Czy toksyczna miłość to dobra miłość?

To nie jest publikacja o miłości. A w zasadzie jest, lecz wbrew tytułowi nie miłość – toksyczna ani dobra – stanowi jej główny przedmiot. Jest to publikacja poświęcona odwiecznemu, prawdopodobnie nierozwiązywalnemu konfliktowi pomiędzy obiektywizmem moralnym i relatywizmem moralnym. Stawiam w niej pytanie, czy wolno nam oceniać cudze zachowania, wybory etc., ponieważ dobro, zło i reszta są wartościami obiektywnymi i istnieją niezależnie od naszych przekonań, czy jednak nie należy wtrącać się do cudzych decyzji, jeśli nas nie dotyczą, ponieważ jak mu/jej/im pasuje, to jest okej – w myśl relatywizmu moralnego, podług którego dobro, zło i reszta są indywidualne, ustalane przez osoby w związku lub uzgadniane przez daną społeczność.

Toksyczna miłość, toksyczny związek i toksyczny partner wydały mi się wdzięcznymi zagadnieniami do przyjrzenia się kwestii obiektywnej moralności i jej relatywnemu odpowiednikowi. Kiedy pomyślałam o nich po raz pierwszy, w mojej głowie błyskawicznie pojawiła się odpowiedź: oczywiście, że da się stwierdzić, czym jest dobra miłość, a czym jest toksyczna miłość. Przecież wszyscy rozpoznajemy to intuicyjnie, prawda? Dobra miłość to abc, a miłość toksyczna to xyz. Jednak im dłużej o tym myślałam, tym mniej przywiązana czułam się do pierwszej, intuicyjnej myśli. A ponieważ uważam, iż to szalenie ciekawy temat, zapraszam was w podróż po moich przemyśleniach.

Co to jest toksyczna miłość? Co to jest toksyczny związek?

Czym jest dobra miłość?

Abstrahując od indywidualnych wyjątków, w europejskim kręgu kulturowym – również w Polsce, co podkreślam z uwagi na zakusy części Polaków do wyodrębnienia naszego kraju z mniej więcej jednolitej kultury europejskiej czy też zachodniej – dobra miłość to uczucie oparte na wzajemnym szacunku, wsparciu, zrozumieniu drugiej osoby, partnerstwie i uzupełnianiu się, odpowiedzialności za uczucia partnera i związek. Obraz dobrej miłości wywodzi się zarówno z ideałów prezentowanych przez filozofię grecko-rzymską, religię chrześcijańską czy literaturę romantyczną, jak i z ustaleń naukowych, psychologicznych. Dobra miłość oznacza zaangażowanie, zaufanie, otwartość na partnera, emocjonalność, empatię. Dobra miłość jest czymś trwałym i stabilnym, na czym można budować przyszłość – powoływać na świat dzieci, brać razem kredyty, posiadać wspólne dobra materialne.

Jeżeli istnieje obiektywna moralność, albo powyższy opis wyczerpuje definicję dobrej miłości, albo trzeba przyznać, że europejska dobra miłość nie jest aż tak dobra, jak mogłaby być, i czegoś – lub wielu rzeczy – jej brakuje. Jeśli poprawna jest opcja druga, warto zadać sobie pytanie, czego brakuje obecnej dobrej miłości i z jakiego powodu tego nie uzupełniamy, tylko przystajemy na związki trochę fajne, a trochę nie. Natomiast w przypadku założenia, że poprawna jest opcja pierwsza, pojawia się problem kulturowo-historyczny.

  • Problem kręgu kulturowego: Dobra miłość z kręgu europejskiego (zachodniego) nie jest tą samą dobrą miłością, która występuje w kręgu azjatyckim czy arabskim (muzułmańskim). W Azji znacznie bardziej niż w Europie stawia się nacisk na obowiązek wobec rodziny, szacunek wyraża się w sposób inny niż w Europie, znacznie bardziej liczą się skromność, powściągliwość i prywatność (mam wrażenie, że te trzy w Europie nie liczą się wcale lub mają bardzo małe znaczenie). Z kolei kultura arabska opiera się na islamie: zasadach Koranu. Dobra miłość oznacza zobowiązanie, poświęcenie, prywatność i powściągliwość, a także obcy dla Europejczyków nakaz przyjęcia tradycyjnych ról społecznych i akceptację tradycyjnej hierarchii rodzinnej z mężczyzną na czele. Podczas gdy u nas, nawet w silnie katolickiej Polsce, dobra miłość nie musi mieć związku z religią, w kręgu muzułmańskim to absolutna podstawa. Poza tym w Europie dobra miłość oznacza związek dwóch osób, w krajach arabskich zaś mężczyzna może mieć, o ile go stać, wiele żon. Jednocześnie sytuacja odwrotna, z kobietą mającą wielu mężów, jest nie do pomyślenia.
  • Problem epoki historycznej: Jeżeli założymy, że dobra miłość oznacza po pierwsze indywidualny wybór, a po drugie dobrowolny związek dwójki zakochanych w sobie osób, będziemy musieli przyznać, że w minionych epokach historycznych zjawisko to miało miejsce rzadko, a przynajmniej nieporównywalnie rzadziej niż miłość z obowiązku, aranżowana. Przykładowo gdybyście przedstawili swoją wizję dobrej miłości członkom średniowiecznej rodziny królewskiej, skiśliby ze śmiechu. Jeszcze bardziej rozbolałyby ich brzuchy, gdybyście starali się wytłumaczyć, że wydanie za mąż dwunastoletniej dziewczynki to jednak trochę zbyt pospieszne działanie, nie mówiąc już o rozpoczęciu przez nią współżycia zaraz po pierwszej miesiączce. Nawet wasi pradziadkowie mogli pozostawać w związku aranżowanym, czyli kłócącym się ze współczesną wizją dobrej miłości.

