Dzisiejszy wpis stanowi niejako kontynuację publikacji Dziś pogłaskałam swojego psa, a ty? stworzonej w ramach serii #MyślFilozoficzna. Co prawda poruszam osobny wątek, bo skupiam się na ludziach, ale wtedy też o nich pisałam. Wyjaśniłam, skąd w ogóle wzięli się w mojej głowie, dlaczego wzięłam ich na warsztat i co odkryłam. Byłoby zatem dobrze, gdybyście zaczęli od tamtej publikacji.
Kim jest przyjaciel?
Tę część wpisu równie dobrze mogłabym nazwać: Dlaczego nie mam przyjaciół?. Wszystko przez to, że w ostatnich latach nie potrafiłam dojść do ładu ze znaczeniem słowa przyjaciel. Od czasu do czasu nazywałam tak bardzo bliskie osoby – zazwyczaj wtedy, kiedy przeżywaliśmy wspólnie coś ważnego lub chciałam, żeby poczuli się miło. Najczęściej jednak myślałam o nich w kategorii Ważnych Osób. Etykieta przyjaciele brzmiała nieprawdziwie, sztucznie, wymuszenie, przesadnie.
Odkryłam, że powodem braku przyjaciół wcale nie jest faktyczny ich brak, lecz… błędna definicja. W dzieciństwie przyjaciel oznaczał dla mnie osobę, którą ma się przy sobie niemal zawsze, którą ma się na wyłączność i dla której jest się na wyłączność. Taka relacja łączyła mnie przez ponad sześć lat z Kaśką.
Nie mam przyjaciół
Po „rozstaniu” z Kaśką – precyzyjnie: osłabieniu kontaktu, bo nadal byłyśmy bliskie – sądziłam, że nie mam przyjaciół. Miałam już tylko nieokreślone Bliskie Osoby. Kiedy używałam w stosunku do nich słowa przyjaciel, zawsze występowało z dodatkiem. Przykładowo byli przyjaciele z internetu, przyjaciółka ze studiów, przyjaciel – partner mamy. Nikt nie spełnił kryteriów Przyjaciela przez wielkie P.
Uczucia odwzajemnione i nie
Powyższy fakt oznaczałby, że pierwszą i ostatnią przyjaźń w życiu zakończyłam w wieku mniej więcej trzynastu lat. Żeby odkryć błąd w myśleniu, potrzebowałam… kolejnych siedemnastu. Po tak długim okresie nieposiadania przyjaciół rozumiałam, że przyjaciel wcale nie musi być ze mną zrośnięty. Nie muszę codziennie z nim rozmawiać ani go widywać. Mało tego! Pomyślałam wręcz, nie muszę nawet… być traktowana jako przyjaciółka przez niego. Przyznaję, brzmi to dziwnie. Ale ma sens.
Otóż zdałam sobie sprawę, że możemy kochać bez wzajemności, co ani trochę nie umniejsza naszej miłości. Bez wzajemności możemy lubić, szanować, sympatyzować. I odwrotnie: nienawidzić, nie lubić, gardzić. Żadne uczucie nie wymaga wzajemności. Oprócz – jak sądziłam – miłości przyjacielskiej, którą trzeba dostawać od partnera, inaczej przyjaźń nie istnieje. (Sytuacja wygląda nieco inaczej, kiedy patrzymy na przyjaźń jako na uzgodnioną relację, bo do takiej oczywiście potrzeba co najmniej dwóch osób).
Zmiana definicji
Czy aby na pewno zmiana definicji nie jest oszustwem? Czy jeśli nie mam kota, ale zacznę nazywać Rubi koteczkiem, będę mogła mówić, że mam i zawsze miałam kota?
