Kulturoznawstwo to kierunek, na którym człowiek uczy się wielu enigmatycznych rzeczy. Z jednymi się zgadza – one pogłębiają nie tylko jego zasób wiedzy, ale również kształtują duchowość, drugie zaś kompletnie odrzuca, denerwując się w duchu, że pewien znany filozof nawymyślał jakichś głupot, których nam, współczesnym, przyszło się uczyć i z którymi musimy się liczyć.
Żeby nie sięgać daleko w przeszłość i nie wyszukiwać przedmiotów jeszcze z czasów licencjatu, zaglądam do bieżącego zeszytu, gdzie widzę takie nazwy jak: estetyka, antropologia kultury, podmiot w świecie mediów, psychosocjologia, filozofia kultury. Czy ktokolwiek ma pojęcie, czym studenci się na nich zajmują? Wątpię. Oczywiście można się domyślać. Estetyka, czyli piękno, antropologia, czyli jakieś małpoludy, podmiot w świecie mediów, czyli coś o radiu, telewizji i internecie, psychosocjologia, czyli jakiś kompletny kosmos, no i na koniec filozofia kultury, czyli Sokratesy, Platony i dumanie o bananie. A przynajmniej tak się wydaje, bo w rzeczywistości żadne z podanych przeze mnie rozwinięć nie jest poprawne. Ale zachęcam do podawania własnych propozycji.
Na ostatnim z wymienionych wyżej przedmiotów zajmujemy się czymś, co dziś postanowiłam wziąć na warsztat, mianowicie odpowiedzią na pytanie:
Czym jest uniwersalność?
Pytanie owo zostało nam zadane na początku semestru, w trochę innej formie. Prowadzący poprosił, żebyśmy anonimowo wypisali na kartkach trzy rzeczy, które według nas mogą być uniwersalne, a więc w każdym miejscu na świecie i w każdym czasie takie same.
Lubię kreatywne zadania, toteż ucieszyłam się, że takie dostaliśmy. Uniosłam dłoń do pisania… po czym zamarłam. Bo właściwie co jest uniwersalne? Prawo? W każdym miejscu na ziemi inne. Ustrój polityczny? Tak samo. Miłość? Nawet w obrębie jednej kultury wyrażana jest na odmienne sposoby, co dopiero między kulturami. Dobro? Bynajmniej, wtedy nie byłoby wojen i konfliktów. Zło? Tak samo. Prawa człowieka? Dobre sobie. Szacunek? Robi się coraz zabawniej…
Ale takie właśnie odpowiedzi padały. Studenci naprawdę wierzyli, że dobro, miłość, pożądanie, zazdrość, prawo… mogą być uniwersalne i wszędzie takie same. Nawet jeśli nie w stu procentach, to na pewno w podstawach. Bo kiedy mężczyzna bierze sobie dziesiątą żonę, to przecież w głębi ducha wie, że robi źle, a jego kobietom jest przykro. Kiedy matka łapie swoją małą córeczkę za nogi i okalecza jej łono kamieniem, żeby nigdy nie poczuła przyjemności i była czysta dla męża, to też w sercu czuje smutek, mimo że dociska dłoń do narzędzia zbrodni. Kiedy Indianin napotyka białego człowieka, to skrycie i z dozą zazdrości marzy, żeby żyć w jego cywilizowanym świecie.
Czy rzeczywiście tak jest? Czy podstawy człowieczeństwa są niezależne od kultury, w związku z czym powinniśmy unifikować świat? Bynajmniej. Ten pogląd nazywa się europocentryzmem. Wskazuje on na fakt, że przedkładamy swoją kulturę nad inne, przez co uważamy, iż my wiemy lepiej, wręcz najlepiej, a cały zły świat jest w błędzie. Na kulturoznawstwie uczymy się, by tego nie robić, by nie patrzeć w ten sposób na rzeczywistość. By poznawać zamiast oceniać. Patrzeć zamiast bezmyślnie się wtrącać. Ruszać głową zamiast ruszać do walki z nieznanym. A poligamii i dzikiego życia Indian, choć mogą się wydawać dziwne, nie wolno nam zmieniać (na to drugie trochę za późno).