Europejska dobra miłość to wybór, równość i partnerstwo. Z innych kręgów kulturowych i wieków wstecz wypływają odmienne obrazy. Czy to oznacza, że współcześni ludzie Zachodu jako jedyni dokopali się do prawdy i mają monopol na definicję dobrej miłości? Jeżeli tak, jakie są na to dowody? (Tutaj warto zaznaczyć, że Europejczycy rozwodzą się częściej niż Azjaci czy Arabowie, więc nasza dobra miłość niekoniecznie okazuje się tak dobra, jak byśmy tego chcieli, a przynajmniej niezbyt trwała). A jeśli nie, dobra miłość musi stanowić konstrukt kulturowy i dlatego wygląda inaczej w zależności od miejsca (społeczności, religii, filozofii etc.) i czasu (polityki, gospodarki, dorobku naukowego etc.). Pierwsza opcja to obiektywna moralność (obiektywny = tak jest), druga – relatywna moralność (relatywny = to zależy).

PS Pogłębiony opis tego, co uważam za dobrą miłość, zaprezentowałam w publikacji Czy przeciwieństwa się przyciągają? Jak stworzyć dobry związek partnerski?, do której przeczytania zachęcam.

Co to jest toksyczna miłość? Co to jest toksyczny związek?

Miłość toksyczna – co to jest?

Dobrą miłość mamy mniej więcej z głowy, czas więc na toksyczną miłość. Co to jest i czym różni się od tej pierwszej? W myśl obiektywnej moralności – prawdopodobnie zakładanej przez większość – jako ludzie potrafimy w sposób naturalny, wrodzony i obiektywny rozpoznać dobro i dobre zachowania, wobec czego opisanie toksycznej miłości nie powinno stanowić problemu dla nikogo ani na żadnym etapie historycznym (chyba że przyjmiemy, iż gdzieś istnieją lub kiedyś istniały społeczeństwa złożone ze złych ludzi, mających za nic moralność). Przyjmujemy, iż toksyczna miłość to taka, w której występują kontrola, manipulacja, uzależnienie emocjonalne (być może dodatkowo inne, np. ekonomiczne). Miłość toksyczną można rozpoznać po ciągłych kłótniach, rozstaniach i powrotach, przemocy fizycznej i psychicznej.

Narzędziami osoby lub osób w miłości toksycznej są m.in. szantaż emocjonalny, poniżanie i dyskredytowanie partnera zarówno na osobności, jak i w obecności innych ludzi. Toksyczna miłość wiąże się z brakiem autonomii jednej lub obu osób w związku, brakiem poczucia stabilności, a także zaniżoną samooceną, brakiem poczucia własnej wartości oraz brakiem pewności siebie. Jej skutkami mogą być depresja, lęki i różnorodne problemy zdrowotne: psychiczne i fizyczne. Tkwienie w toksycznym związku może prowadzić także z jednej strony do prób samobójczych i samobójstwa, z drugiej strony do zabicia partnera (zarówno oprawcy, jak i ofiary).

Na razie tyle, przykłady i analiza później.

Toksyczny związek a toksyczny partner

Na marginesie dzisiejszych rozważań dodam, iż dla mnie toksyczna miłość to pojęcie szerokie, obejmujące zjawiska takie jak toksyczny związek (związek dwóch toksycznych osób lub ewentualnie wyzwalający w partnerach toksyczne zachowania) i toksyczny partner (osoba toksyczna w związku z osobą będącą ofiarą toksyczności). Dla uproszczenia oba zjawiska określam miłością toksyczną lub nawet toksycznym związkiem, jednak uważam za krzywdzące zrównanie toksycznych związków z toksycznym partnerem (osobą toksyczną w związku) – w pierwszym przypadku wina może być rozłożona, w drugim nie. Dodatkowo toksyczny partner to osoba o toksycznych poglądach związkowych, które może wyznawać jeszcze przed wejściem w związek.

Toksyczny związek – przykłady (osoby toksyczne w związku)

Związek toksyczny to dla mnie przede wszystkim taki, w którym tkwią dwie toksyczne osoby. W związku toksycznym dochodzi do nadużyć emocjonalnych, psychicznych i/lub fizycznych. Mogą w nim występować pozytywne zachowania, jednak przeważa wzorzec szkodliwy, prowadzący z reguły do cierpienia obu stron. Nieufność i podejrzliwość zastępują zaufanie, kontrola wypiera troskę, manipulacja staje się zastępstwem komunikacji. Różnicą pomiędzy związkiem toksycznym a związkiem z toksyczną osobą jest fakt, iż dwie osoby toksyczne w związku są równe, krzywdzą się nawzajem, manipulują sobą nawzajem etc.

Wyżej napisałam, że toksyczny związek to również – ewentualnie! – związek wyzwalający w partnerach toksyczne zachowania. Chodzi mi o przypadek ludzi, którzy mają jakieś tam poglądy na temat związku i preferują jakieś tam zachowania. Jeżeli zwiążą się z osobami o podobnej wizji związku, wszystko będzie w porządku. Natomiast jeśli trafią na partnera o odmiennej wizji związku, w obojgu obudzi się demon i wspólnie stworzą toksyczny związek. Nie jestem jednak pewna, czy takie przypadki istnieją. Mam wrażenie, że zwykła osoba po prostu wycofałaby się z relacji, która jej nie odpowiada, natomiast tylko osoba o co najmniej toksycznym potencjale brnęłaby w taki układ. Natomiast podkreślam, iż nie jestem przywiązana do żadnej z tych opcji – może tacy ludzie istnieją, a może nie.

