Gdy wspominam swoje dzieciństwo, wprost nie mogę nie przywołać obrazów związanych z zabawkami: bądź to ulubionymi, bądź to mającymi na mnie duży wpływ. Te drobiazgi nie tylko dostarczały mi godzin rozrywki, ale także tworzyły mnie taką, jaką jestem dzisiaj. Każda z zabawek miała swoją historię i znaczenie, które pozostały ze mną na zawsze. I właśnie dziś chcę się podzielić z wami tymi wspomnieniami i opowiedzieć o kilku zabawkach, które w szczególny sposób zapisały się w moim sercu.
4. Zabawka z dzieciństwa: Tamagotchi
Czy istnieje człowiek urodzony w XX wieku, który nie bawił się lub przynajmniej nie słyszał o Tamagotchi? Nigdy w to nie uwierzę! Moje pierwsze dostałam w przedszkolu od przyjaciółki, gdyż ciocia mieszkająca w Niemczech wysłała jej dwa. Było jajowate, żółte i półprzezroczyste, dało się w nim wyhodować między innymi człowieka (albo ufoludka?). Był on moją ulubioną postacią i miałam go najdłużej. Dokładnie do dnia, gdy pojechałam z rodzicami na czyjeś imieniny i zapomniałam zabrać zabawki ze sobą.
Jak wróciłam, okazało się, że zrobił za dużo kup i umarł, bo nie mógł się ruszać. Histerię, w jaką wpadłam, pamiętam tak samo dobrze, jak opisywane tydzień temu żal i smutek, kiedy chłopak ze szpitalnego oddziału zabrał mi Lejdi, rzucając nią po sali. Ostatecznie, gdy wyprowadziłam się na inne osiedle i poznałam nowe koleżanki, jedna z nich ukradła mi ukochane Tamagotchi. Potem miałam jeszcze dwa inne, ale to już nie było to samo i nie chciałam się nimi zajmować tak odpowiedzialnie i rzetelnie.
5. Zabawki z dzieciństwa: Misie Cobisie
Kolejny klasyk dzieciństwa i czasów przedszkolnych. Na podwórku mieli je wszyscy, ja wyprosiłam u rodziców nawet dwie sztuki. Pierwszym Cobisiem był fioletowy kotek z buteleczką pachnącą bzem (o ile dobrze pamiętam, a jeśli nie, to winogronami), drugim żółty zajączek z nutą cytrynową. Moja przyjaciółka z kolei miała misia pachnącego wiśniami. Z racji tego, że koty kochałam miłością nieskończoną, zdecydowanie bardziej wolałam się opiekować pierwszym zwierzaczkiem, drugiego zostawiając w domu.
Pewnego dnia długouch ładnie mi się za to odwdzięczył, zacinając się na dworze (było lato i możliwe, że nagrzał się od słońca). Zaczął głośno i nieprzerwanie piszczeć. Wszystkie dzieci, łącznie ze mną, uznały, że zaraz wybuchnie, więc zostawiliśmy go na ulicy i uciekliśmy, żeby nie oberwać plastikiem. Nic podobnego się oczywiście nie wydarzyło, ale po zabawkę musiałam wracać sama.
Kotka mam w pudełkach z pamiątkami z dzieciństwa do dziś, królika rozwaliła siostra.
6. Zabawka z dzieciństwa: Furby
Nie pamiętam, co było modne jako pierwsze: Misie Cobisie czy Furby. Te pierwsze dostałam oryginalne (pewnie dlatego, że podróbek nikt jeszcze nie produkował), Furby jednak była tworem typu no-name, tak jak moja pierwsza lalka a la Baby Born oraz pseudo lalki Barbie. Nie miała interaktywnych właściwości, tak jak sówka przyjaciółki, na dodatek można ją było wyłączyć (a oryginalnej nie).
Powtarzała dziesięć rzeczy na krzyż i miała funkcję karmienia przez naciskanie na język. Dało się ją również przekarmić, wtedy wydawała dźwięk oddawania ciepłego wymiotu. Uwielbiałam tę zabawkę i miałam przez długie lata, potem zaś przekazałam siostrze, a ona zrobiła to, co robi ze wszystkim, co dostaje. Starła na proch. Wielu zabawek, w tym Furby, żal mi do dziś.