Uniwersalność… albo jej brak
Zagadnienie uniwersalności wciąż jednak pozostaje i uwiera w bok. Bo człowiek, czy to kulturoznawca, czy też nie, po cichu marzy o jakiejś ogólnoświatowej wspólnocie, dzięki której czułby nić porozumienia z wysmarowanym błotem człowiekiem z wnętrza dżungli. Marzy o sytuacji, w której każdy – zrzuciwszy z siebie wartości własnej kultury – byłby taki sam. Nagi i po prostu ludzki. Rozumiejący dobro i zło w ten sam sposób, tak samo się wobec nich ustosunkowujący, tak samo myślący.
Za nami połowa semestru, a do niczego jeszcze nie doszliśmy. Więcej nawet: filozofia kultury jest jednym z tych przedmiotów, na których nie można dojść do niczego ostatecznego, bo każdy będzie miał swoje zdanie. Jak z polityką czy religią. Można słuchać, czytać, poznawać, ale koniec końców i tak każdy wyjdzie ze swoim poglądem wciśniętym głęboko w kieszeń.
Czy uniwersalne wartości istnieją?
Wracając zaś do zadania… zastanawiacie się, jakich odpowiedzi udzieliłam ja? Napisałam: złość, smutek/radość, pożądanie. Dodałam, że nie mam na myśli sposobów, w jakie się je przejawia (można pożądać „elegancko” i w związku, a można zgwałcić kogoś w ciemnej uliczce; ze smutku można się popłakać, ale można też kogoś zabić), lecz tych enigmatycznie rozumianych podstaw. Naprawdę wydawało mi się, że każdy w głębi siebie czuje emocje tak samo.
Dziś jednak nie jestem tego pewna. Po pierwsze w grę wchodzi niemierzalność uczuć (bo czego do ich zbadania użyć? termometru?), po drugie są osoby, które podobno zazdrości, radości czy pożądania nie odczuwają wcale. Ach, i po trzecie: emocje to jest coś, co zakrawa o biologię i różne procesy zachodzące w naszym ciele ze względu na hormony, czym kulturoznawca zajmować się nie może, bo i nie o to w jego rozważaniach chodzi.
Dlatego dziś nie wiem. Nadal jestem przesiąknięta tą romantyczną potrzebą wiary, że w ludziach jest coś wspólnego, ale czym mogłoby to być – nie mam pojęcia. Czy dogadałbym się z plemieniem dzikich i wygłodniałych kanibali z drugiego końca ziemi? A może zostałabym zaproszona na obiad, na wszelki wypadek nie dostając do wglądu menu, żeby nie uciec przed rozpoczęciem marynowania?
Chciałabym, żeby miłość i nienawiść, dobro i zło, sprawiedliwość i prawo (byle nie na odwrót) rozumiane były globalnie, ale cóż poradzę, że wcale tak nie jest? Nad tematem uniwersalności głowiło się już tyle mądrych panów (i trochę mniej mądrych pań, jak to w przeszłości bywało), że raczej nie wniosę do dyskusji niczego nowatorskiego. Ale wy, śmiało, próbujcie.
Dzisiejszy dzień spędzam przed tv, opychając się lodami i odpoczywając od myślenia (haha), więc dzisiejsza moja wypowiedź będzie tak ambitna, jak i moje dzisiejsze zajęcia.
Sklepowy rozmiar uniwersalny. Kiedyś ze znajomą zamówiłyśmy takie legginsy (których swoją drogą nie cierpię, ale po domu w tym chodzić można) i na mnie na długość były dobre, a ogółem jakieś za duże, a na koleżankę za krótkie i za ciasne, chociaż jest tylko trochę wyższa i grubsza. Od paru lat na słowo ”uniwersalny” właśnie ta sytuacja mi się przypomina i chyba w najprostszy sposób wyjaśnia, jak bardzo wszystko jest ”uniwersalne”. Tylko w teorii. W praktyce nic nigdy nie będzie wyglądało tak samo.