Toksyczny związek – przykłady:

  • zdradzanie się nawzajem celem wywołania u drugiej osoby gniewu lub smutku,
  • używanie wobec siebie przemocy emocjonalnej, psychicznej, fizycznej,
  • celowe łamanie wzajemnych ustaleń dotyczących związku,
  • poniżanie, krytykowanie, wyśmiewanie siebie nawzajem, także przy ludziach,
  • ciągłe kłótnie,
  • rozstawanie się i wracanie do siebie, także wyprowadzanie się i wprowadzanie,
  • naruszanie wzajemnych granic: psychicznych, fizycznych, również seksualnych,
  • niszczenie nawzajem swoich przedmiotów,
  • wzajemne czytanie ukradkiem prywatnej korespondencji, instalowanie na telefonie aplikacji śledzących,
  • zabranianie sobie kontaktowania się z bliskimi osobami, krewnymi czy znajomymi,
  • odizolowanie obu osób od rodziny, przyjaciół,
  • brak równowagi emocjonalnej u obu partnerów.

Oznaki toksycznego związku to również stres, lęk, depresja, przygnębienie, nieufność, niepewność, brak poczucia stabilności, obniżona samoocena u obu partnerów. Toksyczne związki odciskają się na ich uczestnikach, a także bliskich.

Co to jest toksyczna miłość? Co to jest toksyczny związek?

Toksyczny partner – objawy (toksyczny człowiek w związku)

To, co z boku może się wydawać związkiem toksycznym, a nawet może mieć pewne oznaki toksycznego związku – np. ciągłe kłótnie, rozstania i powroty czy też naruszanie wzajemnych granic – w rzeczywistości może być związkiem toksycznego partnera z ofiarą jego toksycznych poglądów i zachowań. Zmanipulowana, uzależniona emocjonalnie i mająca zaniżoną samoocenę osoba może chcieć pozostawać w relacji z toksycznym partnerem nie dlatego, że jej to odpowiada, ale z innych powodów, np. wmówionego przekonania, że nie czeka jej nic innego, albo po prostu miłości.

Toksyczny partner – objawy:

  • hierarchia w związku i dominacja jednego partnera, odpowiadające tylko temu partnerowi,
  • wymuszanie na partnerze preferowanych zachowań, w tym seksualnych,
  • wymuszanie na partnerze zmiany poglądów i przyjęcia wartości wyznawanych przez dominującego partnera,
  • emocjonalny szantaż partnera,
  • jednostronna kontrola korespondencji i zachowań partnera,
  • jednostronna przemoc emocjonalna i psychiczna, a także fizyczna (w tym seksualna),
  • osaczenie i odizolowanie partnera od jego znajomych, aby należał wyłącznie do dominującego partnera albo utrzymywał kontakt jedynie z rodziną i znajomymi dominującego partnera,
  • krzywdzenie partnera i tłumaczenie, że: A) tak właściwie to dla jego dobra, B) to wyłącznie z jego winy,
  • zadowolenie ze smutku, przygnębienia, rozbicia i uzależnienia od siebie partnera,
  • oczekiwanie od partnera posłuszeństwa, karności, tłumaczenia się z decyzji i zachowań.

Toksyczny partner – moje doświadczenie

Dla mnie związek z toksycznym facetem oznaczał m.in. wybieranie mi ubrań (np. zakaz noszenia latem bluzki bez pleców, a także nakaz kupienia staników, chociaż przed związkiem ich nie nosiłam i taką mnie poznał), oczekiwanie zerwania relacji z kolegami (w tym kategoryczny zakaz spotykania się z kolegami sam na sam), zakaz uczestniczenia w sesjach zdjęciowych innych niż portretowe, zakaz rozmawiania z ludźmi na tematy seksualne (w tym zakaz opowiadania erotycznych żartów czy też śmiania się, kiedy ktoś je opowiada), oczekiwanie seksu (przy czym nie chcę nie oznaczało nie, więc mimo braku ochoty na seks powinnam była zaspokoić partnera), czytanie mojej korespondencji i oczekiwanie braku posiadania blokady ekranu (ponieważ w związku nie ma prywatności, chociaż jakimś trafem partner nie musiał pokazywać swoich rozmów), włamanie się na moje konto w komunikatorze i ukradkowe czytanie rozmów przez długie miesiące, manipulację słowną (np. słowa nigdy nikt nie pokocha cię tak jak ja w chwili, w której nie chciałam z nim być), manipulację emocjonalną (np. bycie czułym i dziękowanie tuż po tym, jak wbrew sobie kupiłam niechciane części garderoby albo uprawiałam seks i byłam wyraźnie przybita z tego powodu, a czasem nawet płakałam), karanie emocjonalne (np. obrażanie się i pretensje za to, że nie chodzę w rozpuszczonych włosach, choć on tak wolał, mimo iż ja wolałam związane, wyrzucanie ze znajomych z Facebooka i usuwanie/ukrywanie wspólnych zdjęć po kłótniach). Co charakterystyczne dla ofiar takich sytuacji, przez lata po rozstaniu wierzyłam, że to był toksyczny związek, a nie związek z toksycznym facetem. Tłumaczyłam sobie, że przecież ja też naruszałam jego granice i właśnie z tego wynikały konflikty.

Dzisiaj tak nie uważam. Cudownym zbiegiem okoliczności tylko jego granice odbijały się na moich zachowaniach: to ja miałam zerwać kontakty z kolegami, przestać widywać się z kolegami sam na sam, zmienić sposób ubierania, dawać czytać swoje wiadomości, uprawiać seks na zawołanie i niezależnie od stanu zdrowia, wykonywać tylko sesje zdjęciowe zaaprobowane przez partnera etc. Dodatkowo nigdy wcześniej ani nigdy później nie byłam w toksycznej relacji z chłopakiem, podczas gdy on równie cudownym zbiegiem okoliczności wobec poprzedniej partnerki miał część tych samych zastrzeżeń, które miał wobec mnie i które zasługiwały na karę emocjonalną czy psychiczną (np. za mało seksu, za mało czasu spędzanego tylko we dwoje, głównie w domu, za dużo kontaktów ze znajomymi, potencjał zdrady z niemal każdym).

