeruje, że kobieta która nie ma instynktu macierzyńskiego nie jest zdrowa a.k.a normalna. Brzmi to jak jakaś prawicowo-katolicka propaganda.

    Nie zgadzam się, że popęd seksualny jest wystarczający by przedłużyć gatunek. Gdyby zwierzęta i ludzie masowo porzucali / zabijali potomstwo po narodzinach, to szanse na przetrwanie gatunku bardzo by zmalały. Jest jednak coś co sprawia, że (w większości) istoty żywe troszczą się o swoje dzieci – imo to instynkt hormonalny, o którym piszesz.

    „Niektóre kobiety w ogóle się nad tym nie zastanawiają i rodzą dziecko, bo większość kobiet rodzi” – pokusiłabym się nawet o stwierdzenie że większość. A ten brak zastanowienia wynika właśnie z tego co opisałaś powyżej czyli wzorca kulturowego i społecznego w którym dorastamy.

    Dzieci, jak wiesz, mieć nie chcę. Poza tymi powodami, które podałaś przeraża mnie fakt, że przekazałabym dziecku swoje „trudne” geny i skazałabym go na posiadanie matki z problemami psychicznymi.

    1. Według mnie popęd seksualny jest wystarczający, by przedłużyć gatunek, w takim sensie, iż jest (teraz już: był) wystarczający do zajścia w ciążę, potem zaś pałeczkę przejmują hormony wydzielające się w czasie ciąży i/lub podczas porodu. Napisałam o tych hormonach wcześniej, ale faktycznie później – podczas pisania o popędzie seksualnym – nie wspomniałam ponownie, więc mogło to być nie do końca czytelne. Także zgadzam się z Tobą: jeden komponent nie wystarczy, to proces złożony.

      Też mi się wydaje, że większość, ale nie mam danych, więc wolałam użyć łagodniejszego stopnia :P

      O tym również myślę, jednak nie będę kłamać, że potencjalnie problematyczna genetyka dziecka obchodzi mnie bardziej niż mój komfort życia.

      1. Zgadzam się z Wami, że świadome macierzyństwo to zdecydowana mniejszość, powiedziałabym nawet że zjawisko dosyć nowe i ze sto lat temu to chyba wgl nie istniejące ;P

  3. Sama byłam do niedawna pewna, że instynkt macierzyński nie istnieje. I w sumie dalej uważam, że nie istnieje jako instynk, ale zauważyłam , że spora część osób dorosłych (a nawet zdecydowana większość), i zdecydowanie częściej kobiet ma potrzebę opiekuńczą. Potrzebę opieki nad bezbronnym, częściowo zależnym od nas stworzeniem, które odwdzięcza się przywiązaniem. Nie wiem, czy może nie było tak, że potrzebę tę w przeszłości realizowano wytłącznie wobec dzieci (brak antykoncepcji plus postrzeganie zwierząt jako stwoorzeń „niższej kategorii”) i dlatego zrodził się mit instynktu rodzicielskiego? Teraz wiele osób tę potrzebę realizuje adoptując psy czy koty. Taka relacja w mojej opinii jest trochę jak rodzicielstwo w wersji light i często wystarcza na zaspokojenie tych potrzeb. Sama zauważyłam, że myśl o chęci posiadania dziecka urodziła się we mnie dopiero po połączeniu trzech składowych 1. uporządkowaniu własnej psychiki ; 2. bycia zmuszoną do oddania mojego kota tacie, 3. znalezieniu partnera, któremu ufam i którego widzę w roli ojca.
    Wcześniej w ogóle nie wyobrażałam sobie bycia matką z powodów przez Ciebie przytoczonych („[…]dziecko jest ogromną odpowiedzialnością. Małym człowiekiem, którego trzeba wychować na dobrego dorosłego, a przy okazji nie skrzywdzić. To wymaga podporządkowania mu całego życia, uwzględniania go w każdym planie[…]”). Teraz wiem, że chcę macierzyństwa spróbować, przede wszystkim dlatego, że pragnę być uczestnikiem kształtowania nowego człowieka, jego wewnętrznego świata. Chciałabym mieć szansę dać komuś dobry start w życie i mam nadzieję, że taka szansa będzie nam dana. Nie czuję, żebuy już był w moim życiu moment na ciążę, jednak samo staranie się o dziecko i ciąża to dość długi okres na przedefiniowanie wielu rzeczy,. Nie wyobrażam sobie natomiast ani zmuszania mojego aktualnego partnera do ojcostwa, jeśli zmieni swoje zdanie (póki co chce mieć dzieci, ale nie w najbliższym roku-dwóch), jednocześnie czuję, że mogłoby to zaważyć na naszej relacji, bo nie chcę sobie odbierać szansy na macierzyństwo (a zakładam że mam na jego rozpoczęcie niecałą dekadę). Oboje na chwilę obecną jesteśmy jednak zgodni, że w razie „wpadki” podejmiemy się rodzicielstwa już teraz.
    Całkowicie zgadzam się z Tobą, że posiadanie dzieci wbrew sobie jest krzywdzeniem obu stron.

    1. Wydaje mi się, że potrzeba opieki to potrzeba innego rodzaju niż potrzeba macierzyńska/rodzicielska. Gdyby chodziło wyłącznie o opiekę, idealnym rozwiązaniem byłaby adopcja dziecka (masz się kim opiekować + ratujesz porzucone dziecko + nie cierpisz podczas ciąży ani porodu). A jednak ludzie z reguły chcą przedłużyć swoje geny, nie zaś troszczyć się o czyjeś potomstwo. Sama wzięłam psa nie dlatego, że jest „podobny do dziecka, ale łatwiejszy w opiece”, lecz dlatego, że jest całkiem inny. Uważam Rubi za członka rodziny, niemniej zdecydowanie nie postrzegam jej jako dziecka – mojego ani w ogóle jakiegokolwiek (jest dorosła).

      Jesteś dobrą i mądrą osobą, a skoro poczułaś, że chcesz być matką, mam przekonanie, iż będziesz w tej roli bardzo dobra. Życzę powodzenia Wam obojgu <3

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.