Czy uczucia są uniwersalne? Nie. Nie chcę się tu rozpisywać, bo by mi cała książka wyszła. :P
Sprawiedliwość, prawo? Również nie. Zły czyn = kara? Zdaje się, że to najprostsza podstawa, funkcjonująca wszędzie, jednak tu tworzy się kwestia 'czym jets zło? kto o tym decyduje?’.
Jedyne, co według mnie może być uniwersalne i to: względnie, to odruchy pierwotne. Człowiek w pewnych sytuacjach na całym świecie zachowa się podobnie. Instynkt powie mu, że np. musi napić się wody, będzie mu zimno – spróbuje się ogrzać. Instynkt chyba można więc nazwać względnie uniwersalnym. Wszystko inne, według mnie, jest bardzo umowne.
Z tą rozmiarówką znam problem :/ Dziesięć różnych sklepów i dziesięć innych rozmiarów „uniwersalnych”. Najlepsze są gacie i rajstopy. Kupujesz, a tu jedne wielkie jak namiot, drugie jak dla noworodka.
Instynkty pierwotne – ok, ale to biologia. Człowiek biologiczny rozumiany jest jako zwierzę i niczym się na tle innych gatunków nie wyróżnia. Kultura to już wyższy poziom.
Dokładnie, więc tylko biologia jest uniwersalna i stała. Chociaz także bywają różne mutacje, odstępstwa od normy.
W kulturze to już chyba nawet nie ma co szukać uniwersalności, szczególnie w tej rozumianej szerzej, niż przez większość osób jako 'muzea i teatry’, czy 'unikanie wulgaryzmów’.
Ale mi dałaś zagwozdkę na niedzielny poranek! :D Uniwersalność czym jest dla mnie? Wiesz co, mimo że wiem, że ona teoretycznie jest to tak szczerze ciężko mi stwierdzić co jest naprawdę uniwersalne. Wszystko jest dzisiaj przecież takie różnorodne, mamy setki odmian różnych rzeczy i tak naprawdę jeżeli znajduje się jakaś rzecz, która pasuje dwóm osobom to czy można to określić jako uniwersalne? Pisałaś np. o uczuciach, że myślałaś, że wszyscy odczuwają je tak samo – no tak to brzmi logicznie w końcu miłość to miłość, a przyjaźń to przyjaźń. Jednak przecież każdy przeżywa ją inaczej, jedni mniej, inni bardziej, jedni tak, a inni w zupełnie różny sposób. Dla jednych miłość to kroczenie razem przez życie tylko z ta drugą ,,połówką” dla innych może być to związek w którym partnerzy oprócz siebie mają też innych partnerów i się na to w pełni godzą i tak dla nich jest okej. Dlatego ciężko powiedzieć co tak naprawdę może być uniwersalne. Emocje raczej bym do tego nie zaliczyła. Pomyślałam o prawie pewnie dlatego, że jest to związane z moim kierunkiem studiów. :D W sensie takim, że stosujemy pewne przepisy tak samo w identycznych sprawach to się zgodzę. Jednak przecież nie zawsze! Ile spraw tyle orzecznictw sądów i jedne wydają decyzje taką, a kolejny w przypadku niemalże identycznym może wydać zupełnie inne rozstrzygnięcie stąd też nie do końca. Może jakieś normy postępowania one wydają się uniwersalne. Tutaj jednak też możemy się przyczepić, że może w społeczeństwie coś jest utarte jako ,,dobre” czy ,,złe”, tak powinniście robić, a tak nie ale każdy w naszej głowie może patrzeć na to zupełnie inaczej. Jeden uzna kradzież za ogromne przestępstwo i grzech, drugi natomiast uzna to za mały występek, który każdy przecież chociaż raz dokonał. Choć zabrzmi to bezsensu ale tak naprawdę wszystko może być uniwersalne i nic jednocześnie…
Nic – zgodzę się, wszystko – absolutnie nie, choć zdanie brzmi dobrze. Nie taka łatwa sprawa.