***
Część pierwsza: 10 ukochanych zabawek z dzieciństwa #1
Część trzecia: 10 ukochanych zabawek z dzieciństwa #3
Tamagotchi! Pamiętam jak łaziło się z tym w szkole na przerwach! Ja nigdy swojego nie miałam, bo rodzice nie chcieli mi kupić :< Moja ma wystrzegała się wszystkiego co ''chińskie'' i mogłam sobie o nich pomarzyć :/ Łaziłam za koleżankami i błagałam – ''daj trochę no!'' :D Raz koleżanka dała mi na lekcji, to pani zobaczyła i mi zabrała, a potem wąty miała do mnie i się przez tydzień nie odzywała :P Co do tych ''chińskich'' rzeczy to pokemonów też nie mogłam oglądać…
Pieska niebieskiego i pachnącego jagoda miała moja kuzynka, ja nie miałam, a tez zawsze chciałam :(
Furbiego zawsze się bałam. Moja kuzynka miała takiego co rodził jajo, a w jaju był mały Furby :D Zawsze mnie małpa tym straszyła! :P
Ojej, czemu Twoja mama nie chciała w domu azjatyckich zabawek? Że rakotwórcze, ogłupiające czy co?
Jajko rodziła nie Furby, tylko Bulba :)
Że to ogłupiające jest i przepełnione agresją :P
A to mi się pomyliło!
W Tamagotchi nie ma agresji :P Ciekawe, co by powiedziała, gdyby urodziła Cię w obecnych czasach, teraz.
O, to są te zabawki, których nigdy nie chciałam, bo wszyscy mieli je dookoła i wręcz ich nie cierpiałam. Rodzice nie mogli pojąć o co mi chodzi, chcieli kupić, dzieciak nie chciał, haha.
Dziecięcy hipster :P
Ta część akurat zupełnie mnie nie rusza. Nie miałam żadnej z tych zabawek, bo zupełnie mnie nie jarały. Za to przypomniałaś mi o czym planowałam wspomnieć przy poprzednim zabawkowym wpisie. Mi też pieprzone ciecie w szpitalu zabierały maskotki i nimi rzucały… Łączę się w bólu.
Uuu, byłaś słabym dzieckiem? Ja byłam. Bałam się starszych, bałam się młodszych, wszystkich obcych się bałam :P
Trudno mi powiedzieć, czy byłam słabym dzieckiem. Trudno mi się było przeciwstawić całej sali starszych chłopaków, gdy miałam poważnie złamaną rękę.
Spośród tych zabawek najbliższe mi było Tamagotchi – pamiętam jak trzeba było dokarmiać „dziecko” na lekcjach, żeby nie umarło :P Ja akurat najbardziej lubiłam hodować dinozaury.
Cobisia nie miałam i jakoś przegapiłam tą modę, a mojego Furby’ego to już wcale nie pamiętam… Być może spoczywa w którymś z worków na strychu :P
Nauczyciele pewnie byli wniebowzięci, że dzieci zajmują się na lekcjach zabawkami. W dzisiejszych czasach pewnie wytłumaczyliby to jako naukę odpowiedzialności i pozwolili.
Jakie kolory miała Twoja sówka?
Była wielokolorowa jeśli dobrze pamiętam :)
ja miałam tamagotchi kurczaczka w szarym jajeczku z żółtymi dodatkami, to była moja najlepsza zabawka z dzieciństwa
Nie dziwię się. Tamagotchi wymiatało :)
miałam wszystkie 3! ale Tamagotchi zawsze mi zdychał. :(
Mi też zdychał, taki jego los :P Ciągle miało się nowego.