O ile druga sytuacja jest absurdalna i odpowiedź negatywna stanowi oczywistość, o tyle pierwsza wymaga zastanowienia. Myślę, że wszystko zależy od tego, co dzieje się w „sercu”. Jeśli nie czujemy do ludzi niczego więcej poza sympatią, zmienianie definicji tylko po to, żeby zyskać przyjaciół, jest oszustwem – tych ludzi i samego siebie. Jeżeli jednak stara definicja była stosowana niejako dla obrony własnej i wymówki od przyznawania się do uczuć, zdecydowanie warto ją zmienić.
Kim jest przyjaciel?
Obecnie przyjaciel to dla mnie osoba, której mogę powiedzieć wszystko lub prawie wszystko. Kiedy dzieje się w moim życiu coś bardzo złego – niestety tym dzieliłam się częściej, ale zamierzam nieco nadrobić rzeczami dobrymi! – nie zwracam się do kogokolwiek, tylko do konkretnych osób. Także kiedy mam przemyślenia takie jak dzisiejsze, to właśnie te osoby stanowią pierwszy filtr, z nimi dzielę się nowościami.
Przyjaciel natomiast nie jest osobą, z którą muszę rozmawiać codziennie, ani nawet rozmawiać raz na x czasu, widywać się, omawiać każdą sekundę życia. Taka definicja jest po prostu nie do utrzymania w okresie innym niż dzieciństwo, kiedy ma się mnóstwo wolnego czasu i można przebywać z ludźmi ciągle. Mieszka się w tych samych miastach, często na tych samych osiedlach. Chodzi się razem do szkoły i bawi na jednym podwórku. Nie istnieją opłaty, czynsze, zakupy, głodne rodziny ani psy rzygające po zmianie karmy.
Jesteś moim przyjacielem, nawet jeśli ja nie jestem twoim
Początkowo nowymi przemyśleniami nie chciałam się dzielić z nikim, a już na pewno nie z osobami, które nagle przestałam traktować jako niezidentyfikowane Ważne Osoby. Uznałam, że skoro przepracowałam coś w sobie i dla siebie, powinno zostać we mnie. Że napisanie tym osobom o rozważaniach i wnioskach byłoby pewnego rodzaju próbą wymuszenia rewanżu.
Po kilku dniach stwierdziłam, że jest odwrotnie, a zatrzymanie ważnego odkrycia dla siebie byłoby straceniem okazji do powiedzenia bliskim miłej rzeczy. Wysłałam im więc wiadomości niewymagające rewanżu. Napisałam, że są dla mnie ważni i że traktuję ich jako przyjaciół, nawet jeśli nie czują tego samego w stosunku do mnie. (Asekuracyjnie zaznaczyłam, że nie chodzi o rewanż. Wyjaśniłam też, że miłość przyjacielska jest jak każda inna – można jej nie odwzajemniać, co nie umniejsza uczucia nadawcy). Mam nadzieję, że podarowałam im przynajmniej część radości, jaką mnie sprawiła zmiana myślenia.
Definicja słowa przyjaciel niewątpliwie zmienia się z wiekiem. Tak jak zauważyłaś w dorosłym życiu przyjaźń taka jaką znaliźmy w dzieciństwie jest niemożliwa. Kiedyś czułam się tym rozżalona, dziś uważam, że dorosłe przyjaźnie są w gruncie rzeczy bardziej wartościowe bo opierają się na silniejszych fundamentach.
PS Tak, podarowałaś : )
Dlaczego niemożliwa? Jest jak najbardziej możliwa, ale tylko z osobami, które nie dają się wessać systemowi. Nie dają sobie np. wmówić, że na dziecko trzeba chuchać dokładnie 24h minus czas spędzony w pracy. Winą nie jest wiek, winą nie jest bardziej dojrzały umysł. Winą są oczekiwania społeczne i błotko, w którym każe nam się taplać ta narracja dot. dorosłości.