Ok. Nie nadaję się. Gdy doszłam do momentu o proszeniu o wypisanie 3 uniwersalnych rzeczy, postanowiłam je wymienić, przed kontynuowaniem czytania. Kiedy lista była gotowa, czyli po pary sekundach, doczytałam następny akapit i stwierdziłam, że jestem beznadziejna. Bo oto kiedy u ciebie znalazły się miłość, dobro…
U mnie pierwsze i niepodważalne miejsce zajęła szczoteczka do zębów.
W ten oto sposób postanowiłam zająć się dopracowywaniem rysowania „flagi bez wiatru”. Jak widać, lepiej żebym robiła niż mówiła.
Totalna załamka.
Nie martw się ;* Szczoteczka też może być uniwersalna. Jeden zrobi z niej instrument, drugi umyje nią zęby, a trzeci wyszczotkuje psa :P
Fizjologia jest uniwersalna. Kazdy czlowiek na ziemi odczuwa potrzeby fizjologiczne tak samo. Wszelkie procesy biologiczne zachodzace w naszym ciele sa uniwersalne dla kazdego czlowieka. Odczuwamy tak samo temperatury, bol, bodzce. Fakt – w Kenii czarnoskorym bedzie mniej goraco, niz bialym, ale podstawy, czyli samo odczuwanie upalu, sa takie same.
To nas laczy, wszystkich. Fizjologia w obrebie jednego gatunku. To, co mamy wsadzone w cialo fabrycznie. Uczucia i emocje to juz kwestia mozgu, uwarunkowan kulturalnych itd., ale same podstawy, moim zdaniem, sa uniwersalne. Chyba :D
Tak, w dużej mierze się zgadzam, ale odnośnie fizjologii napisałam, że to nie działka kulturoznawstwa. Fizjologia nie łączy nas z innymi ludźmi, tylko ze zwierzętami w ogóle, zwłaszcza ssakami.
Tak, to nie ta dziedzina, wiem. W sumie fakt, zwierzeta dzialaja na tej samej zasadzie ;)
O________O … … … … … ja pierdzielę w niedziele! faktycznie, Olga miałaś racje! studiujemy dosłownie to samo! jestem na kulturoznawstwie! hahaha omg… wiedziałam, że coś za bardzo podobne rozumowanie mamy xDD czytając tą notkę czuję się jak na jednym z wykładów, z wielkim szacunkiem… pozwól że to przetrawię i nie skomentuje xDD a ja wczoraj takie okrutne rzeczy napisałam o moim… znaczy naszym kierunku :D
Spoko, ja myślę o nim tak samo :) Samorozwój zapewnia jak najbardziej, ale praca… haha. Na którym jesteś roku i w jakim mieście?
to prawda, bo jest naprawdę niesamowicie ciekawy, tyle, że to raczej studiowanie kierunku dla samej przyjemności :) ( choć historia sztuki przyprawia mnie czasem o mdłości xDD) ja na drugim, w Toruniu, a ty? masz jakąś specjalizacje? :)
Ja na pierwszym roku magisterki, no i oczywiście Wrocław. Na licencjacie miałam specjalność krytyka artystyczna, teraz medialną. A Ty jakąś masz?