Z tych zabawek bliskie mi jedynie jest Tamagotchi, uwielbiałam się nim zajmować, ale za Chiny nie pamiętam co tam miałam xD Jako dziecko ogólnie lubiłam hodować, miałam nadzieję, że wtedy mama zobaczy jaka to ja odpowiedzialna jestem i kupi mi psa xD Nie mogłam się pozbierać jak zwierzaczek z ekranu zdechł z głodu, również zapomniałam go ze sobą zabrać.. Potem wybłagałam mamę o takie jajka, które (o ile się nie mylę) wkładało się o wody i czekało, nie pamiętam ile tydzień? więcej? Pękało ono, wyłaniał się gumowy stworek, który potem rósł i twardniał :D Miałam dinozaura i smoka xDD
Cobisia miała siostra cioteczna, mi podobało się jedynie to, że był miły. Furby mnie nie jarał, chciałam pieska który chodził :D Potem pojawiły się takie dużo większe i ładniejsze, co reagowały na gwizdki i wykonywały komendy, ale mama twierdziła, że jestem już za duża, a zabawka za droga, by zaraz rzucić w kąt ;(
Ja wychowywałam się z każdym możliwym zwierzakiem, więc zabawki nigdy nie były kartą przetargową do kupienia psa/kota/chomika/… A o zabawkach, które wykluwały się w wodzie z jajka, słyszałam, sama jednak nigdy takiego nie miałam.
Nawet sobie teraz wyszukałam: https://www.youtube.com/watch?v=TVRKdhQLRAw :D
Miałam w dzieciństwie zabawkę bardzo podobną do „Tamagotchi”. Jeny, ile z tym było zabawy. U mnie to zwierzątko mogło wędrować po różnych miejscach, grać w gry, ale nigdy nie umierało :D
Misi Cobisi i Furby jako dziecko nie poznałam, aczkolwiek bardzo podobne zabawki były wtedy na rynku. Myślę, że jakbym teraz poszła na dziecięce stoisko w sklepie, to również dałoby się znaleźć podobne rzeczy, acz „ulepszone”.
Ooo, a co to była za zabawka? Mogłabyś sobie przypomnieć nazwę? Lubię zabawkowe klimaty XX wieku. No, chyba że to już XXI wiek, w sumie nie wiem, jakie lata uważasz za dzieciństwo.
Teraz rzeczywiście wszystko jest ulepszone. Kiedyś „wow” była lalka, która umiała powiedzieć „mama”, a teraz jeśli nie mówi przynajmniej w trzech językach, a do tego nie chodzi, nie płacze i przy okazji nie sprząta po nas, to dziecko nawet na nią nie spojrzy. Inne czasy :)
Urodziłam się w XX ale dzieciństwo już w XXI. To było chyba LPS, oraz jeszcze coś, takie bardziej tradycyjne jak Tamagotchi, ale nazwy nie pamiętam.
Niestety, ale świat się rozwija. Ja np. w wieku 7 lat bawiłam się lalkami, a komputer mógł dla mnie nie istnieć, natomiast moi kuzyni cały czas przed tabletami siedzą, albo mają takie wypasione zabawki :D
o jeju miałam tamagotchi, ale jakieś niemarkowe i zapłakiwałam się za każdym razem jak widziałam rysunek grobu xDD Do tego stopnia, że mama się wkurzyła i roztrzaskała to ustrojstwo :) Najgorsza była noc jak pikał by go nakarmić xDD z Cobisiów nie dostałam nic, ale moja siostra tak… byłam taka zazdrosna i płakałam, ale rodzice byli nieubłagani. Jak siostra nie patrzyła karmiłam jej zwierzaczka ^^ A furby tylko oglądałam w telewizji z wielkimi oczyma :) Oj miałaś traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa jak to się czyta, ale przez to wyrosłaś na silną i niezależną kobietę :)
Traumatyczne? Czemu? Moje dzieciństwo było cudowne. I czemu Twoi rodzice dali Cobisia siostrze, a Tobie nie? Wiek?
Bo nie stać ich było na dwa :) A siostra jest tylko rok starsza… no i w sumie wszystko zawsze lepiej szanowała od takiej psuji jak ja :) Zasłużyła o wiele bardziej :) Ja dostałam coś innego :) Traumatyczny miałam na myśli szpital i te dzieci, oraz ten mały wypadek z bombą xDD Wybacz, że tak napisałam.
Co Ty masz z tym wybaczaniem, przecież ja się nie gniewam :D
Tak! Pamiętam je wszystkie.