Ostatecznie chyba podstawowe oznaki toksycznego partnera to chęć dominacji rozumianej jako kontrola, zarządzanie, manipulacja, przemoc każdego rodzaju i brak szacunku do drugiego człowieka jako odrębnej istoty wchodzącej w dobrowolną relację.

Co to jest toksyczna miłość? Co to jest toksyczny związek?

Toksyczne związki a toksyczne zachowania w związku

Na koniec definiowania zjawisk z zakresu toksycznej miłości zaznaczę, iż związek toksyczny to dla mnie przeważające toksyczne relacje w związku. Czym innym są pojedyncze toksyczne zachowania w związku, które zapewne mogą się zdarzyć w każdej relacji romantycznej, nawet uznawanej za dobry związek (cóż, nie ma ideałów).

Przykładowo jeśli kobieta pójdzie na spotkanie z dwiema przyjaciółkami i od obu się nasłucha, że właśnie przyłapały mężów na zdradzie dzięki przejrzeniu ich telefonów, może wkręcić się w tę narrację tak bardzo, że po powrocie do domu ukradkiem sprawdzi wiadomości swojego biednego, niewinnego partnera. Dla mnie jak najbardziej jest to toksyczne zachowanie w związku, natomiast nie jest to jeszcze związek z toksyczną kobietą (ona jest toksyczna) ani tym bardziej toksyczny związek z kobietą (oboje są toksyczni). Podobnie facet może zareagować na zmianę koloru włosów przez partnerkę próbą wyśmiania jej i w ten sposób skłonienia do powrotu do poprzednich, które preferował. Toksyczne zachowania w związku? Jak najbardziej, ale jeszcze nie związek z toksycznym facetem.

Czasem ludziom odbija, wychodzi z nich niska samoocena, dają o sobie znać złe doświadczenia z poprzednich związków czy w ogóle przeszłości. Wszelako zamiast popracować nad sobą i zaufaniem do obecnego partnera, przerzucają na niego ciężar złego samopoczucia. Tak oto rodzą się toksyczne zachowania w związku, które jednak wierzę, iż da się przegadać, jeśli związek jest dobry i do tej pory polegał na wzajemnym szacunku i akceptowaniu autonomii partnera.

Toksyczna miłość i związek toksyczny a obiektywna moralność

Jeżeli istnieje obiektywna moralność, wszyscy ludzie doskonale wiedzą i zawsze wiedzieli, czym jest dobry związek, a czym jest toksyczny związek – po prostu niektórzy indywidualnie lub ogólnospołecznie decydują bądź decydowali, że z jakiegoś powodu właściwszy będzie ten drugi. Obiektywna moralność zakłada, że nie tylko wiemy, co dobre, ale także dzięki tej wiedzy możemy oceniać postępowanie innych.

Dzięki przyjęciu obiektywnej moralności możemy pomagać osobom, które tkwią w toksycznym związku i nie potrafią się z niego wydostać. Ba! możemy pomagać również takim, które ze względu na zaniżoną samoocenę nawet nie wiedzą, że mają toksycznego partnera. W takich przypadkach pomoc polega na przekonaniu ofiary do wyjścia z toksycznego związku bądź wyrwanie jej na siłę. Z kolei toksyczne osoby w związku można np. skłonić do terapii, aby w przyszłości tworzyły satysfakcjonujące i dobre relacje.

Obiektywna moralność ma jednak pewne słabości. Po pierwsze mierzymy się z problemem innych kultur, w których np. dobry związek nie wyklucza tego, że mężczyzna ma kilka żon lub kochanek, zarządza kobietą, która musi go słuchać, jednostronne kary są akceptowalne, a aktywność seksualna stanowi obowiązek partnerki. Po drugie stajemy wobec długiej historii, w której aranżowane małżeństwa, wydawanie za mąż dziewczynek i hierarchia rodzinna z mężczyzną na czele były powszechnie akceptowanym standardem. I po trzecie nawet we współczesnej zachodniej kulturze, również wokół nas, istnieją związki, które sami możemy uznać za toksyczne, ale ich uczestnikom taki układ pasuje. Przykładowo ja za toksyczne relacje z partnerem uważam takie, w których kobieta zarabia, ale oddaje całość pieniędzy mężczyźnie, ten zaś zarządza nimi i decyduje, kiedy ona może coś kupić, a kiedy nie (np. na wakacjach nie wolno jej kupić dwóch lodów dziennie, bo robi się za gruba). Ale być może jej to pasuje – lubi, jak decyduje za nią facet, natomiast wypominanie, że za dużo je i tyje, działa na nią motywująco. Nie mamy dostępu do jej umysłu, więc nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy naprawdę jej to odpowiada, czy tylko tak mówi (wie, że nie) bądź tak jej się wydaje (myśli, że tak).

Co to jest toksyczna miłość? Co to jest toksyczny związek?

Miłość toksyczna i toksyczność w związku a relatywizm moralny

Relatywizm moralny w piękny sposób rozwiązuje wymienione wyżej problemy. Relatywista mówi: to zależy, po czym wymienia od czego – mentalności, światopoglądu, religii, filozofii, czasu historycznego, wartości, przekonań etc. Może nawet chodzić o indywidualne preferencje. Relatywność bowiem odnosi się zarówno do ustaleń społecznych (to zależy od uzgodnień wewnątrz danej grupy; relatywizm kulturowy), jak i do osobistych przekonań (to zależy od poglądów konkretnej osoby; relatywizm subiektywny/indywidualny). Relatywizm moralny nie tylko nie uznaje obiektywnych wartości, ale także nie ocenia wartości wyznawanych przez jakichkolwiek ludzi.