ooo bardzo ciekawe! ja na pierwszym wybierałam specjalizację na drugi rok, ale nie wiem czy będę ciągnąć te studia na magisterce… i zastanawiam się co dalej… sama nie wiem… a po tych twoich we Wrocławiu jesteś zadowolona? i orientujesz się czy są jakieś proponowane oferty pracy? bo i nad Wrocławiem też się zastanawiałam, ale chciałam być bliżej siostry na marynarce i jestem tu gdzie jestem… ech… wybrałam specjalność związaną z technikami reżyserskimi, ale mam ich tle co kot napłakał…
We Wrocławiu praca na pewno jest, to duże miasto i dużo kulturalnych przedsięwzięć. Zapraszam! :)
Przejrzyj stronkę (brzydka jak noc, ale masz program zajęć itd.): http://www.kulturoznawstwo.uni.wroc.pl/
dzięki w końcu pierwsza osoba, która powiedziała mi, że będzie praca ;) zobaczę i jeszcze kierunkowi pokażę :D
Zadałam sobie to pytanie. W pierwszej chwili wydało mi się takie łatwe, proste, ba banalne wręcz i nagle … zonk. W zasadzie nie ma rzeczy uniwersalnych. Nawet potrzeby fizjologiczne, które podobnie jak Kasi przyszły mi do głowy w procesie eliminacji, też nie są uniwersalne. Każdy odczuwa je bowiem inaczej. Potrzeba głodu, czy pragnienia w zakresie przyjmowania płynów jest inna, próg bólu odczuwany przez każdego tez jest inny. A seks? Przecież jeden lubi kochać się kilka raz dziennie, a innemu wystarczy, że pokocha się raz na miesiąc, albo wręcz wcale. Piszesz Olga, że kulturoznawstwo nie zajmuje się fizjologią, ale w sumie fizjologia jest nieodłączną częścią każdej kultury, dlatego pewnie i Kasi i mi przyszła do głowy :)
Szpilka i Olga – cudownie, że studiujecie to, co daje Wam pasję, co Was interesuje, co poszerza horyzonty. Cudownie, że są tacy ludzie, jak Wy! Olga Ty to wiesz. Praca – tysiące ludzi wykonuje inna prace niż to, jakie kierunki kończyli i wcale nie znaczy, że jest to praca gorsza. Mogę Wam tylko powiedzieć, że skoro świadomie wybrałyście to, co otwiera Wasze umysły, to i świadomie – jak przyjdzie na to czas, dokonacie wyboru, czym macie zająć się w przyszłości, czego Wam z całego serca życzę :)
Uwielbiam niedzielę i Twoje artykuły Czekam na więcej takich niedziel, jak ta :)
Ty nie masz wyjścia i musisz pisać, że cieszysz się z mojego wyboru kulturoznawstwa, bo inaczej przyjdę w nocy i spalę Ci blok :D
Oczywiście żartuję (wcale nie). Cieszę się, że zaglądasz na bloga i jak zawsze zapraszam ponownie!
na szczęście JA NIC NIE MUSZĘ! Co najwyżej CHCĘ! :D
Dla mnie czymś uniwersalnym dla każdej ludzkiej kultury będzie… tworzenie owej kultury i jej pielęgnowanie. Fizjologia fizjologią, ale nas wszystkich jako ludzi łączy coś więcej, niż sama przynależność gatunkowa i czysta biologia. Abstrakcyjne myślenie, wrażliwość na sztukę, procesy tworzenia.
Nie jestem pewna, czy ktorakolwiek z tych rzeczy jest uniwersalna, choc brzmia dobrze. Niektore spolecznosci nie mysla abstrakcyjnie, tylko uzytecznie, nawet bog jest dla nich obecny w drzewach, potokach itd. Wrazliwosc na sztuke – tu bym sie klocila najbardziej. Czasem to, co my mamy za sztuke, dla kultury jest po prostu dzbankiem do picia wody. Sztuka wraz z tego typu naddatkiem pojawia sie wtedy, kiedy zaspokojone zostana pierwotne potrzeby, te niestety czesto wygladaja mizernie (wymierajace kultury). No i procesy tworzenia – w jakim sensie? Kazda kultura ma swoje narzedzie do danej pracy i inaczej je wytwarza.