Misie cudownie pachniały, ale z mojego zdarł się puszek i zaczynał wyglądać jak gremlin, ale i tak uwielbiałam go i wszędzie ze sobą nosiłam. Furbiego zostawiłam kiedyś w autobusie, mój mózg chyba stara się wymazać te traumatyczne wspomnienia bo niewiele pamiętam z naszej przyjaźni, wiem tylko że w zestawie miał takie piękne, plastikowe kwiaty, którymi go karmiłam.
O, pamiętam gadżety do Furby’ego! Oczywiście mój nie miał, bo był podróbką. A z Cobisia puszek zdarł mi się leciutko, miejscami, i tylko na spodzie.
Julka poważnie wszystko ściera na proch? :D :D :D
W s z y s t k o .
Prawda, ale ma takie zabawki, które wytrzymują dłużej np. do dziś ma całą kolekcje klocków lego, z których można ułożyć dinozaury i drugą kolekcję, z której można było wybudować osiedle domków jednorodzinnych lub wieżowiec. Ma też wszystkie pluszaki – całkiem sporej wielkość z Kubusia Puchatka, ale one leżą już schowane, bo nagle jej się odwidziało i już nie lubi Przygód najcudowniejszego misia na świeci. Miała też lalki z Monster High, których nie pozwalała dotykać żadnej koleżance. I je ma do dzisiaj, choć wszystkie mają poobcinane włosy, J. miała jakieś 3 lata temu fazę na to, że będzie fryzjerką i obcinała wszystkim lalkom włosy, robiąc im fryzury, układają na szczotce okrągłej itp. Teraz już jej przeszło.
Klocki z dzieciństwa się jej zachowały, bo żeby zniszczyć klocki, trzeba być Chuckiem Norrisem albo terminatorem…
Hahahaha nie mogę sobię wyobrazić Juli scierajacej wszystko na proch :D Ale podoba mi sie to okreslenie :D Jak byla mala, miala moze z roczek, to probowala zezrec pilota od telewizora – Olga, pamiętasz? :D Bylas przerazona, ze mama będzie krzyczeć jak wróci z pracy, ale w sumie to nic nie zjadła, tylko obśliniła całego :D
Nie pamiętam tej konkretnej sytuacji, ale pamiętam, że pilota do paszczy ładowała.
Matko z córką :)
O rany, ale sentymenty!
Furby mam 3, choć niestety podróbki z Maka. Jeden jest zmaltretowany przez mojego psa, drugi spoczywa gdzieś w czeluściach szafy, a 3 stoi tuż obok monitora na moim biurku z pluszowym Yodą do towarzystwa i klockami lego z ewokami ze star wars xD 25 lat i dalej same zabawki w pokoju ;_____;
Cobisie były super! Teraz już nie ma takich fajnych zabawek (a może są? Ale jakoś wolę trwac w przeświadczeniu starych ludzi, że „kiedyś było lepiej”)
Osobiście i tak najbardziej tęsknię za zabawkami z kinder niespodzianek. Kiedyś były naprawdę super figurki, a teraz żal ściska dupsko jak się patrzy na ten plastikowy badziew. Gdzieś mam tego całą reklamówkę, ach <3
Pamiętam sówki z Mc, miałam trzy. Biało-czarną w łatki jak dalmatyńczyk, czarną z białymi elementami jak pingwin i chyba brązową. Koloru tej ostatniej nie jestem pewna, bo nigdy jej nie lubiłam, była brzydka.
O Kinder zabawkach nawet nie mów. Teraz to jest Kinder szajs :P Zresztą węcej w kolejnym wpisie :)
Ojej,ale ja się czuję stara przy Tobie bo tylko Tamagotchi miałam . Pierwsze dostałam od chrzestnej czerwone serduszko . Bardzo go lubiłam raz mój piesek miał już 17 dni i akurat miałam go karmić gdy nauczyciel historii mnie wywołał do odpowiedzi i w tym czasie piesek umarł:( . Pamiętam jak z żalem powiedziałam do nauczyciela ,że zabił mi psa:P . Miałam jeszcze dwa inne jajka,ale to lubiłam szczególnie:) .
A jak weszły Cobisie i Furby to ile miałaś lat? ;> Prezentowane dziś zabawki pojawiły się na przestrzeni mniej więcej trzech lat.