Dzięki relatywizmowi moralnemu mogą istnieć związki wyglądające w różny, nawet skrajnie odmienny sposób. Dla obiektywistów katolickich dobrym związkiem może być jedynie relacja dwóch heteroseksualnych osób przeciwnych płci. Ale już dla obiektywisty niereligijnego lub relatywisty związek homoseksualny ma szansę być równie dobry. Ponadto dobrym związkiem dla relatywisty mogą być zarówno relacja partnerska, jak i relacja hierarchiczna, oraz tak samo związek zamknięty, jak i związek otwarty. Ogólnie na cokolwiek zgodzą się partnerzy – nawet jeśli mowa o poniżaniu, biciu, głodzeniu czy czymkolwiek podobnych – mieści się to w ramach dobrego związku. Relatywnie, czyli dla nich.

Jak się zapewne domyślacie, relatywizm moralny prowadzi do jeszcze większej liczby problemów niż przyjęcie obiektywnej moralności. Kiedy uznamy, że dobre jest to, co komuś pasuje, otwiera się pole do nadużyć i działań niezgodnych z prawem (skrajny przykład z życia: dwie osoby umówiły się, że jedna zje drugą; chociaż obu to pasowało, ta, która zjadła, poszła do więzienia za morderstwo i kanibalizm). Toksyczni partnerzy mogą żerować na ofiarach o zaniżonej samoocenie, które nie będą miały odwagi wyznać nikomu prawdy bądź nie będą świadome, iż są ofiarami. Nikt im nie pomoże ani nawet nie powinien próbować, ponieważ skoro im pasuje, jest okej. Poza tym nie powinniśmy czuć się smutni, przybici ani wściekli – nawet jeśli to nasza bliska osoba pozostaje z toksycznym człowiekiem w związku – ponieważ obiektywne dobro ani zło nie istnieją.

Dalej nawet jeśli mamy wśród znajomych dwie osoby toksyczne w związku, które doskonale zdają sobie sprawę z toksyczności wspólnej relacji, ale im to odpowiada – bo przez huśtawkę emocjonalną i ciągłą burzę hormonów czują, że żyją – nie mamy prawa ingerować. W porządku, to jest związek toksyczny, ale ponownie: skoro im pasuje… Dodatkowe kłopoty pojawiają się w przypadku ofiar z syndromem sztokholmskim, depresją lub innymi zaburzeniami psychicznymi, a także szantażowanych, zmanipulowanych czy zaszczutych. Na dobrą sprawę im również pasuje tkwienie w toksycznym związku. Jak już wspomniałam, główny problem wynika z faktu, iż nie da się nikomu zajrzeć do głowy i stwierdzić, czy aby na pewno pasują mu dane zachowania. Mamy tylko słowa, deklaracje i zapewnienia, które wcale nie muszą być zgodne z prawdą.

Relatywizm moralny w odniesieniu do relacji romantycznych może mieć efekty śmieszne, niezrozumiałe lub co najmniej kuriozalne. Dobrą miłością bowiem może być miłość romantyczna do zwierzęcia (pragnienie wzięcia ślubu z psem lub co gorsza odbywania z nim stosunków), przedmiotu (marzenie o spędzeniu życia z kukłą) bądź czegokolwiek abstrakcyjnego (energii świata, nie wiem). Może jednak mieć rezultaty okropne, chociażby w postaci przyzwolenia na wchodzenie w relacje małżeńskie i intymne z małymi dziewczynkami czy w ogóle dziećmi. Z punktu widzenia relatywizmu moralnego to sytuacja zupełnie w porządku, bo po pierwsze jeśli danej społeczności to pasuje, a po drugie jeśli danej osobie (oprawcy) to pasuje, wszystko jest dobrze. Jedynie z punktu widzenia skrzywdzonego dziecka jest to relatywnie złe.

Co to jest toksyczna miłość? Co to jest toksyczny związek?

Niewłaściwe i/lub toksyczne relacje z partnerem a obiektywność i relatywność moralna – szara strefa

W pierwszym odruchu większość ludzi – jak mniemam – opowie się za istnieniem obiektywnej moralności. Jeśli jednak zrobiłam poprawne założenie, dlaczego tak rzadko interweniuje się chociażby słownie w obliczu toksycznych relacji w związku? Absolutnie każdy ma w swoim otoczeniu choć jedną osobę, która jest lub była w związku, w którym dochodziło do co najmniej niewłaściwych – na razie poprzestańmy na takich – zachowań. Na szybko do głowy przyszedł mi ojciec albo w ogóle męska część rodu niewstający od stołu, bo im korony z głów pospadają, jak sami przyniosą sobie herbatę (obraz widziany w wielu rodzinach). Jak na to reagujemy? Nijak. Skoro tym kobietom pasuje.

Orzeknięcie, że ktoś jest dorosły i tak wybrał, stanowi miecz obosieczny. Czasem dwie osoby zgadzają się na egzotyczny układ, w którym my za żadne skarby nie chcielibyśmy być, ale im to faktycznie pasuje i tworzą dobry związek. A czasem jedna z tych osób zgadza się na coś kuriozalnego typu związek jednostronnie otwarty na przykład ze względu na brak pewności siebie, kompleksy i strach przed samotnością. To nie są pozytywne motywacje do pozostawania w związku, a już zwłaszcza toksycznym związku.

Istnieje rozległa szara strefa zachowań, które nie do końca wiem, jak ocenić. Dla mnie dziwne i niepokojące jest to, że niektóre kobiety dobrowolnie rezygnują z pracy zawodowej, nie zarabiają, nie mają swoich funduszy ani nawet konta bankowego, a wszystko po to, aby stworzyć idealny dom dla męża i ewentualnie także dzieci. Równocześnie dają sobą zarządzać, wybierać sobie ubrania lub regulować spożywane posiłki, bo traktują mężczyznę jako wyrocznię. Z jednej strony skoro im pasuje, z drugiej jednak takie oddanie autonomii jest dla mnie alarmujące. Nie wiem, w którym miejscu przebiega granica pomiędzy co kto lubi a toksycznym związkiem, w który warto zainterweniować. Nie wiem nawet, co lub kto taką granicę wyznacza, zwłaszcza gdyby miała być obiektywna. I dodatkowo jeśli jest obiektywna, dlaczego w XXI wieku pozwalamy, aby w innych kulturach krzywdzono ludzi (głównie kobiety, jeśli chodzi o związki)?