Dość ostrożnie podchodzę do tego, kogo nazywam przyjacielem, bo już nieraz zawiodłam się na właśnie tak zwanych „przyjaciołach” – głównie w okresie podstawówki, gimnazjum i liceum. Z czasów szkolnych – a konkretniej podstawówki – mam jednak wciąż czwórkę najbardziej zaufanych przyjaciół, którzy nie odwrócili się ode mnie w gorszej chwili i cały czas mogę na nich liczyć, więc co do nich nie mam wątpliwości że są moimi przyjaciółmi, i naprawdę cenię te relacje, bo po takim czasie znajomości mogę im bezgranicznie zaufać.
I cieszę się też, że nawiązałam mnóstwo przyjaźni z okresie studiów – są to oczywiście przyjaźnie z krótszym stażem niż te od czasów podstawówki, ale w dorosłym życiu mentalność ludzi jest inna a i podejście jest bardziej dojrzałe, więc mogę z pewnością stwierdzić, że te osoby z którymi nawiązałam bliską relację w ciągu ostatniego roku są moimi prawdziwymi przyjaciółmi. Dla mnie przyjaciel to taka osoba której po prostu mogę bezgranicznie zaufać, bo wiem, że jest wobec mnie szczera i że zawsze będę mogła na niej polegać.
I co ważne – nie mogę zapomnieć o przyjaźni internetowej, bo w tej sposób również poznałam kilka cudownych przyjaciółek, z niektórymi już przeniosłam relację poza internet do realnego świata :)
Niektórzy też uważają że nie ma takiej „miłości przyjacielskiej”, że i w relacji damsko męskiej nie ma miejsca na przyjaźń – i tu się nie zgodzę, ja mój obecny związek zaczęłam od przyjaźni, więc kiedy zaczęliśmy być razem to się tylko umocniło i w moim chlopaku widzę też najlepszego przyjaciela na którego mogę polegać zawsze i wszędzie <3
Ufff, rozpisalam się, ale przyjazn to dla mnie cholernie ważny aspekt w życiu, bo bez przyjaciół którymi się otaczalam możliwe że bym nie dożyła tego dnia w którym to piszę, jestem im bardzo wdzięczna <3
Ja także miałam problem z definicją przyjaciół.n
Patrzę teraz na osoby którym w dzieciństwie to miano pdzypisywałam, ale już wiem, że daleko było tym relacjom do przyjaźni. Myślę, że wśród dzieci przyjaciół nie ma. To uczucie zarezerwowane dla dorosłości albo raczej dojrzałości. Dziś dostrzegam, że Moi rzekomi przyjaciele byli nimi tylko dla korzyści z tej relacji , niestety jednostronnych. Gdy przyszło co do czego odwracali się ode mnie. Ciosem była niby przyjaciółka z liceum która na studiach znalazła sobie nowy Świat… to gwiazda była… lubiła błyszczeć…
Wejście w etap diet i problemów z odżywianiem oddzielił grubą kreską mnie od ludzi którzy odwrócili się ode mnie nieraz wręcz stroniąc od mojego towarzystwa. Na aplikacji poznałam moją obecną przyjaciółkę Gosię. Drugą choć nie aż tak bliską Agnieszkę. Praca w sądzie zesłała mi Marlenę . Ot co. Teraz wiem co to znaczy znaleźć z kimś wspólny język i wsparcie pomimo przeszkód :)
Jako internetową przyjaciółkę traktuję Anie. Byłam jest moim aniołem stróżem, mentorem. Nigdynie zawodzi. Kieruje na właściwie tory i strofuje kiedy trzeba :) bardzo bardzo jestem jej wdzięczna.
Za przyjaciela mam też Ciebie. Jesteś szczera i bezpośrednia. Do tego nieobojętna. I bardzo do mnie podobna. Oczywiście nie oczekuje wzajemności ale chciałam to wyartykułować, bo myślę, że warto rozmawiać, komunikować co czujemy. Życie jest zbyt krótkie by traktować je jak scenę w teatrze :) dziękuję Wam dziewczyny że jesteście :*