Olga ja od lutego mam 30lat:) teraz Furby to mogę kupić mojemu dziecku co ma 3latka:)
Łe, to jeszcze dziecina z Ciebie. Nie postarzaj się ;* W dzisiejszych czasach nie jesteś nawet w 1/3 swojego życia.
Muszka, Ty się nie stresuj. 30 lat to super wiek :) Ostatnio gadałam z mamą o kimśtam i padlo hasło z mojej strony: ojej, 30 lat? To już dorosły facet jest! (I to 'dorosły’ miało wydzwiek taki, jakby ta 30tka byla jakas odlegloscia w latach swietlnych ode mnie i moich znajomych.) A potem uzmyslowilam sobie, ze moj wlasny facet ma 28, także aż puknęłam się w głupi łeb – DORASTAMY :D
Weź nie przypominaj.
Tamagotchi miałyśmy i my ale naprawdę długo musiałyśmy wyprosić rodziców aby nam je kupili. Ostatecznie dostałyśmy jedno jajo na spółkę :/ A to wstawanie w nocy żeby zwierzaka nakarmić pamiętamy do dziś xD
Misie Cobisie faktycznie były dość szeroko reklamowane ale w naszym otoczeniu jakoś nie było specjalnie na nie szału. Nawet nie wiemy czy ktokolwiek go miał :P
A Furby jest na topie do dziś (chociaż my nigdy nie miałyśmy tej zabawki). Wiemy, bo nasza kuzynka, która ma 11 lat ciągle o nich mówi. Ale to jest mega drogie! Taka oryginalna zabawka to nawet 400 zł potrafi kosztować! :P
Kurczę, kilka osób wspomniało o wstawaniu w nocy, żeby karmić zwierzaka z Tamagotchi. Jakoś nie przypominam sobie podobnego problemu. Po to na początku „gry” ustawiało się godzinę, żeby zwierz w nocy spał. Budził się dopiero rano. Przynajmniej tak było z moim.
O rany! Tamagotchi! Ależ miałam na to fazę z kuzynką! Ona była w to tak wkręcona, że prowadziła nawet bloga na onecie i był on chyba jednym z najpopularniejszych, jak nie najpopularniejszym o tej zabawce. :D Ileż my kodów wyszukiwałyśmy, czy łączyłyśmy się ze stroną. Rany. :D Do tej pory (mimo że ma 18 lat…) przyjeżdża czasem do babci z Tamagotchi. :D Hah, od tego chyba zaczęła się jej pasja krajami azjatyckimi. Fajna sprawa. :D
Misie Cobisie – miałam chyba dwa! Ostatnio nawet będąc u babci – znalazłam jednego, pomarańczowego. Jeju, co za cudowny powrót do dzieciństwa.
No i Furby! Jeju one były takie fajne! :D Chociaż kiedyś utożsamiałam je bardzo z filmem Gremliny, czy jakoś tak. Tam takie milusie zawsze nie były… :D Mimo to bardzo fajnie je wspominam i zawsze oczy mi się świecą, gdy mijam te zabawki w Empiku. :D
Kody i strony to już nowsze Tamagotchi, bo one mają połączenie z netem. W klasycznych wersjach takich bajerów nie było, tylko srano, spanko, jedzonko i zabawa. No i szczepienie, którego zwierzak nie lubił :D Parę lat temu miałam ochotę wrócić, ale udało mi się kupić tylko stare i zepsute tamagotchi bez opakowania, które samo się resetowało. Do dupy. A takiego z nowej generacji nie chcę. Jak gdzieś znajdę stare, to pewnie znów kupię.
Hmm, my, a szczególnie kuzynka, jako wierne „fanki” zbierałyśmy i grałyśmy od tych zupełnie podstawowych wersji Tamagotchi. :D Potem dochodziły kolejne wersje do kolekcji, a to na urodziny, a to na święta itd. :D
Dzisiejsze Cobisie to Misie Episie z Biedronki.
Marzę o nim:)
Zgooglowałam – rzeczywiście :) Dawniej były ładniejsze, chociaż możliwe, że przemawia przeze mnie sentyment lub niechęć do miśków (nie lubię ich od małego).