Względem potencjalnej granicy mam znacznie więcej pytań. Przykładowo dlaczego granica moralności nie jest tym samym co granica interwencji? Przez granicę moralności rozumiem punkt, w którym poczucie mam do czynienia z czymś dobrym lub neutralnym przemienia się w poczucie mam do czynienia z czymś złym. Z kolei przez granicę interwencji rozumiem punkt, w którym podejście szanuję twój wybór zmienia się w muszę coś z tym zrobić. Pomiędzy momentem, w którym poczujemy, że dzieje się coś złego, a momentem, w którym podejmiemy akcję, może się wydarzyć bardzo dużo. Czasem moment podjęcia akcji nie nadchodzi nigdy i na przykład dochodzi do zabójstwa albo innej okropnej sytuacji w toksycznym związku. Załóżmy jednak, że mamy do czynienia ze względnie lekkim przypadkiem toksycznej osoby w związku. I tak póki tylko wyzywa i poniża partnera, nie interweniujemy, bo to ich sprawa. Ze stuporu wyrwie nas być może agresja fizyczna toksycznego partnera, ale i to nie zawsze.

Uważam to za szalenie ciekawe. Uznajemy coś za obiektywnie złe i krzywdzące dla słabszej osoby w toksycznym związku, lecz jakby jeszcze za mało krzywdzące, żeby się wtrącić. Czyli w jakiś sposób zakładamy, że skoro im pasuje, jest okej. Zgadzamy się, żeby trochę krzywdzić ludzi – do takiego stopnia, który nie pogwałci naszego poczucia moralności (powyżej pewnego poziomu krzywdy będziemy mieli wyrzuty sumienia, że nie zareagowaliśmy). Po co nam taka obiektywna moralność, skoro wcale nie stoi na straży dobra, lecz jedynie walczy ze złem, które jest na tyle duże, że nie można go dłużej ignorować?

Co to jest toksyczna miłość? Co to jest toksyczny związek?

Podsumowanie: dobra miłość i toksyczna miłość – obiektywne czy relatywne?

Mogłabym napisać, że najbliżej mi do przekonania, iż obiektywna moralność istnieje jedynie w pewnym sensie, w granicach wyznaczanych przez procesy biologiczne. W tak rozumianej obiektywności moralnej nie ma kategorii dobra ani zła, tylko np. odczuwanej krzywdy fizycznej lub psychicznej (przy czym krzywda nie jest tym samym co zło, ponieważ może być odczuwana także przez osoby, które na przykład przechodzą zabieg lub operację bez znieczulenia, chociaż ten krzywdzący w danym momencie proces działa na ich przyszłościową korzyść). Wówczas obiektywnie toksyczny związek obejmowałby przykłady takie jak fizyczne znęcenie się nad partnerem, gwałcenie partnera, gnębienie psychiczne partnera etc.

Pojmowana w ten sposób obiektywna moralność, mieszcząca się w ramach naturalizmu – czyli twierdzenia, iż wszystko na świecie da się wytłumaczyć prawami przyrody, bez odwoływania się do bytów nadprzyrodzonych – jest zgodna z moim przeczuciem zaprezentowanym we wstępie, czyli: oczywiście, że da się stwierdzić, czym jest dobra miłość, a czym jest toksyczna miłość. Napisałam, że rozpoznajemy to intuicyjnie, co podtrzymuję i w czym widzę wynik biologicznego odróżniania krzywdy od przyjemności. Kiedy dowiaduję się, że jakaś osoba znajduje się w sytuacji, w której sama doznałabym krzywdy, mam podstawy, by założyć, iż ona również jej doznaje.

Jeżeli jednak mam się trzymać dokładnych definicji obiektywnej moralności i relatywizmu moralnego, opowiadam się po stronie tego drugiego. Zaproponowana wyżej naturalistyczna obiektywna moralność wcale nie jest dosłownie rozumianą moralnością, tylko zdolnością rozpoznawania stanów przyjemnych i nieprzyjemnych dla ciała i umysłu (nie mówi zaś niczego o tym, czy w związku preferowana jest krzywda, czy przyjemność). Wybieram relatywizm moralny, bo nie uważam, by na świecie istniały obiektywne bądź absolutne wartości. Wszystko, co uznajemy za dobro lub zło, ustaliliśmy sami na bazie doświadczania przyjemności i krzywdy, korzyści i strat etc.

Z powyższego akapitu mogłoby wynikać, że jednak uważam, iż toksycznej miłości nie da się rozpoznać ani nawet zdefiniować, bo co komu pasuje, jest okej. Otóż niezupełnie. Mimo opowiadania się za relatywizmem moralnym uważam, że warto mieć prawo (system prawny) i obyczaje chroniące jednostki przed doznawaniem krzywdy. Chociaż doznanie przeze mnie krzywdy ze strony jakiejś osoby nie byłoby obiektywnie złe – byłoby złe jedynie relatywnie dla mnie i ewentualnie moich bliskich, z kolei dla oprawcy mogłoby być relatywnie dobre – z oczywistych względów wolałabym jej nie doznać. Chciałbym, aby społeczeństwo, w którym żyję, broniło mnie, dlatego zgadzam się bronić innych i jednocześnie przystaję na rezygnację z części swoich praw (np. prawa do bezkarnego krzywdzenia ludzi).

Co to jest toksyczna miłość? Co to jest toksyczny związek?

Dobra, wróćmy do miłości toksycznej. Co to jest, jak ją definiować? Dla mnie wyznacznik stanowi krzywda co najmniej jednego partnera. Jeśli człowiek w związku znęca się nad partnerem fizycznie, psychicznie lub emocjonalnie, ten zaś przystaje na przykre dla niego traktowanie wbrew sobie, są to oznaki toksycznego związku. Konkretne przykłady znęcania się ustala się jednak indywidualnie, bo po prostu są relatywne i zależą od światopoglądu oceniającego człowieka. Jeden za toksyczność w związku uzna nawet drobne codzienne uszczypliwości dotyczące wagi, bujności włosów, ilości zmarszczek, wiedzy czy intelektu partnera, dla drugiego zaś to zwykłe przekomarzanie się, a za oznaki toksycznego partnera uzna dopiero bicie pasem, przypalanie papierosem i oblewanie wrzątkiem. Aby nie pogubić się w gąszczu osobistego relatywizmu moralnego, możemy zdać się na relatywizm kulturowy, czyli intersubiektywnie (społecznie, kulturowo) przyjęte oznaki toksycznego partnera. Mogą one być inne dla naszej kultury, inne dla pozostałych kultur, poza tym inne dla epok historycznych.

Istnieją też pozornie toksyczne związki, czyli nieszablonowe relacje z punktu widzenia chociażby chrześcijańskiego. Pierwszy przykład: związek otwarty. Inne: związek poliamoryczny, biały związek, związek seksualny pana z niewolnicą, związek dominy ze sługą. Dla mnie to nie jest miłość toksyczna ani w żaden sposób negatywna, o ile każdy z partnerów wchodzi w relację z wyboru, dobrowolnie, a następnie nie doznaje niechcianej krzywdy (co innego bowiem, gdy jest to krzywda chciana, chociażby w związku opartym na BDSM) i czerpie z niej satysfakcję. Dodatkowo wróćmy na sekundę do przykładu z poprzedniego punktu: kobiet zostających w domu i zrzekających się autonomii na rzecz mężczyzny. Nijak tego nie rozumiem i pozwolę sobie zachować nieufność wobec rzekomego świadomego wyboru takich kobiet. Niemniej jeśli tylko zarzekają się, że to ich wybór, nie będę się upierać, iż jednak związek toksyczny.

Skoro toksyczny związek to krzywda, a dobra miłość to dobrowolność, brak krzywdy i satysfakcja, trzeba jeszcze poruszyć wątek osób tkwiących w toksycznym związku, które albo zaprzeczają naszym podejrzeniom (z dowolnego powodu), albo nie zdają sobie sprawy ze swojego położenia (także z dowolnego powodu). Z takimi osobami chyba jest najgorzej, bo skoro utrzymują, iż wszystko znajduje się w porządku, możemy błędnie zakwalifikować je do drugiej grupy (tej dobrowolnej). Moim jedynym pomysłem na teraz jest uważne przyglądanie się bliskim osobom, które wydają się mieć toksyczne relacje z partnerem. Skoro są nam bliskie, dobrze je znamy. Jesteśmy w stanie zauważyć zmiany w ich zachowaniu, gestach, mimice, emocjach, pewności siebie, w skrajnych przypadkach także ciałach. Toksyczne relacje w związku mogą spowodować, że nie będą przypominały dawnych siebie. (Czasem zaś warto zastanowić się, czy to przypadkiem nasz bliski nie jest toksyczną osobą w związku).

Im rychlej zadziałamy, tym lepiej. Szybkie wyjście z toksycznego związku zostawi mniejszy ślad na psychice – i ciele, jeśli to tego typu toksyczny partner – a co za tym idzie mniej odciśnie się na późniejszych relacjach romantycznych (zresztą nie tylko romantycznych). Poza tym jeśli nieformalny związek toksyczny przemieni się w toksyczny związek małżeński, będzie trudniej się oswobodzić. Oczywiście na każdym etapie można i warto uwolnić się z toksycznego związku, po prostu osoba toksyczna w związku małżeńskim może utrudniać rozwód. Co istotne, w całym tym procesie ogromne, kluczowe wręcz znaczenie mają determinacja, odwaga i gotowość ofiary do zostawienia toksycznego partnera. Niestety narzędzia pomocy bliskich osób są ograniczone, bo mają do dyspozycji tylko wsparcie, głównie psychiczne poprzez rozmowy, czasem także finansowe lub materialne (np. dach nad głową). Powrót do toksycznego związku jest tak popularny wśród ofiar, że droga wychodzenia z niego, tj. znacznego uniezależnienia psychiczno-emocjonalnego, może być długa, wyboista, kręta i trudna także dla pomagających. Trzeba się zatem uzbroić w siły psychiczne, w tym cierpliwość.

Co to jest toksyczna miłość? Co to jest toksyczny związek?

***

Podsumowując: Da się zdefiniować toksyczny związek i prawidłowo rozpoznać oznaki toksycznego partnera. Ponadto warto pomóc osobie tkwiącej w toksycznym związku, jeśli jest dla nas ważna i zależy nam na jej dobru. W moim rozumieniu jednak nie wynika to z istnienia obiektywnej moralności, czyli twierdzenia, że ofierze obiektywnie dzieje się coś złego. Nie ma obiektywnego zła. Istnieje za to wcale nie mniej przykra krzywda relatywna – zarówno rozumiana przez nas indywidualnie, jak i ustalona intersubiektywnie we współczesnej kulturze zachodniej. Jeżeli zatem dane zachowanie uważamy za naganne moralnie osobiście i/lub kulturowo, a dodatkowo wiąże się ono z brakiem dobrowolności ze strony obojga partnerów, mamy zielone światło do działania.

Jeśli natomiast zostaje spełniony tylko pierwszy warunek, tj. dane zachowanie uważamy za naganne moralnie osobiście i/lub kulturowo, ale partnerzy są w relacji dobrowolnie, nie doznają niechcianej krzywdy i czerpią satysfakcję, lepiej powstrzymać się od ingerencji. Prawdopodobnie jest to po prostu przypadek zderzenia odmiennych kodeksów moralnych, w których dobry związek definiowany jest inaczej.

3 myśli na temat “Czy toksyczna miłość to dobra miłość?

  1. Hmm jak zawsze zmuszasz do zastanowienia. W sumie w temacie toksycznej miłoscii, wskazując na jej intensywnosc, emocjonalne wzloty i upadki, moga byc mylone z prawdziwym uczuciem. To zjawisko jest fascynujace, bo pokazuje, jak czesto mylimy dramat z namietnoscia, albo glebia naszego uczucia.

    Toksyczna milosc dla mnie podobna jest do telenoweli, jest burzliwa, ciagle sie zdarzaja zwroty akcji (rozchodza sie, wracaja, kloca i godza). W efekcie ta ich milosc przeradza sie w uzaleznienie, tak mi sie przynajmniej kojarzy. Nawyk podobny do kawki co rano do sniadania.

    Ciekawie jest tez spojrzec z psychologicznego punktu widzenia, co w sumie odnosi sie do poprzedniego komentarza. Taka toksyczna milosc bazuje na mechanizmach wspoluzaleznienia, gdzie jedna osoba to ofiara, a druga to zbawca. Zachodzi troche taka chora dynamika, ktora wciaga, bo nawet przez pryzmat medialnego przekazu – tworzymy iluzje, ze milosc wymaga poswiecenia, czasem walki, dramatu, emocji buchajacych jak para z lokomotywy. Wydaje mi sie, ze zdrowa relacja to taki bardziej serial obyczajowy, gdzie moze nie ma tylu fajerwerków, ale przynajmniej jest poczucie komfortu i bezpieczenstwa.

    Mozna sie zastanawiac co zrobic zeby unikac wpadniecia w taki zwiazek. Dla mnie numero uno to uswiadomienie sobie, ze milosc to nie rollercoaster emocji gdzie wszystko musi byc takie och i ach. No dobra moze w poczatku tak jest bo nam hormony buzuja, ale wlasnie potem powinna byc juz oparta na solidnych podstawach od nich nie zaleznych. Mowiac poetycko czasem lepiej zrezygnowac z burzliwej, upojnej nocy, a zaczac cieszyc sie spokojnym, przyjemnym porankiem. No i co to za milosc gdy bedac w relacji jestes bardziej zmeczony niz po maratonie. Jesli tak jest to warto sie zapytac czy to nie dobry moment na przemyslenie trasy.

    1. Długo zastanawiałam się nad odpowiedzią. W zasadzie niemal od chwili, w której dodałaś komentarz, bo zaglądam na blog parę razy dziennie. Na bazie doświadczenia nie mogę zgodzić się z Tobą w kwestii tego, że uczucie charakterystyczne dla miłości toksycznej może być „mylone z prawdziwym uczuciem”, choć w rzeczywistości nim nie jest. Według mnie to także jest pełnoprawna miłość. Nie rozumiem jej i nie podzielam, bo jak kogoś kocham i z nim jestem, chcę dla niego dobrze, jednak jestem głęboko przekonana, iż osoby kochające w sposób toksyczny naprawdę kochają – i to do szaleństwa – tylko z jakiegoś powodu, zapewne innego dla każdej z tych osób, wyrażają to w sposób okrutny dla obiektu miłości.

      Osobiście przez wiele lat intensywną miłość pełną płaczu i zranienia traktowałam jako tę prawdziwą i właściwą. Kiedy doświadczałam w związku problemów i smutku, czułam się jak na roller coastrze (a na moje nieszczęście uwielbiam wesołe miasteczka). I oczywiście miałam syndrom zbawcy, o którym napisałaś – mój facet jest okrutny, ale przy mnie się zmieni, ja mu pomogę i naprawię go. Kiedy związałam się z Marcinem, było zupełnie inaczej. Żadnych afer i dram, żadnych fajerwerków, ciągle spokojnie i normalnie. Marcin był dla mnie tak miły i dobry, że aż – z perspektywy czasu wstyd o tym pisać – zaproponowałam mu, żebyśmy się rozstali. (Gwoli usprawiedliwienia: nie tylko dlatego, ale to był jeden z dwóch głównych powodów). I faktycznie rozstaliśmy się na kilka miesięcy. Nadal się spotykaliśmy, tylko jako przyjaciele. W tym czasie dużo myślałam nad sobą i naszą relacją. Odkryłam, że chociaż nie jestem poddawana torturom emocjonalnym jak w poprzednim związku, wcale mi tego nie brakuje. Wręcz przeciwnie, wreszcie czułam, że jestem szanowana jako człowiek. Odkryłam również, że nie wyobrażam sobie życia bez Marcina, a kiedy on powiedział mi to samo, uznaliśmy, że nie ma sensu się tylko przyjaźnić i trzeba znowu być razem. Obecnie uważam, że to mój najlepszy partner. (Ale nadal nie sądzę, by poprzedni mnie nie kochał. Po prostu nie rozumiem, dlaczego dla niego okazywanie miłości to znęcanie się nad kimś).

      Podsumowując, według mnie fajnie przeżyć fajerwerki, a nawet doświadczyć okropnej relacji. To sporo uczy i pomaga zrozumieć, czego chce się od życia. Może dzięki temu, może z uwagi na wiek, a może przez jedno i drugie dzisiaj nie mam wątpliwości, że przez życie chcę iść tylko z facetem, który jest spokojny, poukładany psychicznie, a przede wszystkim jest moim przyjacielem i szanujemy się nawzajem jako ludzie.

      1. Hmm, moze wyrazilam sie w poprzednim komentarzu zbyt ostro, bo faktem jest, ze no wlasnie – to jest kochanie do szalenstwa. Wiec dla mnie to troche wykrzywienie uczucia, ktore wrecz staje sie choroba.

        Mega sie ciesze, ze znalazlas kogos przy kim czujesz sie dobrze. To znaczy, ze masz ogromny szacunek do samej siebie i bardzo poukladane w glowie.

        Zdróweczka dla Was i Rubi <3

Dodaj komentarz

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.